Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2008, 19:35   #491
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Ta walka była... trudna. Trudniejsza od którejkolwiek z dotychczasowych. Najpewniej żaden przeciwnik na jego drodze nie będzie tak silny. Czy warto byłoby w takim razie zwyciężać? Wygrana udowodni jego wartość i zlikwiduje większość sznurków, które nim sterują, lecz co dalej? Nie będzie już nikogo, z kim mógłby polec po pięknej walce. Będzie musiał czekać na kolejną anomalię, która przełamie okowy i zrówna się z nim siłą. Patrząc na tych, którzy go otaczali wiedział, że przyszłoby mu długo czekać...

Nie zależało mu na zwycięstwie. Już nie. Była to druga walka, w której wynik nie miał znaczenia. Pierwszą z nich była walka w grocie życia, gdzie niezależnie od wyniku jego życie miało się zakończyć. Wtedy to poległ, jedyny raz w życiu przegrywając walkę. Czy teraz miało być podobnie? Czy brak jego zwykłej determinacji miał zakończyć się dla niego klęską. A nawet jeśli, to co z tego? Drużyna odzyska swoje dusze i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie, uradowani swoją nędzną egzystencją. Funghrimm przekaże szablę dalej lub zachowa moc Legionu dla siebie - nie miało to znaczenia, choć o wiele bardziej uradowałaby go druga możliwość. Wtedy byłby pewny, że ten ogromny potencjał wielojedności jest w dobrych rękach

Mistress pokazywała swoją siłę. Walka z nią przypominała walkę z wiatrakami, jaką toczyła pozostała część drużyny nie rozumiejąc jego podstępu. Była piekielnie szybka, a na dodatek jej częściowa niematerialność bardzo utrudniała trafienie. Samemu również musiał koncentrować większość uwagi na unikaniu ciosów, które zdawałoby się, że padały znikąd. Zabójcze tempo wykończyłoby fizycznie prawie że dowolną istotę, skoro nawet demon powoli odczuwał zmęczenie. Gdy szybkość została wyeliminowana jako możliwość uzyskania przewagi postanowił wypróbować siłę. Zadał mocny, celny cios który po trafieniu mógłby zakończyć nawet egzystencję Almeny, jednak ku jego zdziwieniu również i to zdołała zablokować. Postanowił więc napierać, koncentrując się na szybkich i nieustających atakach, jednak i to nie przyniosło rezultatu. Była szybsza, silniejsza i bardziej wytrzymała. Teraz Astaroth już to rozumiał. Zaatakował zbyt wcześnie, wciąż będąc zbyt słabym. Być może gdyby kolejny rok zwyskiwał moc w takim samym tempie miałby szanse na wygraną. Teraz miał szanse tylko na piękną walkę i piękną śmierć

W pewnym momencie Almena zatrzymała się, więc i Astaroth zaprzestał atakowania, wciąż jednak trzymając szable w pogotowiu

- Before we go any further... Tell me, Astaroth – odezwała się spokojnie I ciekawsko. - Co chcesz osiągnąć zamykając mnie w tym więzieniu?

Astaroth uśmiechnął się do przeciwniczki

- Pytasz, co chcę osiągnąć? Sama wiesz, że my demony nie słyszymy pytań o powody :3

Jednak nie zaatakował dalej. Być może demony bały się odpowiadać na pytania zaczynające się od ,,dlaczego" jednak jego przeciwniczce należały się wyjaśnienia

- Jednak Legion walczy teraz z drużyną więc nie jestem demonem, ale Blackerem. Odpowiem Ci więc jak na człowieka przystało. Powody, dla których walczymy sama powinnaś znać doskonale. Tym samym kierowałaś się odpowiadając na moje wyzwanie czym ja kierowalem się je rzucając. Zamknięcie w wymiarze snu ma być alternatywą dla śmierci. Nie chciałbym w razie wygranej kończyć twojej egzystencji, a wymiar snu właśnie taką daje mi możliwość. Bezkrwawego zwycięstwa. Natomiast jeśli przegram, to nie będę się już musiał tym martwić ;3 Tymczasem proponuję wrócić do tego, co przerwaliśmy

Walka zbliżała się do końca. Teraz wszystko miało się rozstrzygnąć. Legion spełnił swoje zadanie - zajął drużynę dając mu czas na spokojne dokończenie tej walki. Choć zawsze mieli być razem, to jednak mieli spotkać osobny koniec. Jeśli miało się to zakończyć, to tylko w najlepszym stylu. Astaroth rozpalił swoje szable czarnym płomieniem i stanął oczekując na atak mistress.

Historia sztucznie przedłużonego życia znajdzie swój finał. W taki lub inny sposób
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 15-12-2008, 22:14   #492
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
X
Szła cicho i ostrożnie. Czuła zło krążące wokół. Chciała się obudzić, ale nie potrafiła. Musiała iść dalej, po prostu musiała.
Na pustej przestrzeni ujrzała mężczyznę rozkraczonego niezgrabnie na drżących nogach, z wiszącymi bezwładnie jak u kukły rękoma. Był ubrany w krótką po żebra białą kamizelkę i w podarte mocno, długie spodnie. Cały poharatany, ubrudzony błotem i fioletową, skrzepłą krwią. Charczał głośno resztkami sił, nie mógł podnieść opuszczonej żałośnie głowy. Jedno ramię dyndało na obnażonej, ułamanej kości, a spod płynącego, gęstego fioletu, błyszczała martwa sinizna. Brzuch przecięty głęboką raną, na nogach i piersi widniały krwawe ślady, jakby po wyrwanych strzałach. Po rozciętym policzku spływała smużka krwi, zahaczając o kącik ust i kończąc się gdzieś na szyi. Zatrzymała się, słysząc głośne bicie własnego serca. Istota z każdą sekundą walcząca o życie zatoczyła się mocno i chwiejnie postąpiła o krok w lewo, potem o krok w prawo, usiłując złapać równowagę. Spojrzała groźnie spode łba, potrząsnęła rozczochraną krwawo grzywą. Zawstydzona swym brakiem odwagi, powoli podeszła do niego. Podniósł sprawną rękę, nakazując jej zatrzymać się, co też natychmiast uczyniła. Zakaszlał krwią, zatoczył się mocno i padł na kolana, nie mając już sił.
- Co oni ci zrobili...?! – jęknęła płaczliwym i trwożnym szeptem, nie ruszając się z miejsca.
Drżał z przerażającego bólu, ale najwyraźniej cierpiał już długo i przyzwyczaił się do tego. Spojrzał znów na nią, łagodnie, ale z jakąś bolesną pretensją. Powstał, dygocząc, dysząc i sapiąc. Spojrzał jej w oczy i powoli odwrócił się. Odebrało jej oddech. Bała się patrzeć, ale jeszcze bardziej bała się odwrócić wzrok. Plecy tej istoty właściwie nie istniały. Zamiast nich widniały duże, zakrwawione i ropiejące dziury, sięgające od wystających łopatek po krzyż. Dziury te omijały kręgosłup na tyle łagodnie, że ten nie został uszkodzony. Po obu jego stronach za to widoczne były blade żebra obdarte ze skóry i mięsa, a dalej - zupełna pustka. Żadnych narządów wewnętrznych. Dziwne haczykowate kości, krwawiące szpikiem, sterczały między żebrami a łopatkami. Bezlitośnie połamane i zgniecione, wyglądały jak niepotrzebny i nieprzemyślany dodatek do całej żałosnej konstrukcji. Kiedyś jednak musiały stanowić silną podporę dla innych kości. Dla tych, których brakowało po obu stronach kręgosłupa. Zauważyła wyraźne, naturalne wgłębienia w ciele, gdzie powinny się owe znajdować.
- Co oni zrobili?! – załkała cicho. – Nie, nie myśl o tym... Odbicie, Światło... Nie, Astaroth...! Nie pozwolę im!!! – syknęła przez zaciśnięte zęby.

* * *

Podniosłam nieśmiało wzrok. Biała Gwiazda zachodziła. Teraz. Mrok zakrył ją przedwcześnie. Białe chmury przybrały czarną barwę, napęczniały, skłębiły się, zajęły niewiarygodnie szybko cały nieboskłon. Gdzieniegdzie lśniły fioletowawymi odbłyskami od gromów. Zerwał się silniejszy wiatr, zdawało mi się, iż jego podmuchy zataczały okręgi wokół nas. Zrobiło się chłodniej, a powietrze przesiąkło duchotą. Nie było już przezroczyste i lekkie, stało się lepkie, wilgotne, i nabrało koloru, połyskiwało ciemną czerwienią.

Słyszałem serce
Niebijące
Znałem jej myśli
Nieżyjące...

Zgasiła własny
Ogień
Stworzyła mnie
Swym...

Każda bestia powinna mieć swojego opiekuna, który da jej szansę. Ryzykuję wiele, lecz lubię to i jeśli poskromię bestię, będę szczęśliwa, z głębokim poczuciem spełnionego obowiązku. Jeśli bestia spełni choć jeden dobry uczynek z Wolnej Woli, udowodni, że godna jest, aby żyć.

Swym...

Uwielbiam patrzeć, jak walczy, jak przelewa krew. Roztacza wtedy wokół siebie aurę wielkiej potęgi, wzbudza we mnie podziw. Oboje jesteśmy przeklęci.

Kimkolwiek teraz
Będzie
Posieje zniszczenie
Wszędzie...

Jej oczy. Ten wzrok paraliżował myśli i ciało. Jednak był czujny. Fioletowe, wąskie ślepia Almeny błysnęły tuż przed nim. Szła cicho i ostrożnie. Czuła zło krążące wokół. Chciała się obudzić, ale nie potrafiła. Musiała iść dalej, po prostu musiała.

Nagły zły impuls wstrząsnął nim. Ratując się unikiem, skoczył wysoko do góry, ponad konary drzew. Ale Almena już tam była, zamachnięta mocno swym mieczem. Z kamienną miną, zmrużonymi mocno ślepiami, cięła po lekkim łuku, z góry na dół. Astaroth zasłonił się szablami – tyle tylko mógł zrobić. Lśniące, niematerialne ostrze bezgłośnie uderzyło o jego skrzyżowane ostrza. Nie utrzymał go. Było przerażająco silne.

Tego ciosu żadna siła stworzona przez Chaos ani Światło nie była w stanie powstrzymać.

Wytrąciwszy Astarothowi Smutek 14 Wdów z ręki i odepchnąwszy drugą szablę, ostrze Almeny pomknęło dalej. Z głośnym szumem przedarło się przez kości i żywe ciało, jak ci się zdało, Legion...

Uderzył o ziemię niespodziewanie i twardo. Runął na plecy, potłukł żebra i na chwilę stracił oddech. Oddech...? Podniósł drżącą, sparaliżowaną bólem rękę. Umorusana fioletowymi smużkami, parującymi mgłą. Nie. Nadal jest demonem. Nadal... jest...
Chciał się podnieść, ale ból promieniujący od rany przedzierał się przez najmniejsze nerwy, przez każdą cząstkę energii i krępował każdy ruch. Zesztywniał momentalnie, nie mógł ruszyć żadną z kończyn. Krew płynęła z rany powoli. Widział wszystko przez zasłonę parującej, fioletowej mgły.

Czułam ciepło jego ciała bardzo, bardzo blisko. Bolesne sapanie. Bolało okrutnie. Nie mogłam tego znieść. Zamknęłam oczy. I wtedy ujrzałam to. Nie wiem, czy były to moje własne wspomnienia, czy też jego myśli. A może i jedno i drugie zespoliło się w mojej duszy, dając realistyczny i namacalny obraz pola wielkiej bitwy. Słyszałam walkę, słyszałam śmierć. Widziałam jednak tylko JEGO. Trwał nieruchomo, bezradnie leżąc na wznak. Konał cichutko i powoli. Nie jęczał nawet z bólu, choć mimowolnie wyprężył ciało rozdzierane przez cierpienie, promieniujące od głębokiej rany. Zamknął oczy i charcząc krwią, sapał głośno. Zaczął drżeć cały, w szponach śmierci. Nadal jednak konał najdzielniej jak potrafił, milcząc.
Nie bój się – szepnęłam do niego łamiącym się głosem, kiedy dygotał coraz silniej i mrugał nieprzytomnie zamglonymi krwią oczami.

Ledwo świadomy tego, co działo się wokół, nie odpowiedział. Podeszłam do niego, nogi się pode mną uginały. Z rozpaczą poruszyłam ustami, ale nie wydałam z siebie najcichszego jęku.

Spojrzała za siebie, gdzie pod wielkim drzewem leżała w trawie piękna szabla. Ruszyła ku niej. Schyliła się, mglistą ręką podniosła Smutek 14 Wdów. Ostrze błysnęło srebrnym, niezaspokojonym wciąż głodem krwi. Trzymając szablę ostrzem pionowo w dół, zawróciła i stanęła nad Astarothem. Widział blask srebrnej iskry w kłębach parującej fioletowej mgły. Zbliżała się.

Jego źrenice zastygły w mglistym otępieniu. Ale nawet teraz, półprzytomny, zachował swą zadziorność i nie zamknął oczu. Żadna siła stworzona przez Chaos ani Światło nie zamkną mu oczu.

Almena powoli klęknęła na ziemi obok niego, ostrożnie układając szablę na trawie, wzdłuż boku Astarotha. Ujęła czule jego drżącą zakrwawioną dłoń, wsunęła w nią rękojeść Smutku 14 Wdów i delikatnie zacisnęła na niej jego palce.
- Vae victis – szepnęła.
Przysunęła się bliżej, siadając na trawie. Podniosła ostrożnie jego głowę i położyła ją na swoich kolanach, głaszcząc dłonią jego policzek i odgarniając mu z czoła czarne włosy pozlepiane krwią. Była znów nieopisanie spokojna, cierpliwa, jej dłoń poruszała się powoli, troskliwie. Była cicha. Nieopisanie cicha i smutna. Czułeś jak z każdym uśnięciem jej dłoni energia jej chaosu wygładzała energię twojego jestestwa starganą na strzępy bólem i zmęczeniem. Jej mgły, otulające cię, były przyjemnie miękkie, rozkosznie ciepłe. I bardzo ciche.

Ciężkie, zmęczone powieki opadły ci, ale butnie wykrzesałeś z siebie siły i otworzyłeś szeroko oczy. Pogłaskała cię znów po policzku, delikatnie palce musnęły twoje rozchylone lekko usta.
Twoje zmysły wygasały, nie mogąc uchwycić energii do prawidłowego funkcjonowania. Widziałeś mgły. Ciche, fioletowe, cieple mgły chaosu. Słyszałeś ich dziwaczne, zmutowane szmery. Jedynie dotyk pozostał taki jak dawniej. Dotyk i ból.

Wrzuta.pl - Gigi D'Agostino - I'll Fly With You
X
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 16-12-2008, 16:01   #493
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
To co było tym, czym należało się kierować? Nie, nie jakieś górnolotne wierzenia, nie wielkie światło, nie fiolet. Najważniejsi byli przyjaciele i to aby starać się za wszelką cenę ich nie stracić. Najważniejsze było aby kierować się zdrowym rozsądkiem i aby podejmować decyzje takie jak dyktuje własne serce. Aby potem nie trzeba się było wstydzić za cokolwiek, aby w przyszłości nie można było zarzucić sobie, że się nie próbowało. W sercu każdego znaleźć można tak światło jak i mrok. Każdy jest dobry i zły zarazem. Zatem nie da rady kierować się tylko jednym. To powoduje że istota staje się fanatykiem, niebezpiecznym mechanizmem, który w imię własnych idei, własnych przekonań zdolna jest do siania terroru.

Czy zaatakował? Tak. Gdy tylko zobaczył jak Levin zamierza z Żywym Ogniem ruszyć ku Legionowi, zaatakował. Czy zamierzał zabić? A skąd! Gdyby tak było, nie fatygował by się i nie zadawał zbędnego trudu. Ot, napiął by Maleństwo i było by po sprawie. W całym tym zamieszaniu chciał ocalić to co dla niego było najcenniejsze i co ostatnimi czasy dotarło do jego ograniczonego umysłu. Chciał ocalić drużynę jako taką. Chciał ocalić sprawnie działający mechanizm, który mógł doprowadzić do czegoś naprawdę pięknego. Mechanizm, który działając tak w imię światła jak i fioletu, był dowodem na to że coś takiego w ogóle może istnieć. Że odstępstwa od reguły zdarzają się absolutnie wszędzie! Że świątynia poświęcona światłu i fioletowi nie stała wcale kilometry od nich, nie była wzniesiona ich rękoma. Oni sami byli tą świątynią. Niosąc słowo tak światła jak i mroku, służąc tak jednemu jak i drugiemu byli najlepszym dowodem na to, że jest to możliwe... i że niepotrzebne są żadne budynki, które w sposób próżny oddawały by część, którejś z sił. Wystarczyły tylko i wyłącznie otwarte serca, otwarte umysły.... na tym zdaniem Barbaka polegała wiara, i on stawiał fundamenty swojej świątyni w oparciu o takie właśnie zasady.

Czymże był przy tym jakiś siniak, czy nawet podbite oko. Fraszką jeno. On to rozumiał, miał nadzieje że Levin również. Wiedząc jaka była profesja jego (jak by na to nie patrzył druha) myślał usilnie o tym właśnie. Takie chciał przekazać posłanie. Nie jestem Twoim przeciwnikiem, staram się tylko ocalić to co jest dla mnie najważniejsze.

Kejsi winna to słyszeć także. Jednak Kejsi zdawała się tego nie rozumieć. Barbak czuł bijącą od Chimery złość, ba wściekłość wręcz... pogardę i odrazę. I od kogoś kto był Wojownikiem Światła, kogoś kto winien wyzbyć się takich uczuć, kogoś kto nie próbował w żaden sposób zrozumieć pobudek, oceniał tylko.... i mylił się przy tym strasznie. Rozumiał to bardzo dobrze, bowiem przed kilkoma dniami sam oceniał w dokładnie taki sam sposób... i potwornie się mylił.

Myląc gwiazdy z ich odbiciem w jeziorze, oceniając orka po jego czynach, nie myślach... jego przyjaciółka zdawać by się mogło postawiła na nim krzyżyk. Skreśliła go z listy przyjaciół. Cóż... Taka była jej Wolna Wola. Barbakowi nie pozostało nic innego, jak tylko ją zaakceptować.

Dostał łomot. Nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni. Lotem parabolicznym odleciał na tyle daleko, że nie był wstanie zrobić absolutnie niczego. Nie na tyle szybko aby powstrzymać to bratobójcze starcie. Gdy wylądował na ziemi, nie mógł się poruszyć, nie mógł dobyć słowa. Bolał go każdy mięsień, każda komórka. Jeszcze nigdy w swym jestestwie nie zamknął tak strasznie dużo bólu. Ten nie był jedynie wywołany obrażeniami, jakie zadała mu Kejsi. Te po prawdzie były najmniej istotne.

Ponieważ nie mógł mówić, zdecydował się myśleć intensywnie, na tyle intensywnie, alby inni go usłyszeli. Ast, Kejsi, Levin, nawet Drow winni wiedzieć co w danej chwili myśli. Fungrimm zapewne go nie usłyszy, ale Ork wiedział, że krasnolud nie musiał go słyszeć. Był pewien, że karzeł doskonale wiedział co się działo i co zamierzał zrobić teraz Barbak.

Myślał zatem.
~ Czy wyście do szczętu poszaleli? Kejsi czy od patrzenia w światło nie oślepłaś przypadkiem? Levinie, czy ten palący się patyczek nie zagotował ci rozumu pod czaszką? OPAMIĘTAJCIE SIĘ! Jesteście sobie najbliższymi przyjaciółmi. Druhami, którzy przeszli razem szmat drogi, którzy wojując razem, przelewali wspólnie krew i pot. Którzy ratowali sobie wzajemnie żywoty, którzy..... a teraz staracie się nawzajem pozabijać. Opamiętajcie się! Błagam Was! Opamiętajcie się! Znajdźcie przeciwnika nie w otaczających Was istotach, ale w sobie samym, pokonajcie go! A silniejszy i zjednoczeni stańcie do ostatecznej walki, ramie w ramię. Bowiem tylko i wyłącznie w ten właśnie sposób możemy dokonać tego czego naprawę pragniemy. Tylko i wyłącznie jako pojednani i pogodzeni ze sobą i z naszym wspólnym losem dajemy dowód na to że światło i fiolet mogą kooperować, że Tacy jak My faktycznie mogą połączyć w sobie Violet & White!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 16-12-2008, 21:55   #494
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Dwoje przeciwników, porzucających doczesne pragnienia. Nikt na tym polu bitwy nie pragnął zwycięstwa ani klęski przeciwnika. Nikomu nie zależało na przelewie krwi. Walka ta zdawałaby się pozornie bez sensu, jednak jej istnienie kierowane było istotnymi powodami. Była to walka dla samej idei walki, dla nierealnego wręcz piękna starcia. Krótkie zdawałoby się chwile trwały wieczność, pozwalając nacieszyć się wspaniałością tego starcia. Był to główny sens życia Astarotha - jedyny, jaki mu pozostał. Nie zależało mu już na niczym więcej, oprócz walki. Wypełnił swój los pokonując Ritha i naginając go do swojej woli. Zapewnił spokój swojemu ciału oraz zapewnił istnienie mgłom w tym wymiarze. Azmaer wspomagany przez Ritha będzie doskonałym, nowym Shabranigdo. Legion zapewnił mu wystarczająco czasu, choć mógł to przypłacić nawet własnym istnieniem. Nie był już konieczny, sam również nie znajdował powodów by dłużej istnieć. Nie miał wobec nikogo długów ani zobowiązań

Prościej mówiąc był po raz pierwszy w pełni wolny. Nie ograniczony szlacheckim kodeksem honoru, nie naginany wolą pana do posłuszeństwa ani nie kierujący się losem tych za których odpowiadał. Mógł postępować dokładnie tak jak chciał. A pragnął najpiękniejszej z walk, ukoronowania swojego istnienia. Czy ukoronowanie miało być początkiem czy końcem jego egzystencji nie grało roli

Ponownie ruszyli w swoją stronę. Astaroth czuł wyraźnie, że po pierwszym celnym i głębokim ciosie jego szable przebudziły się do swojego własnego, cichego życia. Choć zdawałoby się, że Legion był daleko, słyszał jego ciche szepty. Głupcy dali się zwieść. Walczą z mirażem, z ułudą dyktowaną własnymi słabościami. Nie rozumieją, czym jest prawdziwa walka, ograniczeni do tego co posiadali. Nigdy nie będą w stanie go zrozumieć. Do nich siła przyszła sama, mieli ją po prostu i dlatego nigdy nie będą potrafili jej wykorzystać. On natomiast o każdy skrawek swojej mocy musiał walczyć z silniejszymi od siebie. Dlatego zdołał dojść dalej, niż ktokolwiek inny zdołał. I dokąd zdoła dojść tylko ktoś Taki jak On. Na pewno ktoś taki będzie

Walka przebiegała w prawie że absolutnym milczeniu. Tutaj nie było krzyków rannych ani konających. Astaroth i Czarna zorza byli demonami. Perfekcyjnie panowali nad swoimi emocjami, tłumili ból i zmęczenie. Również szczęk broni zdawał się przytłumiony, jakby gasnący. Almena była potwornie szybka, jednak Astaroth również stoczył wiele walk. Dopasowywał swoją taktykę w ułamku sekund, by skontrować atak przeciwniczki, by przeciągnąć tą walkę jeszcze trochę. Sam próbował wyprowadzać ataki, jednak nieodmiennie trafiały one w pustkę. Dwie szable dawały mu duże możliwości zarówno ataku jak i obrony, jednak nie można było trafić czegoś, czego nie potrafiło się zdefiniować. Już zdawałoby się, że jego szabla dosięgła witalny punkt przeciwniczki, lecz okazywało się że tak naprawdę był to odstający kosmyk włosów. Rany, które powinny być głębokie na tyle, by zakończyć walkę okazywały się draśnięciami w całkiem innych miejscach, niż je zadał. Nie powstrzymywało go to jednak, wciąż odpierał ciosy i atakował. Był pewien, że jeden z jego ciosów zranił Almenę mocniej niż inne, jednak nie potrafił powtórzyć tego sukcesu. Powoli opadał z sił, fiolet wyparowywał z jego ran, lecz ciągle wydobywał z siebie więcej sił, niż faktycznie posiadał. Przeciążał swoje jestestwo do granic wytrzymałości by podejmować kolejne bezowocne próby celnego ataku. W pewnym momencie, po błysku w oku Almeny zorientował się. To już czas. Nadchodził koniec

Wykrzesał z resztek swoich sił na tyle, by odbić się w górę, najwyżej jak potrafił. Tylko tak mógł uniknąć tego ciosu, jednak jego przeciwniczka po raz kolejny wykazała się nienaturalną szybkością przenosząc się ponad niego. Wzniosła rękę do ciosu, więc Astaroth postanowił wykorzystać identyczną technikę jak w przypadku strzału z ,,Oka". Zasłonił się skrzyżowanymi szablami, planując zbić jej cios jednak uderzenie było o wiele mocniejsze, niż się spodziewał. Siła ciosu wytrąciła mu szable i rozbiła jego blok. Cios był mocny i głęboki, miecz przeciwniczki zagłębił się w jego jestestwo. Opadł w dół, na bolesne spotkanie z ziemią. Matka wszelkiego życia przyjęła go, twardo przypominając o swojej obecności. Chłodna śmierć nadchodziła, ból wypełniał jego demoniczne jestestwo. Jednak gdyby tylko miał dość siły Astaroth śmiałby się. Cios był po prostu piękny, tak boleśnie dający o sobie znać że przez chwilę wydawałoby się, że jest człowiekiem. Takiego bólu nie doświadczył w swoim demonicznym ciele jeszcze ani razu. Fioletowe mgły otaczały go, a Astaroth zrozumiał że to po prostu on sam wyparowuje wraz z ubytkiem fioletu. Krew wypływała powolnym, nieprzerwanym strumieniem, a jedynym co utrzymywało go wciąż przy świadomości był ból. Każda drobinka jego ciała promieniowała nim, wołała tysiącem głosów o swoim cierpieniu.

Almena podniosła jego szablę i zbliżała się. Najwyraźniej przyjdzie mu ginąć od własnej broni. Trzymał się kurczowo świadomości chcąc widzieć ostatni cios, jaki na niego spadnie. Najwyraźniej mówiła coś, być może do niego. Nie miało to jednak już znaczenia. Odpływał powoli w nieświadomość

***

Ojciec czekał już na niego na murze, tak samo jak wtedy. Tym razem jednak na jego twarzy nie malowało się zaskoczenie, ale złość. Blacker poprawił szable tkwiące na plecach i z uśmiechem podszedł od ojca

- Jednak zawiodłem. Najwyraźniej już wkrótce naprawdę się spotkamy, gdy dołączę do Legionu

Ojciec nic mu nie odpowiedział, tylko w milczeniu wymierzył mu policzek. Widząc zdziwiony wzrok Blackera odezwał się, pełnym wściekłości tonem

- Ty głupcze! Zabiłeś swojego brata, mnie i swoją siostrę. Teraz ty jesteś ostatnim z rodu. Jeśli zginiesz nie przetrwa o nas nawet pamięć! Jesteś nam coś winien

Obraz powoli rozmył się, a Blacker znalazł się otoczony widmami Legionu

- Pamiętasz? - zaszemrały głosy - Pamiętasz, co obiecałeś?

Tak - odpowiedział sobie w myślach. Pamiętał obietnicę, którą złożył. Ci, którym odebrał życia przeżyją w jego wspomnieniach, tak długo jak on sam przetrwa

- Jeśli umrzesz, to kto zachowa o nas pamięć?

Kolejna wizja powoli rozwiała się

***

Nie mógł stracić świadomości i pogrążyć się w nierealnych wizjach. Jeszcze nie. Na sen również przyjdzie czas

Zwycięska Mistress zbliżyła się, a Astaroth całą pozostałą siłą zmusił wargi by ułożyły się w grymas mający być uśmiechem. Cios, którego oczekiwał nie nadszedł jednak. Almena włożyła mu szablę z powrotem w dłoń, a Astaroth kurczowo zacisnął na niej rękę. Te dwie szable... Były wszystkim, co miał.

- Vae victis – szepnęła wygrana, a Astaroth delikatnie pokręcił głową. Zrodziło to wiele nowych ognisk bólu, jednak teraz działało to na jego korzyść. Dłużej będzie świadomy

Usiłował odpowiedzieć, jednak na to już nie wystarczyło mu sił. Odpowiedział więc w myślach licząc, że usłyszy i zrozumie

- Gloria victis

Poczuł, jak jego głowa podnosi się delikatnie. Miał wrażenie, jakby mistress wzięła ją na kolana. Miał wrażenie dotyku na policzku i włosach. Nie mógł jednak określić, czy nie był to kolejny miraż wywołany odchodzącym w niebyt umysłem. Oczy powoli zamykały mu się, zmysły gasły powoli. Było inaczej niż w grocie życia. Wtedy jego egzystencja zakończyła się nagle, bez bólu. W eksplozji, którą sam wywołał. Teraz, gdy przegrał drugą walkę odejście było powolne, mógł z niego czerpać chorą satysfakcję. Ostatkiem sił otwarł szeroko oczy, jednak jedyne co zobaczył to falujące morze mgieł, wzywające go do siebie. Moc amuletu wymykała się konającemu umysłowi, nie mógł więc odejść w wymiar snu. Może to i dobrze? Zasili swoją siłą tutejsze mgły

Szmery chaosu i szepty legionu zlewały się w jedno. Fioletowe mgły które go otaczały powoli przybierały coraz ciemniejszą barwę, przechodząc powoli w czerń. Czuł dotyk chaosu na sobie, jednak wiedział że sam niedługo stanie się jego częścią. Umysł pracował coraz wolniej, jakby leniwie. Wszechogarniająca senność zamykała mu oczy, świadomość wymykała się mu. Wiedział, że nie utrzyma się długo w takim stanie, jednak wciąż walczył by jak najdłużej tkwić przy życiu. Chciał dokładnie poznać smak śmierci i jednocześnie zachować w pamięci swoje życie oraz życia tych, którzy już odeszli. Zadawał śmierć wielokrotnie, jednak sam był skazany na życie. Egzystencja była jego przekleństwem, śmierć choć tyle razy zdawałoby się że miała go w swoich szponach, to jednak za każdym razem wymykał się jej cudem.

***

Człowieku... Człowieku, słyszysz mnie? Dobrze, bo już się bałem że ogłuchłeś. Czemu patrzysz na mnie takim zdziwionym wzrokiem? Nie widziałeś nigdy demona? Widzę po twoich oczach, że nie... To dobrze, bardzo dobrze. Nie wiem, co cię zabiło jednak w swojej dobroci postanowiłem zwrócić ci życie. W zamian za to ty będziesz od tej chwili służył mnie. Wiesz, potrzebuję kogoś od brudnej roboty w świecie materialnym, a osobiście nie przepadam za tym miejscem. Nie próbuj się nawet sprzeciwiać, bo jestem ci w stanie zagwarantować ból większy, niż kiedykolwiek zdołałeś doświadczyć? Nie wierzysz? To zobacz!

***

Legionie, zbudź się. Twoja misja się nie powiodła, a Rith stworzył amulet. Tak, umarłeś jednak dotrzymam obietnicy. Widziałem twoją szczerą nienawiść względem niego, a to może być dla mnie... użyteczne. Zatem postąpiłem zgodnie z naszą umową. Jesteś teraz demonem, moim tworem. Nie będę cię ganiał, masz swój własny cel który pokrywa się z moim. Zapoznaj się z nowymi możliwościami, możesz też zobaczyć drużynę którą wtedy prowadziłeś. Tak, oni również nie żyli jednak także zostali przywróceni do życia. I znajdź sobie jakieś inne imię. Przestałeś być Legionem z chwilą śmierci

***

Zakrwawione usta Astarotha szeptały bezgłośnie

- Długo na mnie czekałaś, prawda? Tym razem nikt już nam chyba nie przeszkodzi. Zaprowadź mnie tam, gdzie wcześniej zabierałaś wszystkich mi bliskich
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 16-12-2008 o 21:58.
Blacker jest offline  
Stary 17-12-2008, 11:05   #495
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Po skończonej rozmowie z Legionem kiwnął głową na znak zrozumienia. Uśmiechnął się i pokazał kciuk na szczęście.
-Astaroth, byłeś [tfu] jesteś człowiekiem. Pokazałeś że zdrowy rozsądek zawsze zwycięża. Nie powiem żegnaj bo wiem że to jeszcze nie koniec....

Powiódł wzrokiem wokół siebie. Drużyna, Legion, Świątynia, Smoki. Było tego naprawdę dużo. A najgorsze że czuł się strasznie samotny. Odszedł jeden z jego prawdziwych towarzyszy. Kto mu pozostał? Tev, Barbak, Levin Kejsi oraz Ray’gi.

Zawieruchę między trójką z nich przyjął na chłodno. Po staremu, bez emocji z umiarem. Tylko to pozwoliło mu przetrwać aż do dziś. Teraz miało się spełnić jego przeznaczenie. Przykro mu było że tylko on przejrzał plan Astha. Tylko on miał na tyle osobistej odwagi by zaryzykować w imię wyższego celu. Przecież do jasnej anieli gdyby Asth chciał mógłby najzwyczajniej na świecie zniszczyć ich dusze i byłoby po kłopocie. Teraz płacił za to cenę miast być jak niegdyś Almanakh w walce z Shabragnido teraz się kłócą i plecą trzy po trzy.

-Dzięki Tev za pomoc. Ale wiesz ja musze zrobić coś co obiecałem koledze. Jeżeli będzie się to kłócić twemu odbiorowi świata to wycofaj Go. – wskazał palcem swego strażnika. –
-Mam ostatnią misję do zrobienia
-Nim minie dzień Drow znów nas zdradzi tak jak wtedy przy walce z bladolicym. On musi zginąć, to za to że wysługuje się tej Fioletowej wywłoce.


Zawołał do najbliższego Legiona.
-Zajmijcie się Kejsi, nie ma prawa zbliżyć się do mnie!

Demon był kilkanaście kroków dalej. Wyraźnie przygotowany na to co za chwilę się stanie. Fungrihmm wcale się tym nie przejmował. Co więcej ucieszyła mu się paszczęka na myśl że skopie zakalca za to jak oberwał Barbak od Kejsi. To było chore że cnotliwa i fanatyczna obrończyni bieli gździła się z DROWEM. On Fungrihmm nigdy nikogo nie udawał i teraz zrozumiał że pogardza takimi co tak robią. Było jemu Jej żal ale co tam to jej problem.

Uśmiechnął się do Barabka potem do Teva.
-Kto powiedział że będziemy żyć wiecznie...

Wyrwał na drowa jak stał aż się zakurzyło na trawie... Wokół brzeszczotu migotała poświata...
-Za poziomki, poziomki i truskawki!!!!
Po pewnym czasie pomyślał że to głupie co krzyczał ale w sumie martwy drow nie będzie się zastanawiał nad tym.....
 
Vireless jest offline  
Stary 18-12-2008, 09:26   #496
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
if you had an angel now!...

...Łypała na mnie jarzącymi się amarantową fosforescencją ślepiami, a ostre, okrwawione kły kłapały ironicznie i złowrogo zarazem. A gdy spomiędzy tych uśmiechniętych upiornie szczęk dobyło się głębokie, sardoniczne ujadanie, niby jakiegoś gigantycznego wilka, i ujrzałem, że w brudnych, skąpanych w posoce, zaciśniętych niczym szpony palcach tkwi utracone przeze mnie serce, wrzasnąłem na całe gardło, a mój krzyk niebawem przerodził się w wybuch histerycznego płaczu.

MWAHAHAHAHAHAH!!!
Wszelka istniejąca materia i niemateria zamilkła. Z mrocznej czeluści Wymiaru Bieli buchnął potok najbardziej przerażających, demonicznych chichotów, jakie wszelkie istnienie miało kiedykolwiek okazję słyszeć.
M-WA-HA-HA-HA-HAHAHHAHA!!!
Upiorny dźwięk nie mógłby być okropniejszy, nawet gdyby otwarły się wszystkie bramy piekieł, i rozległo się dobiegające z otchłani wycie potępionych, gdyż w tej jednej niesłychanej kakofonii zawierała się cała nadnatura, groza i sadystyczna chora radość niepoznanej siły.

Wrzuta.pl - Nightwish - Wish I Had An Angel

* * *
Tev; Barbak jest chroniony, póki co nic mu raczej nie grozi.
Teoretycznie nikt nie atakuje też dwarfa – dwarf sam rusza do ataku!
Atak na legion nie powiódł się. Kejsi przeszkodziła ci w nim, atakując Teva i Ravista w ich skrzydlato-anielskiej formie. Dosadnie pokazałeś jej co o tym sądzisz.

Kejsi; Śmieszny kłębek energii rzucony przez anioła-teva-Ravista zaskoczył cię i trafił w ciebie, strącając cię na koronę okolicznego drzewa. Spadłaś z piskiem, rozbijając się o gałęzie, łamiąc kilka konarów. Zdołałaś złapać się któregoś konaru i wciągnąć na niego, więc nie gruchnęłaś o ziemię. Poobijana i z mętlikiem w głowie, siedzisz na gałęzi.

Tev; Kurcze! To przez to że jest Wojowniczką Światła! Dostała, ale otrzepała się i ani myśli stracić przytomności albo coś w tym stylu... Podłość.

* * *
Cóż. Astaroth był skazany na śmierć z rąk Mistress, a zniszczenie legionu nie mogło mu już zaszkodzić. Ważniejsze było przeżycie Ray`giego. I zabicie Teva. Drugi zdrajca, Barbak, miał szanse się jeszcze nawrócić, choć po jego słowach sądząc oszalał jeszcze bardziej niż przed chwilą. Dwarf to kwestia do rozpatrzenia.

Oko Światła w rękach chaosu emitowało olbrzymie ilości energii. Astaroth przeliczył się tym razem, on nie zdaje sobie sprawy czym jest moc Almanakh tutaj, w Wymiarze Bieli. Jej Biel wraniona w demoniczną energię natychmiast rozplenia się po całym jestestwie demona. Moc Oka Światła była zabójcza – potrafiła odszukać ciągłość energii zainfekowanego demona. Słowem, Biel podążała za zranionym nitkami energii, zabijając go krok po kroku i pochłaniając, rozpraszając – kiedy trafiony umykał w plany astralne, teleportował się, odrywał zakażone fragmenty swej egzystencji – nieważne, Światło potrafiło przeskoczyć z nieskończoności na cel. Potrafiło znaleźć wszędzie energię chaosu którą raz skaleczyła i nie było sposobu by się go pozbyć, poza wymianą Bieli i Chaosu z inną istotą, odpowiednim „dawcą” – o ile demon zdążył. Hm. Zabawne.

* *
- Musisz się jeszcze nauczyć kilku sztuczek. Po pierwsze, zasadą jest, żeby zawsze zamykać za sobą drzwi!;3
Wszyscy; Brama, furtka stworzona przez Astarotha i sięgająca do Wymiaru Chaosu... zniknęła!

* * *
Sytuacja zmieniła się. Sygnał był jasny. Zostawić, przynajmniej na razie. Ironicznie, nie będę ułatwiał mu zadania. To nawet bardziej mi się podobało. Chcę zobaczyć jego minę.
* * *
Nebula Resource Pack by =kire1987 on deviantART

- Mistress...?
- Moc amuletu została uwolniona i szuka drogi. Nadszedł czas na postawienie Filarów.
- Mistress...!
- Can`t you see I`m busy here? ;3 – odparła, z namaszczeniem głaszcząc wciąż policzek Astarotha.
- Filar...
Mistress, zapatrzona zmrużonymi ślepiami w swego wybrańca, ignorowała drażniące protesty zrozpaczonego Reznora.

Winter Madness by =synax444 on deviantART

- Musimy...! Amulet, wyczerpie się! To się zapadnie, nie zdążymy! Mistress... ta świątynia nie jest dokończona, ktoś... ktoś musi przytrzymać ten Filar!!!
- I have more important matters here now – szepnęła, delikatnie i pieszczotliwie zatapiając palce w czarnych kosmykach Astarotha.
- What...?! Ro-zumiem... Ale... Czy mogłabyś...?
- Nie;3
- A... Dociera do celu! Przeciął już płaszczyzny trzech Wymiarów! Musimy otworzyć Bramy, żeby zamknąć drogę tej mocy!

Reef Nebula WS by =casperium on deviantART

- Więc otwórzcie.
- Ale...?
Ignorowała go zupełnie, zaabsorbowana zupełnie Astarothem.

* * *
Levin; Próba zamiany umysłu Astarotha z umysłem glizdy była ciężkim przedsięwzięciem. Sam demon nie miał „umysłu” jako takiego, miał jedynie centrum swej energii, będące odpowiednikiem serca, mózgu i wszystkich witalnych organów utrzymujących egzystencję. To był kłopot. No ale próbowałeś. Glizda doświadczalna była na miejscu. Gah. Gdyby celem był chociaż sam Astaroth, a nie cały legion stworzony przez niego, może szło by łatwiej? Raz druidowi śmierć!
Z glizdą zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Spuchła do rozmiarów bakłażana! [aż kruk dostał gęsiej skórki! ] Kilka osobników legionu padło plackiem i zaczęli radośnie pełzać wokół – zastanawiałeś się czy robią to nieświadomie czy ze złośliwych żartów. Glizda tymczasem skurczyła się i przybrała kształt sznurówko-podobny, po czym w drgawkach zawiązała się na kokardkę. Mogłeś tylko wstrzymując wymioty podziwiać w tej chwili akrobatyczne karko-ręko-nogo-łomne popisy kilku „legionistów”, którzy postanowili iść za przykładem owej glizdy. Fajnym efektem było też kilkanaście szabel zawiązanych na supełki. Okeeej. Nie do końca o to chodziło. Co prawda kilku legionistów zdołało nawet ruchem pełzakowato-posuwistym wdrążyć się w ziemię, ale uhhh... Chyba zyskasz przydomek władca glizd! PLASK! – glizda doświadczalna wybuchła naraz! No ładnie. Podobnie, i spod ziemi dobiegło kilka wybuchów. No. Teraz lepiej. Łah! O_o [kulturalnie usuwasz się z drogi przepełzającemu legioniście]

Krakanie kruka ostrzegło cię w porę tym razem! Dwarf ruszył się z miejsca, dzierżąc podrasowany magią Teva topór!
No jasne. Najpierw Tev każe wam pozostawić dogodne pozycje strzeleckie dla drowa i orka, a potem wręcza dwarfowi topór, którym owy dwarf ma zamiar was posiekać! Dwarf uznał, że drow musi dzisiaj umrzeć!

Funghrimm; Poturbowana Kejsi, która próbowała osłaniać Levina i Ray`giego przed zdradą Teva zauważyła że zaatakowałeś, ale po przyjętym ciosie nie jest już tak zwinna i szybka! Patrzy na ciebie wielkimi kocimi oczami wisząc na gałęzi drzewa, gdzie spadła. Nic nie stoi na drodze pomiędzy tobą a drowem odwróconym bokiem do ciebie, celującym do nadchodzącej, kolejnej fali legionu! Pora skrócić kogoś o łeb!!!

Wszyscy;
Funghrimm ruszył do ataku, zamachnął się mocno toporem. Kejsi krzyknęła ze zgrozą. Źrenice Ray`giego rozszerzyły się nagle. Przed sobą miał morze demonów najeżone szablami, z boku nadciągał dwarfowy topór. Są tak blisko... jeśli nie wypuści tej strzały... ku nim...
Starfire opędzał się rozpaczliwie od plagi Astarothów. Ognisty smok podmuchami ognia spopielał demony nacierające od wschodu. A te od zachodu? Kto te powstrzyma...?! Ta strzała... ta strzała musi...! Drow chciał wrzasnąć coś do dwarfa, widać było po jego oczach, chciał wrzasnąć coś, tak samo jak Kejsi, lecz głos uwiązł mu w gardle. Niedaleko, Barbak z mozołem gramolił się z ziemi. Anioł -Tev i Ravist- obserwował wszystko z góry. Ostrze topora ze świstem przeszyło powietrze. Ray`gi zacisnął zęby i wypuścił świetlistą strzałę.

Ray`gi;



Łuk wyglądał zwyczajnie, jak łuk. Nie czułeś nawet nic nader szczególnego trzymając go. Skąd mogłeś wiedzieć, że strzały Oka Światła po wypuszczeniu stawały się jak komety, a po trafieniu w cel eksplodowały wybuchem czystej Bieli niszczącej cele w promieniu wielu kilometrów...? Kiedy wypuściłeś strzałę, moc Bieli uwolniła świetlisty promień jaki przeciął pole bitwy, spopielając błyskawicznie twory legionu Astarotha znajdujące się w jego zasięgu. Uderzył w ziemię i świetlisty wybuch ogarnął kopułą całą Wolf Pack Island! Widząc jak fala zbliża się, odruchowo cofnąłeś się, zdumiony nieco że sprawy przybrały taki obrót, ale fala uderzeniowa natychmiast dotarła do was i przemknęła przez wasze ciała, drzewa, krzaki, ziemię, powietrze, wstrząsając wszystkim, zafalowała i oślepiającym błyskiem ruszyła dalej, nie czyniąc otoczeniu ani żadnemu z członków drużyny krzywdy! Legion Astarothów zniknął bez śladu w świetlistej łunie!

* * *
Nie było tego widać gołym okiem, lecz moc Almanakh spopieliwszy legion natychmiast wżarła się w energię niedobitków. Oko Światła widziało każda cząstkę chaosu. Wiedziało, że nie zniszczyło celu w całości. A że wszystkie twory, oraz Astaroth, byli tym samym, tą samą energią, Światło natychmiast rzuciło się ku najbliższemu zlokalizowanemu celowi odpowiadającemu zranionemu wzorcowi – ku Astarothowi, twórcy zniszczonego legionu.

Mistress spojrzała w górę. Dojrzałeś dziwny błysk majaczący poprzez fiolet mgieł.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=6IS3rhoisWE[/media]

Balansowała mentalnie pomiędzy szaleńczą furią i apatią.
- Błagam, nie pozwól Oku Światła zniszczyć amuletu!!! – zaskomlał Reznor.

Astaroth;
Widziałeś niewyraźnie; twarz Mistress przez chwilę była wykrzywiona nie do poznania, przez całe twoje ciało natomiast przechodziło silne drżenie, zupełnie jakby kości, organy, mięśnie, nerwy i gruczoły istniały, jakby przystosowywały się do całkowicie odmiennej, rodzącej się, umierającej istoty. Nie potrafisz stwierdzić, co było w tym najstraszniejsze, ale nagle ogarnęła cię przyprawiająca o mdłości fala wstrętu i odrazy, mrożące krew w żyłach wrażenie kompletnej obcości i chorobliwej odmienności, tak silne, że chwyt dłoni na rękojeściach szabel stał się w jednej chwili słaby i niepewny. Postać Mistress bardziej niż długowłosą kobietę z mgieł przypominała monstrum z kosmosu, plugawą, przeklętą i złowrogą ogniskową nieznanych, a złowieszczych kosmicznych sił.

Rebirth by =MoOnshine90 on deviantART

Zadrżałeś, widząc pałające wewnętrznym ogniem fioletowe oczy.
- Wyzwanie mnie na pojedynek było chyba najlepszą decyzją w twojej egzystencji. You`re one clever beast!;3
Odniosłeś wrażenie, że usłyszałeś pobrzmiewającą w jej głosie nutę silnej i szczerej ironii, nie jednak rażącej i pozbawionej znaczenia ironii, lecz coś pierwotnego, posępnego, rozprzestrzeniającego się i potencjalnie złego.
- No. You`re not going anywhere, darling.

Huh…?
C-co robisz…?!
Lurking by ~njim on deviantART
Przestań...!

- Ćśśśś. Vae victis. Woe to the conquered. Przegrani nie mają prawa głosu. To moja nagroda. I`ve won. I`ve won and you are my prize. Zostaniesz tu, ze mną. Tego chcę.

Co ona robi...?
- You are sweet, but it was just a game!;3 I thought you knew;3 Well, now you do!;3
Nie...!

hand tattoo by ~sethius on deviantART

Szpony wbiły się głęboko, by wydłubać najcieńsze niteczki energii amuletu. Bez nich Astaroth nie będzie już opętany przez artefakt, amulet znów stanie się tylko materialnym tworem a uwolniona energia może posłużyć do stworzenia Piątego Wymiaru. Może. Nie musi. Może nie są jeszcze gotowi. Może się zużyje za ten czas. I co z tego? Widziała ich zdumione miny, ich wszystkich, miliardów istot. Złośliwy uśmieszek na jej ustach. Piąty Wymiar przestał nagle ją obchodzić. Teraz, kiedy widziała zamykające się oczy Astarotha.
Powoli uniosła dłoń ściskającą amulet, oglądając w fascynacji wiszące z niego niteczki energii amuletu. W piersi Astarotha została wielka, brzydka dziura. Parująca fioletowymi mgłami dziura.

* * *
Wszyscy;
Kiedy błysk wybuchu zniknął, ujrzeliście.
Ray`gi zacisnął mocno powieki i zmarszczył twarz. Wszystkie mięśnie jednocześnie naprężyły się, aż do bólu. Wstrzymał oddech. Wrzątek zalał jego pierś i potylicę. Czekał na ból. Serce zahuczało w jego piersiach. Wszystko pożerał czarny, kłębiący się ogień. Minęła sekunda. A serce drowa nadal biło...

Naraz z rozdzierającym przerażeniem usłyszał tuż przed sobą głuchy krzyk, coś jakby stłumiony jęk, który wyrwał się z miażdżonego gardła. Otworzył oczy i ujrzał już tylko, jak Levin bezwładnie osunął się na trawę. Żywy Ogień wypadł z rozłożonej dłoni.



Druid, leżąc na trawie, trzymając się za zgruchotany i zakrwawiony okrutnie lewy bok, raz tylko zadygotał, podparł się ręką, jakby chciał wstać, ale padł bezsilnie, kaszląc krwią. Kruk krążył nad nim, skrzecząc, aż usiadł w trawie przy jego twarzy. Kejsi otworzyła usta, zadyszała głośno, histerycznie. Zadrżała cała, zacisnęła powieki i wrzasnęła przeraźliwie, rozdzierana przez ból i potężny gniew.
- NIEEE!!! Levin!!! Levin, wstań!!!
Funghrimm pobladł, zerknął na leżącego na ziemi druida, na zakrwawione ostrze swego topora, na druida, wokół którego po trawie rozpełzała się leniwie czerwona plama. Levin krztusząc się krwią stękał i szukał oszołomionymi oczami ratunku.

Wszyscy;
- Well, a promise is a promise… - usłyszeliście nagle spokojny, ugodowy głos Mistress.
Błysk, itd., itp... Uh?

fields of gold by *vonrubinstein on deviantART

Ocknęliście się. Pola? Maki? Chabry? Uuuh pola?! A gdzie... to wszystko? Gdzie Wolf Pack Island?!

Astaroth... zginął...?
Odzyskaliście swoje dusze i życie! Odzyskaliście życie!!! Hurra! Odzyskaliście... Oh shit...! O_-
W związku z tym że jesteście znów żywi i cieleśni, trafiliście z powrotem do planu materialnego Wymiaru Bieli. Odcięci od własnej świątyni stojącej gdzieś tam, w planie astralnym, do którego wstęp mają jedynie dusze martwych z czyśćca, demony i Wojownicy Światła!
Jesteście pewni, że w uszach macie cichutkie echo złośliwego chichotu Mistress.

No cóż, o tym żadne z was właściwie nie pomyślało... Gah! O_T Kusza jasna!
LEVIN!!!... LEVIN?! Gdzie jest Levin?! O_O
Szmerek...?

As We Walked in Fields of Gold by *krene on deviantART

Z łanów zboża wyskakują z piskiem dzieci; chłopiec i dziewczynka. Na wasz widok zastygły w bezruchu, spłoszone i przestraszone. Schowały się z powrotem w łanach zboża, onieśmielone.
Tymczasem pogoda gwałtownie psuje się!

New Anchorage Matte Painting by ~Jacklionheart on deviantART

Ze zboża dobiega przerażony pisk dziewczynki. OMG! O_O

f r e e d o m by ~star234gurl on deviantART

Ponad łany zbóż wszędzie wokół podnoszą się dziwaczne sylwetki! Astaroth zakończył swoją egzystencją ale... Legion... nadal istnieje!?!?! No, legionem to to już nie jest. Jest ich góra z 50. Karykatury Astarotha z urwanymi skrzydłami i dłońmi splamionymi – czerwoną – więc nie jego własną! – krwią, dobywają szabli i ruszają znów ku wam!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 18-12-2008, 14:46   #497
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
No cóż efekt ataku jego i Ray'giego miał być śmiertelny. Był humorystyczny.
Najpierw glizda zaczęła pęcznieć, no tak w końcu tyle istot zostało zapakowanych do jednej glizdy. Potem zaczęła przypominać sznurówkę (bądź frytkę, ma ktoś frytki?) a potem zawiązała się w kokardkę (grunt, że nie różową) a na końcu jej się tak z deka wybuchneło. No cóż... Efekt był... Zamierzony, tak oczywiście zamierzony.
Całość towarzyszyły komentarze Avadriela i dziwne zachowanie legionistów. Druid najpierw myślał, że to Ast tak komentuje jego starania, ale zmienił zdanie gdy jeden z demonów zaczął właśnie drążyć tunele w ziemi. Że que?! Na koniec spora część majestatycznie wybuchła, na szczęście w ziemi nie dodając krwi do już i tak brudnego ubrania Levina. Druid właśnie uprzejmie odsuwał się na bok dla Astarotha-Legionu-Dżownicy z szablą w kokardkę gdy Avadriel go ostrzegł przed krasnoludem.
No tak Funghrimm chciał skrócić go lub Ray'giego o głowę! I to jest krasnoludzki zabójca? Sprzymierza się z demonem.
Nie ma bata we wsi! Druid nie zamierzał patrzeć jak drow z którym był w sojuszu (chwilowym ale jednak sojuszu) ginie. Co prawda drow nie był mu już do niczego potrzebny ale…
Levin zastąpił krasnoludowi drogę, chwycił kij w pozycji obronnej i czekał, w tym samym czasie drow wypuścił strzałę.
Plusem braku wzroku była niewrażliwość na oślepienie, no chyba, że korzystało się z czyichś oczu. Biel oślepiła kruka i tym samym Levina, i przeniknęła go. Uczucie było, dziwne ale przyjemne, jednak nie trwało długo. Szybko zostało zastąpione przez wspomnienia, czemu nadeszły? Czyżby miał umrzeć?

muzyka

Przed oczami migały mu obrazy.
Almanakh i Verion - pani, której zawsze służył i dla której zrobiłby wszystko i demon, któremu nie wiedzieć czemu polubił.
Barbak i Funghrimm - dwaj przyjaciele, którzy nie raz ratowali mu tyłek a którzy na koniec go zaatakowali.
Kejsi i Ray'gi - młoda chimerka, która na początku sprawiała wrażenie nie na miejscu, potem zaciętej fanatyczki a na końcu okazała się jedyną osobą na której mógł polegać i mroczny elf z którym był w chwilowym sojuszu, szuja i intrygant, którego lubił na dziwny sposób ale wiedział też, że będzie musiał z nim walczyć
Astaroth i Tev - demon, którego nigdy nie lubił, który popsuł jego plan i dziwny tygrys, który znikał, zamieniał się w elfa i w ogóle był dziwny
Este i Misstres - elf, fanatyk Bieli oddając cześć Fioletowi, którego nie cierpiał i Almena, pani wszystkiego, której też nie lubił za intrygi
i wiele innych obrazów, osób, które spotkał, które polubił bądź znienawidził, jednak wspomnienia zostały zastąpione przez coś innego.

Na początku poczuł jak coś lepkiego zalewa jego lewy bok. To nie trwało nawet sekundy, szybko poczuł ból kiedy metal wgryzał się w jego ciało, na koniec poczuł jak żebra mu się gruchoczą i coś się mu w brzuchu rozrywa. Potworny ból rzucił nim o ziemie. Jego mury obronne legły w gruzach, ból zaczął rozlewać się na okolice. Druid nie słyszał ani Avadriela ani Kejsi. Nie słyszał nikogo. Spróbował wstać ale to nie było dobrym pomysłem. Upadkowi towarzyszył nieznośny ból. Leżał tak w bezruchu, ręką orząc ziemie. Czekał aż okropny, ból nie do wytrzymania zostanie zastąpiony przez nicość. Pragnął śmierci, pragnął uwolnić się od tego bólu.
Ostatnim wysiłkiem sięgnął prawą ręką do sakwy. Nie dał rady, nikt nie dowiedział się co chciał stamtąd wyjąć. Brzytwę? Prezent od przyjaciela, który tyle razy ratował mu życie a który potem go zaatakował? Piórko? Dar od istoty, której bezgranicznie wierzył, dla której był gotów zrobić wszystko a która pozwoliła nim manipulować? Nikt po za nim tego nie wiedział. Po chwili zastygł w bezruchu, tylko ciężki oddech i pokasływanie krwią świadczyło o tym, że jeszcze żyje. W końcu stracił przytomność.

Obudził się i to wcale nieprzyjemnie, dziobanie przez kruka nie należy do najprzyjemniejszych pobudek. Gdy tylko się obudził Avadriel pokazał mu obraz. Leżą w jakimiś zbożu, obok leżał tylko Żywy Ogień, nikogo innego nie było. Umarł i trafił do nieba. Tylko czemu ciągle nie widzi? Spróbował wstać, podparł się ręką, lewą. Ból przeszył jego ciało i ponownie zmusił do położenia się. Czyli jednak piekło, miał racje mówiąc do Ray'giego, że nigdzie indziej go nie przyjmą. I to jaka kara mu się przytrafiła, leżeć na pięknej łące, nie móc wstać. Dali mu nawet broń, żeby miał nadzieje, że będzie mógł wstać i przywalić jakiemuś demonowi. Takiego! Będę pełzał! Albo zakopie się w ziemi! Tak!
Mimo ambitnych planów, druid nie próbował się ruszyć, dalej leżał i... leżał. czekał na demony, diabły czy co tam do niego przyjdzie. Może ładny sukub? Ciekawe czemu nazwa żeńskiego demona przyjemności ma męski rodzajnik?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 18-12-2008 o 21:58.
Szarlej jest offline  
Stary 18-12-2008, 15:55   #498
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Było ich trzech na trzech i na legion! Nie mogli jednocześnie walczyć z Barbakiem, Funghrimmem, Tevem i legionem! Kejsi próbowała przejąć rolę defensywnej tarczy. Udało się jej ochronić Levina przed ciosem Barbaka. Po pierwsze ostatnio bardzo podziwiała druida za jego odwagę i zacięcie w tej walce. Po drugie Levin zasłużył na godniejszą śmierć niż śmierć z rąk zdrajców! Po trzecie gdyby poległ ona sama nie mogłaby walczyć z legionem i chronić drowa jednocześnie.

Nieważne co kierowało Barbakiem, Waldorffem i Tevem. Jak mogli zaatakować kogoś z drużyny tak bez ostrzeżenia, jak, jak!? Nawet Astaroth miał tyle odwagi i honoru by otwarcie wypowiedzieć nam wojnę! Nie mogli mieć żadnego sensownego powodu by najpierw obiecywać Astarothowi śmierć, złapać za broń i zadać nią cios... komuś z drużyny! Ot, oszaleli, oszaleli, oszaleli!

Levin walczył z legionem, nieważne czy po to by odzyskać duszę czy po to by udowodnić coś bakłażanowi. Wypowiedział wojnę otwarcie, a jego wyzwanie zostało przyjęte. Raygi dzielnie dołączył do antybakłażanowego składu. Nieważne za kogo walczył, ważne że walczył za to w co wierzył. Kejsi cieszyła się że mogła stoczyć tę bitwę u ich boku. Obaj wykazali się wielką odwagą i honorem. Nie zależało jej na zabijaniu legionu, ale nie chciała śmierci towarzyszy. Broniła Levina i Raygiego. Była też gotowa bronić Barbaka, Waldorffa i nawet Teva. Zanim zdrajcy pokazali swoje prawdziwe oblicze!
Sytuacja była tragiczna. Gdyby udało się jej unieszkodliwić Teva mogliby skupić się na legionie a nie na odganianiu zdrajców od siebie i patrzeniu tylko czy któryś nie wpakuje im ostrza w plecy! Niestety tev, choć też zadeklarował atak na legion i śmiał im nagadać jak głównodowodzący co mają robić, po chwili już obstawił sowimi zabawkami orka i dwarfa i zaklął topór dwarfa magią. Kejsi nie zdołała go powstrzymać. Z jękiem gramoliła się z konaru drzewa. Przynajmniej zajęła Teva na tę chwilę...

Dwarf zaatakował drowa jakby marzył o tym całe życie. Kejsi mogła tylko patrzeć. Raygi zajęty był walką z legionem i trzymał łuk wycelowany w twory Astarotha. Zużycie tej strzały na dwarfa skończyłoby się utopieniem nas wszystkich w fali chaosu i szabli! Oko Światła potrzebowało chwili by skupić moc, ale kiedy już ją zebro, nie było odwrotu. Raygi wypuścił strzałę a Levin postanowił go osłaniać. Topór dwarfa ześliznął się jednak po kiju Żywego Ognia i sięgł Levina próbującego zablokować cios.
- LEVIN!!! – wrzasnęła ze zgrozą Kejsi.



Bohaterski atak drowa uwolnił nas od plagi legionu, poświecenie Levina było piękne, ale nie byłoby konieczne gdy nie ci... nie ci zdrajcy, zdrajcy, zdrajcy!

Druid upadł w kałuży krwi. Kejsi krzycząc wciąż w rozpaczy jego imię zeskoczyła z drzewa i pognała ku niemu.
- CO WYŚCIE NAROBILI, ZOBACZCIE COŚCIE NAROBILI!!! – płakała. – DLACZEGO, DLACZEGO, DLACZEGO!? DLACZEGO TO ZROBILIŚCIE!?

Nim zdążyła dobiec do Levina i drowa, usłyszała głos Mistress. Pojawili się nagle wszyscy wśród pól. Wszyscy poza Levinem!
- RAYGIIII!!! – chimerka z płaczem rzuciła się drowowi w ramiona, ściskając go mocno.
Bala się że i drow dostanie zaraz jeden z tych uroczych ciosów w plecy! Nie mogła stracić i jego! Zostali on, ona, resztki legionu i trzech zdrajców!
- Raygi, trzeba znaleźć Levina, on tu gdzieś jest, czuję to! – Pisnęła. – Trzeba go ratować!
Zamierzała znaleźć druida i pomóc mu jeśli jeszcze mogła. Drow zostałby całkiem sam z wrogami. I ze Starfire!
- Raygi, wytrzymaj, tylko chwileczkę! – poprosiła, przytulając go znów mocno.
Nie wytrzymała i cmoknęła go w policzek. Miała nadzieję że nie był to całus na pożegnanie.
Mutacją chimerka wyhodowała sobie kolorowe, pierzaste skrzydła i wzbiła się w powietrze by stamtąd mogła lepiej widzieć okolicę i wypatrzyć Levina. Szukała kruka może krąży znów nad druidem!
- Trzymaj się Levin, znajdę cię, znajdę, znajdę!!! Oko Światła, ochroń go, świeć nad nim, wskaż mi drogę!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 19-12-2008, 14:14   #499
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Barbak gramolił się z klęczek. On czynił to w żółwim tempie, a zdarzenia zaczęły pędzić niczym rozpędzony parowóz. Karłowaty, brodaty, rozpędzony parowóz z ostrymi atrybutami na dodatek. Fungrimm ze swym zawołaniem bitewnym, które zapewne zostanie zapamiętane przez potomnych, ruszył w kierunku drow’a. Ork nie przepadał za Lembasem. Taka była prawda. Nie miało to żadnego związku z kolorem skóry czy jego pochodzeniem. Nie przepadał za Drow’em ze względu na jego arogancje i sposób w jaki odnosił się do otaczającego go świata... sposób, który był co prawda charakterystyczny dla przedstawicieli mrocznego ludu, ale przez tego konkretnego osobnika został wyszlifowany na wysoki połysk. Słowem Ray’gi był w opinii Barbaka kwintesencją tego co najgorsze w mrocznym elfie..... może nawet kilku mrocznych elfach. I z tego powodu za nim nie przepadał. Onegdaj dochodziło pomiędzy nimi to utarczek słownych, raz mało brakowało a zostały by użyte bardziej przekonujące argumenta... jeszcze jednak nigdy Barbak nie myślał (przez dłuższą chwilę) aby trwale pozbyć się bufoniastego towarzysza podróży. Po prawdzie było tak i tym razem. Ork był zdania, że dość tego dnia było ataków na siebie wzajem. Tak, oczywiście miał w tym swój udział. Nie bronił się przed tym i był gotów ponieść tego konsekwencje. Nie był jednak w tej konkretnej chwili w stanie nic zrobić. On nie....

... Levin jednak tak. Druid stanął mężnie naprzeciw pędzącej, karłowatej maszynki do mielenia mięsa... i stało się to co stać się musiało. Babrak miał nadzieje, że jego brodaty przyjaciel powstrzyma ostrze, nie zrobił tego. Nie mógł? Nie chciał? Nie potrafił? Nie zdążył? Nie miało to już żadnego znaczenia. Druid leżał w stale rosnącej czerwonej kałuży, jego żywot właśnie uciekał przez jego palce.

Scena ta wydarzyła się bardzo szybko. I zmusiła orka do równie szybkiego działania. Krzyk Kejsi po prawdzie również zmusił go do tego aby działać szybko. Zerwał się aby spróbować nieść pomoc przyjacielowi. Niezdarnie kulejąc starał się czem prędzej dostać do Levina, przynajmniej do jednej z jego połówek.

Nie zdążył, bowiem ta która od samego początku grała ich losami, ponownie rzuciła ich w nieznane. W miejscu do którego się przenieśli nie było Levina, nie było też Astaroth’a. Poza tym drużyna była we względnym komplecie.
- RAYGIIII!!! Pisk trzynastolatki, po czym tupot i scena iście z taniego romansidła. Ukochana, rzuca się w objęcia ukochanego. Tragiczni kochankowie, raz jeszcze, może ostatni mogą spojrzeć sobie głęboko w oczy i raz jeszcze mogą udowodnić całemu światu że nic nie jest w stanie ich rozdzielić... Idiotyzm!

Paradoksalnie zatwardziała Wojowniczka Bieli, która otwarcie zadeklarowała mu wrogość, która uważała go teraz za zdrajcę światła, rzucała się w objęcia tego, który to już od bardzo długiego czasu światłem pogardzał. Rzucała się w objęcia tego, który dowolnie żonglował argumentami zależnie od swoich potrzeb, który wykorzystywał tych którzy akurat byli mu potrzebni.

Co uważała na ten temat Barbak. Uważał, że jest do Wolna Wola Kesji i Ray’gi’ego. Jeśli jedno z nich godziło się być wykorzystywanym droga wolna, jeśli drugie chciało wykorzystywać... proszę bardzo. Ważne żeby i jedno i drugie świadome było konsekwencji podjętych decyzji.

Właśnie. Konsekwencji podjętych decyzji. Czy on sam był świadom tego co zrobił... i czy po trafił ponieść konsekwencje swoich wyborów? Nienawiść Kejsi irytowała go, ale i bolała. Irytowało go to, że chimerka bardzo zawęziła swój światopogląd i nie rozumiała tego, że ktoś o tym samym może myśleć w inny sposób.
Ale były to konsekwencje jego wyborów i była to gorzka pigułka, którą on musiał przełknąć.

Stanął obok Fungrimm’a i Tev’a. Spojrzał na nich. Spojrzał potem na Kesji i Drow’a. Nikt teraz nie był pewien tego co zrobią inni. Dodawało to pewnego makabrycznego smaczku.
Ork na ułamek sekundy przymknął oczy i zmówił cichą modlitwę za spokój duszy swego przyjaciela, po czym zakończył ją bodaj największym zaszczytem na jaki mógł ktokolwiek zasłużyć w społeczeństwie krasnoludzkim.
.... Dobra Śmierć. Padło, gdy Ork lustrował już drużynę. Następnie jego dłoń tak na wszelki wypadek powędrowała w okolice cięciwy Maleństwa.

- I co teraz? Przemówił do wszystkich za wyjątkiem Kejsi. Tej wyrosły pióra i zaczęła latać gdzieś wysoko. Nieopodal również pojawił się Legion, czy może raczej jego resztki. Nimi jednak Ork nie zawracał sobie w ogóle głowy. - Dalej będziemy się zabijać, czy może raczej zastanowimy się co dalej?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 20-12-2008, 21:15   #500
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Wszyscy; Karykaturalne resztki legionu zaczęły nagle wić się w fikuśny i makabryczny sposób, po czym wszystkie, jedna po drugiej, zamieniły się w fioletowy pył, opadający w kłębach fioletowej mgiełki. Legion zniknął!
Kątem oka zauważyliście Astha...! Nie...!!! To nie Astaroth! Jakaś inna postać, podobna mu wzrostem i sylwetką, stojąca nieopodal w mroku, przy jednym z drzew.
Azmaer.
Zmrużył złote ślepia, lustrując was nienawistnie, w milczeniu. Teleportował się, znikając.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172