Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2008, 22:21   #16
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Jan Milniewicz 11.40

Zakapturzone postacie były coraz bliżej, Żniwiarz mógł już dostrzec ich blade, wykrzywione w grymasie wściekłości twarze, pokryte dziwnymi tatuażami. Kimkolwiek lub czymkolwiek byli, Milniewicz czuł, że powinien ich powstrzymać…teraz już nie miał zresztą innego wyboru.

Niczym samobójcy rzucili się z wyciągniętymi dłońmi w kierunku dziennikarza, nie bacząc na niebezpieczeństwo. Nie było czasu na litość czy rozwagę. Trzeba było działać. Jan wprawnym ruchem szabli posłał dwóch pierwszych napastników prosto do piekła. Jego szabla świsnęła w powietrzu ponownie i kolejna zjawa pożegnała się ze światem żywych rozpływając się w powietrzu.

Choć przeciwnicy atakowali bezmyślnie Milniewicz po ich naporem musiał się wycofać na dach, choć zdawał sobie sprawę, że to tylko pogorszy jego sytuację.

Osaczyli go z wielu stron. Bestie o ludzkich twarzach, spoglądały na niego wygłodniałym wzrokiem..

- Co za wieczór, dwóch Żniwiarzy wpadnie w moje łapy. – za pleców postaci przemówił mężczyzna, jeden z napastników, lecz nie zachowujący się tak dziko jak pozostali. Jego włosy przypominały plątaninę węży. – Gdybyś oddał nam tą duszyczkę ocaliłbyś swoją. Jest wasz!

Wszyscy czekali tylko na sygnał i rzucili się jednocześnie jak psy spuszczone z łańcucha. Było ich za dużo. Jedno cięcie, jeden padł. Dwóch złapało Jana za ręce, a ten poczuł jak przejmujący chłód zaczął wnikać do jego ciała. Zamknął oczy.

Mężczyzna usłyszał przygaszony dźwięk gromu i gdy otworzył wreszcie oczy zauważył, że wszyscy znieruchomieli…a właściwie poruszali się w niesamowicie zwolnionym tempie. Cały gąszcz zakapturzonych postaci chcących rozerwać go na kawałeczki. Był uratowany! Wystarczyło tylko to wykorzystać…

Ku swojej rozpaczy dziennikarz zrozumiał, że i on nie był w stanie się poruszyć. Jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Czekał cierpliwie, aż w wejściu prowadzącym na dach stanęła ciemnowłosa kobieta. Pewnie to ona była za to odpowiedzialna?

Swobodnie minęła wężowłosego i przecisnęła się przez pozostałe zjawy, stanąwszy wreszcie przed Milniewiczem. Uśmiechnęła się wyraźnie zmęczona i szybkim ruchem walnęła Jana prosto w podbródek pozbawiając go przytomności.


Adam Wysocki 11.30

Ktoś mocno nim szarpnął.

Zamroczona świadomość Wysockiego powoli wypływała na powierzchnię. Jednak czy tego chciała tak naprawdę? Było tu przecież tak spokojnie. Unosił się pośród czarnych wód obojętności i dzięki temu nie przejmował się niczym. Wszystkie smutki, wszystkie problemy, cały ten szalony świat jednak zapragnął się upomnieć o niego.

Kolejne szarpnięcie wyrwało go z transu.

Adam był w lekkim szoku spowodowanym mocą, która go zniewoliła i ogłupiła jego umysł. Łapczywie łapał oddech mrużąc oczy. To jakaś czarna kobieta go z tego wyciągnęła. Trzymała pod ramię, jego podwładną! Ale jak?!

- Słuchaj uważnie. – złapała za jego dłoń wolną ręką. – Zostałeś zahipnotyzowany, ale pomogłam Ci odzyskać świadomość i zaraz poczujesz się już normalnie. Życie tej kobiety zależy od tego co teraz zrobisz. Próbowała cię ratować i została opętana. Jej samochód stoi tam. – kiwnęła głową na pojazd – Zabierz ją i podjedź przed bramę kamienicy tej dziewczynki która zginęła. Tam do was dołączę tylko ocalę jeszcze jednego nowicjusza. Nie patrz tak na mnie, tylko się ruszaj… - za nim skończyła zdanie przekazała bezwiedne ciało Sofie, Adamowi i pobiegła w jedną z uliczek.

Dopiero teraz Żniwiarz zauważył, że wszyscy wokół niego poruszali się w okropnie wolnym tempie, jak w Matrixie. To było za duże szaleństwo, ale nie miał innego wyjścia tylko brnąć w nie głębiej.

Nie oddalił się zanadto od miejsca, w którym próbował powstrzymać mężczyznę o wężowych włosach, więc czasu również niewiele musiało minąć. Przeszukał Sofie znajdując upragnione kluczyki, po czym wpakował ją na tylne siedzenie samochodu. Ciałem kobiety targały lekkie drgawki, mówiła coś, lecz był to niewyraźny, ledwie słyszalny bełkot.

Przekręcił kluczyki w stacyjce i usłyszał warczenie silnika. Adam jeszcze przez sekundę podziwiał jak cały świat poruszał się w żółwim tempie i musiał przyznać, że czymkolwiek była ta moc, przerażała go.

Chwilę później czekał już pod umówioną kamienicą. Znał doskonale tą drogę, ale coś mu podpowiadało, że sama wizja wystarczyła żeby wyryć mu w pamięci tą trasę. Czuł dziwne niepokojące uczucie, takie samo, jakie towarzyszyło zakapturzonym osobom.

Wreszcie z bramy wyszła czarnowłosa kobieta, trzymająca pod ramiona nieprzytomnego mężczyznę. Zmęczonym spojrzeniem omiotła zaparkowane samochody i niemalże od razu dostrzegła ten właściwy. Nieruchome ciało wrzuciła również na tył samochodu a sama usiadła w fotelu pasażera.

- Ruszaj, pokieruje cię. – jej głos był bardzo słaby a sama wyglądała na wycieńczoną. – Dłużej tego nie utrzymam…

Nagle świat przyśpieszył, a Adam ruszył z piskiem opon.


Chuaua


…obraz świata duchów, którego nie powinien oglądać żaden śmiertelnik. Wszystko otaczała nieprzenikniona ciemność, rozstępująca się przed kobietą. Mrok nie tylko ją otaczał, lecz również mówił do niej, a przynajmniej tak się jej wydawało.

Niedaleko dostrzegła cztery białe plamy, wyrwy w ustalonym porządku. Obraz się wyostrzył a plamy zaczęły przypominać ludzkie postacie zgromadzone w jednym pomieszczeniu. Jedna z nich leżała zawieszona w powietrzu, a w jej wnętrzu kłębiła się smolista masa rozchodząca się na całą jej duszę. Chuaua wiedziała już gdzie ma iść.

Zrobiła malutki krok, potem kolejny i następny, aż przywaliła o coś butem przewracając się na kolana. Ciemność zasłaniała jej wszystko, musiała to przerwać. Skupiła się i zamknęła oczy.

- Zostań z nami dłużej…

Miauu!

Kobieta otworzyła oczy przestraszona, na szczęście dziwny plan zmarłych zniknął z jej oczu. Zanim jednak przerwała swoją nową moc, usłyszała jakiś świszczący głos, albo jej się tylko wydawało oczywiście.

Miaaauuu!

Czarny kotek się wyraźnie niecierpliwił. No tak tamta paniusia potrzebowała JEJ POMOCY.


Wszyscy 1.00


Janusz odzyskawszy przytomność był co najmniej zaskoczony, został jednocześnie ocalony i…porwany. Adam oddelegowany przez ciemnowłosą kobietę próbował mu wszystko wyjaśnić, aż obaj się pogubili.

Zakończyli szybko wszelkie dysputy, przypatrując się niezwykłym poczynaniom nieznajomej. Mruczała nad ciałem wciąż nieprzytomnej Sofie inkantację w jakimś nieznanym języku. Sama też nie wyglądała najlepiej, jednak nie przerywała zabiegów. Ciało kobiety na stole podrygiwało coraz bardziej.

- Nie dam rady już tego dłużej powstrzymywać. – szepnęła w końcu, wbijając wzrok w obdartą ścianę pomieszczenia. Walnęła pięścią w blat stołu i wysyczała wściekła przez zęby. – Gdzie jest ta cholerna paniusia?!

Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła uśmiechnięta Chuaua. Mężczyźni wbili w nią wzrok nie wiedząc czy przypadkiem nie mają do czynienia z jakimś upiorem, lecz czarnowłosa uspokoiła ich gestem.

No cóż, Chuaua takiego wejścia się nie spodziewała, wszyscy gapili się na nią jak na jakaś superbohaterkę. Teraz im pokażę, na co ją stać…

- Dawaj szybko to lusterko! – wrzasnęła czarna cizia, a widząc mieszane uczucia na twarzy lolitki dodała przez zęby. – Proszę…

No tak, dawno nikt nie prosił o pomoc Chuauy! Nie śpiesząc się wyjęła swoje osobiste lusterko i pomachała nim w powietrzu.

- Panowie pomóżcie, nie stójcie jak kołki. – czarnowłosa skarciła mężczyzn. – Przytrzymajcie ją, ja uniosę jej powieki, a ty – powiedziała krzywiąc się. – przyłożysz jej to lustereczko przed oczy. Miejmy nadzieje, ze wyssie właściwą duszę.

Po chwili konsternacji, wszyscy byli już gotowi.

- Trzy, czte-ry!


Sofie krzyknęła, a jej ciałem targała potężna siła i dwójka mężczyzn z trudem była w stanie ją przytrzymać nieruchomo. Smolista materia, ta sama, jaką Chuaua dostrzegła w świecie duchów zaczęła sączyć się z oczu poszkodowanej wprost do jej podręcznego lusterka. Trwało to zaledwie parę chwil, lecz gdy wreszcie ten zabieg się zakończył wszyscy opadli z sił przez ogromne emocję. No może nie Chuaua, która dopiero co odkryła swoją kolejną zdolność, a konkretnej moc jej lustereczka.

- Słuchajcie wszyscy. Z kobietą chyba wszystko już jest w porządku, ale ja zaraz stracę przytomność, więc… - nie zdołała dokończyć. Osunęła się na podłogę zawadzając głową na nogę stolika.

Sofie słyszała głosy, krzyki, szepty. Całe jej życie mieniło jej się przed oczami, lecz było to oszustwo i zdawała sobie z tego sprawę. Walczyła, ale jej walka była skazana na porażkę i gdy już omal się nie poddała jakaś dziwna siła wypompowała z niej pasożyta. Mogła wreszcie otworzyć oczy, tak naprawdę…

Ujrzała brudny sufit i kilka osób w tym Adama swojego szefa, któremu pośpieszyła z pomocą. Czuła się osłabiona, ale żyła, a nie wegetowała w kłamstwie.


Czym się stali? Kim były tajemnicze zakapturzone postacie? Na te pytania mogła odpowiedzieć im czarnowłosa kobieta, która akurat straciła przytomność. Teraz wyglądali na grupę zagubionych ludzi, a nie wysłanników samej śmierci.
 
mataichi jest offline