Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2008, 09:40   #19
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Cape Town, op 19 januari 1871 jaar Cape Town, 19 Stycznia 1871 roku
Gouverneur landgoed. Willa Gubernatora


Przyjęcie w willi Gubernatora było przygotowane i przeprowadzone perfekcyjnie. Jedynym problemem byli goście (jak zawsze w takich przypadkach). O ile William Eblis, miss Wodehouse, czy mr. Cook czuli się jak ryby w wodzie. O ile również dr. Wilburn, czy pani Doullitel jakoś pływali w ugrzecznionych wodach przyjęcia, o tyle reszta wyglądała jakby zupełnie nie pasowała do tej bajki… Pojawienie się doktora Edgara Jonesa było zaskoczeniem...
Wie is dit Jones? Society, zoals gebruikelijk, heeft een mening over alles ... Ik vraag me af wat we nog niet weet? Ik ben moe, een mooi schrijven van de tekst ter goedkeuring later ... Kto to jest ten Jones? Towarzystwo, jak zwykle ma swój pogląd na wszystko... Ciekawe o czym jeszcze nie wiemy??? Jestem zmęczony, jakiś ładny tekst o przyjęciu napiszę później...

Patter odłożył ołówek i podszedł do okna - zapadał zmierzch, piękno krajobrazu urzekało. Po chwili ponownie usiadł przy stole i skreślił szybko kilka listów mając nadzieje, że uda się je jutro wysłać do Anglii.


=====

Cape Town, op 20 januari 1871 jaar Cape Town, 20 Stycznia 1871 roku
Wij zullen het hoofd ... Wyruszamy...


Krótkie, urocze śniadanie w willi gubernatora rozpoczęło wyjątkowo napięty dzień. Podczas śniadania Gubernator dość enigmatycznie wytłumaczył nieobecność doktora Jonesa... Nieobecność jak się okazało obejmująca nie tylko śniadanie, ale również całą wyprawę. Szkoda, Patter liczył na ciekawy wywiad, ale cóż... taki był dziennikarski fach... Nie wszystko się udawało, a to co się udawało - nie zawsze tak jakbyśmy tego chcieli...
Korzystając z uprzejmości sir. Wodehouse'a Mark wysłał jeszcze kilka listów do Londynu - między innymi do Towarzystwa Geograficznego oraz Timesa. List do Omara - zaprzyjaźnionego Egipcjanina - zawierał wskazówki dotyczące mieszkania i ruchomości - tak na wszelki wypadek...

Po śniadaniu wszyscy uczestnicy wyprawy udali się na stację kolejową; skąd pociągiem ekspedycja miała udać sie do mijscowości Kimberly znanej z kopalnii diamentów. Pociąg, zdaniem Marka, był zdecydowanie zbyt zbrojny. Z dwoma karabinami i kompanią wojska zaczynał przypominać jeżdzącą fortecę... Lata spędzone w podróży, oczywiście nauczyły dziennikarza, że nie zawsze jest bezpiecznie; ale zawsze lepiej jest rozmawiać niż od razu pokazywać swoją siłę i próbować zastraszyć ewentualnego przeciwnika. Ludzie czesto reagują agresją, kiedy czują się zagrożeni - a stanie po drugiej stronie lufy karabinu zdecydowanie jest stanem zagrożenia.

Pierwszy dzień podróży upłynął na zachwycaniu się krajobrazami afrykańskimi oraz grzecznych i stonowanych rozmowach raczej o wszystkim i o niczym. Ludzie potrzebowali jednak czasu na przełamanie pierwszych lodów i zaznajomienie się z sobą...
Mark nie stronił od rozmów, choć niestety ich tematyka była bardzo powierzchowna i obejmowała raczej trunki (w przypadku sir. Lynch'a), gatunki traw (w przypadku lady Doullitel), obserwowane z okien pociągu zwierzęta oraz sposoby polowania (w praypadku panów Cucumbra i Beyersa) oraz ogólną sytuację. Dłuższą i bardziej znaczącą rozmowę Mark odbył tylko z dr. Wilburnem i sir Ellisem - dotyczyła ona wywiadu z dr. Livingstone'em...


=====

Afrika, op 22 januari 1871 jaar Afryka, 22 Stycznia 1871 roku
De eerste stappen in de echte Afrika ... Pierwsze kroki w prawdziwej Afryce...


Jumbo Afryka!

Jumbo, to słowo jakie słyszy się w Afryce bardzo często. „Cześć!” zastępuje tutaj wszystkie formy grzecznościowe i tytularne. Jednak zanim przywitamy się z Afryką – zwłaszcza tą prawdziwą – poza granicami miast konieczne są przygotowania. Dla Europejczyka Afrykańskie słońce jest zbyt mocne, a temperatury zbyt wysokie. Dlatego po przyjeździe podróżny czuje się bardzo wyczerpany. Często pojawiają się biegunki spowodowane zmianą temperatury i osłabieniem po podróży. Stan wyczerpania utrzymuje się przez 3 do 5 dni, zanim organizm jako tako zaaklimatyzuje się do tropiku z ogromną wilgotnością powietrza, zwłaszcza w okolicach rzek i zbiorników wodnych. Podczas pory deszczowej - woda leje się z nieba strumieniami, w żadnym wypadku nie przypomina to deszczów do jakich przyzwyczaja Europejska pogoda. Jest ciepło, parno, zapachy odurzają swoją intensywnością, aż kręci się w głowie. Wody jest jednak tak dużo, że po prostu stoi ona na ulicach nie chcąc wsiąknąć w ziemię. Praktycznie cały czas brodzi się w kałużach brązowej wody sięgających kostek… Klimat jest zatem wyjątkowo niezdrowy.
Pomimo swoistego uroku pory deszczowej – wizyty w Afryce tylko w porze suchej.
Jak wspominałem – pierwsze dni należy obowiązkowo spędzić w mieście urządzając częste, ale krótkie spacery.
Po okresie aklimatyzacji możemy wybrać się na pierwszą dłuższą wycieczkę za miasto. Większość wypraw organizowana jest na osłach lub konno, polecam strój do jazdy konnej – zarówno u Pań, jak i Panów. Najbardziej odpowiedni jest styl traperski lub stroje podróżnicze. Przede wszystkim należy postawić na wygodę. Tubylcy, jakkolwiek przeważnie przyjaźni, mogą być zbyt zainteresowani niecodziennym dla nich strojem; a to, może prowadzić do nieprzyjemnych sytuacji. Samochód jest nieprzydatny poza utwardzonymi drogami miasta, a ilość kurzu jaką wzburza skutecznie utrudnia oddychanie.
Niech mi wolno będzie udzielić jeszcze rady dotyczącej planowania dnia. Na dłuższe wycieczki wyruszyć należy przed godziną ósmą rano, po lekkim (najlepiej kontynentalnym) śniadaniu. Przed godziną dwunastą należy schronić się w cieniu i odczekać do godziny czternastej; są to godziny największego gorąca i łatwo o bóle migrenowe, a nawet udar słoneczny. Po odpoczynku możemy spokojnie kontynuować podróż. Krótsze wycieczki rozpoczynamy po godzinie czternastej, aby wrócić tuż przed zmrokiem. W żadnym wypadku nie należy podróżować po zmroku – jeżeli zmrok zastanie nas poza miastem należy bezwzględnie rozbić obóz i rozpalić ognisko. W zasadzie – na wszystkie wycieczki należy zabierać miejscowego przewodnika; afrykańskie sawanny są bardzo rozległe i odległości wydają się znacznie mniejsze, niż są w rzeczywistości…

W Afryce dominuje kilka typowych dla tego kontynentu krajobrazów. Są to pustynie zarówno piaszczyste, jak i kamieniste. Oazy – będące źródłami wody na pustyniach, Sawanny, czyli obszaru równinne porośnięte trawami, nierzadko o znacznej wysokości (do 3 metrów). Na sawannach spotyka się nieliczne akacje (często karłowate) oraz baobaby. Ostatnim typem krajobrazu jest busz nazywany również sawanną drzewiastą lub krzaczastą; z powodu znacznej ilości drzew i ciernistych krzewów porastających teren. Bardzo często w pobliżu rzek i zbiorników wodnych sawanna przeradza się w busz. Zwrócić uwagę należy również na krajobrazy górskie oraz nadmorskie – bardzo zbliżone klimatycznie do południowych Włoch.
Najwięcej zwierząt jest oczywiście na sawannie, korzystających z dostępności roślinności. Ze zwierząt roślinożernych wymienić należy: słonie, nosorożce, żyrafy, antylopy, zebry, bawoły, oraz góralki. Zwierząt drapieżnych również jest wiele: gepardy, lamparty, lwy, serwale oraz żywiące się padliną: hieny oraz szakale. Ptaki licznie reprezentowane są przez: sępy, strusie, marabuty, dropie oraz sekretarze. Pospolite są tu żółwie, węże i jaszczurki oraz szczególnie niebezpieczne krokodyle zamieszkujące większość zbiorników wodnych i rzek. Dokuczliwe owady to przede wszystkim komary i mrówki, ale również: szarańcza, termity, pasikoniki i mszyce.

Będąc na sawannie od czasu do czasu warto spojrzeć w górę, gdzie chmury pędzą gnane wiatrem i urządzają nam prawdziwy spektakl na błękitnym niebie. Tak błękitnego nieba nie ma nigdzie poza Afryką!

Afryka potrafi zaczarować, rozumiem tych, którzy związali z nią swoje życie i tych którzy, kiedy raz ją zobaczyli, zarazili się jej pięknem jak malarią i ciągle do niej wracają. To kontynent ekstremalnych doznań, w którym można zakochać się od pierwszego wejrzenia i kochać wiernie do ostatniego. Jednak równocześnie – jest to bardzo niebezpieczny kontynent. Afryka potrafi zaczarować, ale potrafi również zabić…



=====

Kimberly, op 23 januari 1871 jaar Kimberly, 23 Stycznia 1871 roku
Man's droom van het vliegen ... I - niet. Człowiek marzy o lataniu... Ja - nie.


Kimberly okazało się typową osadą górniczą z rzędami drewnianych domów zbitych z desek i kilkudziesięcioma namiotami. Osadą pełną wozów i przekrzykujących się górników i tragarzy. Sir. Whitemoor poinformował członków ekspedycji, że udajemy się wszyscy do obozowiska dr. Salvatore znajdującego się poza osadą. Trochę ponad mila (jeżeli Patter dobrze ocenił odległość) jazdy po praktycznym bezdrożu była przedsmakiem tego co czekało ekspedycję. Obozowisko dr. Salvatore było niewielkie, ale bardzo dobrze zorganizowane. Kilka namiotów ulokowanych pod kepą drzew akacjowych; niewielkie ognisko z kociołkiem, z którego rozchodził się bardzo miły dla nosa zapach i odgłosy sawanny... To wszystko dotarło do Patter'a po chwili. Pierwszą rzecza jaka rzuciła się w oczu po opuszczeniu powozów była ogromna, cylindryczna konstrukcja unosząca się nad ziemią, nad widocznym jeszcze placem budowy - tego czegoś...
Rozmowa toczona przez sir Williama z dr. Salvatore oraz entuzjastyczne opinie Nadii pozwoliły Patterowi na, przynajmniej częściowe, zduszenie tego dziwnego uczucia jakie pojawiło się w okolicach żołądka... "Reporter powinien do wszystkiego podchodzić obiektywnie" - upomniał się w myślach, więc do tego też trzeba podejść obiektywnie...

Nie, nie - na bycie ojcem chrzestnym tego pojazdu nie miał najmniejszej ochoty...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 26-12-2008 o 11:28. Powód: formatowanie tekstu
Aschaar jest offline