Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2008, 15:58   #24
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Muzyka


Julian szedł powoli przed siebie, a echo jego kroków obijało się po wodnistych ścianach. Im bardziej zbliżał się do telewizora, tym większe napięcie wyczuwał w powietrzu. Zupełnie, jakby był obserwowany. Jego powolne kroki zdawały się trwać tysiąclecia, a im bliżej był celu, tym czas się wydłużał. W końcu, jego ręka ostrożnie chwyciła pilota i nacisnęła czerwony guzik. Rozległ się błysk i…

Krew była wszędzie. Upiornie buczący monitor świecił się purpurową poświatą, w pewien obelżywy sposób przyciągając wzrok chłopaka. Chciał się odwrócić, zamknąć oczy, wyłączyć ten koszmar, który rozgrywał się przed jego oczami. Nie mógł. Po prostu nie mógł przestać patrzeć na tę makabrę.

Na ekranie pojawił się nieznany Julianowi mężczyzna z odciętą głową. Leżał na podłodze, cały w swojej krwi. Pod nim widniały szczątki krzesła, niektóre przebijające jego ciało na wylot. Obok, nieprzytomny, leżał sam oglądający.

Mężczyzna był martwy.

Julian odwrócił powoli głowę i spojrzał na pobliskie krzesło. Dokładnie w tym miejscu miał leżeć nieznajomy. Może, gdyby je odsunąć, człowiek by przeżył?

Może…

Chłopak rzucił się na krzesło i kopnął je z całej siły, aż uderzyło o ścianę, wzbijając w niebo piaskowe krople, lśniące w porannym świetle.

Nagle, krzyk wypełnił wnętrze głowy Juliana, jednocześnie obijając się szerokim echem po całym świecie. Matczyński chciał chwycić się za uszy, tarzać w ziemi i krzyczeć z bólu, ale nie mógł. Po jego ciele przebiegł lodowaty dreszcz. Krople zamarzły w locie, przemieniając się w płatki śniegu. Nie tylko one. Całe miasto zmieniło się w zimną otchłań. Ściany domów zmieniły się w tafle lodu, a u góry rozległo się niepokojące skrzypienie. Jedno, drugie, trzecie. Potem tylko…

TRZASK!!!

Czas znów spowolnił. Julian powoli spojrzał w górę, nie mogąc wyjść z osłupienia. Z górnych pięter spadał mężczyzna z telewizora, przebijając jedną taflę za drugą. Był blisko, coraz bliżej, a jednocześnie tak daleko. Jego majestatyczny lot wprawiał chłopaka w zachwyt, a także przerażał jego serce. Wiedział, że musiał mu pomóc, coś zrobić. Było jednak zbyt późno. Mógł tylko odsunąć się i zakryć głowę rękoma. Po chwili rozległ się drugi trzask, w momencie, w którym biedak uderzył o zamarzniętą ziemię. Drżący Julian powoli wyprostował się, modląc do Boga, by wizja nie okazała się prawdą. To, co ujrzał, przeraziło go bardziej niż alternatywa z odciętą głową, choć człowiek przeżył. Kilka metrów od niego leżał on, poobijany, zakrwawiony. Lodowe odłamki pocięły jego ciało, żłobiąc obficie krwawiące rany. Najgorsze jednak było to, co mroźne sztylety zrobiły z okiem biedaka…

Mój dobry Boże!

NIE!!!


Kryształowy pazur wbił się głęboko w oczodół mężczyzny, nieodwracalnie uszkadzając oko. Julian mógł tylko patrzeć, jak biała maź wypływała z oka, niczym jakaś groteskowa parodia łzy. Nie był w stanie nic zrobić. Padł na kolana, zszokowany i z żołądkiem podchodzącym do gardła. Miał ochotę uciec, drzeć na sobie skórę, zapaść się pod ziemię, byleby nie widzieć tego, co się stało.

Muszę mu pomóc

Dygocąc na całym ciele, chłopak wstał i powoli doczłapał się do rannego, patrząc na jego ręce, by jego wzrok nie spoczął na zmasakrowanej twarzy. Chwycił go pod pachami i przerzucił jedną rękę przez swoje ramię, by łatwiej nieść poszkodowanego. Zrobił jeden ociężały krok, potem drugi. Poruszał się przed siebie, w kierunku wyjścia, popychany do działania jakąś dziwną siłą. Możesz to nazwać Bogiem, Przeznaczeniem, determinacją. Fakt faktem, jakoś udało mu się dojść do drzwi.

Coś się działo w około, to pewne. Gdzieś coś zaskrzypiało, ktoś coś krzyczał do Juliana, gdzieś indziej rozległ się kobiecy krzyk, dmuchnięcie wiatru, dźwięk stóp pędzących po śniegu. W uszach Juliana wszystkie te dźwięki zlały się w jeden chaotyczny szmer, nieodbierany przez świadomość i krążący do woli po podświadomości. Świat zdawał się być obok chłopaka, mozolnie idącego do przodu. Jakieś ręce wykonały nieokreśloną operację przy ciele Matczyńskiego, jakiś ciężar spadł z jego ramion, jakiś głos znów krzyknął jakąś komendę. Coś się zmieniło…

Nagle, mężczyzna zniknął z otoczenia Juliana!

Oszołomiony chłopak musiał poświęcić parę sekund, by uprzytomnić sobie fakt, że jego podopieczny zniknął. Przerażony, omiótł wzrokiem okolicę, szukając biedaka. Znalazł go, był noszony przez Mike’a. Sheff oddalał się z nadludzką prędkością od budynku, pragnąc pomóc rannemu. Ale przecież tylko Julian mógł leczyć…

Chłopak ruszył biegiem przed siebie, próbując doścignąć Mike’a. Na próżno, mężczyzna był coraz dalej i dalej, mimo szczerych prób Juliana. Matczyński przyspieszył, docierając do granic swoich możliwości. Nie mógł już być szybszy, a mimo to Sheff był ciągle daleko.

- Zabijesz go! Wracaj! Muszę go uleczyć, muszę!- krzyczał rozpaczliwie, modląc się, by mężczyzna zatrzymał się. Ciągle biegł, patrząc za rannym i krzycząc do towarzysza. Jego ciało miało dość. Julian stracił równowagę, machając rozpaczliwie rękami. W końcu upadł na ziemię, boleśnie obcierając sobie kolano i wyziębiając ręce. Próbował wstać, lecz oblany zimnym potem, zmęczony i poobijany mógł tylko kucnąć.

- Wracaj, słyszysz?! Wracaj!!!- krzyknął za niedawno poznanym mężczyzną.

Musiał pomóc, musiał. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby człowiek zginął z jego winy. To przez niego, wszystko przez niego! Trzeba było użyć Daru jeszcze w budynku.

-Wracaj tu, dupku!!!

Ocali go, musi ocalić. Musi…
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 13-12-2008 o 13:13.
Kaworu jest offline