Włodek spojrzał na Hughesa Vetinari zdzwiony lekko. Fafik otworzył jedno oko, a na pogróżki dziwnego chudego jegomościa poruszył skórzastymi skrzydłami i zasyczał zdegustowany. Nawet krążące zawsze w pobliżu nizioła muchy zaczęły jakby głośniej bzyczeć. Po chwili bzyczenie jeszcze bardziej się wzmogło, gdy Fafik bezczelnie złapał jedną z nich w pyszczek, pogryzł i przełknął oblizując całą mordkę jęzorem. Sytuacja nie wymagała jego interwencji, więc przenikliwie wpratrujące się w wąpierza oko zamknęło się powoli. - Ooo, stary. Widzę, że masz poważny problemik, ale nie martw się - z tego można się wyleczyć - Vlad uśmiechnął się, patrząc na uzębienie rozmówcy - Znam jednego dobrego stomato-patologa - w sam raz dla ciebie. I nawet nie kasuje za dużo. Jedna nerka styknie - nawet sam wycina na poczekaniu... - poradził życzliwie. - Co do twojej propozycji to vice-versa - rzekł Vlad - Pomijając to, że za blady jesteś, to jednak bez dentysty ani dudu. Byś mi halabardę porysował tymi żuwaczkami - wyjaśnił. - Poza tym wolę jak mi się denat nie rusza, wiesz? - dodał. - Aha - pacnął się w czoło, przypominając sobie coś - z tą trucizną w tyłku to świetny pomysł, jednak najlepszy do tego będzie właśnie umarlak - w końcu jemu trucizna nie zaszkodzi, nie? - łypnął okiem na Vetinariego. - Muahahaha - nie mógł powstrzymać diabelskiego chichotu Mrocznych Niziołków. Tylko oczy miał jakieś takie nie pasujące do tego mrocznego śmiechu - rozpromienione tak, jakby komuś właśnie sprawił psikusa.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |