Gdy Simone kończyła mówić Kit wyjął jej z dłoni zapalniczkę. Za drugim razem zapaliła. Potem podał lekarce ogień... Simone z obojętnym wyrazem twarzy odpalił i wyjęła zapalniczkę z jego dłoni. Kit wrócił na swoje miejsce.
- Żadnych śladów krwi i nieuszkodzone łodzie... - powtórzył słowa lekarki. - To by raczej wykluczało jakiekolwiek zwierzę. Żaden potwór nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego, chyba że ośmiornice rodem z Verne'a - uśmiechnął się samymi kącikami ust. W oczach nie pojawił się nawet cień wesołości. - Zabicie ludzi w łodzi, wywrócenie... to zawsze by zostawiło jakieś ślady.
- Można zatem przypuszczać, że paru chłopców, w ciut większej łódce lub dwóch łodziach, podpływa do takiej dłubanki kierując się światłem i daje wybór - przesiadasz się do naszej łodzi, albo żegnasz się z życiem. Kałasznikow to przekonujący argument. Pewnie żaden z nich nie zdobył sie na to, by skoczyć do wody i próbować uciec. A nawet gdyby, to pływanie w rzece nie jest zbyt zdrowe...
"Poza tym mogli wrzucić za uciekinierem dwa granaty. To by starczyło i nikt by nic nie słyszał."
Spojrzał na Simone.
- Czy mogłabyś tej dziewczynce zadać jeszcze kilka pytań? Ja z pewnością się z nią nie dogadam. Simone skinęła głową.
- Dowiedz się proszę, w jaki sposób odbywają się połowy. Łodzie są blisko, czy daleko od siebie? Jeśli tak, to czy zawsze znikały skrajne łodzie? Czy było słychać jakieś krzyki albo hałas? Ilu ludzi jest w jednej łodzi? Ile łodzi stracili dotychczas? Lekarka przywołała dziewczynkę, która cały czas stała niedaleko, wpatrując się na zmianę w pierścionek i w rozmawiających białych. Po krótkiej wymianie zdań, ozdobionej licznymi gestami, na twarzy dziewczynki pojawił się szeroki uśmiech. Simone odwróciła się do reszty grupy i powiedziała:
- Zawsze łowią rozrzuceni na przestrzeni kilku mil. W każdej łodzi są dwaj ludzie - na rufie sternik z pochodnią, na dziobie łowca z oszczepem. Zawsze znikają skrajne łodzie, a na razie stracili cztery. Nikt nic nie słyszał.
- Dziękuję bardzo - Kit skinął głową.
- Nie ma sprawy. Jeśli ktoś będzie potrzebował tłumacza służę pomocą. Dziś byłam bezużyteczna jako lekarz. Może chociaż w tej kwestii się przydam - wbiła wzrok w ziemię. Rzuciła papierosa na ziemię i od razu zapaliła kolejnego. Kit spoglądał na nią przez chwilę, potem powiedział:
- Trochę dziwne jest to, że nikt nie słyszał krzyków czy strzałów. Kałasznikow nie jest bezgłośny, a głos po wodzie się niesie...
Pokręcił głową, ale przeszedł nad tą sprawą do porządku dziennego. Może nikt nie strzelał...
- Pytanie teraz, czy to znikanie łodzi ma jakiś związek z "Katangą". Ci źli chłopcy wybrali się na rybaków, a przyuważyli statek. Może nie oparli się pokusie? Nocny atak, zaspany strażnik... Garść granatów i "Katanga" zmyka gdzie pieprz rośnie, albo wpada w obce ręce. Mało prawdopodobne, ale zawsze...
- Wracając do naszych nocnych łowów. Te ich łódeczki według mnie niezbyt się nadają do walki na wodzie. Wyglądają na dość wywrotne. Co byście powiedzieli na połączenie dwóch z nich i zrobienie katamaranu? To by było bardziej stabilne i zabrałoby więcej osób. Trzeba by jednak spytać wodza, czy by nam pomogli w czymś takim. I czy ktoś z nich wybrałby się z nami na polowanie na demony... Przydałby się nam ktoś miejscowy. |