Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2008, 22:58   #76
Thanthien Deadwhite
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Po domyśleniu się przez chłopaka okrutnej prawdy wszyscy umilkli. Zarówno Robert jak Seiko siedzieli cicho. Nikt się do nikogo nie odzywał. Adnan wcale się temu nie dziwił. Sam siedział skulony pod drzewem, obejmując ramionami swoje kolana i lekko się bujając. Nie wiedział, o czym myślą jego towarzysze. On wolał nie myśleć o niczym konkretnym Modlił się miast tego. Modlił się z całych sił, modlił się jak nigdy dotąd. Prosił Boga by jego przypuszczenia się nie potwierdziły. Modlił się do Ojca w Niebie, Jezusa Chrystusa, Ducha Świętego, Niepokalanej, do Archaniołów i chórów Anielskich. Odmawiał wszystkie znane mu modlitwy, mówił spontanicznie a nawet śpiewał cicho. Kto śpiewa na cześć Pana podwójnie się modli. Modlił się po arabsku, w łacinie i po angielsku. Gdy skończyły mu się już pomysły jak jeszcze może porozmawiać ze swym Stwórcą, zbliżał się mrok. Czuł, że adrenalina spowodowana dzisiejszymi przejściami zaczyna mijać. Za to nadchodził głód.
Jakby w odpowiedzi na jego myśli Robert powiedział:

-Ma ktoś ochotę na jedzenie? -zabrzmiał drżący trochę głos studenta. -Ja zdecydowanie tak, zresztą i tak pewnie mi nie wyjdzie. - i niestety nie wyszło. Robert był bliski załamania. Adnan widział to na jego twarzy. Od tego widoku zachciało się płakać Egipcjaninowi. Już po chwili była obok Roberta Seiko pocieszając go. Adnan opuścił głowę. To on ich w to wciągnął. Gdyby nie jego brawura i brak doświadczenia byliby bezpieczni, a tak...
-Tobie także dziękuję Adnan-san. - powiedziała azjatka.

Chłopak szybko zadecydował. Musi zasłużyć na podziękowanie, chociaż czymś drobnym. Musi zdobyć coś do jedzenia, póki jest jeszcze w miarę jasno. Zaczął kręcić się w kółko szukając czegoś wysoko. W końcu wypatrzył to na jakimś drzewie. Zaczął się szybko po nim wspinać. Bez większych problemów, zupełnie jak poprzednio, dotarł na sam czubek drzewa. Już po chwili był na dole z świeżymi bananami. Rozdał je przyjaciołom i wszedł po nową porcję. Za następny cel obrał sobie drzewo kokosowe. Musieli mieć przecież coś do picia, prawda?

Zjedli szybko, jednak ten wieczór nie miał być spokojny. Coś się zbliżyło, jakiś zwierz, którego zobaczyła Seiko.
-Tam... tam coś jest... coś dużego... -wskazała dygoczącą dłonią miejsce, gdzie jeszcze wciąż kołysały się poruszone przejściem tajemniczego stwora liście paproci. -Czai się w tych paprociach -szeptała urywanym, drżącym z emocji głosem.

-Cholera! wykrztusił Robert. -Coś przylazło na kolację...

Adnan czuł jak serca podchodzi mu do gardła. Na Boga co to mogło być? Musieli uciekać, ratować swoje życia. Boże ratuj - krzyknął w myślach chłopak. Nie odważył się jednak zrobić tego naprawdę, gdyż bał się, że to sprowokuje stwora z dżungli.

-Adnan, co myślisz o tych drzwiach? Udałoby się nam uciec w razie czego? Echhh! Ogień! Gdybyśmy mieli ogień, to COŚ nie ośmieliłoby się zbliżyć tak bardzo. - mówiła gorączkowo kobieta.
- Mogę spróbować nas przenieść gdzie indziej, jednak bez specyfiku raczej mi się nie uda. Co najwyżej mogę zamknąć drzwi na klucz. - dokończył jednak tylko w myślach. Nie czas było na użalanie się nad sobą. Czas był raczej na ucieczkę.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline