Pozwolę sobie na drobną polemikę - po pierwsze - zmiana kierunku jazdy "kiedy trzeba" może być conajmiej kłopotliwa (bo może się okazać, że po prostu nie ma tam drogi). Dwa - trasa Kraków - gdzieś nad morze to 10 godzin jazdy w sprzyjających warunkach. Więc tam i z powrotem w jeden dzień? Chyba na dopale... Załatwianie czegokolwiek "po drodze" jest już "poza zasięgiem".
A tak na marginesie - to ten rytuał nie ma określonego czasu działania?
Jeżeli idzie o samego księdza - to, że jest nie znaczy, ze "kontaktuje" (95 lat - robi swoje), ze będzie chciał pomóc i co najważniejsze - że się do niego ktoś dostanie, aby porozmawiać... a nie zostanie na klasztornej bramie.
2. W przypadku Praissa - nie interesuje mnie Quintus i Linie, ale dokumentacja Dębów.
3. Zdziwiłem się trochę czytając tą wstawkę o odpowiedzialności za działania... Szczerze, to nabezpieczniej byłoby szukać księdza i Elizy (oba cele daleko od żmija, cisza, spokój). Wrócić "po wszystkim" i powiedzieć "robiliśmy co mogliśmy"... A to już w tej chwili jest katastrofa...
Wracając do tematu:
Przecież o to toczy się rozmowa. Jakie kierunki działania obieramy, bo jak dobrze liczę to zostały dwa dni... i w jakich grupach. Lorn, zasugerowałeś właśnie "nowy" podział rozwalający trochę wcześniejszą strategię. Jeżeli Alfa z Tomkiem ma gdzieś jechać to Marek z Tibą na pewno nie pojadą do kancelarii (pomysł Tomka wspierany przez Trzeciego)... Jeżeli tak chcesz to proponuję (bo faktycznie nie ma sensu jechać całą watahą):
Tomek + Alfa szukają księdza; Marek z Tibą przeszukują Dęby i najbliższą okolicę (za dnia, bez pośpiechu). Trzeci może tutaj asystować; a później: Trzeci - kamikadze, bierze na siebie Praissa i okolice (i niech Alfa boi się o własną odpowiedzialność i czyny). |