Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-12-2008, 11:12   #11
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Włodek wydął obrażony wargi, gdy pierdzielowaty kapitan straży rzucił coś o marnowaniu czasu na szukanie jedzonka. Przełknął głośno ślinę.

Dalsza, już całkiem przewidywalna część imprezy została zakłócona pojawieniem się człowieka, który był dla Mrocznego Niziołka jakby znajomy.
"Toż to chyba ten sprzedawca z budki z pasztecikami..." - myślał intensywnie. "Albo zapomniałem mu ostatnio zapłacić i przyszedł po kasę, albo... zamówili porcję pasztecików! Specjalnie dla mnie!" - ucieszył się i zarazem wzruszył życzliwością strażników.

Jego tętno podskoczyło i serce zaczęło walić, jak oszalałe. Ślinotok zalewał mu usta w takt poburkiwania żołądka, a kubeczki smakowe na języku przybrały średnicę rasowej filiżanki, gotowe do smakowania posiłku. Nie nadążał przełykać i... stało się! Z kącików drżących z niecierpliwości ust pociekła ślinka i kapnęła na kubrak. Jednak Mroczny Halfling nie zwracał na to uwagi. Jego zmrużone oczy były wymierzone w jeden cel - sprzedawcę pasztecików rozmawiającego z kapitanem.
- Jeść... - wyszeptał wbrew woli swojego mrocznego mózgu, gdyż jego usta i struny głosowe były podporządkowane najważniejszemu ośrodkowi decyzyjnemu - umieszczonemu centralnie dla lepszej ochrony - żołądkowi.
- Dawaj! Dawaj, bo ostygną! - pisnął niezbyt głośno, gdyż na potężne ryknięcie godne tak złej i demonicznej istoty nie pozwalał konopny sznur owinięty wokół grubego jak u byka karku nizioła.

Ku jego przerażeniu okazało się, że to jednak nie jest dostawca żywności.
"Nie może być - umrę na głodnego..." - jego umysł, tym razem bez ponaglań ze strony nadrzędnego układu trawiennego, zaprotestował.

Nagle, do jego kudłatej główki przyszedł iście diabelski plan. A właściwie, to nie miał za bardzo możliwości powstrzymać jego realizacji. A stało się to zaraz po tym, jak kapitan skończył gadać z przybyszem i podszedł ponownie do więźniów.
Siarczysty piard targnął powietrzem. Co więcej, szarpał tak przez dobre ćwierć minuty. Gdy zdegustowani ludzie, niektórzy z nieukrywanym podziwem dla umiejętności Vlada, spojrzeli w jego stronę, ten zawołał tak głośno, jak umiał.
- To Czarny Wiatr! Zaraza! Wszyscy zginiecie! Muahahaha! Zzłłłoooo! Zzłłłoooo! Muahahaha! - aż się zatrząsł z emocji i walcząc o oddech z zaciskającym się w wyniku podrygiwań niziołka sznurem wytrącił jeden z tworzących piramidę stołków, na ktorych go ustawiono. Zaczął się dusić naprawdę.

Kapitan docenił aktorstwo Włodka uniesieniem brwi i rzekł:
- Przepraszam za krótka przerwę. Teraz możemy kontynuować…

Po czym kat zaprosił pozostałych do wspólnego tańca, z takim zaangażowaniem wykonywanego przez Pumpernikla. W końcu znane powiedzenie brzmi: "razem - raźniej".

Załzawione i wytrzeszczone oczy Vlada przysłoniła ciemność. "Udało się! Jestem prawdziwym nekromantą! Teraz wszyscy mi uwierzą!" - ostatkiem swiadomości analizował sytuację.

* * *

Znowu śnił. Śnił jeden z tych mrocznych snów Mrocznych Niziołków. Sen wprost emanował złem. A właściwie - Złem. Vlad leciał na ożywionym, gnijącym truchle wielkiego smoka. Pod nim równo, ramię przy ramieniu, noga przy nodze, maszerowała jego nieumarła armia. JEGO armia! Zagony szkieletów i zombie, ożywionych trupów gigantycznych cyklopów i trolli oraz mnóstwo mniejszych potworów. I wszystkie te istoty były na skinienie jego małego, pulchnego paluszka.
- Muahahaha! Zabić! Spalić! Zniszczyć! - podniecił się nie na żarty. To było jak ekstaza. Mógł tak trwać wiecznie.
Coś go szturchnęło. W swej łaskawości raczył tego nie zauważyć. Znowu szturchnięcie.
- No co jest, do stu tysięcy jadowitych salamander!? - zaklął szpetnie. Czuł jak jakaś siła ściąga go w dół ze smoka. Nie pomogło kurczowe łapanie za nadgniłe pozostałości piór. Właśnie piór, gdyż to był smok pierzasty. Tak, czy owak zaczął spadać. Coraz szybciej i szybciej. Tak szybko, że nawet nie zdążyłby zgłodnieć po drodze. Nie, nieprawda. W końcu był niziołkiem i NAPRAWDĘ szybko stawał się głodny. Już widział milczące szeregi swego wojska maszerującego w dal. Z każdą sekundą były coraz większe. "Już był w ogródku, już witał się z gąską..." - nie wiadomo skąd przypomniał mu się głupi wierszyk, wymyślony pewnie przez jakiegoś zniewieściałego elfiaka. Powrócił jednak do kontemplacji swoich oddziałów. Z tej perspektywy wyglądały jeszcze groźniej, niż z lotu smoka.
Nim zdążył się napodziwiać, pierdyknął o ziemię.
- Mamo! - jęknął i otworzył oczy.
"Przecież Mroczne Niziołki nie mają rodziców" - stwierdził ze zdziwieniem.
Coś z siłą wodospadu walnęło go pod prawe oko i opadł na klimatycznie woniące moczem posłanie. "Będzie siniaczek..." - zdążył pomyśleć.

* * *

Gdy się ocknął zauważył fałszywego sprzedawcę pasztecików. "Podlec jeden!" - spojrzał na oszusta krzywo. Ten niezrażony krzątał się między kilkoma wyrkami zajętymi przez mniej lub bardziej przytomnych, byłych skazańców. Włodek prychnął i obiecał sobie, że kiedyś zamieni go wzrokiem w kamień, albo spopieli, albo... coś innego, co tylko wymyśli. I na pewno będzie to coś Złego. Tylko najpierw musi nauczyć się robić takie rzeczy oczami. Mały szczegół.
Gdy kompania się wybudziła, Garret, gdyż tak miał chyba na imię, wygłosił mowę o tym, ile wydał na medyka i ile musiał obiecać burmistrzowi. Mrocznej uwadze Mrocznego Niziołka nie uszło też, że ktoś mu zapiermandolił sakiewkę. A do tego burmistrz chce, by załatwili jakiegoś smoka. Przynajmniej nie za friko, ale nie zmienia to faktu, że cała sprawa mocno śmierdzi.
Vlad powęszył chwilę. "Nie, to tylko moje stopy" - stwierdził i pomachał radośnie swymi włochatymi odnóżami.
- Miło was znowu widzieć... - mruknął sympatycznie pod adresem kończyn. Po chwili zreflektował się i wydobył z gardła odpowiedni dźwięk:
- Zzłłłoooo.... - rozejrzał się po pomieszczeniu. - Muahahaha! - zakończył prezentację i wstał z posłania, przypominającego raczej barłóg.

Garret chciał ich zaprowadzić do szefuńcia tego miasteczka. Dobra, może być. Vlad przypomniał sobie, że ich celem ma być smok. Prawdziwy! Jego sen może się spełnić! "Najpierw go zabijemy, a później go ożywię, jakoś..." - planował, chociaż ta ostatnia część mogła być trudna w realizacji. "I będę miał swojego nieumarłego wierzchowca!" - ucieszył się, mimo trudności, które go czekały.
- Zzłłłoooo... Muahahaha! - wyrwało mu się cichutko.

Vlad Pumpernikiel zabrał swój stuff ze stołu i ustawił się gotowy do wizyty u burmistrza.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 01-12-2008 o 15:05.
Gob1in jest offline  
Stary 02-12-2008, 11:13   #12
 
Lord Vetinari's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Vetinari nie jest za bardzo znany
O, ktoś jedzie.- Po chwili zastanowienia domyślił się kto to jest. Następnie aż rozgorzała w nim żądza zemsty chamowana przez to, że zabijanie ludzi, za których nie ma nagrody jest nieprofesjonalne i co najważniejsze przez to, że mają go właśnie powiesić.Co on robi z tym świstkiem papieru.Ledwo co zdążył pomyśleć oślepiła go biel, a następnie poczuł mocne uderzenie.Cholera jasna, muszę krwi ,ptfuu, wódki. No jeśli będzie. Cholera mam ochotę się napić.Potem usłyszał o wskrzeszeniu i o tym, co zrobili. Aż podskoczył z radości kiedy zobaczył swoje trunki. Nie słysząc nawet reszty zdania skoczył do bukłaka z wódką.Co?! Pusty?! sprawdźmy następny, co też pusty. Sprawdził wszystkie, aż doszedł do jego własnego bimberku.Co, za mocny dla strażników? Wychlał cały przewrócił się na podłogę. W końcu do niego dotarło. To nie była piwnica, to był loch, w którym więziono biedne trunki przez długi czas. Przynajmniej dobrze im to zrobiło. Zapytał się: "Ta jedna co ją zgwałciliśmy to ta cycata, co nie?" Po czym uśmiechnął się z nadzieją. Następnie rzekł: " A, co do smoka, to czemu po prostu im nie zwiejemy? Wydaje mi się, że jesteśmy do tego zdolni po tym co zrobiliśmy." Domyślił sobie Do wszystkiego! Średnio mi się podoba pomysł ze smokiem, w końcu co mi zrobią. Nic! W każdym razie prawie nic, mam nadzieję.
 
__________________
Jam jest Hermes,
własne skrzydła pożerając oswojon zostałem.
Lord Vetinari jest offline  
Stary 07-12-2008, 11:47   #13
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Garret odpowiedział na wszystkie wasze pytania:
- Jedzenie? Kąpiel? Nocleg? Przykro mi, ale to już musicie załatwić w swoim własnym zakresie. Na nocleg mozecie zatrzymać się w tym pokoju jeśli chcecie. Może to nie jest królewska komnata, ale swój wewnętrzny urok posiada.

Wewnętrzny urok polegał na kurzu osiadłym już nawet na oknach przez, które nic nie dało sie zobaczyć przez co w pokoju panował półmrok. Jeszcze torchę uroku było w kilku skrzypiących łóżkach, na których spoczywali po trudach śmierci nasi mężni bohaterowie. Wystarczyło ruszyć przesunąć na nim łokieć żeby wydać dźwięk godny zbrojnego hufca rycerzy z trąbkami. Z wyjątkiem łóżek jednym meblem był mały stolik, z którego odebrali swój ekwipunek. Sam stolik był już wyraźnie przeżarty przez korniki. Cud, że wytrzymał ciężar ich wyposażenia. Zza drzwi rozlegała się muzyka i pijackie przyśpiewki:

Byłem z dziewką, dziewką anielską
Okazała się dziwką, dziwką nieziemską
Ruszyłem, więc wojaczki skosztować
Ale przed nią nie zdołałem się uchować
I tak od tej pory wszyscy tak beczem
Bo wszyscy tęsknim za swym mieczem


Garret wsłuchał się w tą smętną pieśń bardzo uważnie. Wydawało się, że rozpoznał czyjś głos z izby.
- Nieważne. Przejdźmy dalej. Jak to już mówiłeś Markusie do interesów. Jak już mówiłem dostaniecie nagrodę proporcjonalną do wykonanego zadania. Jeśli pytasz się o polisę na życie to chyba jesteś nowy jako najemnik. Nie licz na polisę tylko na siebie samego. Szczegóły na temat smoka przedstawi nam sam burmistrz.

- Ta jedna co ją zgwałciliśmy to ta cycata, co nie? A, co do smoka, to czemu po prostu im nie zwiejemy? Wydaje mi się, że jesteśmy do tego zdolni po tym co zrobiliśmy - usłyszał pytanie.
- Tak. Bardzo cycata - odpowiedział uśmiechając się dziwnie - Jeśli chodzi o drugie pytanie ot burmistrz przewidział sposobność ucieczki. I daltego wymusił na mnie specjalny wymóg. Spójrzcie na swoje nogi.
Wykonawszy polecenie ujrzeli małe kółko wymalowane czymś czerwonym koło kostki. Po środku kółka była namalowana ludzka czaszka.

- Znachor wam to namalował. Jest to specjalna pieczęć nanoszona na skórę najgroźniejszych skazańców stąpających na tej ziemi w celu utrzymania ich w ryzach. Jeśli wyjdziecie poza wyznaczony obszar, czyli poza wioskę i otaczającą ją góry to pieczęć się uaktywni wypalając wam całą skórę. Nie będzie to zbyt przyjemne. Bez skóry daleko nie zajdziecie. Nie radzę też prób oderwania kawałka skóry z pieczęcią, bo wtedy też się uaktywni. Poza tym jest całkowicie niezmywalna. Pełen luksus. A teraz chodźcie już. Burmistrz i smok czekają. A ty mały ucisz się wreszcie - powiedział do Vladimira wyraźnie już zdenerwowany.

W drodze do domu burmistrza nikt nie zaczepił naszych bohaterów. Było to dziwne, że kilku wisielców chodziło sobie bez skrępowania po wiosce. Dla miejscowych była to atrakcja porównywalna do urżnięcia się w karczmie. Piłeś, piłeś i piłeś, ale na następny dzień nic z tego nie pamiętasz. Dlatego też nikt nie ujrzał w nich niedawnych skazańców, bo nikt też nie zwracał na nich specjalnej uwagi.

Dom burmistrza z zewnątrz nie wyróżniał się niczym od innych domów mieszczan z wyjątkiem drzwi z dobrej jakości drewna ze złotą klamką (która regularnie znikała), ścianami pomalowanymi na biało, czystych okien, strzelistego dachu na wysokość dwóch metrów i czterema piętrami. Był to niemal standardowy dom.

Za to wnętrze (szczególnie w porównaniu z poprzednim pokojem w jakim musieli się mieścić) robiło naprawdę spore wrażenie. Ściany odmalowane na żółto, dywany wyściełające czyste podłogi, liczne obrazy na ścianach przedstawiające poprzednich burmistrzów, duży i piękny stół, a także kominek z wesoło trzaskającym ogniem. Na górę porwadziły schody, których poręcze zdobione były białymi kryształami (dobrze przymocowanymi, co sprawdził Vladimir). Po chwili ze schodów zstąpił wysoki i chudy mężczyzna pozbawiony zarostu oraz zmarszczek. Mimo to nie wyglądał już na młodzika. Był raczej w średnim wieku. Mimo wysokiej pozycji nosił ubrania przystające bardziej wieśniakowi niż burmistrzowi.

- Witam. Jestem burmistrzem Loren. jak widzę wy jesteście tymi bohaterami, którzy od orków mają nas wyzwolić.
- Od jakich orków? - zdziwił się Garret.
- Spokojnie. Bez nerwów. Zaraz wszystko wytłumaczę. Proszę usiąść - wskazał krzesła przy stole. Gdy już wszyscy usadowili się na swoich miejscach burmistrz zapytal się:
- Czy zechcą państwo coś do picia. Proszę mówić. Zaraz mój sługa przyniesie.
Po złożeniu zamówienia i otrzymaniu od sługi wymaganego napitku burmistrz przystąpił zaraz do obiecanych wyjaśnień:

- Mówiłem już o smoku co ziemie te naiwedził i w górach się osiedlił. Bestia dziewice zwykł porywać, do swej pieczary zabierać i tam konsumować. Trwało to jakieś kilka dni. Nikt nie zdołał przez ten czas smoka powstrzymać. Aż do czasu, gdy pewien mag przybył tutaj i rzucił niezwykły pomysł na smoka odegnanie. Nakazał, by w wiosce i okolicy całej dziewic żadnych nie było. Zaraz cała ludność chłopska z entuzjazmem do tego pomysłu podeszła i już po godzinie dziewicy zadnej znaleźć się nie dało. Smok zniechęcony odleciał w siną dal. Już zaczęliśmy świętować, ale wtedy mag ten zaczął nagrody się domagać. I to wysokiej bardzo. Taniej wyszło do worka go wcisnąć i do wody posłać. Na nasze nieszczęście przeżył i jakimś sposobem oddział orków tu ściągnął. Teraz po nocach krzyczy, grozi, że dupczyć będzie. No i od tej pory nikt nie może wydostać się z wioski z powodu obozu orków w górach.
- Chcesz żebyśmy walczyli z całym oddziałem orków?
- Skądże znowu. Orkowie odejdą jeśli ich wódź zginie. W nocy zakradniecie się do obozu i wodza po cichu zgładzicie. Nawet pomysł mam.
- Mów.
- Drogą łóżkową do celu trzeba dotrzeć. A mój informator powiedział, ze wódz ma bardzo specyficzne gusta. Ponoć lubi niziołki płci męskiej. I to bardzo lubi.
Garret spojrzał na oba niziołki w druzynie. Po chwili powiedział:
- Co wy na to chłopaki?
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 13-12-2008 o 18:21.
wojto16 jest offline  
Stary 10-12-2008, 15:57   #14
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Vlad, gdyby tylko mógł, cisnął by piorunami z oczu. W każdym razie próbując dostał silnego wytrzeszczu. Biorąc pod uwagę jego mlecznobiałe, pozbawione źrenic i tęczówek oczy - efekt był nieziemski.

- Jak mi przykro. Taka okazja, a ja nekrofilem jestem. No i preferuję nieżywych ludziów - powiedział lodowato kładąc akcent zarówno na "nieżywych", jak i "ludziów" - Mua-ha-ha - zakończył sylabizując.
- Poza tym jestem Mrocznym Niziołkiem, ale może obecny tutaj halfling coś poradzi, znaczy... sobie poradzi - poprawił się.
- Zawsze możemy przebrać kogoś innego za dużego, tłuściutkiego niziołka. Nawet ten blady jegomość się nada, gdyby trochę przypudrować różem - wskazał na Lorda Vetinari.

Jakaś natrętna melodia nie dawała mu spokoju. Zupełnie jak muchy, których przynajmniej kilka zawsze kręciło się wokół niziołka. Złośliwi twierdzili, że to muszki-owocówki, ale on widział w nich żywiące się padliną, tłuste muszydła. Kiedyś nawet nadał im imiona - Gucio, Maja, Bączek, Fred i parę innych, ale Fafik, jego nie-toperz je zżarł, świnia jedna. Znaczy nie-świnia, tylko toperz.
Nie-toperz.
- Whatever - zakończył rozmyślania tajemnym przekleństwem Mrocznych Niziołków i machnięciem ręki.



Fafik był naprawdę mądry, jak na gryzonia. Czasem można by odnieść wrażenie, że to on jest szefem bandy. Mózgiem. W każdym razie zawsze wiedział, kiedy się oddalić, bo groziło im niebezpieczeństwo i zawsze wiedział kiedy wrócić, by załapać się na kolację, albo jakiś gwałt na niewinnej myszy.
Dlatego nie zdziwiło Vlada, że zniknął, gdy siedział w pierdlu, oraz to, że pojawił się znowu, gdy szli z Garettem do burmistrza. Zwyczajnie wisiał do góry nogami na szubienicznej belce, na której jeszcze niedawno wesoło podrygiwał jego pan. Zupełnie jakby naśmiewał się z bandy niedoszłych wisielców.
Za to teraz spokojnie, otulony skórzastymi skrzydłami wisiał uczepiony drzewca halabardy, którą Włodek trzymał niczym pika na ramieniu. I równie bezczelnie szczerzył pyszczek, oblizując się od czasu do czasu różowym języczkiem. Jego postawa, czy raczej swobodny zwis, emanowała stoickim luzem.

Nizioł przypomniał sobie.
- Mam! - pisnął ucieszony.

Leży chłop pijany
Leży pod dzwonnicą
Zobaczył go biskup
Zrobił zakonnicą

Teraz chłop w klasztorze
W kuchni czyści gary
Bo się biskup znudził
Chłop jest już za stary!

- Hej, hej, hola! - Vlad zakończył z przytupem włochatej stópki, wywijając przy tym młyńca. Fafik nawet nie drgnął. Jakby był przyklejony.

Dostrzegł zdziwione gęby.
- Wracajmy na imprezę do Garetta - kapela daje czadu - wyjaśnił. - A zielonego bambusa ubije się jutro. Co to dla takich mocarzy, jak wy - dodał.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 10-12-2008 o 15:59.
Gob1in jest offline  
Stary 11-12-2008, 16:24   #15
 
Gadul's Avatar
 
Reputacja: 1 Gadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodzeGadul jest na bardzo dobrej drodze
Aiden Słysząc niziołka prawie nie umarł ze śmiechu ten to potrafi rozchmurzyć atmosferę, Myślał nad tym co mówił burmistrz i zastanawiał się głęboko po chwili odpowiedział:
To Będzie ciężkie podejść Maga można spróbować zaczarować kogoś by wyglądał jak niziołek albo coś w tym sensie, Chodź nie wiem czy nie wyczuje tego, jakoś musimy tam się dostać, Ma ktoś jakiś lepszy pomysł ???. Wpatrywał się w towarzyszy z odrobiną nadziei ze ktoś wymyśli coś lepszego.
 
Gadul jest offline  
Stary 11-12-2008, 17:44   #16
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Markus czuł się zdegustowany odwalaniem brudnej roboty, ale cóż poradzić. Jak mus to mus. Droga do burmistrza był spokojna… Kto by chciał zaczepić grupę kryminalistów? Noo pomijając łowców głów to raczej nikt. Ludzie nie przejawiali otwartej agresji typu „-Jontek! Łap za widły ! Marek wołaj chłopa!”. Ludzie przejawiali wręcz ignorancie w ich stosunku. Jakby nic nie pamiętali…

Po krótkiej i nudnej przechadzce doszli do domy który według nich był domem burmistrza. Praktycznie nie wyróżniał się niczym niezwykłym. To co zobaczył we wnętrz domostwa zaskoczyło maga. Piękny wystrój jak na wiejską chatę. Nawet jak na chatę burmistrza. Po krótkiej chwili dołączył do nich pan domu. Jego ubranie nie zdradzało jego pozycji w mieście. Ubierał się raczej przeciętnie.
Czekając cierpliwie aż któraś ze stron zacznie dialog, Markus rozglądał się po pokoju podziwiając to i owo. Jak zapewne dało się spodziewać zaczął burmistrz.

- Witam. Jestem burmistrzem Loren. jak widzę wy jesteście tymi bohaterami, którzy od orków mają nas wyzwolić.
Nagle jakby ktoś przypalił go pochodnią, Markus spojrzał zdziwiony na burmistrza.


Jakie do cholery orki? W umowie nie było nic o żadnych orkach.

- Od jakich orków? - zdziwił się Garret.
- Spokojnie. Bez nerwów. Zaraz wszystko wytłumaczę. Proszę usiąść


Wskazał krzesła przy stole. Markus zasiadł przy stole tak jak prosił o to burmistrz. Przysunął się na krześle do stoły, oparł łokcie na blacie, splótł palce i na kciukach oparł brodę. Wrył wzrok w burmistrza czekając na wyjaśnienia. Burmistrz wznowił rozmowę.

- Czy zechcą państwo coś do picia. Proszę mówić. Zaraz mój sługa przyniesie.

-Tak . Ja poproszę melisę.

Sługa patrząc trochę dziwnie na niego zebrał resztę zamówień i poszedł po „napitki”. Gdy ten zaś wrócił i rozdał zamówienie ponowiono rozmowę.

- Mówiłem już o smoku co ziemie te nawiedził i w górach się osiedlił. Bestia dziewice zwykł porywać, do swej pieczary zabierać i tam konsumować. Trwało to jakieś kilka dni. Nikt nie zdołał przez ten czas smoka powstrzymać. Aż do czasu, gdy pewien mag przybył tutaj i rzucił niezwykły pomysł na smoka odegnanie. Nakazał, by w wiosce i okolicy całej dziewic żadnych nie było. Zaraz cała ludność chłopska z entuzjazmem do tego pomysłu podeszła i już po godzinie dziewicy żadnej znaleźć się nie dało. Smok zniechęcony odleciał w siną dal. Już zaczęliśmy świętować, ale wtedy mag ten zaczął nagrody się domagać. I to wysokiej bardzo. Taniej wyszło do worka go wcisnąć i do wody posłać. Na nasze nieszczęście przeżył i jakimś sposobem oddział orków tu ściągnął. Teraz po nocach krzyczy, grozi, że dupczyć będzie. No i od tej pory nikt nie może wydostać się z wioski z powodu obozu orków w górach.

Markus popijając jego jakże kojący napar nie krył zdziwienia kiedy burmistrz mówił coś o dziewicach.

-To dziewice nie wyginęły razem z dinozaurami? To ci nowość hehe…

- Chcesz żebyśmy walczyli z całym oddziałem orków?

- Skądże znowu. Orkowie odejdą jeśli ich wódź zginie. W nocy zakradniecie się do obozu i wodza po cichu zgładzicie. Nawet pomysł mam.

- Mów.

- Drogą łóżkową do celu trzeba dotrzeć. A mój informator powiedział, ze wódz ma bardzo specyficzne gusta. Ponoć lubi niziołki płci męskiej. I to bardzo lubi.

- Co wy na to chłopaki?

Słysząc to że ów mag lubi małych chłopców Markus nie mrugając pociągnął wzrokiem po malutkich. Jego wyraz twarzy przedstawiał bezgraniczny śmiech i kompletne szaleństwo. Uśmiech rozciągnął mu się jak rogal po czym upadł na blat stołu i zaczął się bezgranicznie śmiać. Po kolo 3-6 sekundach wstał z blatu stołu i wiedział że chaotyczny śmiech nic nie da. Wiedział że musi znaleźć jakiś inny sposób na rozładowanie emocji. Wbił oczy w blat stołu i przez myśl przeleciała mu wizja.

YouTube - Debil

W obecnej sytuacji było by to nie stosowne więc z lekka opanowawszy się chwycił za jego napar i jednym łykiem wypił całą zawartość naczynia. Wiadomo że magowie mają słabą głowę. Trunek zadziałał jak marihuana lecz trochę inaczej. Wyciągną się na krześle wyluzowany jak nigdy po czy stwierdził:

-Jestem za! Malutcy niech robią swoje …

Markus jak by chciał dalej kontynuować lecz zawiesił się podziwiając własne buty.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny

Ostatnio edytowane przez Whiter : 11-12-2008 o 17:47.
Whiter jest offline  
Stary 12-12-2008, 23:53   #17
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Ith'ilian leniwie ziewnął. Początkowe wiadomości Garreta nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, słyszał to co zawsze - zróbcie to, a tamto sami sobie załatwcie. Najchętniej cisnąłby w niego dzbankiem stojącym na parapecie, ot tak, dla rozrywki. Jednak dalsze słowa znajomego wyrwałby białego drowa z myśli o jakiejś ponętnej elfce.

- Smoka powiadacie? Hmm.. mam nadzieję, że będzie to krasnoludzki-smok!

Towarzysze spojrzeli na elfa żenującym wzrokiem, po czym wszyscy udali się do burmistrza w celu omówienia szczegółów akcji.

Po drodze Ith'ilian ziewną kilka razy i z nienawiścią w oczach spojrzał na kilku krasnali, nawet tych ogrodowych. Mieszkanko burmistrza nie zrobiło żadnego wrażenia na tym znudzonym życiem elfie. No cóż, dom, jak dom. Drow już przywykł do tego, że na powierzchni wszystko jest brzydsze i uboższe od odpowiedników będących pod ziemią, ale nie tęsknił za luksusem. Podświadomie dająca znać o sobie osobowość kleptomana, kazała mu dotykać wszystko, co jest pod ręką. Za złotą klamkę chwytał kilkanaście razy, bez zamierzonego skutku.

Drów Od progu starał się zachowywać poważnie i nieco groźnie. W końcu był zabijaką, płatnym najemnikiem. Musiało to zrobić wrażenie na burmistrzu. Cały czas chodził wyprostowany, z rękami założonymi na piersi, tylko od czasu do czasu szybkimi ruchami dźgał się w oko.

Po wysłuchaniu bredni burmistrza i żartów niziołka, drow odrzekł:

- Tuż to niedorzeczne! Jak pań śmie.. Posyłać naszych wspaniałcych, malutkich braci na pewną śmierć? - najemnik parsknął - Wyrżniemy w pień te marne, zielone stworzonka....
 

Ostatnio edytowane przez Maciekafc : 13-12-2008 o 16:25.
Maciekafc jest offline  
Stary 18-12-2008, 09:13   #18
 
Lord Vetinari's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Vetinari nie jest za bardzo znany
Vetinari lekko się zataczając doszedł do ratusza. Widząc ten przepych w domu pomyślał Jeśli on ma taki luksus w takiej wsi to musi być nielada komesem jakowymś. Po czym widząc jego wygląd, zawachał się nieco.
-No, cóż - rzekł słysząc na czym polega problem - moglibyśmy jednemu z niziołków wsadzić taki czopek - pogrzebał trochę w torebce i zademonstrował- -a następnie obsmarowć go arszenikiem i wysłać go tam, szczerze powiedziawszy byłby już martwy, ale stałby się swego rodzaju nieumarłym.
Potem usłyszał propozycję Vlada.
- Mały działasz mi od długiego czasu na nerwy, co jeśli się nie uspokoisz może się skończyć zzzłłeeem dla ciebie - po czym pokazał mu swe wielkie, ostre i o dziwo białe zęby. Następnie szepnął do niego - Ja jestem nieżywym ludziem i jakoś cię nie preferuję.
 
__________________
Jam jest Hermes,
własne skrzydła pożerając oswojon zostałem.
Lord Vetinari jest offline  
Stary 18-12-2008, 11:28   #19
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Włodek spojrzał na Hughesa Vetinari zdzwiony lekko. Fafik otworzył jedno oko, a na pogróżki dziwnego chudego jegomościa poruszył skórzastymi skrzydłami i zasyczał zdegustowany. Nawet krążące zawsze w pobliżu nizioła muchy zaczęły jakby głośniej bzyczeć. Po chwili bzyczenie jeszcze bardziej się wzmogło, gdy Fafik bezczelnie złapał jedną z nich w pyszczek, pogryzł i przełknął oblizując całą mordkę jęzorem. Sytuacja nie wymagała jego interwencji, więc przenikliwie wpratrujące się w wąpierza oko zamknęło się powoli.

- Ooo, stary. Widzę, że masz poważny problemik, ale nie martw się - z tego można się wyleczyć - Vlad uśmiechnął się, patrząc na uzębienie rozmówcy - Znam jednego dobrego stomato-patologa - w sam raz dla ciebie. I nawet nie kasuje za dużo. Jedna nerka styknie - nawet sam wycina na poczekaniu... - poradził życzliwie.

- Co do twojej propozycji to vice-versa - rzekł Vlad - Pomijając to, że za blady jesteś, to jednak bez dentysty ani dudu. Byś mi halabardę porysował tymi żuwaczkami - wyjaśnił. - Poza tym wolę jak mi się denat nie rusza, wiesz? - dodał.

- Aha - pacnął się w czoło, przypominając sobie coś - z tą trucizną w tyłku to świetny pomysł, jednak najlepszy do tego będzie właśnie umarlak - w końcu jemu trucizna nie zaszkodzi, nie? - łypnął okiem na Vetinariego.

- Muahahaha - nie mógł powstrzymać diabelskiego chichotu Mrocznych Niziołków. Tylko oczy miał jakieś takie nie pasujące do tego mrocznego śmiechu - rozpromienione tak, jakby komuś właśnie sprawił psikusa.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 21-12-2008, 14:38   #20
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
- Tuż to niedorzeczne! Jak pań śmie.. Posyłać naszych wspaniałych, malutkich braci na pewną śmierć? Wyrżniemy w pień te marne, zielone stworzonka.... – rzekł dzielny, acz głupi Ith’ilian.
- Twoja propozycja jest jeszcze bardziej niedorzeczna. Zresztą, co mam owijać w bawełnę, Jest po prostu durna. Jeśli marnymi stworzonkami śmiesz nazywać stworzenia mierzące sobie ponad dwa metry wzrostu, zbrojni w wielgachne toporzyska z ostrzami wielkości Vladimira i noszących na sobie ciężkie zbroje tak twarde, że można na nich połamać miecz to gratuluję braku rozsądku i życzę powodzenia. Ja do twojego planu ostrza nie przyłożę. Widzisz, jestem realistą i zawsze oceniam realne szanse na powodzenie danego działania. W tym przypadku zbrojne starcie ma zerowe szanse powodzenia. Właśnie, dlatego mogę ci życzyć tylko powodzenia. A więc powodzenia.

Takie słowa padły z ust Garreta. Chciał już wypowiedzieć się na temat planu Vetinariego, gdy nagle najmniej oczekiwana osoba walnęła pięścią w stół. Tą osobą był milczący do tej pory Rufus Kartoszek. Wszyscy (łącznie z, o dziwo, Vladimirem) zamilkli i spojrzeli na zdenerwowanego niziołka.
- Dość już mam tego pustego pieprzenia! Miast przerzucać się głupimi propozycjami, jedna głupsza od drugiej, winniśmy coś ustalić, O ile mi wiadomo orkowie odsypiają za dnia, a są na nogach w nocy.
Burmistrz potwierdził to stwierdzenie skinięciem głowy.
- Póki jest dzień da radę łatwo zakraść się do obozu i tam podesłać kogo trzeba. Zapytacie się pewnie kogo w takim razie trzeba. Ja zgłaszam się na ochotnika. Jednak za wszelkie trucizny szczerze dziękuje. Wystarczy mi dobrze ukryty sztylet do zakończenia sprawy. Wy musicie tylko eskortować mnie na miejsce i zapewnić mi bezpieczną ucieczkę.

Garret milczał uważni przyglądając się odważnemu niziołkowi. Uśmiechnął się.
- Masz jaja, mały. To rzecz niezbędna w zawodzie najemnika. I dla wykonania zadania również. W końcu wódz lubi tylko niziołków płci męskiej. Skoroś chętny i świadom ryzyka nie widzę żadnych przeciwwskazań. Mamy już plan. Teraz potrzebujemy przewodnika, który doprowadzi nas do obozu orków. Mam nadzieję, że pomyślałeś o tym, panie burmistrzu.
- Oczywiście. Znalazłem dwóch chętnych, którzy zaprowadzą was na miejsce. Lancelot! Vorenus! Do mnie!

Nim przebrzmiało wołanie burmistrza już dało się słyszeć pierwsze kroki dochodzące z górnego piętra. Po chwili po schodach zeszło dwóch mężczyzn. Jeden nosił na sobie rycerską zbroję, co dawało jednoznaczną odpowiedź na temat jego zawodu. Drugi mężczyzna, zarośnięty i w obdartym ubraniu, kroczył niezbyt śmiałym krokiem dzierżąc w dłoni butelkę. Rycerz spojrzał na gości i położył dłoń na rękojeści miecza zawieszonego u pasa:
- Na honor – powiedział – Cóż to za paskudne mordy? Porwać chcą pana burmistrzu?
- Pohamuj swój język nim ci go wtłoczę w gardło – rzucił Garret.
- Grozisz mi, zbóju?
- Nie. Stwierdzam tylko prosty fakt.
Burmistrz przerwał spór uniesieniem ręki:
- Dość! Jeszcze nam się tu zaraz na miecze potniecie i dywan mój krwią gotowiście splamić. Lancelocie. To są ci najemnicy, których macie doprowadzić do obozu orków. I dobrze ci radzę, Nie zawiedź mnie. A teraz chyba pora już kończyć jałowe dyskusje i przystąpić do aktywnego działania. Żegnam państwa.

Po opuszczeniu domu Lancelot zwrócił się do najemników:
- Nie traćmy czasu i bezzwłocznie ruszajmy, by poczwary raz na zawsze pognębić.
Wtem odezwał się Vorenus:
- A nuż do karczmy się jakiej udamy i tam odpoczniemy od trudów żywota. Nawet ci panowie wyglądają na dość zmęczonych.
- Nie ma czasu.
- Nie ty decydujesz. No, panowie. Co o tym sądzicie?
 
wojto16 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172