Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-12-2008, 15:28   #61
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Kaydoo

Lorelei, Niaa


W oczach Kalisty pojawiły się małe iskierki niezwiastujące niczego dobrego, a na jej ustach pojawił się wyjątkowo wredny uśmieszek. Kobieta podniosła się z klęczek i zanim przemówiła rozprostowała wpierw kości.

- Odważne słowa…Lorelei. – popatrzyła w końcu wprost w oczy Obdarzonej. - Może nawet zbyt odważne jak na kogoś, kto nie ma żadnej karty przetargowej. Obyś wraz z ciekawską towarzyszką potrafiła nie tylko krytykować innych. Dziewczynka i mężczyzna zostają u mnie jako zakładnicy, ich życie jest w waszych rękach.

Głos kobiety stał się zimny…dosłownie. Każde jej słowo wywoływało gęsią skórkę u zebranych. Nie wydawała się już tak niegroźną osóbką jak na początku, wręcz przeciwnie. Została obwołana największą heretyczką w dziejach opiekunów i mimo tego wciąż istniała…nie bez powodu.

- NIECH ROZPOCZNIE SIĘ RYTUAŁ!

Niaa i Lorelei przez chwilę straciły poczucie równowagi. Głos gospodyni zdawał się dobiegać zewsząd, a cały pokój zaczął wirować. To ściany wykonane z drewna i półprzezroczystego papieru zaczęły, przesuwać się i kręcić wokół nich. Karolinka i Nigel znikli im z oczu…jeszcze przez chwilę dostrzegały wizerunek ubawionej Kalisty, lecz i po chwili jej obraz również się rozpłynął.

Znów odzyskały normalną równowagę, a otoczenie przestało się poruszać. Były w zupełnie innym pomieszczeniu, przed nimi znajdowały się otworzone na oścież drzwi i ścieżka. Kalista nie była na tyle łaskawa żeby przekazać im na czym miał polegać rytuał. Pozostawało im tylko jedno, iść przed siebie.

Na zewnątrz domku panował półmrok, a las, który wydawał się być tak piękny i spokojny zmienił się w zarośniętą i przyprawiającą o ciarki puszczę. Rosnące tu drzewa były okropnie powykręcane tak jakby cierpiały prawdziwe męki.


Niaa spojrzała na nie z wyjątkowym obrzydzeniem...lecz nie przez ich wygląd, ale przez to, czym były w istocie, a co tylko ona dostrzegała. Wewnątrz potężnych drzew wyczuwała setki, może nawet tysiące uwięzionych dusz.

„A więc Kalista posunęła się tak daleko.”


Lorelei wciąż była zdziwiona tak potężnym natężeniem źródeł mocy, z których mogła bez problemu korzystać. Jednak i ona baczniej przyglądała się drzewom. Poprzednim razem zostały przez nie zaatakowane, wiec i terazwszystko było możliwe.

- Musimy być ostroż…

UWOLNIJCIE NAS. CHCEMY KRWI TEJ WIEDŹMY. ZŁAMCIE ZAKĘCIE. UWOLNIJCIE NAS!

Kobiety usłyszały przyduszone słowa, mówione wieloma głosami mężczyzn, kobiet, a nawet dzieci. Z każdym krokiem bohaterek rozpaczliwe nawoływania przybierały na sile i zdawały się być wypowiadane przez otaczające drzewa.

UWOLNIJCIE NAS. CHCEMY KRWI TEJ WIEDŹMY. UWOLNIJCIE NAS. KRWI, KRWI KRWIIII….


- Szukacie śmierci?! - gruby głos należący do jakiegoś mężczyzny, wystraszył kobiety. Tylko, że to nie był mężczyzna…


Stare opasłe drzewo o paskudnej twarzy potwora gapiło się na Lorelei i kocicę. Nie atakowało przybyszek, w zasadzie to wyglądało jakby zaraz miało wyzionąć ducha.

- Tutaj trafiają tylko osoby, które idą spotkać się z Handlarzem. Głupio zrobiłyście zgadzając się na układ z Kalistą, do tej pory jedynie jednej istocie udało się przejść przez próbę. – mówił powoli, jakby oceniając czy warto marnować siły na rozmowę z nieznajomymi.

- Możemy wam pomóc, jeśli i wy nam pomożecie? – nie usłyszawszy odmowy ciągnął dalej. -Jesteśmy duszami, które Kalista w swej furii zamknęła w postaciach drzew. Nie możemy się ruszać jak inni, tylko tkwimy w tym miejscu od wieków, prosząc każdego o pomoc, lecz nikt się nad nami nie zlitował. Uwolnijcie nas…dostaniecie swój przeklęty przedmiot a my rozerwiemy Kalistę na strzępy…

NA STRZĘPY. NA STRZĘPY. BĘDZIEMY PŁYWAĆ W KRWI WIEDŹMY. KRWIII.

Przerażające drzewo przedstawiło im swoją nieoczekiwaną propozycję, a głosy zaczęły mu wtórować powtarzając okrutne słowa nienawiści.

Czyżby przed kobietami pojawiła się możliwość obejścia zapewne niebezpiecznego testu Kalisty?

Ani Niaa ani Lorelei niczego nie mogły być pewne, a nikt nie powiedział czy złamanie czaru Opiekunki będzie prostą rzeczą.



Aigen, 135 rok, 5 miesiąc, 54 dzień Nowego Porządku

Acheont, Dagata, Thimoty

Czas płynął nieubłaganie, a trzy godziny wydawały się zaledwie krótką przerwą na herbatkę, lecz bohaterowie postanowili tą przerwę odpowiednio wykorzystać na zdobycie informacji…

Podczas gdy Thimoty i Karolinka regenerowali siły, a Acheont plątał się pod nogami ciągle zabieganych rebeliantów, Dagata postanowiła odwiedzić tajemniczą Arachnę.


Lokum tej dziwnej kobiety, wydawało się całkiem przytulne, jak na swoje niezwykle mizerne rozmiary. Było wypełnione różnymi starymi meblami o nienajlepszym stanie, a na niewielkiej półeczce wciśniętej w kont, leżało masę książek o różnokolorowych okładkach.

Wiedźma zastała Arachnę, gdy ta siedziała sobie w starym fotelu czytając książkę w najlepsze. Nie odrywając wzroku od tekstu wskazała przybyłej na drugi fotel i poczekała, aż Dagata się rozsiadła. Wtedy wreszcie odłożyła opasłe tomisko zatytułowane: „Prawo Nowego Porządki”.

- Pewnie masz wiele pytań…wszyscy musicie mieć, ja również. Jest ich wręcz za dużo. – zaczęła wyraźnie zawstydzona. Wiedźma teraz dopiero zauważyła, że rozmówczyni nie ma zasłoniętej twarzy, lecz oprócz paskudnie wyglądających oczu, pozostała część twarzy była jak najbardziej w porządku.

- Pytaj, więc a ja spróbuje odpowiedzieć na wszystko. Wiem, że moje zaufanie do was może wydawać się niczym nieuzasadnione, jednak mam swoje powody. – dokończyła kobieta.

- Czy jest w ogóle ta cała rebelia, jaka jest w tym wszystkim nasza rola?

- Jest to długa i nieprzyjemna opowieść, lecz postaram się ją w miarę możliwości skrócić. Arachna wyraźnie posmutniała. – Wszystko, cała rebelia, wojna, przemiany, zaczęło się ponad setkę lat temu, kiedy to do władzy doszła nacjonalistyczna partia porządku, rzucająca pięknymi i zarazem nierealnymi hasełkami. Szybko okazało się, że zamierzają wkroczyć na nieznany dotąd obszar walki o władzę…religię. Nikt nie wie dokładnie jak, ale ostatecznie dotarli do legendarnego artefaktu, którym straszyło się po nocach dzieci…do diabelskiego serca. Za jego pomocą za…zabili naszego boga i obwołali się jedynymi władcami planety. Większość narodów im się sprzeciwiła, lecz nie mogli wygrać z mocą, która jest w stanie zabić samego boga… - głośno westchnęła i stuknęła palcem na książkę, którą przed chwilą odłożyła. – Późniejszych wydarzeń można się domyślić, wszyscy zostali zniewoleni, a siły oporu zeszły do podziemia. Tak oto jesteśmy w tym miejscu. Rebelia ma się teraz najlepiej od prawie pięćdziesięciu lat, a dzisiejszego wieczora zamierzamy to wykorzystać i uderzyć w samo serce nowego ładu. Wy natomiast zostaliście nam zesłani, aby zniszczyć diabelskie serce.

Dagata musiała być zaskoczona nieoczekiwaną szczerością i swobodą, z jaką kobieta opowiadała o upadku swojego świata i przyszłych planach.

- Co z twoimi oczami czy to ma coś wspólnego z przemianami, o których wspomniałaś?

- O tak. Ten „cudowny” artefakt użyty w odpowiedni sposób jest w stanie zmieniać wszystko, całą materię. Całe rzeszę ludzi traktowano jako króliki doświadczalne, tworząc z nich maszyny do zabijania. Ja miałam szczęście, tylko moje oczy uległy przemianie, jednak dzięki temu zyskałam dar widzenia przyszłości. Tak się sprawy mają. – dokończyła oschłym tonem i spojrzała w stronę drzwi. Nagle ktoś zapukał i w drzwiach pojawił się nieznany Dagacię mężczyzna.

- Arleno możemy zamienić jedno słówko…- szepnął trochę zmieszany obecnością Wiedźmy i szybko został uciszony gestem dłoni.

- Mówiłam ci żebyś tak mnie nie nazywał. – Arachna wyglądała na zirytowaną, wysiliła się na nikły uśmiech i rzekła do Dagaty. – Przepraszam, lecz mam sporo obowiązków. Nasza rozmowa musi poczekać.

Powiedziała tym samym grzecznie wypraszając gościa ze swojego lokum. Wiedźma zanim drzwi się domknęły, usłyszała jeszcze jak z wnętrza pomieszczenia dolatują krzyki.

Acheont, Thimoty

Świetlisty stanowił dla Rojka niemałe centrum rozrywki. Młody żołnierz umierał ze śmiechu słuchając często patetycznych wypowiedzi swojego rozmówcy. Chłopak łowił każde słowo z ciekawością, lecz najwyraźniej był na tyle rozsądny, że musiał się domyślić ile prawdy jest w potoku słów, jaki fundował mu Acheont.

- Ech no dobra, słuchaj nie powinienem ci mówić takich rzeczy, lecz wydajesz się miłym face…miłym czymś.
– znów zniżył głos konspiracyjnie, nie przerywając czyszczenia broni nieopodal wnęki, w której odpoczywał Tim i Karolinka. - Arachna należy do jednej z wysoko postawionych rodzin znajdującej się u sterów nowego porządku. Gdy tylko podrosła na tyle, żeby zacząć myśleć samodzielnie, robiła wszystko żeby pomóc zwykłym ludziom. Zdradziła się ze swoimi poglądami i podobno jej własny ojczulek zafundował jej przemianę oczu. Paskudna sprawa. Uciekła do rebeliantów i pomaga nam od wielu już lat, więc nikt nie kwestionuję jej przydatności ani wierności. Wiele razy ratowała życie całym oddziałom. A jeśli chodzi o rebelię to nie ma co strzępić języka. Dzisiaj w końcu pomożecie nam obalić nowy ład nie?

Mężczyzn uśmiechnął się i kiwnął głową na nadchodzącego Rangersa. Thimoty nie spał za długo, nadal nie czuł się najlepiej, jednakże skromny posiłek, który załatwił im Rojek dodał mu sił.

- Popatrz tylko jakie mam tu cacuszka. – pochwalił się młody żołnierz przed Timem. – Przechwyciliśmy ostatnio cały transport broni, oj musieli się pieklić nasi „ojcowie narodu”. Trzeba Ci coś znaleźć, bo ta twoja broń wygląda na solidnie przestarzałą. Popatrz na to.

Chłopak wziął ze stolika jedną dość dużą broń o nietypowym jak dla Rangersa wyglądzie, przypominającą mu niektóre filmy Science-fiction.


Thimoty niepewnie wziął karabin w dłonie i ze zdziwieniem musiał stwierdzić, iż mimo swoich sporych rozmiarów był wyjątkowo lekki.

- TX -13 jedna z bardziej śmiercionośnych broni, jakie stworzyli ludzie z nowego ładu….

Rojek jeszcze długo objaśniał działanie tej i innych broni, jakie z dumą czyścił. Jak na swój wiek znał się na tym doskonale, a Thimoty nie tylko miał, w czym wybierać, lecz również usłyszał krótką prezentację każdej z broni…


Acheont, Dagata, Thimoty

Trzy godziny minęły jak z bicza strzelił. Drużyna wylizała świeże rany, dozbroiła się i musiała wreszcie podjąć decyzję. Czy uczestniczyć w ataku na główną siedzibę tego całego „nowego ładu”, o jakim trąbili wszyscy dookoła?

Gdy do godziny zerowej było zaledwie piętnaście minut, tunel wypełnił się rebeliantami ustawionymi w dwuszeregu. Zostali już dokładnie przeliczeni i czekali w napięciu na sygnał do wymarszu. Według Tima przedstawiali się naprawdę dobrze, pod względem uzbrojenia jak i ducha walki. Tego ostatniego im nie brakowało. Wszyscy równo twierdzili, że tego dnia pisana im była viktoria.

Arachna przechadzała się między oddziałami, rozmawiając z niektórymi żołnierzami uśmiechając się przez cały czas. Robiła dobrą minę do złej gry, a przynajmniej tak to wyglądało.

- Jaka jest wasza decyzja? - postać niechętnego im dowódcy oddziału, wyrosła przed zebranymi. – Jeśli jak Arachna twierdzi nie brakuje wam odwagi, czeka na was miejsce w moim oddziale. Jeszcze jedno, nie bałamućcie mi Rojka swoimi opowiastkami, potrzebuję żeby był cały czas skupiony. Wolę go jako dobrego żywego żołnierza niż martwego marzyciela.

Nadeszła chwila decydowania. Czy zabiorą ze sobą Karolinkę? Czy pójdą za żołnierzami, a może wykorzystają zamieszanie i na własną rękę spróbują odnaleźć grzebień?
 
mataichi jest offline  
Stary 11-12-2008, 11:55   #62
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Niesamowicie dziwne uczucie. Dagata wzdrygnęła się mimo woli. To szybkie odwrócenie głowy i spojrzenie Arachny w stronę drzwi, do których nikt jeszcze nie zapukał.... Jak wynik drobnego przesunięcia w czasie. Zanim się stanie. Zanim nadejdzie -teraz. Wypadkowa wielu możliwości, objawiona w wąskich ramach pewności.

Jak daleko w przyszłość potrafiła wejrzeć ta kobieta?
Za opanowanie tego rodzaju wiedzy Wiedźma oddałaby duszę i tym samym wydałaby ją na zatracenie. Coś, co mogło się zdawać błogosławieństwem, stałoby się w końcu ciężarem nie do udźwignięcia, brzemieniem przekleństwa.

Ile siły musiała mieć w sobie ludzka istota, obdarzona umiejętnością widzenia rzeczy przyszłych? Ile szaleństwa i rozpaczy? Jaką cenę zapłaciła i ile jeszcze zapłaci? Dagata zazdrościła jej, współczując jej równocześnie. Sama poszukiwała przyszłości, sprowadzając na siebie jej wizje. Nigdy jednak nie dawały pełnego obrazu, zdradzając jej tylko cząstkę prawdy....

* * *

Wszystko ma znaczenie: gest, spojrzenie, ton głosu, imię, spodziewany gość przerywający rozmowę. Dysonans, fałszywa nuta w linii melodii...

Wychodząc z kwatery Arachny czuła się zawiedziona krótką rozmową. Liczyła na więcej, dlatego nie mogła stracić tej, być może ostatniej już możliwości. Zatrzymała się na mgnienie oka tuż za progiem, zanim zamknęła za sobą drzwi. Prześlizgnęła się myślą po ich umysłach, delikatnie dotykając uczuć i emocji. Wycofała się zanim słowa eksplodowały pomiędzy nimi z furią.

Zamyślona wycofała się spod drzwi. Kiedy po kilku chwilach ruszyła z powrotem do odpoczywających spokojnie członków drużyny, nikt nie spostrzegłby dręczących ją trosk. Nawet młody Rojek, z pasją dyskutujący z Timem nad stertą różnego rodzaju broni. Nie zastanawiała się nawet na ile potrafiłaby się posłużyć tym... czymś. Poprosiła więc tylko Tima, aby wybrał dla niej coś, z czym ktoś tak mało obeznany z tego rodzaju narzędziami do zabijania jak ona, mógłby sobie poradzić. Z kolei młody rebeliant zafundował im krótkie acz treściwe szkolenie, zasypując ich przy okazji wiadomościami, opisami wad i zalet oraz szczegółami konstrukcji sprzętu, z których nie pojęła nawet czwartej części. Przyglądała się jedynie rozgadanemu, zachłyśniętemu zachwytem nad zdobycznym arsenałem śmiercionośnych przedmiotów chłopakowi.

Przyglądała się z rosnącym smutkiem i żalem. Ilu jeszcze młodych chłopców i dziewcząt było mu podobnych? Pełnych zapału i wiary w przyszłość. Mogli to przelać w tworzenie, budowanie. Tymczasem sytuacja zmuszała ich do czegoś zgoła przeciwnego. Musieli bronić swojej wolności i życia odbierając je innym, którzy być może równie mocno wierzyli we własne idee.

Czy ten chłopiec pełen zapału, pasji i życia miał przetrwać dzisiejszą batalię? A może byłoby dla niego lepiej, gdyby zginął zanim nad jego światem zaświta kolejny poranek? Czy Arachna wiedziała to? Czy pragnienie zemsty, paląca złość i nienawiść nie wypaczyła jej sposobu patrzenia w przyszłość? Czy nie skrzywiła jej osobowości? Czy nie zmieniła walki o przetrwanie z bezprawnym uzurpatorem w jej prywatną wojnę? Czy nie zapomniała przypadkiem o uwikłanych w nią ludzkich istotach, które prawie bezgranicznie jej zaufały?

- Dagato? Dagato!? - głos Żołnierza wyrwał ją z zamyślenia. Podniosła na niego wzrok, zaprzestając wreszcie bezwiednego wykręcania własnych palców. - Dowiedziałaś się czegoś, co mogłoby nam jakoś pomóc?

- N... nie – zawahała się. Tak... - potrząsnęła głową i zrezygnowana, przetarła twarz dłońmi – nie wiem. Obawiam się jednak, że Arachna już zaplanowała sobie naszą przyszłość – spojrzała mu w oczy i szybko odwróciła wzrok, by nie zobaczył w nim strachu. - Możemy przypuszczać – ciągnęła, starając się zachować spokój i mówić jasno – iż owo „diabelskie serce”, o którym wciąż mówią, to właśnie przedmiot, którego szukamy. Możliwe, że sam grzebień stanowi część, czegoś bardziej skomplikowanego, ale to już tylko moje własne przypuszczenia. Arachna potwierdziła, że to właśnie za jego pomocą zgładzili swojego boga, Opiekuna tego świata. Wie także, że przybyliśmy aby je zniszczyć. Mam wrażenie, że wszyscy już o tym wiedzą i to więcej niż my sami – fuknęła, nagle czymś zirytowana.

- Timie, jesteś żołnierzem. Znasz się na tym lepiej niż ja, kobieta. Sądzisz, że nienawiść i zemsta są dobrymi motywami do prowadzenia tych ludzi do walki? Arachna kipi złością i gniewem. Robi to jedynie dla zemsty, aby wziąć odwet, zniszczyć. Powiedz mi, co stanie się potem? Jeśli nawet zwyciężą? Czy coś się zmieni, poza układem sił? - z napięciem patrzyła mu w twarz, objąwszy nieświadomie dłońmi jego ramiona. - Czy życie tych ludzi stanie się łatwiejsze, lepsze, czy jedynie zmienia się ręce u steru tego chorego świata? Nienawiść jest podła, zemsta okrutna, a złość lubuje się w zadawaniu bólu. Zniszczy ich zanim Serce Wszechświata przestanie bić. Pamiętajmy, po co tu przybyliśmy Timie. Musimy zabrać stąd grzebień. W ten sposób najbardziej się im przysłużymy. Tylko tak możemy im pomóc. Czy mam rację Timie? Powiedz czy mam rację?

* * *

Czas gnał naprzód, jak gdyby napędzany ich oczekiwaniem. Korzystając z tego, iż pozostawiono ich samych, wymieniali się bez przeszkód informacjami, które w międzyczasie zdobyli. Dagatę zainteresowało szczególnie to, czego wywiedział się Acheont na temat Arachny, zwłaszcza jej pochodzenia oraz posłuchu i szacunku, jakim się cieszyła pośród rebeliantów. Pogłębiło to jedynie jej wcześniejsze obawy. Jeśli to, o czym mówił Rojek pokrywało się z prawdą, Arachna naprawdę miała powody do zemsty. Dagata natomiast, odkrywała coraz wyraźniejsze powody, by nie pozwolić wmanewrować się w jej niezupełnie czyste, jak sądziła, plany.

- Myślę, że powinniśmy wyruszyć razem z rebeliantami - powiedziała z namysłem przeciągając słowa. - Dopóki będzie nam to ułatwiać dotarcie do miejsca, gdzie może znajdować się grzebień. Musimy wykorzystać każdą okoliczność, która to umożliwi. Jednak jeśli nam się powiedzie i będziemy mieć go już w ręku, natychmiast wracamy z nim do Kapelusznika. Za wszelką cenę. Trzymajmy się razem, jeśli to tylko będzie możliwe. Nie jestem tylko pewna, co do Karolinki. Czy możemy ryzykować jej życiem? Lepiej byłoby zostawić ją w jakimś bezpiecznym miejscu. Tylko czy potem będzie tu w ogóle takie miejsce?

- Nie! Nigdzie nie zostanę! Pan Kapelusznik kazał iść z wami! Nie zostanę tu sama. Nigdy w życiu! I tak pójdę za wami - bródka dziewczynki zaczęła drżeć, a oczy zwilgotniały niebezpiecznie.

- Karolinko, tam będzie bardzo niebezpiecznie.

- No to co?! Pan Żołnierzyk nas obroni.

- Tiiim?! - syknęła z naciskiem, przenosząc wzrok na Żołnierza - Może byś coś powiedział w tej sytuacji? - nagle, jakby coś ją oświeciło. - Karolinko, czy dałabyś radę sama wrócić do Domu?

- Do Pana Kapelusznika? Tak! - uśmiechnęła się promiennie, ale zaraz spochmurniała. - Nie wrócę! Pan Kapelusznik byłby zły. Bardzo by się na mnie zdenerwował. Kazał mi iść z wami. Nie wrócę sama! - łezki jak grochy potoczyły się po jej policzkach i kapały z trzęsącej się bródki.

- Karolinko, gdyby stało się coś złego, będziesz musiała wrócić. Gdyby nam się nie udało, otworzysz przejście i wrócisz. Gdyby któreś z nas było blisko, zabierzesz je z sobą. Obiecujesz?

Pociągająca noskiem dziewczynka kiwnęła bez przekonania głową.

-Obiecuję, ale nie zostawicie mnie, prawda? - rozszlochała się na dobre. - Wrócimy wszyscy razem: Siostrzyczka, Pan Żołnierzyk i Światełko... i przyniesiemy to, o co prosił Pan Kapelusznik.

Wyglądała tak żałośnie, że Dagacie krajało się serce. Chciała ją przytulić, ale spóźniła się. Thymothy był szybszy...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 12-12-2008 o 22:45.
Lilith jest offline  
Stary 14-12-2008, 15:00   #63
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Kaydoo, magiczny świat Kalisty - czas Próby

Ciarki przeszły po plecach Lorelei, gdy obie z Niaa znalazły się w mrocznym lesie. Mimo wszystko wdzięczna była kocicy, że jej nie opuściła i że są tu razem. Cokolwiek będzie się działo, dobrze jest wiedzieć, że ma obok siebie wsparcie. Jednak najbardziej interesująca była ilość energii, jaka manifestowała się dookoła. Lodowa Róża czuła, że dzięki niej mogłaby zrobić wszystko, Moc rozpierała ją, a jednak sprawiała, że czuła również niepokój. Nie wiedziała, czy to szczęście się do niej uśmiechnęło, czy raczej był to podstęp.


Obdarzona zaczerpnęła delikatnie Mocy i skupiła energię w dłoniach. Szybko utkała drobny czar – niewielką, świetlistą kulkę, która natychmiast uniosła się w powietrzu i zalśniła. Lorelei odczekała krótką chwilę i gdy upewniła się, że magia czerpana z tej dziwnej Mocy nie zaszkodziła jej, nabrała nieco pewności siebie. Jeśli faktycznie jest to czysta energia magiczna, Obdarzona będzie mogła rzucać czary czerpiąc z otoczenia i nie będzie musiała ruszać swoich wewnętrznych zapasów, które przydadzą się w innych światach, pozbawionych Mocy. Poza tym wolała nie magazynować obcej Mocy we własnym ciele, lecz wykorzystywać ją od razu. Zawsze to bezpieczniej.


- To taka mała latarenka. - wyjaśniła Niaa. - Będzie nam oświetlać drogę, a w razie czego łatwiej będzie nam wrócić do tego miejsca, gdyż zostawia po sobie drobny ślad. Teraz spróbuję rzucić jeszcze jeden czar, by ochronić nas magicznym pancerzem. Poczekaj chwilkę.


Lodowa Róża skupiła się i znowu zaczerpnęła Mocy. Tym razem czar był bardziej skomplikowany i wymagał więcej wysiłku. Starała się, by pancerze były naprawdę dobre i mocne. Tylko w ten sposób może zapewnić im obu odrobinę bezpieczeństwa. Czerpała coraz więcej i więcej, tkając coraz bardziej skomplikowane wzory. Ta Moc była niesamowita! Zupełnie tak, jakby jej źródło dawało dwa, a może nawet trzy razy więcej potęgi, niż źródła do tej pory znane Obdarzonej. Tak jakby wysysała energię z samej Kalisty! Gdy skończyła, obie kobiety spowiła delikatna poświata, będąca manifestacją i symbolem czaru. Lorelei stała przez chwilę nieruchomo, wpatrując się w swoje dłonie, które tkały przed chwilą czar. Czy to możliwe? Czy naprawdę czerpie bezpośrednio z Kalisty? Jeśli stworzyła ten świat, jeśli jest jej częścią, to całkiem prawdopodobne. Pytanie tylko – jak to wykorzystać do spełnienia ich misji? Czy mogłaby ją w ten sposób osłabić, pokonać? Zaczerpnąć jej całą moc i rzucić na nią potężny czar... Tylko jak wiele Mocy mogła mieć w sobie istota wyższa i czy Lorelei zdąży ją wyssać, nim Kalista zareaguje? Wątpliwe...


- Ruszajmy już i nie traćmy więcej czasu!


***

Głosy, które zewsząd otoczyły obie kobiety, sprawiały, że ścinała się krew w żyłach. Co tu się działo i do czego w przeszłości doszło, że w powietrzu unosiło się tyle bólu i nienawiści? Wreszcie jedno z drzew odezwało się wprost do przybyszek. Było jednak zupełnie inne, niż te spotkane wcześniej. Umierało...


- Tutaj trafiają tylko osoby, które idą spotkać się z Handlarzem. Głupio zrobiłyście zgadzając się na układ z Kalistą, do tej pory jedynie jednej istocie udało się przejść przez próbę.

- Zrobiłyśmy to, co musiałyśmy. Jeśli nam się nie uda, to wszechświat i tak zginie. Głupio byłoby poniechać próby i poddać się. Lecz kim jesteście? Czy to wy jesteście ową próbą?



- Możemy wam pomóc, jeśli i wy nam pomożecie? Jesteśmy duszami, które Kalista w swej furii zamknęła w postaciach drzew. Nie możemy się ruszać jak inni, tylko tkwimy w tym miejscu od wieków, prosząc każdego o pomoc, lecz nikt się nad nami nie zlitował. Uwolnijcie nas…dostaniecie swój przeklęty przedmiot a my rozerwiemy Kalistę na strzępy…


Lorelei zawahała się przez chwilę. Trudno było nie uwierzyć istotom, które prezentują całym swoim jestestwem ból, cierpienie i nienawiść. Były zbyt autentyczne... Jednakże skoro już raz Kalista zamieniła je w drzewa, to czy możliwe jest, by ją pokonały? Na dodatek Karolinka i Nigel zostali z nią i mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie, gdy czarownica odkryje ten spisek. Równie wątpliwe było to, że te istoty oddadzą im Szkatułkę. A jednak serce Lorelei biło gniewem i żalem, gdy widziała jakiego okrucieństwa dopuściła się Kalista! Nie można było tego tak zostawić!


- Posłuchajcie mnie! Obiecuję wam, że was uwolnię. Nikt nie zasługuje na taki los, jaki was spotkał. A Kalistę powinna czekać kara za to, co wam zrobiła. Jednak nie możemy zrobić tego teraz. Musimy spróbować przejść przez próbę i spotkać się z Handlarzem, kimkolwiek on jest. Nasi przyjaciele mogą być w niebezpieczeństwie, jeśli zaatakujecie Kalistę bez przygotowania.


Wśród drzew przeszedł pomruk niezadowolenia i rozczarowania. Ich głośne nawoływania i prośby powoli cichły, zamieniając się w smutne, pełne żalu szepty. Najwyraźniej nie wierzyły, że tym razem im się uda i powoli traciły nadzieję.


- Musicie mi uwierzyć. Proszę was, nie traćcie wiary. Naprawdę wrócimy po was, czy zdobędziemy Szkatułkę, czy nie. Musicie zrozumieć, że sytuacja i dla nas jest trudna. Powiedz mi, proszę – zwróciła się do drzewa, które rozpoczęło rozmowę. - Kim jest Handlarz? Czego możemy się po nim spodziewać? Czy naprawdę posiada ten przedmiot? Jeśli pomożecie nam dzięki tym informacjom, możecie być pewni, że odwdzięczymy się po stokroć.


- Handlarz... - mężczyzna włożył w to słowo całą moc nienawiści. - To bestia żerująca na innych. Prastary bóg uwięziony przez Kalistę. Może dać wam wiele, ale jeszcze więcej od was zabierze. Tylko głupcy idą na układ z Handlarzem... Nie wiemy zbyt wiele o Szkatułce. Może ją ma, może nie. Już wielu próbowało ją zdobyć, lecz nikomu się to jeszcze nie udało.


- Dziękuję. Pójdziemy się z nim spotkać, nie ma innego wyjścia. Lecz bądźcie pewni, że wrócimy!


***


Lorelei zatrzymała się w połowie ścieżki, na tyle daleko, by drzewa zostały z tyłu, a cel ich podróży majaczył w oddali. Stanęła naprzeciwko Niaa i kładąc dłonie na jej ramionach spojrzała jej głęboko w oczy.


- Niaa, posłuchaj mnie teraz uważnie. Musimy ustalić plan działania, bo wszystko co teraz zrobimy, będzie miało bardzo ważne skutki. Rozumiesz to, prawda? Pamiętasz, co powiedziały drzewa? Handlarz to straszny cwaniak i będzie chciał nas wykiwać. Dlatego nie możesz nic mu obiecywać, nic do niego mówić. Jestem pewna, że wykorzysta każdą naszą deklarację, więc musimy uważać na słowa. To ma być niezobowiązująca wizyta. Dowiemy się czego chce i o co chodzi, czy ma przedmiot. Kalista go uwięziła, ale nie wiemy czy jest jej posłuszny, czy tak samo jak drzewa chce się na niej zemścić. Może uda nam się to wykorzystać.


Lorelei zrobiła przerwę, by upewnić się, że Niaa rozumie. Nie wątpiła w jej inteligencję, lecz musiała mieć pewność, że jej nieokrzesana i „prędka” kocia natura nie weźmie nad nią górę.


- Jeśli nie uda nam się nic wskórać u Handlarza, wrócimy do drzew i zawrzemy z nimi pakt. Nie możemy działać pochopnie, musimy się jeszcze wiele o Kaliście dowiedzieć, szczególnie tego na co ją stać. Być może uda nam się przy pomocy tych biednych drzew pokonać tą kobietę. Wydaje mi się, że wiem jak to zrobić. Kiedy rzucałam na nas czar ochronny, czerpałam Moc niemalże bezpośrednio z niej, rozumiesz? To może oznaczać, że przy odrobinie pomocy będę mogła ją pozbawić magicznej energii. To jeszcze nie jest pewne, ale zawsze można spróbować. Jeśli natomiast u Handlarza coś pójdzie nie tak, jeśli zacznie się walka, musisz Niaa zostawić mnie z nim i biec ile sił do drzew, by je uwolnić. One na pewno będą wiedzieć jak to zrobić, szkoda że o to nie zapytałyśmy. Ale musisz je uwolnić i zmusić, by nam pomogły. Wtedy będziemy musieli działać bez planu, ale jeśli będzie naprawdę gorąco, to już będzie nam wszystko jedno. Mam nadzieję, że ten akt desperacji będzie ostatecznością.


Gdy Obdarzona i Niaa wszystko sobie już wyjaśniły i ustaliły plan działania, ruszyły dalej ścieżką, w stronę swojego przeznaczenia.

Na końcu ścieżki leżała malutka upchnięta między drzewami drewniana chatka, z której unosi się smużka dymu. Wokół panowała martwa cisza, bardzo nieprzyjemna i niepokojąca. Jednak z chatki dolatywał przyjemny zapach ciepłego jedzenia, drażniący nozdrza, sprawiający, że ślina zbierała się w ustach, a żołądki przypomniały sobie o tym, że od dawna są puste. Dźwięk trzaskającego w kominku drewna obiecywał przyjemne i ciepłe wnętrze. Towarzyszki zdecydowały się wejść do środka.






W chatce panował wielki rozgardiasz, a to za sprawą walających się dosłownie wszędzie malutkich kuleczek. Lorelei zdziwiła się wielce. Od jakiegoś czasu we wszystkim podejrzewała podstęp, zatem i niewinne kuleczki obserwowała bacznie.


- Uważaj na nie... - szepnęła do kocicy. - Mogą być zaczarowane... albo można się na nich po prostu poślizgnąć.


Pośrodku pomieszczenia, tuż przy bulgoczącym kociołku stał z pewnością on – Handlarz. Był to niewidomy staruszek z krążącymi wokół głowy... oczyma!



Powitał obie panie uśmiechem i odezwał się świszczącym głosem:

- No proszę, odkąd ten uprzejmy młodzieniec w kapeluszu był u mnie wiele lat temu już dawno mnie nikt nie odwiedzał. Jak rozumiem przyszliście ze mną pohandlować, a więc czego chcecie i co macie do zaoferowania?


Lorelei postąpiła krok naprzód i hardym głosem powiedziała:


- Mamy do zaoferowania coś bardzo cennego, można powiedzieć, że najcenniejszego w całym wszechświecie. Chcemy ci zagwarantować przetrwanie, zachowanie życia, zarówno twojego, jak i wszystkich innych stworzeń we wszystkich istniejących światach. Jednym słowem, oferujemy Ci zapewnienie, że uratujemy wszechświat od zbliżającej się zagłady. Czy może być coś cenniejszego w obliczu zbliżającej się gigantycznej zagłady? W zamian pragniemy jedynie pewnego magicznego przedmiotu. Szkatułki.
 
Milly jest offline  
Stary 15-12-2008, 13:04   #64
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Kocica była nadzwyczaj spokojna, jakby nowa sceneria nie zrobiła na niej większego wrażenia. Może nawet nieco się rozluźniła? Wydawało się wszak, że przy Kaliście była ona bardziej spięta i czujna. Teraz rozglądała się ciekawie na wszystkie strony, a ponury krajobraz bynajmniej nie odbierał jej humoru.

- Niaa pomoże Pani Czarodziejce i pokaże tamtej Ładnej Pani, że Niaa jest fajna. – zapewniła swoją towarzyszkę.

Dopiero użycie czaru przez Lorelei i jej zapewnienia, że kocica nie musi się bać magicznego ognia, jakby przypomniały Niaa, że jednak bać się powinna. Profilaktycznie więc zaczęła rzucać łebkiem na boki oraz węszyć, strzygąc przy tym uszami. Były to jednak działania tak nieskoordynowane i pokazowe, że gdyby nie pełne skupienie, Obdarzona pewnie by się uśmiechnęła pod wpływem uroku osobistego istoty.

Tylko jak można by się cieszyć czymś w świecie tak ponurym, pełnym dziwacznych, poskręcanych drzew? Czując nie tyle niepokój towarzyszki, co strukturę owych roślin, które tak naprawdę były więzieniem dla setek, a może nawet tysięcy istnień, również kotołak spochmurniał.

A więc Kalista posunęła się tak daleko... Naprawdę jej moc musi być poważnie uszczuplona, albo skumulowana gdzieś indziej, skoro energię życiową dla swojego ogrodu czerpie z tych biedaków. ”

Niaa
przyłożyła łapę i czoło, by lepiej wyczuć przepływ sił witalnych. Jednak dusze wewnątrz drżały najwyraźniej starając się dotrzeć do nich, prosić o wybawienie. To rozszczepiało sieć, przez co w obecnej postaci kocica nie potrafiła zlokalizować jej rdzenia.

Zamknąć się! Jesteście tylko pyłem, marnym odsetkiem istnienia. Pokażcie mi ślady. Pokażcie mi ślady Opiekunów, a nie trujcie, bo wasza marna egzystencja nigdy się nie skończy! Chcecie dostać Kalistę? Ja też, więc siedzieć cicho!”

Przez ułamek sekundy tylko pyszczek Niaa wykrzywił paskudny, przebiegły uśmieszek. Szybko jednak się pohamowała. Choć ani Kapelusznik, ani heretyczka raczej jej teraz nie widzieli, to jednak wciąż zostawała ta czarodziejka – Lorelei. Gdyby zobaczyła prawdziwą postać Niaa , to kocica bezsprzecznie musiałaby ją zabić, a szkoda by było... rzadko w świecie można spotkać tak dobre istoty.

Odstąpiwszy od kory chorego drzewa, kotołaczka pomknęła do swojej towarzyszki i otarła się czule o jej nogi, by okazać wsparcie głupiej istotki, jaką przecież była. Jak można było się domyślić, Obdarzona chciała uratować udręczone duszyczki. Tu zresztą obie się zgadzały, choć prawdziwe intencje Niaa były nieco inne...

„Niech no tylko Kalista się o tym dowie. Jej mina będzie... bezcenna.”

- Niaa, posłuchaj mnie teraz uważnie.- poważny głos Lorelei wyrwał kocicę z myśli, które bynajmniej do niej nie pasowały - Musimy ustalić plan działania, bo wszystko co teraz zrobimy, będzie miało bardzo ważne skutki. Rozumiesz to, prawda? Pamiętasz, co powiedziały drzewa? Handlarz to straszny cwaniak i będzie chciał nas wykiwać. Dlatego nie możesz nic mu obiecywać, nic do niego mówić. Jestem pewna, że wykorzysta każdą naszą deklarację, więc musimy uważać na słowa. To ma być niezobowiązująca wizyta. Dowiemy się czego chce i o co chodzi, czy ma przedmiot. Kalista go uwięziła, ale nie wiemy czy jest jej posłuszny, czy tak samo jak drzewa chce się na niej zemścić. Może uda nam się to wykorzystać.

Niaa przekrzywiała główkę to w jedną, to w drugą stronę, kiedy jednak Obdarzona zrobiła przerwę – pokiwała skwapliwie głową. Ponieważ już od spotkania z Kalistą miała problemy z opanowaniem swej istoty, na rękę jej było pozostawienie pertraktacji Lodowej Róży. Ona sama zresztą nic o Handlarzu nigdy nie słyszała, była to więc istota raczej niewielkiego formatu. A może chciała za taka uchodzić? Cóż, chętnie spotka tego osobnika...

- Jeśli nie uda nam się nic wskórać u Handlarza, wrócimy do drzew i zawrzemy z nimi pakt. Nie możemy działać pochopnie, musimy się jeszcze wiele o Kaliście dowiedzieć, szczególnie tego, na co ją stać. Być może uda nam się przy pomocy tych biednych drzew pokonać tą kobietę. Wydaje mi się, że wiem jak to zrobić. Kiedy rzucałam na nas czar ochronny, czerpałam Moc niemalże bezpośrednio z niej, rozumiesz? To może oznaczać, że przy odrobinie pomocy będę mogła ją pozbawić magicznej energii. To jeszcze nie jest pewne, ale zawsze można spróbować. Jeśli natomiast u Handlarza coś pójdzie nie tak, jeśli zacznie się walka, musisz Niaa zostawić mnie z nim i biec ile sił do drzew, by je uwolnić. One na pewno będą wiedzieć jak to zrobić, szkoda że o to nie zapytałyśmy. Ale musisz je uwolnić i zmusić, by nam pomogły. Wtedy będziemy musieli działać bez planu, ale jeśli będzie naprawdę gorąco, to już będzie nam wszystko jedno. Mam nadzieję, że ten akt desperacji będzie ostatecznością.

„Przeceniasz je Skarbie, ale jak tam chcesz... będę grzecznym kotkiem.”

- Niaa rozumie, Niaa pobiegnie i uwolni duszyczki. A potem Niaa wróci do Pani Czarodziejki i jej pomoże, bo Niaa jest silna! Taaaka silna Niaa, o taaaaka!
– stanęła na tylnych łapach i wyciągnąwszy przednie do góry, pokazała swej towarzyszce ogrom swojej domniemanej siły.

***

Dotarłszy do chatynki Handlarza kocica, jak obiecała, trzymała swoją żywiołowość pod kluczem. Pozwalając mówić Obdarzonej tylko raz po raz zerkała ciekawie w stronę Handlarza, szczególną uwagę zwracając na jego wiszące w powietrzu gałki oczne.

„A może by tak... którąś upolować...?”

Ogon kocicy aż zadrżał z radości na tę myśl.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 15-12-2008 o 13:08.
Mira jest offline  
Stary 16-12-2008, 01:15   #65
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany

- Nadstaw ucha mężny wojaku. Ja! Acheont zwany Panem Blasku, Nadzieją Na Następny Poranek, Jasnością w Mrokach, Bardzo Jaśnie Oświeconym Księciem Słońca i peryferii oraz Wielokrotnie Rehabilitowanym Profesorem Ponadnadzwyczajnym Uciekinierii Nieistniejącego Uniwersytetu, opowiem Ci chłopcze historię mrożącą krew w żyłach! Rojek, chłopcze jesteś na to gotowy?


W tej chwili wzrok młodego mężczyzny wyrażał esencję niepewności. Jego instynkt podpowiadał mu, że swojej decyzji może żałować jeszcze przez kilka następnych godzin.

Mimo to nie zareagował na czas. Głos Acheonta przybrał ton wskazujący na to, że się rozkręca, wszystko było stracone, a bynajmniej zjedzony w spokoju obiad.

- Pamiętam to jakby zdarzyło się wczoraj.
- głos Archonta przybrał bardzo odległy, rozmarzony ton.- Wielkie pole bitwy. Liczne powalone pnie tylko napominające, że kiedyś kwitła tu puszcza. Morze czarnych istot wylewających się falami tuż zza horyzontu. W centrum mała osada, w środku której grupka niedobitków próbuje przedłużyć swój żywo o parę chwil wypełnionych krwią i odgłosami walki. Tu nagle zjawia się on. Tytaniczna postać kuli światła dzierżąca w dłoni święty oręż. Jednym cięciem rozpruwał setki, o ile nie tysiące, hebanowych ciał. Po paru cięciach dociera do ogromnej wyrwy w ziemi, z której wydzierają się mrokom podziemi kolejne bestie. Wtem świetlisty heros wskazała swym ostrzem na górę i rzekł:

- Powiadam ci wstań! – a góra podniosła się niczym antyczny żółw, wysunąwszy ze swojego kamiennego pancerza cztery prastare łapy.

- Rozkazuje ci, podejdź! – a góra posłusznie ruszyła w jego stronę stawiając wielo milowe kroki. A gdy stawiła się przed jego obliczem, on znów przemówił.

- Wypluj złotko, srebro i diamenty maleńka, a potem klapnij sobie gdzie tam chcesz.

Ona ponownie uczyniła wedle jego woli, a swoim majestatycznym, kamiennym ciałem, nie przyćmiewającym oczywiście ciała świetlistego herosa, osiadła na ranie matki ziemi skąd wypełzały pomioty ciemności. Wtem ciemność odeszła. W krainie nastał spokój. Zielone pędy zaczęły wznosić się nad spopieloną ziemię. Wioska hucznie powitał swojego wybawcę. Młode i powabne kobiety centaurów zaczęły stroić świetlistego herosa wiankami laurów, inne sypały mu „pod stopy” delikatne płatki kwiatów i rodzynki, które on bez opamiętania wyjadał z pomiędzy kłosów ocalałej trawy. Wtem postać zaczęła się krztusić i wypluwać z „ust’ to, co przed chwilą pochłaniała, gdyż przypomniał sobie, co wytarła w ową zieloną trawkę pewna okuta stalą stopa, ale to już inna historia…
+ spoinował patetycznie Acheont.

W chwili milczenia Świetlisty spojrzał na Rojka chcąc zlustrować jego reakcję. Mężczyzna ze wzrokiem zdradzającym, że jest na krawędzi obłędu, skrupulatnie czyścił od godziny tą samą broń. Nieskrępowany tym stanem rzeczy Acheont kontynuował:

- Pewnie do tej chwili ta wioska nosi moje imię, na cześć tamtej chwalebnej bitwy. Nie była to duża wioska i nie ukazywała jej żadna mapa okolicy. Ledwie była widoczna na mapie wioski, ale liczą się intencje! Czyż nie?
Świetlisty ponownie spojrzał na swojego rozmówcę. Jego stan ogólnego odmóżdżenia zaczynał go niepokoić.

- Hej, przyjacielu! Wracamy na ziemie! Halo! Chłopcze weź się za coś pożytecznego, a nie tylko zawracasz mi głowę. I nawet mnie nie proś, żebym opowiedział Ci kolejną historię. Mowz niema! Bogowie nie lubią ludzi, którzy nie pracują. Ludzie, którzy nie są przez cały czas zajęci, mogliby zacząć myśleć. Zapamiętaj to sobie. Po za tym tacy potężni herosi, jak ja, mają też swoje obowiązki.


- Skoro jesteś taki potężny to, czemu nie pokonałeś tej puszki?-
spytał z zaskoczenia Rojek

- Bo widzisz przyjacielu, wszystkie tak potężne istoty, jak ja, mają zakaz rozstrzygania między sobą sporów za pomocą siły. Przede wszystkim, dlatego, że sprawia to liczne problemy okolicznej ludności, a poza tym trudno ocenić, która z dymiących kałuż mazi jest zwycięzcą. To powinno Ci wytłumaczyć, czemu darowałem życie tej „puszcze”, która nas goniła. Po za tym, gdyby nie ona, nigdy byśmy tutaj nie trafili. Racja? O niech mnie gęś w glanach kopnie. Ale giwery. Fiu fiu. Przy nich obydwie pukaweczki Żołnierzyka wyglądają jak smętne korniszonki. Pamiętam jak badał mnie kiedyś taki przemądrzały doktorek, który twierdził, że nie wie, jakiej broni użyjemy w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na maczugi. No cóż, kiedy tylko go spotkam, opisze mu tą broń i poproszę o oświadczenie na piśmie, że jestem od niego mądrzejszy. Do czego ten dzyndzelek?


***

Świetlisty nie wiedział jak długo spał, po tym jak zemdlał, wystraszony nagłym hukiem salwy oddanej z dziwacznego karabinu. Przed oczyma tańczyły niewyraźne sylwetki. W uszach dźwięczały znajome głosy:

- Tylko tak możemy im pomóc. Czy mam rację Timie? Powiedz czy mam rację?

- Masz rację moja siostro w mroku.-
wycedził przez zęby Świetlisty+
Rebelia istnieje, co najmniej tak długo jak jedni ludzie mają władze nad innymi. Jednakowoż obydwie nacje pod wieloma względami przypominają siebie nawzajem. Różnica jest zasadniczo taka, jak między terrorystami, a bojownikami o wolność. W tej chwili stajemy wobec wyboru między zniszczeniem świata przez nas i zniszczeniem świata przez nieprzyjaciela, decyzja wydaje się oczywista.
- skarcony wzrokiem Acheont na chwilę zamilkł. Wszyscy dobrze wiedzą, czemu tylko na chwilę. Na dłużej nie umiał.

- Ej zrozumcie nawet my nie jesteśmy w stanie zapanować nad całym biegiem rzeczy. Pewne rzeczy muszą wydarzyć się „same”. Kreator gra losami wszystkich istnień. Jednak mam chwilę czasu nim klamka zapadnie. No wiecie, zanim ustawi wszystkie pionki na planszy i przetrząśnie pół wszechświata nim znajdzie kostki. Zwłaszcza te dwudziestościenne. Nie marnujmy go na kłótnie. Jestem za tym, by pójść z nimi. W zamieszaniu łatwiej mi będzie się schować, a wam znaleźć grzebień. Tak wiem, jestem tylko małą kulką światła niewiadomego pochodzenia. Wiem, że krążą o mnie plotki jakobym miał być zwykłym tchórzem. To pomówienie bardzo mnie irytuje. Nie moja wina, że moja skóra jest bardzo ceniona, zwłaszcza przeze mnie samego. I może jestem samolubną bestią, bo posunę się do wszystkiego, żeby się z nią nie rozstać, ale żeby od razu nazywać mnie tchórzem! Niedorzeczności. Co tak się na mnie patrzycie z politowaniem? Łapcie pukawki i osłaniajmy się za wszelką cenę. Znaczy wy mnie. Tak wiem, co sobie myślicie- to paranoja. Mylicie się. Paranoicy tylko myślą, że wszyscy chcą ich dopaść. Ja to wiem. I nie martwcie się tym wielogodzinnym marszem przez ścieki. O mnie się nie martwcie. Jestem w stanie znieść każdą niewygodę i trud, pod warunkiem, że przytrafi się komuś innemu. Powiem wprost. Kto mnie niesie? Ależ jestem podekscytowany. Już widzę tą mglistą i aktyniczną poświatę z rodzaju tych, na której widok Steven Spielberg wzywa swojego doradcę od praw autorskich.
Ostatnio nawet czytałem, że woda w ściekach jest krystaliczna. Pomyślcie sami, przecież przeszła przez tyle nerek.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 16-12-2008 o 22:18.
g_o_l_d jest offline  
Stary 23-12-2008, 20:28   #66
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Aigen, 135 rok, 5 miesiąc, 54 dzień Nowego Porządku

Acheont, Dagata, Thimoty



„Wojna nie zjada trupów, połyka tylko żywych żołnierzy.”*


Decyzja zapadła jednogłośnie. Wyruszyli niepewni nawet czy słusznie połączyli swe siły z rebeliantami, lecz na te rozważania było już za późno. Karolinka pożegnała ich energicznym machaniem rączki i smutną minką, zdając sobie sprawę, że więcej może ich już nie zobaczyć…


Ciemne, cuchnące kanały, setki bezdźwięcznie poruszających się cieni, wszędobylska wilgoć - Tak wyglądał marsz jednostki rebelii w której znaleźli się bohaterowie. Z czasem wielka masa powstańców zaczęła dzielić się na mniejsze grupy rozchodzące się w różne odnogi podziemnego labiryntu. Kolejne minuty mijały a marsz zdawał się nie mieć końca, Rojek pewnie prowadził ich i dwa inne oddziały sobie znaną trasą. Acheont z trudem wytrzymywał to milczenie, lecz wszelkie próby nawiązania dialogu, krótkiej rozmowy, rozmóweczki kończyły się szybkim uciszaniem Świetlistego, a w końcu groźbą wywalenia z grupy.

Ciszę wreszcie przerwał stłumiony huk wybuchu dochodzący z góry, a wszyscy maszerujący zatrzymali się niemal jednocześnie nasłuchując. Dźwięk musiał dostać się zapewne przez jakąś studzienkę niewidoczną w tak marnym oświetleniu. Do pojedynczego brzmienia dołączyły teraz salwy wystrzałów i krzyk setek gardeł.

- To nasi ruszyli. – ktoś wyjaśnił krótko. – Mają odciągnąć uwagę wroga od nas. Niech bóg jeśli jakiś jeszcze istnieje, zlituje się nad nimi.

Postój nie trwał długo, dowódca krótkim rozkazem przyśpieszył wszystkich, a Thimoty rozumiał dlaczego. Odgłosy z góry nie wpływały najlepiej na morale ludzi, w oczach wiele Rangers dostrzegał wielki strach. Pozostawało pytanie czy sprostają zadaniu?

- Tutaj szybko! – krzyknął Rojek znikając za sporym metalowym włazem i już po chwili Dagata, Timy i Acheont również zaraz za chłopakiem, znaleźli się w sporym pomieszczeniu. Była to najwyraźniej opuszczona stacja, w której stał przygotowany do wyruszenia jeden pojazd.


Szczególnie Wiedźma była zdezorientowana i zadawała sobie pytanie czym było to żelazne coś? Ten świat był jej tak strasznie obcy, pozbawiony natury, którą zastąpiły posępne budowle. Obecność Thimotiego dodawała jej jednak otuchy i wraz z pozostałymi przestąpiła progi pociągu.

- Podziemne trasy zostały dawno zawalone i nasi kochani przywódcy myśleli, że z tej stroni są bezpieczni, ale kilkadziesiąt lat nie poszło na marne i odkopaliśmy tunele.Rojek pochwalił się głośno Acheontowi, siadając na plastikowym krześle. – Tym pociągiem podjedziemy pod sam ich budynek, a potem…

- Rojek! – szybko zgasił go dowódca nie spuszczając z oczu przybyszów.

Pojazd zakołysał się, po czym ruszył do przodu najpierw powoli, potem coraz szybciej i szybciej mknąć swoją mroczną trasą, aż do budynku nowego ładu, w którym ukryte zostało diabelskie serce.

Dagacię kręciło się lekko w głowie, pierwszy raz w życiu podróżowała z taką prędkością i taka błahostka jak choroba lokomocyjna nie zamierzała jej odpuścić. Im jednak byli coraz bliżej tym coraz mocniej wyczuwała siłę podobną do tej jaką emanowała Arachna, lecz znacznie potężniejszą.

- Jesteśmy na miejscu, przygotować się! – padł rozkaz i wszyscy odbezpieczyli broń.

Hamulce zaskrzypiały i pociąg dość gwałtownie zatrzymał się pośrodku wielkiej ciemnej pustki. Drzwi rozsunęły się automatycznie i trzy oddziały rebelii zaczęły dość niepewnie wysypywać się z machiny.

Słabe światła latarek nie mogły przebić się do sufitu pomieszczania, które przypominało bezkresną próżnie tylko potęgując strach ludzi. Jedynym punktem orientacyjnym były położone w odległości może stu metrów podświetlone drzwi, jakby wydarte z innej epoki. Obok nich znajdował się ledwie dostrzegalny panel, prawdopodobnie to za jego pomocą można otworzyć wejście.


- Powoli naprzód.

Coś był nie w porządku, panowała tu za duża cisza i nawet najdrobniejsze szmery dało się łatwo usłyszeć. Acheont swoim naturalnym darem wyczuwał kłopoty i trzymał się dokładnie pośrodku oddziału, kierując się swoją, dość skuteczną zresztą techniką przetrwania. Dagata była zbyt zdezorientowana otaczającą ją ogromną mocą żeby wyczuć w porę zagrożenie.

- Coś nas obserwuje…- rzucił blady Rojek, a po jego twarzy spłynęły dwie duże krople potu.

- Dawać tu te przeklęte reflektory.
– odpowiedział mu dowódca rozkazem i kilka szerokich słupów światła wystrzeliło w górę, ukazując to co skrywała ciemność.


Dziesiątki, może setki małych, pokracznych stworzeń kryło się obserwując poczynania wojskowych.

- Kurwa to pułapka, ratować się kto może! – jeden z rebeliantów wpadł w panikę i pobiegł samotnie w kierunku pociągu. Kilka niepozornych potworków wyłoniło się z ciemności i rzuciło się na niego długimi skokami, niczym żaby. Nikt nie dostrzegł szczegółów, ale krzyki żołnierzy były aż za dobrze słyszalne.

- Nie wychylać się! Działamy zgodnie z planem do cholery!– krzyczał dowódca, jednak nie wszyscy wytrzymywali napięcie i otwierali ogień praktycznie na ślepo. Stwory nie atakowały otwarcie, wciąż czając się na pojedyncze ofiary. Spójność grupy na szczęście została utrzymana, aż do portalu.

- Słuchajcie, powinniście coś wiedzieć. – wysyczał Rojek w kierunku Rangersa. – Może nie będzie miało to sensu w tym momencie, ale cała nasza misja polega na dostarczeniu was do diabelskiego serca. Tylko to się liczy i my wszyscy poświęcimy nasze życia broniąc was…

W tej samej chwili jeden z rebeliantów dotknął panelu sterowania, a cała komnata ożyła. Przeciwnicy uderzyli szybko i skutecznie przełamując obronę i rozbijając wszystkich na małe grupki. Zapanował jeden chaos, wypełniany przez krzyki rannych i nieprzerwany ogień brani.

Drzwi otworzyły się, a haker który przełamał zabezpieczające kody uśmiechnął się triumfalnie…i nagle zniknął porwany przez kilka potworów.

- Biegnijcie, my ich odciągniemy! – krzyknął Rojek, wypluwając ze swojej broni dziesiątki pocisków na sekundkę, skutecznie odpędzając tym samym atakujących. Niestety, jeden osobnik spadł wprost z sufitu na młodego człowieka i zwalił go na ziemie.

Czy bohaterowie pomogą rebeliantom w tej nierównej walce czy wykorzystają ich poświęcenie i zrobią kolejny krok do przejęcie grzebienie? Czekał ich trudny wybór.



Kaydoo

Lorelei, Niaa



- Przetrwanie powiadasz? – na twarzy staruszka pojawił się drwiący uśmiech. – Nie rozśmieszaj mnie kochana, chyba nie sądziłaś, ze oferowanie wiecznego życia niewolnikowi trzymanemu na krótkim łańcuchu, jest w cenie? Istnienie tego ani jakiegokolwiek innego świata mnie nie obchodzi, wręcz pragnę aby przestały istnieć i…

Przerwał w połowie zdania i drżącą ręką, za pomocą drewnianej chochli nalał sobie bliżej nieokreślonej, zielonej brei z kociołka do niewielkiej miseczki. Naczynie odłożył na stół i sam spoczął na niewielkim taborecie wpatrując się w przybyłe za pomocą wirujących oczu.

- Nie o moich opiniach przyszłyście dyskutować. – zaczął spokojnie. – Przybyłyście, ponieważ chcecie dostać szkatułkę a ja jestem w stanie ofiarować wam złamanie jednej z trzech pieczęci chroniących do niej dostępu. To ja jestem strażnikiem trzeciego gaju, taką właśnie rolę przeznaczyła dla mnie Kalista skuwając mnie swoją mocą jak kajdanami.

Niaa w tym momencie machnęła łapką w powietrzu o minimetr chybiając krążącej w powietrzu gałki ocznej. Mruknęła niezadowolona i przymierzyła się do ponownego ataku, jednak Handlarz przerwał jej ostrymi słowami.

- Lepiej przestań, chyba, że chcesz aby twoje własne oko je zastąpiło. – powiedział oschle i wbił palec w Lorelei a jego głos z każdym słowem przybierał na sile. – Przebyłaś sporą drogę aby tu dotrzeć, poświeciłaś całe swoje życie dla swego skostniałego od lodu świata. Czy jesteś w stanie wyrzec się swojego domu, bliskich, zwykłych ludzi, którzy liczą na twą pomoc? Ceną jaką żądam jest zakaz powrotu na Lodowe Pustkowia. Nawet jeśli powstrzymacie nadchodzącą zagładę, TY NIGDY DO SWEGO ŚWIATA NIE POWRÓCISZ!

Słowa staruszka zabrzmiały jak wyrok i jeszcze długo Obdarzona powtarzała je w swojej głowie. Czy była gotowa poświęcić tak wiele?

Uwaga Handlarza szybko przeskoczyła na Kocicę, jednakże tym razem staruszek zastanawiał się o wiele dłużej.

- Widzę, że pragniesz jeszcze czegoś…wiedzy. Chcesz poznać przyczynę dla, której Kapelusznik przybył do Kaydoo i co zostawił u mnie w zamian, prawda? Niaa aż się zjeżyło futerko, na myśl co mógł wyczytać z jej świadomości. Kimkolwiek, bądź czymkolwiek był, posiadał jednak umiejętności o jakie go nie podejrzewała.

- Taaak, cena będzie wysoka. Do ostatniego dnia swego istnienia nie będziesz mogła ani odzyskać tego co chroniłaś, ani też dostrzec najcenniejszej rzeczy jaką stworzyłaś…do ostatniego dnia. – powiedział enigmatycznie i gdy już wydawało się, że skończył, on znów podbił cenę. – Ponadto…chce głowy Kalisty, gdy to wszystko się skończy.

Śmiertelna cisza zapanowała w małej chatce. Handlarz wprawnym okiem mistrza obejrzał i ocenił towar podlegający wymianie i wypowiedział swoją cenę. Teraz ruch należał do Lorelei i Niaa.

Czy zaoferują coś w zamian równie cennego, czy może zgodzą się na przedstawione warunku? A może…


*Curzio Malaparte
 
mataichi jest offline  
Stary 30-12-2008, 00:02   #67
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Kanały były z każdym metrem w nich przebytym, bardziej zatęchłe i ponure. Miarowe kroki trzech kompani rebeliantów stukały ciężkimi wojskowymi butami. Rangers musiał przyznać, że wyposażenie powstańców było całkiem nowoczesne i efektowne. Sam wybrał dla siebie zestaw składający się z subkarabinka – tak przynajmniej próbował skatalogować tę broń, wyposażonego w celownik sprzężony ze specjalnym okularem zakładanym na jedno oko. W jego świecie takie projekty były dopiero w fazie zaawansowanych prototypów, a tu dostał do ręki broń świetnie skupiająca w sobie celność i siłę obalającą, naboje bowiem przypominały potworniasty kaliber 0.50 cala, a odrzut był minimalny.

Trzymał się na przedzie grupy, idąc obok Dagaty i Rojka. Spoglądał od czasu do czasu ostrożnie na kobietę, obserwując zatroskanie i zmartwienie na jej twarzy. Nie chciał robić tego zbyt nachalnie, by nie urazić Wiedzącej, jak sama się nie raz nazywała. Musiał przyznać, że wykazywała się ogromną odwagą i hartem ducha, co bardzo go zaskoczyło i zaimponowało mu. Karolinkę zostawili w obozie, mimo, że Mała nalegała by zabrać ją ze sobą, Tim kategorycznie odmówił, nawet wtedy, gdy widział w jej oczach coraz większe łzy. Nie mógł się na to zgodzić, nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby ta mała istotka ucierpiała przez jego brak zdecydowania czy nierozwagę.

Rojek i jego dowódca doprowadzili ich kanałami do dużej obszernej groty, w środku której stał najprawdziwszy skład metra. Tak się przynajmniej wydawało Pytonowi, bo wagony i sama lokomotywa wyglądały na masywniejsze i toporniejsze niż spotykane w Stanach kolejki podziemne.

*****

Żołnierze Rebelii bardzo sprawnie zajęli miejsca w pojeździe i po chwili zmierzali ku własnemu przeznaczeniu. Wprost we wnętrzności Zła, które mieli pokonać, mieli wyjść na powierzchnię i zniszczyć Źródło wypaczeń, niczym mityczni bohaterowie, teraz przemierzali te korytarze jak prawdziwy Hades.

Podróż nie trwała długo… po kilkunastu minutach, bez żadnych nieprzyjemnych sytuacji znaleźli się pod ich głównym celem, przynajmniej tak mówił Rojek.

*****


Partyzanci zabezpieczali teren, ustawiając się w szykach bojowych wokół portalu przez który mieli się przedostać. Rebeliancki haker podłączył się do panelu sterującego wejściem na teren wrogiego kompleksu.

W tej samej chwili rozpętało się piekło. Setki małych, szybkich i zwinnych jak błyskawice potworków runęło z sufitu i ścian na przygotowanych do ataku rebeliantów. Śmierć zaczęła zbierać okrutne żniwo. Rozbłyski pochodzące z powstańczej broni rozświetlały co chwila sklepienie sufitu, ukazując coraz to liczniejsze zastępy potworków.

Tim i Dagata stali przy portalu, nigdzie Rangers nie mógł zauważyć Acheonta, ale ten zapewne już dawno się ulotnił. Za ich plecami wielkie i masywne odrzwia otworzyły się, w tej samej chwili potworek odgryzł głowę zajętemu hakerowi.

Rojek odstrzeliwując się okrążającym go stworom, krzyczał w ich stronę:

- Uciekajcie, musicie wykonać misję, my damy wam czas!!!

Tim spojrzał smutno na Dagatę … nie mógł na to pozwolić. „Rangers lead the Way!!!” wykrzyknął z całych sił i ruszył w wir walki, próbując przebić się do Rojka, który walczył najbliżej ich pozycji.

Przyłożył karabin do ramienia i krótkimi, ale morderczymi seriami zaczął systematycznie wycinać sobie drogę do otoczonego powstańca. Małe skurwysyny były bardzo szybkie i Tim musiał być w pełni skoncentrowany, bo dopuszczenie choćby jednego na odległość wyciągnięcia ręki, równało się z powaleniem i pokonaniem.

Wreszcie przebił się przez nawałnicę atakujących i znalazł się przy towarzyszu broni… który już, choć nadal się odgryzał atakującym, krwawił z kilku drobnych ran. Wsparł się na ramieniu Rangersa i podążyli obaj w kierunku portalu, osłaniając się wzajemnie ogniem. Nie wracali po resztę… obaj wiedzieli, że nie mieli by szans im pomóc… a żołnierz i jego towarzysze mieli misję do wykonania.

Wkrótce ich czwórka przeszła przez ogromne kamienne odrzwia, zatrzaskując je za sobą celnym strzałem w panel kontrolny po drugiej stronie.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 05-01-2009, 16:11   #68
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Kaydoo, chatka Handlarza - Czas Próby

Zaróżowiona z emocji twarz Lorelei nagle śmiertelnie pobladła, stała się szara, niemal przezroczysta. Jej szeroko otwarte oczy wpatrywały się z niewypowiedzianym zdumieniem w starca, lecz zdawały się go nie widzieć, patrzeć gdzieś daleko, widzieć zupełnie inny świat.




Lodowe Pustkowia. Miałaby nigdy więcej nie wrócić do domu? Do swoich przyjaciół, do swoich ludzi, którzy tak jej potrzebowali, którzy jej ufali? Narodziła się przecież po to, by chronić te ziemie skute lodem i spowite śniegiem. By służyć ludziom i dawać im ciepło. Przyrzekała, że nigdy ich nie opuści i zawsze będzie czuwać nad swoim światem. Jeszcze nigdy ich nie zawiodła... A teraz, by ich uratować, by ocalić swój świat, będzie musiała się go wyrzec.


Lorelei długo stała nieruchomo, niemal nie oddychając. Całe jej ciało drżało z napięcia. Czuła się tak, jakby była zawieszona w próżni. Żadna konkretna myśl nie chciała przyjść jej do głowy. Zupełnie tak, jakby to jedno zdanie wypowiedziane przez starca, sprawiło, że stała się istotą pozbawioną treści. Życiem pozbawionym sensu. W gruncie rzeczy wiedziała, co należało zrobić. Jeśli tego nie zrobi, na cóż jej przyjdzie świadomość, że może wrócić do domu, jeśli jej świat zginie? Jej przyjaciele właśnie teraz cierpią, właśnie zmagają się ze skutkami anomalii czasoprzestrzennych, być może kolejny z Obdarzonych poświęcił swoje życie w obronie miasta, wszyscy gorączkowo zastanawiają się co robić, ludzie cierpią i boją się wychodzić z domów... Liczą na nią. Liczą, że Lodowa Róża uratuje wszechświat. Poświęcenie możliwości przebywania w swoim świecie jest niczym w perspektywie poświęcenia życia przez tak wielu Obdarzonych, którzy zginęli przez owe niewytłumaczalne zjawiska z innych światów. Choć świadomość tego bolała... tak bardzo bolała... Należało ratować wszechświat!


Obdarzona wiedziała, jak należy postąpić, choć serce jej krwawiło. Spojrzała jeszcze na Niaa. Jeśli jej cena była równie wysoka, czy kocica będzie skora ją zapłacić? Tak niewiele wiedziała o swojej towarzyszce, nie miała nawet pojęcia co oznaczają słowa Handlarza wypowiedziane do Niaa. Jednak i ona z pewnością musiała zmagać się z poważnymi rozterkami. Lorelei zrobiło się jeszcze bardziej przykro, gdy pomyślała, że i kocica będzie przeżywać prawdziwe cierpienia. Coś należało zrobić! Zaproponować taką cenę, która przede wszystkim zadowoli starca, ale będzie mniej bolesna dla obu kobiet.


- A gdybyśmy uwolniły cię już teraz? - powiedziała lekko ochrypłym z napięcia głosem. - Damy ci to, czego tak bardzo pragniesz. Zważ na to, że nasze zwycięstwo w bitwie o wszechświat nie jest przesądzone. Nawet jeśli zdobędziemy szkatułkę, nasi towarzysze mogą zawieść, a może też wydarzyć się wiele innych rzeczy. Wtedy nie będzie miało znaczenia, czy oddamy ci coś, co jest dla nas cenne. Ty i tak do końca dni tego świata będziesz więźniem i sługą tej, której tak nienawidzisz. Nigdy nie zaznasz wolności ani nie poczujesz cudownego smaku zemsty. Możemy ci pomóc już teraz. Twoja wolność i głowa Kalisty w zamian za szkatułkę. Niczym nie ryzykujesz, za to my możemy stracić wszystko. Czyż nie na tym ci zależy?
 
Milly jest offline  
Stary 06-01-2009, 22:42   #69
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Słowa Handlarza wywarły ogromne wrażenie nie tylko na Lorelei, ale również na Niaa, która całkiem zapominając o unoszących się w powietrzu gałkach ocznych, wpatrywała się teraz z furią w swego rozmówcę. On wiedział o jej powiązaniu z Kapelusznikiem. Albo przynajmniej się domyślał, skoro rzekł to, co rzekł.

Patrząc w obecnej chwili na kocicę, Lodowa Róża naprawdę mogła zacząć się zastanawiać na ile zna tą istotę i może jej ufać... A raczej nie może, bowiem Niaa robiła się coraz bardziej przerażająca. Stanąwszy na dwóch łapach wyciągnęła w kierunku Handlarza zaopatrzoną w ostre, krwistoczerwone szpony łapę, jakby żądając czegoś od ofiary.
Lecz nawet nie pazury czy obnażone kły były w niej straszne, coś... ktoś czaił się w jej oczach. Ktoś obcy i szalony zarazem. Potężna moc promieniowała z ciała kocicy, jak gdyby było ono tylko skorupą ukrywającą... kosmiczną esencję.



„Nie pogrywaj ze mną staruchu! – ogromna energia myśli uderzyła w umysł Handlarza, mimo że wargi Niaa pozostawały nieme – Ja mogę żyć bez twoich odpowiedzi, ty zaś bez mojej woli możesz tego spotkania nie przetrwać i nie myśl o śmierci. Wiem, ze to dla ciebie wybawienie, więc ci jej nie dam. Mogę za to zgotować ci los, przy którym to, co uczyniła Kalista będzie tylko małym kuksańcem. Cedź słowa i zważ na moc swych gości. Propozycja Czarodziejki jest dla ciebie aż nadto łaskawa, marna istoto. Jeśli Kapelusznik, kreator światów targował się z tobą, to tylko dlatego, że go bawiłeś. Jesteś niczym. N-I-CZ-Y-M w porównaniu z Opiekunami, Strażnikami Boskiego Porządku!”

Spomiędzy zaciśniętych zębów kocicy wyrwał się cichy warkot. Na szczęście jednak powoli jej aura zaczęła wracać do normy, mimo iż wciąż czuć było tłumioną wściekłość w powietrzu.

- Niaa... mało... cierpliwa. – początkowo głos wydobywał się z gardła jakby ze swoisty trudem, dopiero w miarę mówienia, potok stawał się płynny - Niaa ładnie prosi o poważne traktowanie jej i Pani Czarodziejki, bo Niaa będzie musiała Wielookiego pana sama nauczyć grzeczności. A Niaa nie chce brudzić pazurków... i pan też pewnie nie chce.

Kąciki ust kocicy uniosły się w szerokim, nieprzyjemnym uśmiechu, odsłaniając rzędy ostrych, połyskujących zębów drapieżnika.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 07-01-2009, 23:01   #70
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Stało się. Odziana w czerń kobieta, wyraźnie zamyślony Rangres oraz mała dygocąca ze strachu kulka światła, stali ramię w ramię, w pierwszej linii oddziału czekając na rozkaz do rozpoczęcia marszu.

- Strach jest dobry. Strach jest naszym przyjacielem. Człowiek nieznający strachu nie jest bohaterem, lecz głupcem… Mówiłem wam to kiedyś? Nie no, nie wierzę, że znów to robię. Wojaczki mi się zachciało. Może jest jeszcze szansa, żebym dostał przydział do kuchni? Wiecie na pewno mają kontrwywiad. Nie wierzę, żeby o tak czekali na nasz kolejny ruch. Na pewno infiltrowali nas od kuchni, mój szósty zmysł mi to podpowiada. Jestem pewien, ze użyli drzwi kuchennych, one nigdy nie są dobrze zabezpieczone. I nigdzie się nie ruszę dopóki nie będę pewien, że Karolinka jest bezpieczna. Poza tym ktoś musi kryć plecy. Ja to robię od zawsze, więc możecie ufać mojemu doświadczeniu.
Acheont zmierzył wzrokiem kamienne miny towarzyszy.

- Dobra poddaje się… W końcu przecież trzeba na coś umrzeć, no nie? Jestem pewien, że jak nie zejdę na palpitacje serca, to dobiją mnie szybko latająca w powietrzu metale ciężkie i nadmiar ołowiu w organizmie. Dobra, koniec tego smęcenia, swoje przeżyłem i nikt mi tego nie odbierze! Ha! Nie zgadniecie, co znalazłem w naszym obozie? Miksturę odwagi, którą stosują wojacy we wszystkich światach, jakie przyszło mi zwiedzić A teraz, żeby odpędzić złe sny, pociągnę solidny łyk z butelki pachnącej jabłkami i radosną śmiercią mózgu.
Wlawszy w siebie połowę zawartości butelki cmoknął głośno, biorąc głęboki wdech śmierdzącego powietrza.

- Niebywałe. Mimo, że nie raz stawałem do boju w słusznej sprawie, niewiele pamiętam z tego, jak obalałem tyranów, czy w zaciętej walce o kawałek szarlotki stawiałem czoła zaciętym szczurom. Tak naprawdę ze wszystkich bitew, jakie stoczyłem doskonale pamiętam tylko jedną… Ach cóż to była za bitwa... –
głos Acheonta znów nabrał dziwnego, nostalgicznego tonu.- Będę ją długo wspominać w blasku wieczornego ogniska, gdy moje lico pokryje srebrna broda, a orli nos będą obrastać napuchnięte kurzajki. Tego starcia nigdy nie zapomnę! Może dlatego, że dziwnym trafem to jedyna bitwa, której obraz w mojej głowie nie pozacierały czarne plamy. Zazwyczaj pamiętałem jedynie nieogarnięty motłoch szarżujących oddziałów i ich krzyk. Siebie stojącego w pierwszym rzędzie. Spiętego i przygotowanego na rzucenie się w kierunku lepszym pod względem taktycznym, niż ten wybrany przez resztę. Nie moja wina, że jestem indywidualistą... Jakoś dziwnym trafem, gdy nadzwyczajnie się staram i tak wszystko wychodzi jak zawsze. Nigdy nie mogłem się przedrzeć przez ten mur odzianych w zbroje postaci. Byli głusi na wszystkie moje rozkazy, prośby i błagania…
Czy mi się zdaje, czy mam deja vie?-
Świetlisty pociągnął kolejnego łyka, opróżniając butelkę.
Teraz to i tak nieistotne, bo tym razem nawet dostałem broń do ręki! I co z tego, że zostawiłem ją, bo byłą za ciężka, a Timi zanim ją w ogóle dotknąłem skrupulatnie opróżnił magazynek. Liczy się fakt! Dotychczas nigdy nie otrzymywałem z przydziału niczego po za hełmem, dlatego pewnego razu postanowiłem sam sobie dobrać pozostałą część uzbrojenia. Niestety poza nakryciem czerepu byłem w stanie utrzymać jedynie kolczugę...
Ha! Właśnie przypomniała mi się jedna z moich wojennych wypraw, podczas, której doznałem wiekopomnego wyróżnienia. Po jednej z bitew wraz ze swoim odziałem wróciłem do miasta. Wiwatom na naszą cześć nie było końca. Wraz ze zwycięstwem armia przywiodła ze sobą łupy i jeńców. Ci nierozgarnięci żołnierz nie umieli mnie przydzielić do żadnej z tych grup, więc leżałem po środku. Próbowałem im objaśnić, że powinienem zostać wwieziony do miasta na połaciach złota i kosztowności w pierwszym wozie tuż za wodzem, ale jak zwykle nikt nie chciał mnie słuchać!-
krzyknął z wyrzutem Świetlisty

- Po udekorowaniu najmężniejszych, wyprowadzono i mnie na drewniane podium, gdzie oprócz masywnego mężczyzny z zasłonięta twarzą, dzierżącego topór i drewnianego piedestału, nie było nic. Położono mnie na wzniesieniu. Górowałem nad tłumem niczym dumny sokół. Wtem mężczyzna odziany w czerwoną szatę wstąpił na piedestał. Zwróciwszy się w stronę tłumu, zaczął odwijać pieczołowicie zapieczętowany zwój. Nagle dumny, donośnym głosem obwieścił zebranemu tłumowi moją zasługę: dezercja.
Wtem zrzuciłem kolczugę, zdjąłem hełm a pośród mnie zapadła niezręczna cisza. Po jakimś czasie wyjaśniono mi, że odznaczenie nie zostanie nadane, bo nie mam szyi, i pan „czarny kapturek” nie jest w stanie uiścić nagrody. Tak w sumie „byłoby na tyle” i jestem wolny. Niesamowicie się wtedy oburzyłem. Podleciałem do mężczyzny ze zwojem i wygarnąłem mu prosto w twarz przy wszystkich:
- Hej ty! Owinięty zasłoną czerwoną jak dupa pawiana! No co taki zdziwiony? Do Ciebie mówię! Patrz mnie teraz uważnie na usta pędraku! Stanąłem ramię w ramię z waszymi oddziałami! Dzielnie walczyłem! Narażałem się! To nagroda mi się należy! Teraz! Zaraz! Jasne?! - Twarz jegomościa wykrzywiła się w oburzeniu. Po chwili kiwną dłonią i drewnianą konstrukcję otoczył pierścień kuszników. Zrozumiałem tę aluzję. Wystawiwszy język odparłem dumnie. - Nie, to nie. Reszty nie trzeba!- I udałem się pędem na południe. Jak leciałem nad miastem coś świstało pode mną i nade mną. Pomyślałem, że to tłum żegna swojego bohatera tymi słynnymi „zimnymi ogniami”, ale to były tylko bełty.

-Acheroncie od tej chwili masz siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. Przez twoje gadulstwo narażasz cała misję jasne?-
burknął dosadnie Rojek
- No dobra, dobra! Nie ma, co się tak unosić!
– krzyknął wzlatując pod strop Acheont.
- Od tej pory będę milczał jak grób.


I zaiste stało się, przez następne pięć minut nie było słychać nic poza rytmem wybijanym przez ciężkie buty oddziału. Zdziwiony Rojek spojrzał za siebie, szukając wzrokiem Świetlistego. Gdy go spostrzegł sam o mało nie wybuchł śmiechem. Mała, świetlista kulka napęczniała przybierając przy tym siny kolor. Widząc minę Rojka, Acheont dłużej nie wytrzymał.

- Stary daruj, ale ja dłużej nie pociągne. To wiercenie w brzuchu jest nie do zniesienia.
Ja muszę coś mówić. Proszę! PROSZĘ!
- Błagania Acheont na nic się nie zdały, Rojek pozostawał niewzruszony.

- To chociaż gwizdać będę?
- Nie.
- Nucić?
- Nie.
- Mruczeć?
- Nie, nie, nie!
- Ale ja się musze zając czymś kreatywnym!
- To zacznij klaskać-
rzucił, przysłuchujący się rozmowie Thimoty

Wtem Acheont spojrzał na niego tak złowrogo jak tylko umiał, wwiercając się w jego oblicze spojrzeniem. Po chwili burknął chrapliwym głosem, brzmiącym niczym kamień trący o kamień:

- Masz szczęśćcie, że jeszcze jesteś mi potrzeby, inaczej już dawno byś gryzł piach.

Nie czekając na odpowiedź Świetlisty podniósł klapę jego plecaka i wleciał do środka, zamykając ja za sobą. Po chwili milczenia dodał jeszcze ozięble:

- Obudź mnie jak będziesz konał. Masz moje słowo, że nie pozwolę im cię dobić.


***


Nagłe serie wystrzałów sprawiły, ze Acheont wystrzelił z plecaka niczym z procy.

- Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Spokojnie Acheontku, to tylko zły sen, tylko sen.
Te flaki na ścianie wcale nie należały do faceta, od, którego ukradłeś eliksir odwagi. Krew? Jaka krew? Oj robi mi się ciemno przed oczyma! Acheont trzymaj się, nie możesz zemdleć, bo cię zabija i zjedzą. Pamiętaj jak wsadzą cię do dużego rondla wiszącego nad ogniskiem, za nic nie daj się ugotować. Pamiętaj wypij całą wodę. Wypij! Rozumiesz wtedy nie zdążą cię ugotować. Rozumiesz? Jest źle gadam sam do siebie, jest naprawdę, źle znów zostawię fortunę u psychoterapeuty. Czekaj, skup się. Myśl pozytywnie. Wdech, wydech. To, co teraz po tobie ścieka to wcale nie mózg tego grubasa, to to… truskawki. Tak truskawki ze, śmietaną. Słodkie truskawki ze śmietaną… Nie no, co teraz zemną będzie. To nie może być koniec. Musze się ukryć. Przypomnij sobie jakieś bezpieczne miejsce. Skup się to ważne. Zawsze uważałem, że coś mieści się między ‘jest’ a ‘nie ma’. Ile bym dał, żeby teraz się tam znaleźć. Frustruje mnie jeszcze bardziej fakt, że czuje się tak jakbym wiedział gdzie to jest, ale klucze zostawił jak zwykle w innych spodniach. Argh…

Wtem nagły grzmot otwieranych drzwi zwrócił uwagę małej świecącej kulki.

- Nie wiem co tam jest, ale jeżeli tu zostanę chodź chwilę dłużej będzie pomnie. Mimo to mam dziwne przeczucie, że tam czekają na mnie rzeczy gorsze niż śmierć.
- Wymień dwie. –
mruknął po chwili do siebie i pędem ruszył w stronę drzwi.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 07-01-2009 o 23:04.
g_o_l_d jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172