Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2008, 00:19   #17
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Pana również przyciągnęła magia Afryki? - zwróciła się Chiara do signiore Jonesa.

- Nieszczególnie, milady. Raczej młode panie i stare dzieła sztuki. Ponieważ znalazłem na Czarnym Lądzie i jedno i drugie, z miłą chęcią odwiedzam rozmaite zakątki Afryki. Dodajmy, że zarówno kobiety, jak i zabytki maja w sobie tutaj znacznie więcej świeżości i uroku, niż w wielu uznanych miejscach tak zwanej cywilizacji. A teraz, proszę się mną nie przejmować, jako gościem. Spokojnie wystarczy mi ten szampan i befsztyk, bo ostatnimi czasy Mie miałem zbytnio okazji się specjalnie najadać. Pani zdrowie, milady – uniósł kieliszek i z czarująco obleśnym uśmiechem kota, który nagle odkrył w sobie brak ochoty na schrupanie kanarka, dobrał się do alkoholu i wyśmienitego sosu.

Zasadniczo właściwie nie wypił dużo, przynajmniej nie tyle, żeby stracić zmysły oraz zdrowy rozsądek. Pogadał o bzdurach, głupio się pouśmiechał, pokręcił wśród gości i poszedł spać. Kolejna przygoda, kolejna wyprawa, kolejna szansa. Tak myślał dopóki rankiem nie obudzil go służący gubernatora.
- Przepraszam pana, doktorze Jones. List do pana.
- List
? – Zdziwił się przeciągając się niczym kocurek.
- Tak. Przyszedł ze Stanów Zjednoczonych. Był zaadresowany na uniwersytet w Londynie. Tamtejsze władze zaś przekserowały go tutaj. Proszę spojrzeć na pieczątki.

Rzeczywiście, pocztowe stemple wskazywały, że duża szara koperta przewędrowała całkiem niezły kawałek drogi. Zawierała dwa pisma. Amerykanin przeleciał wzrokiem przez obydwa.
- Moje ubrania! – Krzyknął do krzątającego się służącego.
- W szafie – wyjaśnił lokaj.
- Ale moje stare.
- Stare
? - Kostyczny służący skrzywił się z niesmakiem. – Hm. Z tego, co się orientuję, wynieśli je do prania. Ale pan gubernator przygotował dla pana nowe wyposażenie, w tym komplet ubrań.
- Przynieś z powrotem. Gdzie zastanę mości gubernatora?
- Jaśnie pan zapewne wybiera się śniadać, ale obecnie powinien jeszcze przebywać na tarasie czytując poranna prasę.
- Doskonale
– i ubrany jeszcze w szlafrok popędził we wskazanym przez służącego kierunku.

Gubernator Wodehouse właśnie doczytywał „Timesa”, gdy Jankes dobiegł na taras. Tylko lekko wzniesione brwi wskazały zaskoczenie na twarzy skończonego gentlemana.
- Pan sobie życzy czegoś, mister Jones? – Zapytał uprzejmie wskazując Amerykaninowi krzesło.
- Pan wybaczy, sir, ale niestety muszę zrezygnować z uczestnictwa w ekspedycji.
- Nie przypuszczałem, że nagle zmieni pan zdanie
– gubernator nie hamował zdziwienia.
- Pan właściwie ma rację, ale otrzymałem list i tam przekazano mi kilka istotnych wiadomości.
- Wiem o liście. Służący wspomniał, że pocztylion przyniósł korespondencję. Ponieważ było tam także pańskie nazwisko, poleciłem oddać panu do sypialni.
- Dziękuję. Jeszcze raz proszę o wybaczenie, jednak, cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze. Te, które każą mi zrezygnować, są tymi drugimi
– wyjaśniał dość kwaśno naukowiec. – Otrzymałem informację z Uniwersytetu Princetown. Proponują mi posadę profesora. Tylko, niestety, jest to uwarunkowane terminem. Ten list szedł bardzo długo, jeżeli więc pragnę uzyskać to, czego zawsze pragnąłem, muszę jak najszybciej płynąć do stanów, a ponadto …
- Ponadto
… - zainteresował się gubernator.
- Ponadto otrzymałem informację, że właśnie, żona urodziła syna.
- Jest pan żonaty? Nie wiedziałem. Gratuluje potomka.
- Nie ma za co
- skrzywił się - Nie widziałem jej … no długo, zdecydowanie zbyt długo.
Usłyszał niemal, jak gubernator przelicza.
- Proszę mnie wytłumaczyć przed pozostałymi członkami ekspedycji.
- Oczywiście, doktorze, ale … proszę wybaczyć. Przecież list został wysłany kilka miesięcy temu, pan zaś przybył do Anglii dwa lata temu. Jeżeli się orientuję, bez żony.
- Dobrze się pan orientuje.
- Aha
… - gubernator nie dokończył.
- Właśnie. Aha. Czy może mi pan polecić jakąś niezawodną strzelbę?

Skrzywiona mina Jonesa mówiła gubernatorowi praktycznie wszystko.
 
Kelly jest offline