Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2008, 14:14   #499
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Barbak gramolił się z klęczek. On czynił to w żółwim tempie, a zdarzenia zaczęły pędzić niczym rozpędzony parowóz. Karłowaty, brodaty, rozpędzony parowóz z ostrymi atrybutami na dodatek. Fungrimm ze swym zawołaniem bitewnym, które zapewne zostanie zapamiętane przez potomnych, ruszył w kierunku drow’a. Ork nie przepadał za Lembasem. Taka była prawda. Nie miało to żadnego związku z kolorem skóry czy jego pochodzeniem. Nie przepadał za Drow’em ze względu na jego arogancje i sposób w jaki odnosił się do otaczającego go świata... sposób, który był co prawda charakterystyczny dla przedstawicieli mrocznego ludu, ale przez tego konkretnego osobnika został wyszlifowany na wysoki połysk. Słowem Ray’gi był w opinii Barbaka kwintesencją tego co najgorsze w mrocznym elfie..... może nawet kilku mrocznych elfach. I z tego powodu za nim nie przepadał. Onegdaj dochodziło pomiędzy nimi to utarczek słownych, raz mało brakowało a zostały by użyte bardziej przekonujące argumenta... jeszcze jednak nigdy Barbak nie myślał (przez dłuższą chwilę) aby trwale pozbyć się bufoniastego towarzysza podróży. Po prawdzie było tak i tym razem. Ork był zdania, że dość tego dnia było ataków na siebie wzajem. Tak, oczywiście miał w tym swój udział. Nie bronił się przed tym i był gotów ponieść tego konsekwencje. Nie był jednak w tej konkretnej chwili w stanie nic zrobić. On nie....

... Levin jednak tak. Druid stanął mężnie naprzeciw pędzącej, karłowatej maszynki do mielenia mięsa... i stało się to co stać się musiało. Babrak miał nadzieje, że jego brodaty przyjaciel powstrzyma ostrze, nie zrobił tego. Nie mógł? Nie chciał? Nie potrafił? Nie zdążył? Nie miało to już żadnego znaczenia. Druid leżał w stale rosnącej czerwonej kałuży, jego żywot właśnie uciekał przez jego palce.

Scena ta wydarzyła się bardzo szybko. I zmusiła orka do równie szybkiego działania. Krzyk Kejsi po prawdzie również zmusił go do tego aby działać szybko. Zerwał się aby spróbować nieść pomoc przyjacielowi. Niezdarnie kulejąc starał się czem prędzej dostać do Levina, przynajmniej do jednej z jego połówek.

Nie zdążył, bowiem ta która od samego początku grała ich losami, ponownie rzuciła ich w nieznane. W miejscu do którego się przenieśli nie było Levina, nie było też Astaroth’a. Poza tym drużyna była we względnym komplecie.
- RAYGIIII!!! Pisk trzynastolatki, po czym tupot i scena iście z taniego romansidła. Ukochana, rzuca się w objęcia ukochanego. Tragiczni kochankowie, raz jeszcze, może ostatni mogą spojrzeć sobie głęboko w oczy i raz jeszcze mogą udowodnić całemu światu że nic nie jest w stanie ich rozdzielić... Idiotyzm!

Paradoksalnie zatwardziała Wojowniczka Bieli, która otwarcie zadeklarowała mu wrogość, która uważała go teraz za zdrajcę światła, rzucała się w objęcia tego, który to już od bardzo długiego czasu światłem pogardzał. Rzucała się w objęcia tego, który dowolnie żonglował argumentami zależnie od swoich potrzeb, który wykorzystywał tych którzy akurat byli mu potrzebni.

Co uważała na ten temat Barbak. Uważał, że jest do Wolna Wola Kesji i Ray’gi’ego. Jeśli jedno z nich godziło się być wykorzystywanym droga wolna, jeśli drugie chciało wykorzystywać... proszę bardzo. Ważne żeby i jedno i drugie świadome było konsekwencji podjętych decyzji.

Właśnie. Konsekwencji podjętych decyzji. Czy on sam był świadom tego co zrobił... i czy po trafił ponieść konsekwencje swoich wyborów? Nienawiść Kejsi irytowała go, ale i bolała. Irytowało go to, że chimerka bardzo zawęziła swój światopogląd i nie rozumiała tego, że ktoś o tym samym może myśleć w inny sposób.
Ale były to konsekwencje jego wyborów i była to gorzka pigułka, którą on musiał przełknąć.

Stanął obok Fungrimm’a i Tev’a. Spojrzał na nich. Spojrzał potem na Kesji i Drow’a. Nikt teraz nie był pewien tego co zrobią inni. Dodawało to pewnego makabrycznego smaczku.
Ork na ułamek sekundy przymknął oczy i zmówił cichą modlitwę za spokój duszy swego przyjaciela, po czym zakończył ją bodaj największym zaszczytem na jaki mógł ktokolwiek zasłużyć w społeczeństwie krasnoludzkim.
.... Dobra Śmierć. Padło, gdy Ork lustrował już drużynę. Następnie jego dłoń tak na wszelki wypadek powędrowała w okolice cięciwy Maleństwa.

- I co teraz? Przemówił do wszystkich za wyjątkiem Kejsi. Tej wyrosły pióra i zaczęła latać gdzieś wysoko. Nieopodal również pojawił się Legion, czy może raczej jego resztki. Nimi jednak Ork nie zawracał sobie w ogóle głowy. - Dalej będziemy się zabijać, czy może raczej zastanowimy się co dalej?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline