Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2008, 17:04   #110
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Obudził się sam. W dodatku z okropnym bólem głowy i lędźwi. Słońce już wzeszło na tyle wysoko, że swobodnie docierało na strych stodoły przez nierówności między belkami ścian i prześwity w słomianym poszyciu dachu. Jens zmrużył otworzone oko gdyż jeden ze złośliwszych promieni padał mu właśnie na twarz. Odruchowo odsunął głowę i jęknął z bólu łapiąc się za nią gdy pulsowanie wzmogło się wraz z tym mimowolnym ruchem.
~ Piwo z winem… Co mnie u licha podkusiło?
- Ou… Au, aj! – syknął nagle gdy wychyliwszy się do dziury w podłodze skrzyżował mocniej nogi.
~ Ki czort??? ~ Bóle przyrodzenia zawsze dla każdego mężczyzny były powodem do najszczerszych obaw, toteż i teraz Jens mocno zaniepokojony sprawdził pospiesznie czy wszystko jest na swoim miejscu. Chociaż tyle dobrze.

Podniósł się ostrożnie na twardych deskach układając sobie w głowie wydarzenia dnia wczorajszego.
- A kto tam na górze?! – dochodzący z dołu głos Swena był, mimo pijackiej chrypki, nadal bardzo łatwo rozpoznawalny.
- A weźże się tak nie drzyj – jęknął młody łowczy i na powrót opadł na płasko na deski żałując, że w ogóle odpowiedział. Słowa były jak chleb na wody płynące kaca.
- Jens? To ty?? – drabina zatrzeszczała gdy ktoś zaczął po niej szybko wchodzić. Po chwili nad deską podłogową ukazała się kędzierzawa głowa Swena – a co ty tu… aaaaaa. Nic nie mów – przerwał z głupim uśmiechem spojrzawszy na dość duże „wyleżysko” jakie powstaje na ogół po dwójce śpiących ludzi – albo nie. Powiedz która.
- Bura. Mleka byś przyniósł…
- A tobie co? Giez cię ugryzł? Ja tu od rana haruję i jeszcze mam ci mleka nosić… powiedz, że która. Stolko mówił, że cię z bękarcicą widziano, aleśmy z Olafem mu nosa utarli, że bzdury gada…
- A czep ty się swojej Neli – uciął Jens i od razu pożałował tych słów. Westchnął i zamknął oczy.

Swen spojrzał na brata najpierw z żalem, a potem po zrozumieniu jego słów z rosnącym oburzeniem.
- Nie musiałeś mi przypominać… Nie chcesz gadać to nie. Tak czy siak, plotkeśmy w zarodku zgnietli. Rodzina to rodzina. To i mu powiedzielim, że chyba tylko on mógłby być tak głupi, by się z Silią ciurlać. Nie mówiąc już o tym, że każdy ojciec by takiego batogiem przećwiczył to i mawiają, że od tego ptak może uschnąć…
- Co takiego??? – młody łowczy podniósł głowę gwałtownie nie zważając na ból i spojrzał na brata wzrokiem prawie, że opętanego.
- No wiesz… uschnąć…jak dziadowi… Jens? Ty chyba nie…
- Nie wiem… -
próbował gorączkowo przypomnieć sobie czy po pójściu spać, nie budził się później - Obiecaj, że nie powiesz tatkowi.
Swen patrzył na niego jakby zobaczył właśnie ducha.
- Czyś ty do reszty w tym zamczysku oczadział?! Urok na ciebie rzuciła!
- Obiecaj… proszę, Swen…

Brat wyraźnie nie mógł się zdecydować. Po chwili tylko pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- No dobra. Nie powiem… Ale co? Usechł ci?
- Starszyś, a głupiś! Wierz dalej w co baby gadają, a daleko nie zajdziesz –
odparł gniewnie młody myśliwy bardzo samemu chcąc w to wierzyć…

Znacznie później gdy wypił, jak mu się wydawało pół wiaderka mleka i poprawił pozostałym po wczorajszej hulance łyczkiem miodu z kwaterki, trzeźwość myślenia zaczęła mu powoli wracać. Sam nie wiedział co go podkusiło. Owszem. Dziewka nawet bardziej niż niczego sobie, ale nie przypominał sobie by się jeszcze kiedyś tak za jakąś zatracił… no i niechby się wydało. Może Swen miał rację i to jaki urok był? Ale jeśli dobrze gadał, to mus było Jensowi się z kimś mądrym porozumieć. Nie to, że wiary dawał każdemu gadaniu, ale sprawa była nad wyraz żywotna.
~ Najlepiej byłoby do Helgi iść ~ myślał wyławiając z wiaderka mleka parę much, która uporczywie próbowała się wydostać z tej matni po drewnianej ściance naczynia ~ Ale ta to jeszcze gotowa doprawić. Trzeba z kimś kto zrozumie…

Wstał w końcu z drewnianej ławki stojącej przed gospodarstwem ojca i ruszył przed gospodę zobaczyć gdzie też Aldym może się podziewać. Oby tylko Silia go nie dojrzała, bo i strach teraz było z nią rozmawiać. Zastawszy jednak tylko Lillę i Eleva zajętych walką na kijki skierował się do domu starego garncarza. Kapłan Sune szczęśliwie był w pobliżu.
- Aldym! Poczekaj no – krzyknął za towarzyszem młodzieńczych bójek – Mam taką sprawę…
Podbiegłszy do niego rozejrzał się, czy nie ma w pobliżu gdzieś rodziców kapłana i ciągnął dalej:
- Bo widzisz. Ja wiem, że baby to gadają brednie częściej niż co mądrego, ale… tak wolej bym nie kusić złego. Słuchaj… Czy jak się kto z czarodziejką… hmm… no wiesz… tak jak z inną dziewką, to czy od tego… może us… może się stać co złego?

***

Nie czuł się jakby miał wyjeżdżać. W ogóle nie czuł jeszcze tych wszystkich zmian, które miały nadejść. Dopiero krótkie i jak zwykle treściwe słowa ojca przed gospodą sprawiły, że młody łowczy spojrzał na Talgę z pewną ulgą. Tak jakby nic mu już tu nie kazało siedzieć. Uścisk ojcowskiej prawicy i szybkie spojrzenie było dość znamienne i oznaczało koniec jakiegoś epizodu i początek nowego, złego bądź dobrego. Do tej pory stary Bjorn okazał taki gest tylko czwórce synów, którzy poszli do ożenku. Co miało spotkać Jensa, tego stary nie wiedział, ale miał nadzieję, że będzie dobrze… teraz czekała pilniejsza robota przy krowach.

Mimo, że pierwszy raz Silię widział dziś w gospodzie Andersonów, starał się zawsze znajdować po przeciwnej niż ona stronie. Wiedział, że nic w wydarzeniach wczorajszego wieczoru nie było normalne, a nikt inny jak ona nie mógł maczać w tym palców. Ból lędźwi był już tylko lekkim dyskomfortem więc nie musiał nawet teraz gdy już wyruszyli, wydłużać kroku, ale niemniej wrażenie niepokoju pozostało. Poza tym czuł się trochę oszukany w tym wszystkim. Szedł więc na początku z rzadka dyskutując z Elevem co do doboru dalszej trasy, którą chłopak im na dzień dzisiejszy wytyczył. Jens w pełni zgodził się z nim by bory omijać. Byli za małą grupą, by czuć się bezpiecznie, a za dużą, by mieć pewność uniknięcia zbójców, lub co gorsza goblinów. Niemniej podczas postojów odłączał się by rozejrzeć po gorzej niż średnio znanej mu okolicy łąk i pastwisk. Niby nic nie miał konkretnego na celu, ale jak mawiał stary Jasper, nigdy nie zawadzi zwiedzieć się więcej o każdym miejscu. Choćby po to, by nie wpaść przez przypadek na trzy małe różowe warchlaczki, co łacno skończyć się może śmiercią. Jensowi nie udało się jednak znaleźć niczego poza wyglądającą na opuszczoną lisią norą.

Trochę go pod koniec dnia zaczynało denerwować, że i Silia się na niego nie ogląda. Było to dla niego absolutnie niezrozumiałe, ale uznał, że widocznie czarodziejka niczym modliszka cel swój mściwy osiągnąwszy straciła nim zainteresowanie. Będzie musiał bardziej uważać na wiedźmy wszelakie.

Sołtys Krull okazał się człowiekiem poczciwym i uczynnym. Jens nie był pewien, czy dlatego, że tak już miał, czy też dlatego, że po prostu przyszli tu w znajomym mu towarzystwie. Łowczy jak łatwo było się domyślić, nie znał się na ludzkiej naturze przez co i problemom często musiał stawić czoła gdy na za dużo sobie pozwolił. Zapytany więc bezpośrednio przez kupca sam nie był do końca pewien czego Elev od niego oczekiwał, skoro sam mógł wszystko wyłuszczyć.
- Ano goblina po prawdzie to jeden z psów wywęszył i choć psisko wielkie było, nim bestie zagryzło, samo niestety ducha wyzionęło. Goblin szczęśliwie takoż jednak sczezł i stądeśmy się dowiedzieli o ich tu bytności. Przypadek można by rzec więc na pewno są tu od niedawna, a co za tym idzie może ich przybywać.

Elev szczęśliwie dalej sam rozmawiał z Tybaldem i dopiero gdy dyskusja stanęła na podjęciu decyzji, a Lilla i ta przeklęta Silia wypowiedziawszy swoje zdanie, wyszły do stodoły, Jens odezwał się ponownie:
- Mi tatko zawsze mówił, że za darmo to nic nie ma. Brałbym co daje i tyle... I w razie niech, któremuś z nas coś się stanie, to niech medykamenty zapewni i bynajmniej nie o wino idzie… choć to wino ponoć jedno z najprzedniejszych i trupa by na nogi postawiło… - uśmiechnął się wesoło – Tak czy siak pięć srebrników piechotą nie chodzi…
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline