Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2008, 20:28   #66
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Aigen, 135 rok, 5 miesiąc, 54 dzień Nowego Porządku

Acheont, Dagata, Thimoty



„Wojna nie zjada trupów, połyka tylko żywych żołnierzy.”*


Decyzja zapadła jednogłośnie. Wyruszyli niepewni nawet czy słusznie połączyli swe siły z rebeliantami, lecz na te rozważania było już za późno. Karolinka pożegnała ich energicznym machaniem rączki i smutną minką, zdając sobie sprawę, że więcej może ich już nie zobaczyć…


Ciemne, cuchnące kanały, setki bezdźwięcznie poruszających się cieni, wszędobylska wilgoć - Tak wyglądał marsz jednostki rebelii w której znaleźli się bohaterowie. Z czasem wielka masa powstańców zaczęła dzielić się na mniejsze grupy rozchodzące się w różne odnogi podziemnego labiryntu. Kolejne minuty mijały a marsz zdawał się nie mieć końca, Rojek pewnie prowadził ich i dwa inne oddziały sobie znaną trasą. Acheont z trudem wytrzymywał to milczenie, lecz wszelkie próby nawiązania dialogu, krótkiej rozmowy, rozmóweczki kończyły się szybkim uciszaniem Świetlistego, a w końcu groźbą wywalenia z grupy.

Ciszę wreszcie przerwał stłumiony huk wybuchu dochodzący z góry, a wszyscy maszerujący zatrzymali się niemal jednocześnie nasłuchując. Dźwięk musiał dostać się zapewne przez jakąś studzienkę niewidoczną w tak marnym oświetleniu. Do pojedynczego brzmienia dołączyły teraz salwy wystrzałów i krzyk setek gardeł.

- To nasi ruszyli. – ktoś wyjaśnił krótko. – Mają odciągnąć uwagę wroga od nas. Niech bóg jeśli jakiś jeszcze istnieje, zlituje się nad nimi.

Postój nie trwał długo, dowódca krótkim rozkazem przyśpieszył wszystkich, a Thimoty rozumiał dlaczego. Odgłosy z góry nie wpływały najlepiej na morale ludzi, w oczach wiele Rangers dostrzegał wielki strach. Pozostawało pytanie czy sprostają zadaniu?

- Tutaj szybko! – krzyknął Rojek znikając za sporym metalowym włazem i już po chwili Dagata, Timy i Acheont również zaraz za chłopakiem, znaleźli się w sporym pomieszczeniu. Była to najwyraźniej opuszczona stacja, w której stał przygotowany do wyruszenia jeden pojazd.


Szczególnie Wiedźma była zdezorientowana i zadawała sobie pytanie czym było to żelazne coś? Ten świat był jej tak strasznie obcy, pozbawiony natury, którą zastąpiły posępne budowle. Obecność Thimotiego dodawała jej jednak otuchy i wraz z pozostałymi przestąpiła progi pociągu.

- Podziemne trasy zostały dawno zawalone i nasi kochani przywódcy myśleli, że z tej stroni są bezpieczni, ale kilkadziesiąt lat nie poszło na marne i odkopaliśmy tunele.Rojek pochwalił się głośno Acheontowi, siadając na plastikowym krześle. – Tym pociągiem podjedziemy pod sam ich budynek, a potem…

- Rojek! – szybko zgasił go dowódca nie spuszczając z oczu przybyszów.

Pojazd zakołysał się, po czym ruszył do przodu najpierw powoli, potem coraz szybciej i szybciej mknąć swoją mroczną trasą, aż do budynku nowego ładu, w którym ukryte zostało diabelskie serce.

Dagacię kręciło się lekko w głowie, pierwszy raz w życiu podróżowała z taką prędkością i taka błahostka jak choroba lokomocyjna nie zamierzała jej odpuścić. Im jednak byli coraz bliżej tym coraz mocniej wyczuwała siłę podobną do tej jaką emanowała Arachna, lecz znacznie potężniejszą.

- Jesteśmy na miejscu, przygotować się! – padł rozkaz i wszyscy odbezpieczyli broń.

Hamulce zaskrzypiały i pociąg dość gwałtownie zatrzymał się pośrodku wielkiej ciemnej pustki. Drzwi rozsunęły się automatycznie i trzy oddziały rebelii zaczęły dość niepewnie wysypywać się z machiny.

Słabe światła latarek nie mogły przebić się do sufitu pomieszczania, które przypominało bezkresną próżnie tylko potęgując strach ludzi. Jedynym punktem orientacyjnym były położone w odległości może stu metrów podświetlone drzwi, jakby wydarte z innej epoki. Obok nich znajdował się ledwie dostrzegalny panel, prawdopodobnie to za jego pomocą można otworzyć wejście.


- Powoli naprzód.

Coś był nie w porządku, panowała tu za duża cisza i nawet najdrobniejsze szmery dało się łatwo usłyszeć. Acheont swoim naturalnym darem wyczuwał kłopoty i trzymał się dokładnie pośrodku oddziału, kierując się swoją, dość skuteczną zresztą techniką przetrwania. Dagata była zbyt zdezorientowana otaczającą ją ogromną mocą żeby wyczuć w porę zagrożenie.

- Coś nas obserwuje…- rzucił blady Rojek, a po jego twarzy spłynęły dwie duże krople potu.

- Dawać tu te przeklęte reflektory.
– odpowiedział mu dowódca rozkazem i kilka szerokich słupów światła wystrzeliło w górę, ukazując to co skrywała ciemność.


Dziesiątki, może setki małych, pokracznych stworzeń kryło się obserwując poczynania wojskowych.

- Kurwa to pułapka, ratować się kto może! – jeden z rebeliantów wpadł w panikę i pobiegł samotnie w kierunku pociągu. Kilka niepozornych potworków wyłoniło się z ciemności i rzuciło się na niego długimi skokami, niczym żaby. Nikt nie dostrzegł szczegółów, ale krzyki żołnierzy były aż za dobrze słyszalne.

- Nie wychylać się! Działamy zgodnie z planem do cholery!– krzyczał dowódca, jednak nie wszyscy wytrzymywali napięcie i otwierali ogień praktycznie na ślepo. Stwory nie atakowały otwarcie, wciąż czając się na pojedyncze ofiary. Spójność grupy na szczęście została utrzymana, aż do portalu.

- Słuchajcie, powinniście coś wiedzieć. – wysyczał Rojek w kierunku Rangersa. – Może nie będzie miało to sensu w tym momencie, ale cała nasza misja polega na dostarczeniu was do diabelskiego serca. Tylko to się liczy i my wszyscy poświęcimy nasze życia broniąc was…

W tej samej chwili jeden z rebeliantów dotknął panelu sterowania, a cała komnata ożyła. Przeciwnicy uderzyli szybko i skutecznie przełamując obronę i rozbijając wszystkich na małe grupki. Zapanował jeden chaos, wypełniany przez krzyki rannych i nieprzerwany ogień brani.

Drzwi otworzyły się, a haker który przełamał zabezpieczające kody uśmiechnął się triumfalnie…i nagle zniknął porwany przez kilka potworów.

- Biegnijcie, my ich odciągniemy! – krzyknął Rojek, wypluwając ze swojej broni dziesiątki pocisków na sekundkę, skutecznie odpędzając tym samym atakujących. Niestety, jeden osobnik spadł wprost z sufitu na młodego człowieka i zwalił go na ziemie.

Czy bohaterowie pomogą rebeliantom w tej nierównej walce czy wykorzystają ich poświęcenie i zrobią kolejny krok do przejęcie grzebienie? Czekał ich trudny wybór.



Kaydoo

Lorelei, Niaa



- Przetrwanie powiadasz? – na twarzy staruszka pojawił się drwiący uśmiech. – Nie rozśmieszaj mnie kochana, chyba nie sądziłaś, ze oferowanie wiecznego życia niewolnikowi trzymanemu na krótkim łańcuchu, jest w cenie? Istnienie tego ani jakiegokolwiek innego świata mnie nie obchodzi, wręcz pragnę aby przestały istnieć i…

Przerwał w połowie zdania i drżącą ręką, za pomocą drewnianej chochli nalał sobie bliżej nieokreślonej, zielonej brei z kociołka do niewielkiej miseczki. Naczynie odłożył na stół i sam spoczął na niewielkim taborecie wpatrując się w przybyłe za pomocą wirujących oczu.

- Nie o moich opiniach przyszłyście dyskutować. – zaczął spokojnie. – Przybyłyście, ponieważ chcecie dostać szkatułkę a ja jestem w stanie ofiarować wam złamanie jednej z trzech pieczęci chroniących do niej dostępu. To ja jestem strażnikiem trzeciego gaju, taką właśnie rolę przeznaczyła dla mnie Kalista skuwając mnie swoją mocą jak kajdanami.

Niaa w tym momencie machnęła łapką w powietrzu o minimetr chybiając krążącej w powietrzu gałki ocznej. Mruknęła niezadowolona i przymierzyła się do ponownego ataku, jednak Handlarz przerwał jej ostrymi słowami.

- Lepiej przestań, chyba, że chcesz aby twoje własne oko je zastąpiło. – powiedział oschle i wbił palec w Lorelei a jego głos z każdym słowem przybierał na sile. – Przebyłaś sporą drogę aby tu dotrzeć, poświeciłaś całe swoje życie dla swego skostniałego od lodu świata. Czy jesteś w stanie wyrzec się swojego domu, bliskich, zwykłych ludzi, którzy liczą na twą pomoc? Ceną jaką żądam jest zakaz powrotu na Lodowe Pustkowia. Nawet jeśli powstrzymacie nadchodzącą zagładę, TY NIGDY DO SWEGO ŚWIATA NIE POWRÓCISZ!

Słowa staruszka zabrzmiały jak wyrok i jeszcze długo Obdarzona powtarzała je w swojej głowie. Czy była gotowa poświęcić tak wiele?

Uwaga Handlarza szybko przeskoczyła na Kocicę, jednakże tym razem staruszek zastanawiał się o wiele dłużej.

- Widzę, że pragniesz jeszcze czegoś…wiedzy. Chcesz poznać przyczynę dla, której Kapelusznik przybył do Kaydoo i co zostawił u mnie w zamian, prawda? Niaa aż się zjeżyło futerko, na myśl co mógł wyczytać z jej świadomości. Kimkolwiek, bądź czymkolwiek był, posiadał jednak umiejętności o jakie go nie podejrzewała.

- Taaak, cena będzie wysoka. Do ostatniego dnia swego istnienia nie będziesz mogła ani odzyskać tego co chroniłaś, ani też dostrzec najcenniejszej rzeczy jaką stworzyłaś…do ostatniego dnia. – powiedział enigmatycznie i gdy już wydawało się, że skończył, on znów podbił cenę. – Ponadto…chce głowy Kalisty, gdy to wszystko się skończy.

Śmiertelna cisza zapanowała w małej chatce. Handlarz wprawnym okiem mistrza obejrzał i ocenił towar podlegający wymianie i wypowiedział swoją cenę. Teraz ruch należał do Lorelei i Niaa.

Czy zaoferują coś w zamian równie cennego, czy może zgodzą się na przedstawione warunku? A może…


*Curzio Malaparte
 
mataichi jest offline