Wątek: Ia Drang 1965r.
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2008, 10:49   #63
Gwena
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Nagły atak z zachodu, omal nie skończył się tragicznie. Gdyby był bardziej skoordynowany i bardziej przemyślany to Viety wykończyły by ich. Jednak żółtek który załatwił kaprala granatem nie wyczekał, aż reszta się doczołga i szarżująca czwórka pozostałych była bez szans w ogniu automatów.
Gdy przez dłuższą chwilę nic się nie pojawiało z zachodu, Stefan skinął na Slo - daj lotnicze - i wyciągnął rękę po słuchawkę. Popatrzył w niebo - najdalej na zachodzie był Huey z numerem 461.
- ARMY 461 Army 461 tu November. Jesteśmy na wzgórku 200 yardów za linią obrony. Możesz popatrzeć na prawo? Od zachodu zaszła nas drużyna Vietów. Sprawdź, czy to próba okrążenia czy samobójcy?
- November tu Army 461 poczekaj.

Helikopter pochylił się w zakręcie i skierował na północ. Po zatoczeniu łuku zameldował.
- November tu Army 461, nie widać żadnych grup, czy jacyś pojedynczy pod palmą się nie chowają nie gwarantuję.
- Army 461 tu November, dziękuję miej oko na sytuację na zachodzie, nie potrzebujemy gości na plecach. Bez odbioru
.
Spojrzał po szczupłej osadzie. Troy był zajęty i niewątpliwie skutecznie dezorganizował atak Vietów. Nowo przybyły radzik z trudem opanowywał mdłości i usiłował pomóc medykowi uratować kaprala. Pozostałych dwóch prowadziło krótkimi seriami z M-60 ostrzał przedpola. Pozostali tylko on i Slo.

- Slo trzeba przeczesać busz na zachód od nas, czy tam więcej takich nie ma. Idziesz za mną.
Kryjąc się ruszyli na zachodni kraniec wzgórza. Do odległej o sto yardów skarpy było czysto. Położyli się za rosnącym na brzegu drzewem i obserwowali szerokie na ponad milę morze trawy porośniętej rzadkim buszem. Po chwili wypatrzyli ruch. Kilka, dwie lub trzy sylwetki w beżowych mundurach jakieś sześćset yardów dalej ostrożnie przesuwały się w ich kierunku.
- Slo idź po Troya, to robota dla niego.

Gdy po chwili podszedł snajper Stefan wskazał mu rejon w którym zaobserwowali ruch przeciwnika.
- Lepiej by zwiadowcy nie wrócili. Slo znajdź sobie jakieś dobre miejsce i pilnuj naszej flanki. Nie ma siły by cię tu podeszli niespostrzeżenie. Jak kogoś zobaczysz daj znać. Ja spróbuje jakieś posiłki ściągnąć.
Nie dodał, że jak Troy skończy to Slo zostanie sam. Życie jest paskudne, sam Slo do tego dojdzie, a tymczasem niech się cieszy z towarzystwa.
Wrócił do oddziału. Spytał medyka jakie szanse ma ranny. Usłyszał, że musi natychmiast trafić do MASHa. Nie musiał pytać celowniczego o stan amunicji i luf do M-60. Kurczyły się w zatrważającym tempie.


- Radzik daj lotnicze -
polecił nowemu i wyciągnął rękę po słuchawkę.
- Army 461 tu November. W bazie widziałem stare H-19. Czy mógłby w koszu do ewakuacji rannych podrzucić w cholerę amunicji do M60, zapasowe lufy a najlepiej całą maszynkę też. Z powrotem by wziął ciężko rannnego do MASHa. Musi tam trafić jak najszybciej.
- November tu Army 461, przekazuję twoje zamówienie do bazy. cheerleaderki też ci podrzucić?
- Jak masz ładne to zapraszam Army 461. Ale naprawdę jak nam się amunicja skończy to chłopcy na dole będą mieli przejebane. Ponaciskaj.
- Rozumiem November. Dam znać co się da.
 
Gwena jest offline