Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2008, 21:55   #494
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Dwoje przeciwników, porzucających doczesne pragnienia. Nikt na tym polu bitwy nie pragnął zwycięstwa ani klęski przeciwnika. Nikomu nie zależało na przelewie krwi. Walka ta zdawałaby się pozornie bez sensu, jednak jej istnienie kierowane było istotnymi powodami. Była to walka dla samej idei walki, dla nierealnego wręcz piękna starcia. Krótkie zdawałoby się chwile trwały wieczność, pozwalając nacieszyć się wspaniałością tego starcia. Był to główny sens życia Astarotha - jedyny, jaki mu pozostał. Nie zależało mu już na niczym więcej, oprócz walki. Wypełnił swój los pokonując Ritha i naginając go do swojej woli. Zapewnił spokój swojemu ciału oraz zapewnił istnienie mgłom w tym wymiarze. Azmaer wspomagany przez Ritha będzie doskonałym, nowym Shabranigdo. Legion zapewnił mu wystarczająco czasu, choć mógł to przypłacić nawet własnym istnieniem. Nie był już konieczny, sam również nie znajdował powodów by dłużej istnieć. Nie miał wobec nikogo długów ani zobowiązań

Prościej mówiąc był po raz pierwszy w pełni wolny. Nie ograniczony szlacheckim kodeksem honoru, nie naginany wolą pana do posłuszeństwa ani nie kierujący się losem tych za których odpowiadał. Mógł postępować dokładnie tak jak chciał. A pragnął najpiękniejszej z walk, ukoronowania swojego istnienia. Czy ukoronowanie miało być początkiem czy końcem jego egzystencji nie grało roli

Ponownie ruszyli w swoją stronę. Astaroth czuł wyraźnie, że po pierwszym celnym i głębokim ciosie jego szable przebudziły się do swojego własnego, cichego życia. Choć zdawałoby się, że Legion był daleko, słyszał jego ciche szepty. Głupcy dali się zwieść. Walczą z mirażem, z ułudą dyktowaną własnymi słabościami. Nie rozumieją, czym jest prawdziwa walka, ograniczeni do tego co posiadali. Nigdy nie będą w stanie go zrozumieć. Do nich siła przyszła sama, mieli ją po prostu i dlatego nigdy nie będą potrafili jej wykorzystać. On natomiast o każdy skrawek swojej mocy musiał walczyć z silniejszymi od siebie. Dlatego zdołał dojść dalej, niż ktokolwiek inny zdołał. I dokąd zdoła dojść tylko ktoś Taki jak On. Na pewno ktoś taki będzie

Walka przebiegała w prawie że absolutnym milczeniu. Tutaj nie było krzyków rannych ani konających. Astaroth i Czarna zorza byli demonami. Perfekcyjnie panowali nad swoimi emocjami, tłumili ból i zmęczenie. Również szczęk broni zdawał się przytłumiony, jakby gasnący. Almena była potwornie szybka, jednak Astaroth również stoczył wiele walk. Dopasowywał swoją taktykę w ułamku sekund, by skontrować atak przeciwniczki, by przeciągnąć tą walkę jeszcze trochę. Sam próbował wyprowadzać ataki, jednak nieodmiennie trafiały one w pustkę. Dwie szable dawały mu duże możliwości zarówno ataku jak i obrony, jednak nie można było trafić czegoś, czego nie potrafiło się zdefiniować. Już zdawałoby się, że jego szabla dosięgła witalny punkt przeciwniczki, lecz okazywało się że tak naprawdę był to odstający kosmyk włosów. Rany, które powinny być głębokie na tyle, by zakończyć walkę okazywały się draśnięciami w całkiem innych miejscach, niż je zadał. Nie powstrzymywało go to jednak, wciąż odpierał ciosy i atakował. Był pewien, że jeden z jego ciosów zranił Almenę mocniej niż inne, jednak nie potrafił powtórzyć tego sukcesu. Powoli opadał z sił, fiolet wyparowywał z jego ran, lecz ciągle wydobywał z siebie więcej sił, niż faktycznie posiadał. Przeciążał swoje jestestwo do granic wytrzymałości by podejmować kolejne bezowocne próby celnego ataku. W pewnym momencie, po błysku w oku Almeny zorientował się. To już czas. Nadchodził koniec

Wykrzesał z resztek swoich sił na tyle, by odbić się w górę, najwyżej jak potrafił. Tylko tak mógł uniknąć tego ciosu, jednak jego przeciwniczka po raz kolejny wykazała się nienaturalną szybkością przenosząc się ponad niego. Wzniosła rękę do ciosu, więc Astaroth postanowił wykorzystać identyczną technikę jak w przypadku strzału z ,,Oka". Zasłonił się skrzyżowanymi szablami, planując zbić jej cios jednak uderzenie było o wiele mocniejsze, niż się spodziewał. Siła ciosu wytrąciła mu szable i rozbiła jego blok. Cios był mocny i głęboki, miecz przeciwniczki zagłębił się w jego jestestwo. Opadł w dół, na bolesne spotkanie z ziemią. Matka wszelkiego życia przyjęła go, twardo przypominając o swojej obecności. Chłodna śmierć nadchodziła, ból wypełniał jego demoniczne jestestwo. Jednak gdyby tylko miał dość siły Astaroth śmiałby się. Cios był po prostu piękny, tak boleśnie dający o sobie znać że przez chwilę wydawałoby się, że jest człowiekiem. Takiego bólu nie doświadczył w swoim demonicznym ciele jeszcze ani razu. Fioletowe mgły otaczały go, a Astaroth zrozumiał że to po prostu on sam wyparowuje wraz z ubytkiem fioletu. Krew wypływała powolnym, nieprzerwanym strumieniem, a jedynym co utrzymywało go wciąż przy świadomości był ból. Każda drobinka jego ciała promieniowała nim, wołała tysiącem głosów o swoim cierpieniu.

Almena podniosła jego szablę i zbliżała się. Najwyraźniej przyjdzie mu ginąć od własnej broni. Trzymał się kurczowo świadomości chcąc widzieć ostatni cios, jaki na niego spadnie. Najwyraźniej mówiła coś, być może do niego. Nie miało to jednak już znaczenia. Odpływał powoli w nieświadomość

***

Ojciec czekał już na niego na murze, tak samo jak wtedy. Tym razem jednak na jego twarzy nie malowało się zaskoczenie, ale złość. Blacker poprawił szable tkwiące na plecach i z uśmiechem podszedł od ojca

- Jednak zawiodłem. Najwyraźniej już wkrótce naprawdę się spotkamy, gdy dołączę do Legionu

Ojciec nic mu nie odpowiedział, tylko w milczeniu wymierzył mu policzek. Widząc zdziwiony wzrok Blackera odezwał się, pełnym wściekłości tonem

- Ty głupcze! Zabiłeś swojego brata, mnie i swoją siostrę. Teraz ty jesteś ostatnim z rodu. Jeśli zginiesz nie przetrwa o nas nawet pamięć! Jesteś nam coś winien

Obraz powoli rozmył się, a Blacker znalazł się otoczony widmami Legionu

- Pamiętasz? - zaszemrały głosy - Pamiętasz, co obiecałeś?

Tak - odpowiedział sobie w myślach. Pamiętał obietnicę, którą złożył. Ci, którym odebrał życia przeżyją w jego wspomnieniach, tak długo jak on sam przetrwa

- Jeśli umrzesz, to kto zachowa o nas pamięć?

Kolejna wizja powoli rozwiała się

***

Nie mógł stracić świadomości i pogrążyć się w nierealnych wizjach. Jeszcze nie. Na sen również przyjdzie czas

Zwycięska Mistress zbliżyła się, a Astaroth całą pozostałą siłą zmusił wargi by ułożyły się w grymas mający być uśmiechem. Cios, którego oczekiwał nie nadszedł jednak. Almena włożyła mu szablę z powrotem w dłoń, a Astaroth kurczowo zacisnął na niej rękę. Te dwie szable... Były wszystkim, co miał.

- Vae victis – szepnęła wygrana, a Astaroth delikatnie pokręcił głową. Zrodziło to wiele nowych ognisk bólu, jednak teraz działało to na jego korzyść. Dłużej będzie świadomy

Usiłował odpowiedzieć, jednak na to już nie wystarczyło mu sił. Odpowiedział więc w myślach licząc, że usłyszy i zrozumie

- Gloria victis

Poczuł, jak jego głowa podnosi się delikatnie. Miał wrażenie, jakby mistress wzięła ją na kolana. Miał wrażenie dotyku na policzku i włosach. Nie mógł jednak określić, czy nie był to kolejny miraż wywołany odchodzącym w niebyt umysłem. Oczy powoli zamykały mu się, zmysły gasły powoli. Było inaczej niż w grocie życia. Wtedy jego egzystencja zakończyła się nagle, bez bólu. W eksplozji, którą sam wywołał. Teraz, gdy przegrał drugą walkę odejście było powolne, mógł z niego czerpać chorą satysfakcję. Ostatkiem sił otwarł szeroko oczy, jednak jedyne co zobaczył to falujące morze mgieł, wzywające go do siebie. Moc amuletu wymykała się konającemu umysłowi, nie mógł więc odejść w wymiar snu. Może to i dobrze? Zasili swoją siłą tutejsze mgły

Szmery chaosu i szepty legionu zlewały się w jedno. Fioletowe mgły które go otaczały powoli przybierały coraz ciemniejszą barwę, przechodząc powoli w czerń. Czuł dotyk chaosu na sobie, jednak wiedział że sam niedługo stanie się jego częścią. Umysł pracował coraz wolniej, jakby leniwie. Wszechogarniająca senność zamykała mu oczy, świadomość wymykała się mu. Wiedział, że nie utrzyma się długo w takim stanie, jednak wciąż walczył by jak najdłużej tkwić przy życiu. Chciał dokładnie poznać smak śmierci i jednocześnie zachować w pamięci swoje życie oraz życia tych, którzy już odeszli. Zadawał śmierć wielokrotnie, jednak sam był skazany na życie. Egzystencja była jego przekleństwem, śmierć choć tyle razy zdawałoby się że miała go w swoich szponach, to jednak za każdym razem wymykał się jej cudem.

***

Człowieku... Człowieku, słyszysz mnie? Dobrze, bo już się bałem że ogłuchłeś. Czemu patrzysz na mnie takim zdziwionym wzrokiem? Nie widziałeś nigdy demona? Widzę po twoich oczach, że nie... To dobrze, bardzo dobrze. Nie wiem, co cię zabiło jednak w swojej dobroci postanowiłem zwrócić ci życie. W zamian za to ty będziesz od tej chwili służył mnie. Wiesz, potrzebuję kogoś od brudnej roboty w świecie materialnym, a osobiście nie przepadam za tym miejscem. Nie próbuj się nawet sprzeciwiać, bo jestem ci w stanie zagwarantować ból większy, niż kiedykolwiek zdołałeś doświadczyć? Nie wierzysz? To zobacz!

***

Legionie, zbudź się. Twoja misja się nie powiodła, a Rith stworzył amulet. Tak, umarłeś jednak dotrzymam obietnicy. Widziałem twoją szczerą nienawiść względem niego, a to może być dla mnie... użyteczne. Zatem postąpiłem zgodnie z naszą umową. Jesteś teraz demonem, moim tworem. Nie będę cię ganiał, masz swój własny cel który pokrywa się z moim. Zapoznaj się z nowymi możliwościami, możesz też zobaczyć drużynę którą wtedy prowadziłeś. Tak, oni również nie żyli jednak także zostali przywróceni do życia. I znajdź sobie jakieś inne imię. Przestałeś być Legionem z chwilą śmierci

***

Zakrwawione usta Astarotha szeptały bezgłośnie

- Długo na mnie czekałaś, prawda? Tym razem nikt już nam chyba nie przeszkodzi. Zaprowadź mnie tam, gdzie wcześniej zabierałaś wszystkich mi bliskich
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 16-12-2008 o 21:58.
Blacker jest offline