Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2008, 07:35   #208
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Paskudna to droga była, nie dla ludzi zaiste. I parękroć o włos jeno nie zjechał pan Jaksa na sam dół, w śmierci być może objęcia.
I widać było, że nocą nikt by drogą tą, a raczej bezdrożem, nie przeszedł, kark by najwyżej skręcił.

Zboczem szli, a na nieba tle mury widzieli podniszczone, jednak silne i wysokie na tyle, że wnijść by się tędy nie dało. Pozostawała zatem jeno furta owa tajemna, jeśli pacholik prawdę powiadał, a nie głupoty przez pijaczynę opowiadane.

Wreszcie i wieżyce dwie minęli, czasu zębiskami mocno nagryzione, a potem ścieżkę ujrzeli, stromą bardzo, co w dół, ku rzece chyba prowadziła. Ale pewnym tego pan Jaksa nie był, bo mrok zapadał i widać dobrze nie było, a schodzić i sprawdzać zamiaru nie miał. Otarł pot z czoła i odetchnął głęboko, jako i inni uczynili, jeno gorzałki do ust nie wziął, zmęczenie bowiem wchodzeniem powodem do ślubu łamania nie było.

A gdy do murów ścieżką doszli i furtę znaleźli, którą, chocia ukryta dobrze była, wymacać się dało. Solidna owa furta była, żelazem okuta. I złodziej dobry rady by tu nie dał, bo od środka zawarta była, na skoble albo i belkę, bo zamka wymacać się nie dało. Topór dałby jej radę, albo i z prochem puszka, ale wonczas o wnijściu cichym zapomnieć by mogli.

Wraz z ciemnością i zimno przyszło. Zawinął się pan Jaksa zatem w burkę, co ją ze sobą zabrał i nie żałował teraz, chocia przy wchodzeniu mocno mu zawadzała, takoż i na traf jakowyś szczęśliwy czekać począł. Wracać drogą, którą przyszli i tak nie mogli, chyba żeby który pochodnię zapalił, co głupotą by było straszliwą.

"Kto po ciemnicy takowej łazić będzie" - pomyślał pan Jaksa i czasu straconego żałować trochę począł, gdy nagle furta skrzypnęła cichutko.
Zdziwił się pan Jaksa mocno, ciekaw zarazem, jakowy to desperat z zameczku się wymyka. Takoż i doczekał się.
I przeżegnał się pan Jaksa, gdy sylwetki dwie, nad wyraz wysokie, z zamku wyszły, jako że na ludzi niezbyt wyglądały, o głowę od człeka zwykłego wyższe. A stały owe stwory przy wejściu i stały, jakby czekając na coś albo i szukając czego... I przez to wnijść nijak się nie dało do zamku, bo alarm od razu by się zrobił.
W dół dwaj ludzie owi, alibo stwory insze w końcu ruszyli, a oni sami przed furtą, którą znów zawarto, zostali.

"Idą po kogoś i wracać zaraz zamiarują" - pomyślał pan Jaksa, jako że skobla zasuwania nie słyszał.

Do ucha pana Ankwicza ucho przysunąwszy szepnął pan Jaksa:
- Wchodzim? Furta zamknięta, ale zda się, że nie na zamek czy skobel. Trza by jeno ciut wyższym zdać się...

A pomyślał pan Jaksa, że gdyby tak z burki tobołek zrobić i na głowę go włożywszy drugą burką się nakryć, to i wzrostu by przybyło... Co w mroku zmylić by mogło tego, co furty pilnować musiał.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-12-2008 o 10:30. Powód: Szczegóły złapania oddechu po ścieżki odnalezieniu ;)
Kerm jest offline