Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2008, 15:43   #488
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Strzelił palcami i przyoblekł zbroję kinetyczną. Postawę Ray’giego można by teraz uznać za zwyczajne blefowanie. Czy ktokolwiek pozostałby opanowany w obliczu całego legionu wrogów, z których każdy działa z zimną, nieugiętą precyzją…? Najwyraźniej tak. Taką osobą był mroczny elf przyglądający się złotymi oczami towarzyszom, którzy walczyli z nieprzebranymi zastępami nieprzyjaciela. On nie zareagował od razu – należał do osób, które wiedziały, że natychmiastowe działanie jest często zgubne. Był przecież nie raz świadkiem efektu porywczości niektórych, jakże wspaniałych przywódców. Ray’gi, niewidzącym wzrokiem poznawał powoli pole bitwy. Tak naprawdę był poza ciałem. Jego myśli krążyły wystrzelone w impulsie psionicznej energii. Ich cel był prosty – najbliższy z Astarothów.

Była to wiadomość: „Nastała noc spełnienia marzeń demonie, przywitaj Noc niosącą wojnę. Nie dane mi będzie jednak nie długo nacieszyć. To pewne, że po tym świecie, z resztą, jak i po każdym innym chodzi niewielu, którzy są nie do odratowania. Nie przebierają w celach, jeśli mają obrane środki. Innymi słowy – mówię tu o sobie. Jesteś straszliwie konsekwentny w swych działaniach demonie. To przyniesie Ci dzisiaj zgubę. Jednak doszedłem do wniosku iż należy traktować Cię jak śmiertelnego wroga, dlatego sprawdziłem i potwierdziły się moje obawy. Żegnaj Astarothu.”

Ray’gi rozejrzał się. Każdy taki sam – bezlitosny, morderczy i… pusty. Kierowany jakby przez jedną osobę, jedną duszę. Kierowany gdzieś centralnie, a pozbawiony tego centralnego sygnału – bezbronny, słaby, bezużyteczny. Terayatechi doskonale wiedział gdzie szukać tego co emituje sygnał. W każdym z nich…! Tak, sygnał był w każdym z nich. Po nitce do kłębka. Drow był więcej niż pewien, że ta potężna moc wchłonięta swego czasu w Glittermore była zdolna do podążenia tropem. Spojrzał na Kejsi, a potem na innych. Jeżeli Astaroth potrafił wytworzyć legion sobowtórów, to Ray’gi będzie musiał potrafić go zniszczyć. Nie było mowy porażce. A więc pierwszy poszedł cień, tak mroczny jak mroczna strona duszy drowa. Cień o wiele większych cierpień niż te, które musiał przeżywać Pan Mgieł mordując własną siostrę, własną rodzinę. Nie wyraźne twoje światło… Czy opadły na nie mroku kły...? Ah smutny twój los, czy twe serce już drży…? Ray’gi przymknął oczy i ze skupieniem wycelował w Legion.

Ale nagle…! Cóż to, drugi z psioników został nagle zaatakowany – ze strony, której Ray’gi się spodziewał, ale jeszcze nie w tej chwili. Levin odgrywał kluczową rolę w planie drowa, więc można by snuć przypuszczenia, że ork jakimś cudem przejrzał zamiary mrocznego – Ray’gi na pewno zatroskałby się tym problemem, gdyby nie fakt, że tak głupia istota jak ork nie potrafiłaby nawet wprawnie przeniknąć do czyjegoś umysłu, co dla nawet słabego psionika było ledwie dadaizmem, zabawą, błahostką. Na szczęścia była Kejsi, kwiatuszek, który od nie dawna ratował go z rozmaitych opresji. Wymierzyła ona orkowi fangę tak celnie, że mroczny miał wątpliwości, czy tamten się podniesie. Błyszczące spojrzenie elf skierował ku Kejsi i kiwnął głową.

- Dziękuję. – to wystarczyło, wiedział, że ona zrozumie.

Znów zerknął na pole bitwy i szeroki, prawie dziki uśmiech wykwitł na jego twarzy. Wypowiedział słowa, a cień obwijający się w około jego ręki, paskudnie pełzający po niej, opuścił ją. Jego zadaniem było dostać się przez jednego z Astarothów do esencji, która nimi kierowała, do duszy tego jedynego, prawdziwego. Skoro bowiem ją podzielali, a każdy jeden z niej czerpał, jak mogliby funkcjonować bez niej…? Na to filuterne pytanie już zaraz będzie musiał odpowiedzieć Astaroth a wraz z nim oni wszyscy, którzy zlekceważyli moje moc. Czy Legion z Fioletu stworzony, ulegnie Cieniowi, posiadającego tą samą matkę – Zło…?

- Walczymy z taką samą bestią jak my Levinie, z tancerzem lawirującym pomiędzy życiem i śmiercią, z kimś komu nie dane było do końca umrzeć – zawołał do psionika – twoja kolej, odeślijmy Legion w rodzinne strony, to jest - na samo dno piekła.

Stanąłem po stronie Światła…? Wielce wątpliwe. To tylko czasowe zawieszenie broni, tak, wszystko to jest takie skomplikowane, ale… Cóż rzec jeśli wszechświat jest wciąż zalany najczystszym szaleństwem…? A ja prawdopodobnie jestem najodpowiedniejszą jego manifestacją…?
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 14-12-2008 o 15:54.
Mijikai jest offline