Administrator | Paskudna to droga była, nie dla ludzi zaiste. I parękroć o włos jeno nie zjechał pan Jaksa na sam dół, w śmierci być może objęcia.
I widać było, że nocą nikt by drogą tą, a raczej bezdrożem, nie przeszedł, kark by najwyżej skręcił.
Zboczem szli, a na nieba tle mury widzieli podniszczone, jednak silne i wysokie na tyle, że wnijść by się tędy nie dało. Pozostawała zatem jeno furta owa tajemna, jeśli pacholik prawdę powiadał, a nie głupoty przez pijaczynę opowiadane.
Wreszcie i wieżyce dwie minęli, czasu zębiskami mocno nagryzione, a potem ścieżkę ujrzeli, stromą bardzo, co w dół, ku rzece chyba prowadziła. Ale pewnym tego pan Jaksa nie był, bo mrok zapadał i widać dobrze nie było, a schodzić i sprawdzać zamiaru nie miał. Otarł pot z czoła i odetchnął głęboko, jako i inni uczynili, jeno gorzałki do ust nie wziął, zmęczenie bowiem wchodzeniem powodem do ślubu łamania nie było.
A gdy do murów ścieżką doszli i furtę znaleźli, którą, chocia ukryta dobrze była, wymacać się dało. Solidna owa furta była, żelazem okuta. I złodziej dobry rady by tu nie dał, bo od środka zawarta była, na skoble albo i belkę, bo zamka wymacać się nie dało. Topór dałby jej radę, albo i z prochem puszka, ale wonczas o wnijściu cichym zapomnieć by mogli.
Wraz z ciemnością i zimno przyszło. Zawinął się pan Jaksa zatem w burkę, co ją ze sobą zabrał i nie żałował teraz, chocia przy wchodzeniu mocno mu zawadzała, takoż i na traf jakowyś szczęśliwy czekać począł. Wracać drogą, którą przyszli i tak nie mogli, chyba żeby który pochodnię zapalił, co głupotą by było straszliwą. "Kto po ciemnicy takowej łazić będzie" - pomyślał pan Jaksa i czasu straconego żałować trochę począł, gdy nagle furta skrzypnęła cichutko.
Zdziwił się pan Jaksa mocno, ciekaw zarazem, jakowy to desperat z zameczku się wymyka. Takoż i doczekał się.
I przeżegnał się pan Jaksa, gdy sylwetki dwie, nad wyraz wysokie, z zamku wyszły, jako że na ludzi niezbyt wyglądały, o głowę od człeka zwykłego wyższe. A stały owe stwory przy wejściu i stały, jakby czekając na coś albo i szukając czego... I przez to wnijść nijak się nie dało do zamku, bo alarm od razu by się zrobił.
W dół dwaj ludzie owi, alibo stwory insze w końcu ruszyli, a oni sami przed furtą, którą znów zawarto, zostali. "Idą po kogoś i wracać zaraz zamiarują" - pomyślał pan Jaksa, jako że skobla zasuwania nie słyszał.
Do ucha pana Ankwicza ucho przysunąwszy szepnął pan Jaksa:
- Wchodzim? Furta zamknięta, ale zda się, że nie na zamek czy skobel. Trza by jeno ciut wyższym zdać się...
A pomyślał pan Jaksa, że gdyby tak z burki tobołek zrobić i na głowę go włożywszy drugą burką się nakryć, to i wzrostu by przybyło... Co w mroku zmylić by mogło tego, co furty pilnować musiał.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-12-2008 o 10:30.
Powód: Szczegóły złapania oddechu po ścieżki odnalezieniu ;)
|