Zza pleców dowódcy strażników wysunął się jakiś obwieś w przekrzywionym na głowie hełmie i wycierając rękawem zakatarzony nos wskazał
Szczura brudnym paluchem.
-
A un sierżancie ? Może un to Szorstki...
Ten zgromił go.
-
Stul pysk Josif. Ja tu prowadzę ...eee...przestępowanie, co wyjaśni kto tu obcy i po co się kręci... Głupiś. Szorstki ma oblicze gładkie, że się za nim baby wszystkie oglądają, a ten to dziad stary, ze cztery dziesiątki lat będzie miał i mordę ma pobrużdzoną - dodał szeptem słyszalnym chyba na całym Rynku, absolutnie ignorując przy okazji fakt, ze sam ma co najmniej tyle wiosen.
Podszedł do ławy, gdzie siedział
Ratte i zasadziwszy kciuki za pas, wypiął dumnie pierś co jak mniemał dodaje mu powagi.
-
No a wy panie ? Tyż ...remontujecie ? - spytał z ironią patrząc na wąski rapier oparty o ścianę.
-
Ja ? Z nimi jestem - wskazał zapytany na
Sęka - drogi niebezpieczne, zbóje grasują...
Przesuwał wzrokiem po poplamionym tu i ówdzie mundurze sierżanta, półpancerzu, z widocznymi gdzieniegdzie wżerasmi rdzy, potem przeniósł wzrok na jego nieogoloną mordę, popatrzył w oczy.
Strażnik poczuł się jakoś nieswojo, jakby sam burmistrz, szacowny imć
Hubert Stryczka miał go zaraz strofować, jak wtedy gdy upił się w karczmie i kąpał goły w sadzawce miejskiej myśląc że jest w zamtuzie pani
Herminy. Odruchowo poprawił pas i obciągnął poły kaftana.
Jednak lata służby nawet w takiej mieścinie jak Solna wyrobiły w nim instynkt, który kazał mu popatrzyć teraz na dłonie siedzącego.
Szczur przeklął się w myślał i jednym ruchem przekręcił sygnet na palcu, licem w dół.
-
Drogi niebezpieczne, teraz o owym Szorstkim słyszymy - kontynuował -
wielce bylibyśmy radzi, gdyby tak znaczna persona rady udzieliła, które miejsca omijać, by się na niego nie natknąć.
Stanowczo zbyt dużo słów - pomyślał. I ta chwila nieuwagi, po prostu zapomniał o pierścieniu.
Przygryzł wargi.
To przez tę
małą.
Plac apelowy.
Wokół niego kłusuje drużyna Heimpricha. On sam stojąc podparty pod boki strofuje podkomendnych.
- Klaus, nie siedzisz na swojej babie by kiwać się jak gnom nad liczydłem. Peter ! Znowu francę w burdelu od Słodkiej Fran złapałeś, że podskakujesz na siodle jakby ci jaja zaraz odpaść miały ?
Delikatne pociagnięcie za rekaw. Odwraca sie, odbiera list, rozrywa pieczęcie.
- Dziekuję Bastianie - mruczy.