Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2008, 21:29   #504
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
- Levin… Levin, wstań!
Niektórzy twierdzą, że imię ma potężną moc, może i tak jest. W każdym razie teraz wyrwało go... No właśnie z czego. Śmierci? Omdlenia? Cokolwiek to było, było przyjemne. Te uczucie wiecznego spokoju, brak trosk, ciepło i uczucie miękkości. Chciał w nim pozostać. A przyjaciele? Zrobił dla nich dość, niech teraz radzą sobie sami. Druid chciał dalej spać ale jedna myśl nie dawała mu spokoju:
"Don't give up."
Do tego nie jego myśl.
-Al... manakh...?
-Levin!
Tym razem ktoś wykrzyczał jego imię i to bynajmniej nie była Pani. Kejsi! Levin otworzył swój umysł na kruczy obraz, chimerka klęczała przy nim. Podparł się na łokciu i chwycił wyciągniętą łapkę, podciągnął się do pozycji siedzącej. Czekał na ból, nie doczekał się. Zamiast niego oczami Avadriela zobaczył światło wydobywające się z jego torby.
"Don't give up."
"Nie poddam się Pani, dziękuje."

-Kejsi jak ja się cieszę, że Ciebie widzę. To znaczy nie widzę. No wiesz o co mi chodzi. Cieszę się i to bardzo. Pamiętaj umieranie to nie jest dobry zwyczaj. Gdzie nasza wspaniała drużyna? Musze się rozmówić z pewną trójką. Mam na myśli pewnego brodacza, lembasa i takiego co z zieleniał z zazdrośni na mój widok.
Mimo niedawnego bólu, Levin teraz tryskał energią i dobrym humorem. Po sekundzie coś sobie przypomniał.
-Kejsi co się wydarzyło po tym jak Funghrimm mnie rąbnął? I od razu mówię on nie wiedział, że to ja.
Gdy tylko chimerka mu odpowiedziała zaproponował:
-No dobra lećmy do naszej ukochanej drużyny.
Po chwili przypomniał sobie zdolności Wojowników Światła do zmiany kształtu.
-To znaczy chodźmy.
Gdy skończył rozmawiać z Kejsi, schylił się po Żywy Ogień i odezwał do jeszcze jednej osoby.
"Ray'gi! Where are you?!"
Gdy szli z Kejsi do drużyny wypowiedział na głos myśl, która najbardziej go bolała.
-Jak dojdziemy do reszty, może dojść do pewnej sytuacji, mianowicie do walki mojej i Ray'giego. Zaznaczam może. Mam wtedy tylko jedną prośbę, nie wtrącaj się do niej. Proszę.
Szedł do drużyny, szedł na ponowną śmierć ale słowa Almankh czyniły ten marsz łatwym. Wiedział, że musi to zrobić i wiedział, że zrobi wszystko by to zrobić. Od tego zależało wiele. Nie, nie losy świata, życie jego przyjaciół.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 21-12-2008 o 21:32.
Szarlej jest offline