Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2008, 10:20   #337
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Życie za śmierć.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bKYN_JycHfo[/MEDIA]

Palce same gnały, paliły się do kolejnej nuty, szukały swojej drogi bez trudności. Shizu była muzyką, a muzyka była Shizu.

"Nie jestem bezsilna.
Nie jestem trupem.
Jeszcze mnie nie znacie.
Sama się nie znam.
Tylko działanie wskaże mi drogę.
A ja znajdę cel.
Dowiem się,
jak żyć po swojemu."


Dotyk dłoni Matki na ramionach wyrwał ją z "nie-tutaj". Patrzyła na nią z lekko uchylonymi ustami, zaskoczona. Swoim wewnętrznym szaleństwem i jej słowami. Właściwie teraz nie zostało nic do dodania. Nikt, kto potrafi zdobyć się na tego typu słowa, nie może być pusty. Tak do końca. Czyli istniała nadzieja? Shizu złożyła delikatny pocałunek na dłoni Matki.
- Dziękuję.
Coś więcej mogłoby zburzyć równowagę.

"Ale nie spać. Jeszcze nie teraz. Chcę tańczyć! Tańczyć! Śmiać się! Być z nimi, być tutaj, być teraz!"
Na propozycję chłopaka roześmiała się perliście.
- Zobaczymy. - a w jej oku zadrgała wesoła iskierka.

Bawić się!

***


Lata treningu dały swoje. Ledwie zapadał zmrok, a Shizu otworzyła oczy. Rozciągnęła się jak kot w łóżku, a kołdra sama zjechała na ziemię. Roześmiała się. Przygotowania czas zacząć.

Wyskoczyła z łóżka i wrzuciła coś na siebie. Czuła się jak nastolatka, która idzie na bal maturalny. Postanowiła cieszyć się tym, co ma, póki jeszcze może. Tym, że jeszcze nic się nie stało. Tym, że tyle trzeba jeszcze przygotować. I tym, co robiła wczoraj.

Ale najpierw - przodkowie.

Wyciągnęła lampion z walizki, której jeszcze nie rozpakowała. Czego ona tam nie miała! Zapas herbaty, jakieś świecące stare kostiumy, czarny sweter, wkładki do butów, jakieś kwiaty, które się normalnie wplata we włosy, zestaw do makijażu - połowa rzeczy musiała tu trafić przypadkiem, kiedy w pośpiechu pakowała swoje rzeczy w Barcelonie. Wtedy też dzieliła pokój z wizażystką. Podeszła do okna, zapaliła świeczkę.

W ten sposób złożyła podziękowanie duchom, że pozwoliły jej przyjść na ten świat. Nawet jeśli są na nią złe. Nawet jeśli prowadzi się nie-życie. Zawsze trzeba pamiętać o przodkach.
Złożyła dłonie i skłoniła się głęboko, po czym prawie piszcząc wypadła na korytarz.

Wbiegła do salonu, rzucając się Młodemu na plecy. Śmiała się radośnie i zachowywała niekoniecznie odpowiednio. Co więcej, jeszcze nie wywiązała się z "prośby" i skwapliwie to wykorzystywała. Chłopak tańczył z nią wczoraj, a potem zbierał kilkakrotnie z podłogi, kiedy to wpadła na "cudowny" pomysł rewii lodowej w zastawionym meblami salonie willi. Okręciła sobie stopy śliską folią spożywczą i korzystała z podłogi jak z tafli lodu. Z dwa razy wpadła w sofę, raz zahaczyła biodrem o stolik, ale ogólnie szło jej świetnie. Nawet z dwa Aksle skoczyła nikogo przy tym nie nokautując. Trzódka Matki nie za bardzo wiedziała, jak reagować na zachowanie Shizuki. Powoli przechodzili do porządku dziennego z jej niegroźnymi szaleństwami. Tylko ciągle padało pytanie. Jak ktoś taki jak Ortega mógł stworzyć tak różną od niej córkę? Chyba tylko na zasadzie przyciągania przeciwieństw.

- Co kupiłyście? Co kupiłyście? - porzuciła młodego i podbiegła do dziewczyn, które właśnie wróciły z zakupów. Żółte krzykliwe pół-kozaczki, tegoż samego koloru torebka imitująca wężową skórę, krótkie czarne spodenki, czarna bluzka z kapturem i dekoltem do pępka, która na wysokości biustu miała złoty łańcuszek i puchowa lazurowa kamizelka z włochatym kołnierzem.

Idealnie. Im będzie gorzej i krzykliwiej ubrana, tym ludzie więcej czasu poświęcą na kontemplację jej bezguścia, a nie na to, aby zapamiętać jakie ma rysy. Ale czegoś jeszcze brakowało. Tylko czego? Shizu zaczęła kontemplować swoje paznokcie.

- Tylko co ja zrobię z tym? - powiedziała na głos.
- Zawsze można pomalować. - rzuciła brunetka i zrobiła balona z gumy, który pękł z trzaskiem. - Zresztą, idziesz bez makijażu?

Japonka odrzuciła lekko do tyłu głowę uśmiechnięta pod nosem.
- Misja "extremely make-over"! - Uniosła palec do góry. - Proszę Pań, idziemy!

Użyła trochę swojego naturalnego wdzięku, trochę wampirzych umiejętności, głównie jednak starała się wzbudzić ciekawość. Bo która kobieta nie lubi bawić się w malowanie i ubieranie drugiej? Nawet nie znając okazji, zabawa murowana. W cztery w jej pokoju śmiały się i mówiły o niczym. Przekomarzały się, które kosmetyki są lepsze. Trochę nienaturalnej normalności wkradło się pod dach Matki.
Malowanie paznokci na żółto, dokładny makijaż no i ocena produktu końcowego. Po przejrzeniu się w lustrze wydano werdykt: Wyglądała jak przeciętna kurwa. Może trochę przesadziły, ale Shizu czuła się mniej widoczna (wbrew wszelkiej logice). Do butów doczepiono żółte sztuczne kwiatki, a do torebki powędrowała nowa komórka i pistolet, kiedy już dziewczyny wyszły z jej pokoju. Japonka stała jeszcze chwilę po środku dywanu, spoglądając na zdjęcie Takiego. Przeszłość to przeszłość. Niczego nie można naprawić. Niczego nie można zmienić. Pamięć w końcu się zatrze. Teraz należało zapisać kolejne karty jej życia.

Po czym jej wzrok przykuła aksamitny woreczek, który wypadł przy ciągłym grzebaniu, z walizki.

W środku znajdowała się resztka herbaty senshy przedniego gatunku. Jej ulubiona. Nie wiedzieć czemu, pomyślała o Lasalle-san. Zgarnęła mały zwitek i ruszyła do salonu. Cichaczem, bez butów jeszcze i skryta wśród mocnego rocka płynącego z wieży, podeszła od tyłu do Młodego. Pięknie pachniał. A zwłaszcza krew w tętnicy tuż nad jego obojczykiem. Dokładnie czuła jak pulsuje, przesuwając zęby wzdłuż szyi, ale dopiero kiedy popłynęła po języku, to...
Chłopak najpierw stężał, ale później odchylił lekko głowę do tyłu, rozluźniając się nieco. Nie piła łapczywie, powoli delektowała się doznaniem i szybko się od niego oderwała. Wzięła tylko trochę. Co niestety rozogniło jej zmysły. Złapała nieopodal stojącą karafkę z krwią i "dopełniła braki". Musiała być najedzona.

- A teraz jeszcze zrobisz coś dla mnie. - uśmiechnęła się najpiękniej jak umiała, eksponując odpowiednio dekolt i pociągnęła go za sobą do stoliczka.

Wręczyła mu karteczkę i długopis, który poniewierał się w pobliżu. Posługiwała się czterema alfabetami, w końcu sam japoński wymagał trzech, do tego należało dodać wyuczoną na studiach cyrylicę, ale pisanie europejskim alfabetem zawsze pozostawało dla niej sztuką tajemną. Czytanie to pikuś w porównaniu z pisaniem. Istna alchemia.
- Pisz. - powiedziała ciepło i zaczęła dyktować.
- "Rozkwitły młode pędy
Jasny liść upadł na taflę
Słoneczna zieleń roztopiła lód

Zamknięty aromat w filiżance"

- Arigato.
- pocałowała go w czubek głowy, schowała wierszyk (strasznie grafomański zresztą) do aksamitnego woreczka i pospiesznie ruszyła zakładać buty, gdyż Matka już ją wołała.

Poprosiła jeszcze Duren-san o "zebranie" broni któregoś z wartowników, jeśli byłoby to możliwe, z posesji Wiedźmy. Miała pewien plan, jeden z tysiąca, ale zapewne nie wypali.

Na zebraniu, zanim oparła się swoim zwyczajem o ścianę, podeszła do Lasalle-san i wręczyła mu malutki woreczek z herbatą.

- Znalazłam to w mojej walizce. To głupie, ale dopiero teraz do niej zajrzałam. - uśmiechnęła się delikatnie, co musiało wyglądać dość komicznie, będąc ubrana i umalowana wulgarnie. A może nie? Może właśnie w ten sposób odsłaniała maskowany charakter? - To mój ostatni zapas Senchy. Takiej z pewnością Pan nie pił. Te gatunek zbiera się tylko raz do roku w wyłącznie jednej prowincji. Mówią o niej Herbata cesarska. Panu sprawi większą przyjemność niż mnie. Proszę przyjąć to jako prezent i podziękowanie za poświęcony mi wcześniej czas.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline