Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2008, 21:48   #334
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Shizuka grała pięknie. Zrobiła na Ortedze iście piorunujące wrażenie. Stanęła w progu salonu i obserwowała ją bez słowa czując jak uginają się pod nią kolana. Odwykła od słuchania w domu muzyki poważnej. Jej ojciec za taką przepadał, ale ona szła do przodu z czasem i postępem. Fascynowały ją nowe trendy i zmieniające się ludzkie upodobania. Dlatego teraz tak chętnie dawała się porwać tej mocnej muzyce nowej fali. Ale gdy usłyszała cudowne dźwięki pianina sentyment nagle powrócił.

Dźwięki pokonywały dzielący je dystans i wpadały wprost do pustego serca Mercedes, rozpalając w nim delikatny płomyk. Pobudzały jakiś żal i tęsknotę. Coś w niej zadrgało. Cała złość uleciała tak szybko jak się pojawiła. Ortega podeszła od tyłu do grającej przy fortepianie córki i położyła dłonie na jej ramionach.

- Mój ojciec mawiał: „Zagraj dla mnie, a ja powiem ci kim jesteś” - przez moment zatopiła się we wspomnieniach własnego mentora - Przez ten utwór przemawiasz cała ty. Delikatna, czysta i piękna. Nie ma w tobie ani jednej fałszywej nuty. Kim więc jestem by kazać ci się zmieniać, moje dziecko? - głos uwiązł jej w gardle – Jutro... Jutro zrobisz co uznasz za słuszne. Nie przymuszam cię. Nie wyciągnę konsekwencji jeśli go nie zabijesz.

- Wiem. Wcześniej cię nie słuchałam... Słuchanie nie jest moją najmocniejszą stroną. Ale ty nie jesteś byle kim. Jesteś moją córką. Postaram się bardziej liczyć z twoim zdaniem.
- Jeśli nie chcesz pozbawiać tego śmiertelnika życia, to ja to zrobię. Odrobinę więcej krwi na moich rękach już mi nie zaszkodzi. Nie mogę stać się bardziej potępiona niż jestem już teraz. Pewnie masz mnie za bezduszną. Kto wie, może faktycznie taka jestem. Ale jesteś moją córką. Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym, moje dziecko.
- Spójrz na mnie. Piękno. Wcielenie ideału... Ale to co widzisz to tylko skorupa. W środku już od dawna nic nie ma... Ale ty masz piękne wnętrze. Nie zatrać go po drodze tak jak ja to zrobiłam... - pocałowała wampirzycę w blade czoło i skierowała się do wyjścia – A teraz pójdę się położyć. Ty też odpocznij. Jutro ważny dzień dla nas wszystkich.

Zniknęła w swoim pokoju gotowa by zapaść w sen. Nie skończyła obrazu, ale przynajmniej zaczęła malować. Z czasem może wróci do pełnej formy. Talent to nie damska torebka. Nie gubi się go bezpowrotnie. On wciąż w niej jest, gdzieś w środku. Potrzebuje tylko czasu by rozwinąć skrzydła.

Leżała w wannie z gorącą wodą i chciała zapalić papierosa. Wzdrygnęła się na widok płomienia tańczącego leniwie nad zapalniczką. Bestia, która w niej siedziała dała znać, że jest jej to wielce nie na rękę.
Zgaś to. Nie lubimy ognia. On może nas zabić. Zgaś to. Nie kuś losu.” - zdawał się przemawiać do niej jej wewnętrzny głos.

Mimo to odpaliła papierosa i wyciągnęła się w wannie wypuszczając chmurę siwego dymu z ust.
- Nie mów mi co mam robić – odpowiedziała na głos bestii przyczajonej gdzieś w środku jej samej. Przymknęła powieki chcąc stłumić targający nią strach. Mały płomyk. Zupełnie nieszkodliwy choćby dla dziecka a ją wpędzał w stan paniki – Jestem silna. Jutro gdy płomienie będą lizały zachłannie dom hrabiny strach mną nie zawładnie. Mam silną wolę. Za silną dla siedzącego we mnie potwora. Jutro będziesz mnie słuchać, słyszysz? Jutro instynkty zostaną stłumione i będzie liczył się tylko rozsądek i precyzja. Siedzisz we mnie głęboko i akceptuję cię. Kocham cię. Daje ci sobą zawładnąć kiedy bardzo tego chcesz. Ale pamiętaj, jutro... Jutro to ty będziesz słuchać mnie...

Ponownie sięgnęła po zapalniczkę i zaczęła na przemian odpalać ją i gasić, wpatrując się jak zahipnotyzowana w mały gorejący języczek ognia. W pierwszym momencie znów poczuła panikę ale przełamała się i absolutnym wysiłkiem woli zmusiła się by nie przerywać czynności.

Dopiero po chwili odłożyła zippo i sięgnęła po telefon. Wykręciła numer i zaczęła przymilnym głosem:
- Witaj George, tu Mercedes. Myślę właśnie o jutrzejszej akcji i przyszła mi na myśl pewna rada. Każ jednemu z twoich chłopców podprowadzić dużego vana. Simon zorganizuje jednego dla mnie, ale będzie niezbędny drugi, żeby pomieścić całą ekipę Brujahów. Nie ważcie się jechać na waszych motorach. Nie wiadomo jak się jutrzejszej nocy wszystko potoczy. Może będziemy zmuszeni porzucić na miejscu środki lokomocji? Lepiej zostawić za sobą anonimowego vana niż całą masę motocykli wymalowanych w logo waszego gangu. Albo choćby oddalać się z miejsca przestępstwa chmarą motocykli buczących niby rój wściekłych pszczół. Będziecie niepotrzebnie zwracać na siebie uwagę. To tylko sugestia oczywiście, ale przemyśl to. Nie chcemy by ktokolwiek przypisał tą akcję gangowi motocyklistów, prawda? A tak w ogóle co u Ciebie? - zapytała chcąc zejść na mniej oficjalne tematy. Prawda jednak była taka, że nie obchodziło ją zupełnie co u niego słychać.

* * *

Kolejnej nocy zbudziła się mocno podekscytowana. Związała na karku włosy w praktyczny węzeł i włożyła na siebie obcisłe czarne ubranie, podkreślające jej idealną sylwetkę. Doskonały materiał i krój plus kilka nieistotnych detali sugerujących jej dobry smak. Delikatny wzór na fakturze materiału, głębszy dekolt na plecach ukazujące jedwabną skórę i łopatki, luźne spodnie i wysokie buty z metalowymi zdobionymi sprzączkami. Do ciemnej sportowej torby wrzuciła kominiarkę i oryginalne samurajskie daisho. Zazwyczaj trzymała je w sypialni jako element wystroju pokoju. Dziś jednak ostrza miały zostać dobyte. Miały skosztować krwi i znów zostać użyte właściwie ze swoim przeznaczeniem.

Katana i wakizashi były śmiercionośną bronią, łączącą piękno i precyzję. Mogła oczywiście uzbroić się w coś mniej wyszukanego ale przede wszystkim trzeba też zadbać o wizerunek i styl. Wszystko musiało współgrać w idealnej harmonii. Ortega nosiła się z klasą, a trudno o większą klasę niż dzieło kilkumiesięcznej pracy japońskiego płatnerza okresu Edo. Przetarła ściereczką ostrze miecza a później przejechała nim po krawędzi palca upuszczając kroplę krwi. Mówiono, że katana, jeśli już opuszcza pochwę miecza musi skosztować krwi. Zupełnie jakby w jej wnętrzu drzemała bestia podobna wampirom. Niech poczuje jej smak i się rozochoci. W nocy zaś niech czyni swoją powinność i pewnie leży w dłoni.

Wypiła do pełna krwi z jednej ze schłodzonych w lodówce butelek. Niczym nie wzbogacone vitae. Przez chwilę kusiło ją czy nie wziąć odrobinę amfetaminy. Jedynie dla lepszego refleksu – pomyślała, ale ostatecznie zrezygnowała. Wampirze moce dawały jej wystarczającą przewagę jeśli chodzi o szybkość.

Zawołała Shizu i Durdena szykując się do wyjścia. Simon jak zwykle spisał się doskonale. Przed domem stał zaparkowany niedawno skradziony czarny van z przyciemnianymi szybami. Anonimowy i nie rzucający się w oczy. Standardowy model, dość przeciętna sylwetka. Bez bajerów i znaków szczególnych.

Kiedy dojechali do Elizjum kroczyła dumnie, z wysoko podniesionym podbródkiem. Zmysłowo kołysząc biodrami obeszła salę witając się z resztą zdawkowymi skinieniami głowy. Jedynie Lasalla pocałowała w policzek i szepnęła do ucha:
- Uważaj na siebie dzisiaj. Zrób to dla mnie i nie daj się zabić.

Nie uśmiechała się w ogóle, jak miała to zawsze w zwyczaju. Dziś z jej twarzy wyzierała powaga i dostojeństwo. Prawdziwa królowa lodu. Taka, do której strach się odezwać uprzednio nie zapytanym. Nieśpiesznie przypięła na biodrach pas z bronią i położyła przed sobą kominiarkę, zasiadając na swoim miejscu przy stole konferencyjnym.
Przedstawienie czas zacząć – pomyślała wydobywając z kieszeni zapalniczkę i znów bawiąc się nią z uporem, na przemian gasząc i zapalając, i wpatrując się z determinacją w podrygujący żywy płomyk.
 
liliel jest offline