Wahahaha..! Buahaharhahaghar..!- w swoim czasie uczestniczył w specjalnych warsztatach szaleńczego śmiechu, zaliczając zresztą tak kurs początkowy jak i zaawansowany. "A potem zapłacili mi, żebym sobie poszedł" - mile wspominał rzeźbioną w kamieniu fajkę, jaką dorzucili mu w gratisie. Nawet pomimo tego, że nie palił, i próby odgryzienia mu ust przez tenże sprzęt, gdy spróbował zakopcić. Mieheeehehe...! - w każdym razie zdobyte umiejętności procentowały teraz rechotem tak pełnym obłędu, iż ten przelewając się poprzez granice szaleństwa spływał oślizgle brudnawą niebiesko-niebieską falą po wszystkim, co przebywało w pobliżu, zostawiając rzeczy dziwnie wypaczonymi, a że materialny był tylko w części, w równym stopniu oddziaływał na energię jak i materię. Co bardziej pechowi kończyli z agresywnym, nieumarłym palcem u ręki, tudzież bardziej intymną częścią ciała, albo nagle odczuwali skutki odwrócenia procesów trawienia, nie wspominając o lokalnych zaburzeniach grawitacji, pojawiających się tu i ówdzie plamach ciemności o smaku porzeczkowo-malinowym, tudzież innych weselszych efektach. Hiehiehiehlahahhiiiiiiii! - Sam Math poddając się napierającemu szaleństwu, a wręcz unosząc się swobodnie w jego powiewach (cóż, pozbawiony był ciężaru zdrowego rozsądku oraz paru brakujących klepek, co w tych akurat okolicznościach stanowiło pewną zaletę) uniósł w górę ręce niczym pasażer kolejki górskiej, rzucając wkoło dzikie spojrzenia i czekając na nieuniknione... cokolwiek co się stanie.
Jak na niego nakrzyczeć, to się strasznie denerwuje, biedaczek. |