Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2008, 22:34   #27
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Fascynujące miejsce. - Samuel Lameh z wolna zmierzając w kierunku pozostałych członków Rodziny, czekających już na parkingu. Nie mógł oderwać wzroku od monumentalnej budowli z początków wieku jaką był most Golden Gate. Aura tego miejsca przenikała go, tchnąc w jego dawno już martw ciało wprost emanującą z niego energię. Przez ten most wkraczano do tego miasta, pełnego możliwości i nadziei na lepsze jutro. Było jego wizytówką. Oczywiście, były jeszcze mosty Oakland Bay oraz Hayward ale one się nie liczyły, były niczym przy splendorze tej złotej bramy...
Lameh rozmarzył się, żałując że nie uczestniczył w powstaniu tej fascynującej konstrukcji. Nie zmieniało to jednak faktu że zamierzał wykorzystać ją do swoich celów. W myślach, przyznał że brakowało mu obecnie pełnej pewności siebie. Dopiero widok mostu rozwiał jego obawy, dręczące go odkąd wstał tego wieczoru.

Regentka Stern, podczas spotkania, zwracała się do niego bez formalnych zwrotów ich Przymierza. Mimo to przydzieliła mu zadanie jako przedstawiciela Ordo Dracul w zespole mającym za zadanie rozwikłać jakąś kryminalną zagadkę. Początkowo przewidywał że Regentka, będąca również Wielkim Smokiem przewidziała jego udział jako zmuszenie go do przełamania swoich ograniczeń, jakimi było jego przywiązanie do swojego schronienia i biura. Był pewien, że Regentka interesuje się tym osobiście, gdyż -jako Ventru, tak jak on sam - dostrzegła w młodym bądź co bądź członku Rodziny, kandydata na ucznia. Niestety, brak formalnych zwrotów i zupełnie pominięcie etykiety Zakonu stawiały jego teorię pod znakiem zapytania.
Zamiast uroczystego przywitania pełnym tytułem, zawoalowanym w patetyczne zwroty i pompatyczne określenia, z ust Julii Stern usłyszał przywitanie, uprzejme i z zachowaniem stosownej etykiety, ale jednak tylko przywitanie dwojga wampirów z rodu Ventru. Czuł się zawiedziony. Wiedział jednak że to może być tylko kolejna próba, mająca zakwestionować jego lojalność i priorytetowe stawianie dobra Zakonu ponad własne konotacje wewnątrz klanowe i typową przy nich walkę o wpływy i status...

Obecnie jednak, porzucił rozważania nad tym problemem. Nie przyspieszał kroku, zmierzając ku oczekującym spokojnym i pewnym krokiem. Był pewien że jest przed czasem, nawet bez patrzenia na zegarek. Zatrzymał się na moment, by spojrzeć raz jeszcze na most Golden Gate...



-Dobry wieczór Pani Szeryf, dobry wieczór panom. -Samuel Lameh ukłonił się uprzejmie. Tu przyznał że nigdy nie był pewien jak zachować się w materii przywitania z Księciem ani jego obecną tu córką. Dalekowschodni dystans i uprzejmy ukłon, o stosownym do jej statusu kącie nachylenia, czy też zostanie to uznane za oznakę traktowania ją stereotypowo z powodu jej śmiertelnych korzeni? Lameh postanowił ograniczyć się więc do bezpiecznego skinienia, bez jednak silenia się na pełną etykietę. W końcu stosując odmienne zasady wobec jej, obrażało by jej hm... mało dalekowschodniego towarzysza.

-Lordzie Charlston, witam... -Lameh podał rękę rosłemu blondynowi. Spojrzenie prosto w oczy, bez strachu, pełne opanowanie instynktów i następnie taktowne przerwanie kontaktu bez spuszczenia wzroku, przez przeniesienie go na młodszego z mężczyzn...

Stojany w ich towarzystwie młody z wyglądu i oceny jego Bestii wampir, nie sprawiał wrażenia szczególnie obytego gdyż poza podaniem ręki nie wypowiedział nawet słowa. Podobnie negatywnie ocenił pierwszego z przybyłej wkrótce trójki pozostałych członków jego przyszłej koterii.
Mężczyzna, domniemany Gangrel, nie zrobił na nim dobrego wrażenia. W zasadzie do tej pory nie udało się to żadnemu innemu dzikusowi z tego rodu. Po prostu nie pasowali do jego wizji otaczającego go świata. Niestety, dopóki Wielkie Dzieło nie zostanie ukończone nie było nadziei na zmianę tego stanu. To znaczy pozbycia się tych dzikusów, nie na zmianę poglądów Samuela. Bardzo konserwatywnych w pewnych kwestiach poglądów...
Lameh przywitał go chłodno, mając jednak w pamięci fakt że pani Fujita przywitała go po imieniu. Nie żeby zazdrościł, uważał że z przełożonymi lepiej pozostawać po nazwisku.

Z Paulem Kelseyem, relacje miał podobną do tej z Charlstonem. Znali się z widzenia, zostali sobie przedstawieni. Wypadało, gdyż byli swoimi krewnymi. Łączył ich co prawda tylko klan, nie żadne bliższe powiązania, jednak to wciąż zobowiązywało. Fakt że przyjdzie mu współpracować z kimś odpowiednio urodzonym i obdarzonym stosownymi kwalifikacjami, Lameh przywitał z aprobatą. Starał się przywitać z nim na tyle swobodnie, na ile pozwalała etykieta. Ostatnia przybyła, okazała się wampirzycą o atrakcyjnej, młodej powierzchowności. Było czuć od niej aurę ambicji i żądzy sukcesu. Niestety, coś w niej mówiło Samuelowi, że kobieta niestety nie należy również do ich rodu. Zapewne więc była Sukkubem. Zapewne reprezentantka Carthian. Kobieta zaciekawiła go i wprost nie mógł doczekać się, kiedy pozna odpowiedź na swoje domniemania.

***

-Samuel Lameh, z rodu Ventru. Bezpośredni potomek Francois de Fou. Członek przymierza Zakonu Smoka. Skryba poświęcony zgłębieniu klątwy. -przedstawił się swoim pełnym imieniem. Ostatnie zdanie pozostawało oczywiście niezrozumiałe dla wampirów z poza Ordo Dracul. -Zostałem wybrany, by reprezentować interesy mojego przymierza w tej niepokojącej społeczność naszego miasta sprawie. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna. -mówił krótko, bez pośpiechu, a zarazem jednak płynnie. Nieco zagmatwana wypowiedź tego młodego wampira, Lore jeśli dobrze zrozumiał, stanowiła dobre podłoże, poprzedzające odpowiednio dobrane słowa które padały z ust Samuela. Liczył na zbudowanie obrazu siebie jako osoby konkretnej, nie marnującej czasu na pustosłowie. Osoby zdającej sobie sprawy z tego, czemu i w jakim celu znalazł się w tym miejscu...
Zapewne wszyscy myśleli teraz o tym co mogą wyciągnąć z tej sytuacji oraz jej rozwiązania. Samuel starał się zagrać tak, by brzmieć jako osoba z którą współpraca naprawdę przyniesie korzyść. Przecież tak właśnie jest... - dodał w myślach.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline