Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2008, 16:01   #493
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
To co było tym, czym należało się kierować? Nie, nie jakieś górnolotne wierzenia, nie wielkie światło, nie fiolet. Najważniejsi byli przyjaciele i to aby starać się za wszelką cenę ich nie stracić. Najważniejsze było aby kierować się zdrowym rozsądkiem i aby podejmować decyzje takie jak dyktuje własne serce. Aby potem nie trzeba się było wstydzić za cokolwiek, aby w przyszłości nie można było zarzucić sobie, że się nie próbowało. W sercu każdego znaleźć można tak światło jak i mrok. Każdy jest dobry i zły zarazem. Zatem nie da rady kierować się tylko jednym. To powoduje że istota staje się fanatykiem, niebezpiecznym mechanizmem, który w imię własnych idei, własnych przekonań zdolna jest do siania terroru.

Czy zaatakował? Tak. Gdy tylko zobaczył jak Levin zamierza z Żywym Ogniem ruszyć ku Legionowi, zaatakował. Czy zamierzał zabić? A skąd! Gdyby tak było, nie fatygował by się i nie zadawał zbędnego trudu. Ot, napiął by Maleństwo i było by po sprawie. W całym tym zamieszaniu chciał ocalić to co dla niego było najcenniejsze i co ostatnimi czasy dotarło do jego ograniczonego umysłu. Chciał ocalić drużynę jako taką. Chciał ocalić sprawnie działający mechanizm, który mógł doprowadzić do czegoś naprawdę pięknego. Mechanizm, który działając tak w imię światła jak i fioletu, był dowodem na to że coś takiego w ogóle może istnieć. Że odstępstwa od reguły zdarzają się absolutnie wszędzie! Że świątynia poświęcona światłu i fioletowi nie stała wcale kilometry od nich, nie była wzniesiona ich rękoma. Oni sami byli tą świątynią. Niosąc słowo tak światła jak i mroku, służąc tak jednemu jak i drugiemu byli najlepszym dowodem na to, że jest to możliwe... i że niepotrzebne są żadne budynki, które w sposób próżny oddawały by część, którejś z sił. Wystarczyły tylko i wyłącznie otwarte serca, otwarte umysły.... na tym zdaniem Barbaka polegała wiara, i on stawiał fundamenty swojej świątyni w oparciu o takie właśnie zasady.

Czymże był przy tym jakiś siniak, czy nawet podbite oko. Fraszką jeno. On to rozumiał, miał nadzieje że Levin również. Wiedząc jaka była profesja jego (jak by na to nie patrzył druha) myślał usilnie o tym właśnie. Takie chciał przekazać posłanie. Nie jestem Twoim przeciwnikiem, staram się tylko ocalić to co jest dla mnie najważniejsze.

Kejsi winna to słyszeć także. Jednak Kejsi zdawała się tego nie rozumieć. Barbak czuł bijącą od Chimery złość, ba wściekłość wręcz... pogardę i odrazę. I od kogoś kto był Wojownikiem Światła, kogoś kto winien wyzbyć się takich uczuć, kogoś kto nie próbował w żaden sposób zrozumieć pobudek, oceniał tylko.... i mylił się przy tym strasznie. Rozumiał to bardzo dobrze, bowiem przed kilkoma dniami sam oceniał w dokładnie taki sam sposób... i potwornie się mylił.

Myląc gwiazdy z ich odbiciem w jeziorze, oceniając orka po jego czynach, nie myślach... jego przyjaciółka zdawać by się mogło postawiła na nim krzyżyk. Skreśliła go z listy przyjaciół. Cóż... Taka była jej Wolna Wola. Barbakowi nie pozostało nic innego, jak tylko ją zaakceptować.

Dostał łomot. Nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni. Lotem parabolicznym odleciał na tyle daleko, że nie był wstanie zrobić absolutnie niczego. Nie na tyle szybko aby powstrzymać to bratobójcze starcie. Gdy wylądował na ziemi, nie mógł się poruszyć, nie mógł dobyć słowa. Bolał go każdy mięsień, każda komórka. Jeszcze nigdy w swym jestestwie nie zamknął tak strasznie dużo bólu. Ten nie był jedynie wywołany obrażeniami, jakie zadała mu Kejsi. Te po prawdzie były najmniej istotne.

Ponieważ nie mógł mówić, zdecydował się myśleć intensywnie, na tyle intensywnie, alby inni go usłyszeli. Ast, Kejsi, Levin, nawet Drow winni wiedzieć co w danej chwili myśli. Fungrimm zapewne go nie usłyszy, ale Ork wiedział, że krasnolud nie musiał go słyszeć. Był pewien, że karzeł doskonale wiedział co się działo i co zamierzał zrobić teraz Barbak.

Myślał zatem.
~ Czy wyście do szczętu poszaleli? Kejsi czy od patrzenia w światło nie oślepłaś przypadkiem? Levinie, czy ten palący się patyczek nie zagotował ci rozumu pod czaszką? OPAMIĘTAJCIE SIĘ! Jesteście sobie najbliższymi przyjaciółmi. Druhami, którzy przeszli razem szmat drogi, którzy wojując razem, przelewali wspólnie krew i pot. Którzy ratowali sobie wzajemnie żywoty, którzy..... a teraz staracie się nawzajem pozabijać. Opamiętajcie się! Błagam Was! Opamiętajcie się! Znajdźcie przeciwnika nie w otaczających Was istotach, ale w sobie samym, pokonajcie go! A silniejszy i zjednoczeni stańcie do ostatecznej walki, ramie w ramię. Bowiem tylko i wyłącznie w ten właśnie sposób możemy dokonać tego czego naprawę pragniemy. Tylko i wyłącznie jako pojednani i pogodzeni ze sobą i z naszym wspólnym losem dajemy dowód na to że światło i fiolet mogą kooperować, że Tacy jak My faktycznie mogą połączyć w sobie Violet & White!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline