Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2008, 13:04   #20
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Wrzuta.pl - 02 - angelique kidjo - bahia


Afryka. Jeszcze nie wstał dzień. Duszne powietrze wpadało przez otwarte drzwi na taras. W jadalni nawet służba nie zaczęła się krzątać. Dziewczyna całą sobą witała dzień i żegnała swój ogród.

"Dolcissima Africa. Perche ti amo? Perche sei per me come l'aria? Non lo so, ma uno e importissimo. Mia marde ha detto, questo viaggio era l'ultimo. L'ultimo. Come si puo vivere senza l'aria?" Przesłodka Afryko. Dlaczego cię kocham? Dlaczego jesteś dla mnie niczym powietrze? Nie wiem, ale jedno jest najważniejsze. Matka powiedziała, że to moja ostatnia podróż. Ostatnia. Jak żyć bez powietrza?

Walizki spakowane już czekały w holu. Volta siedziała zaraz przy jej nodze niespokojnie machając ogonem. Czuła nadchodzące zmiany. Czy później pozwolą jej ją zatrzymać?

Słońce powoli wstawało. Lokaj już rozkładał zastawę do śniadania. Chiarę chowała firanka, nadając wiatru materialność. Po chwili przez ogród przemknęła Signiora Nadia, znikając między drzewami. Volta już chciała się zerwać, ale lekkie klepnięcie w czubek głowy wybiło jej z głowy głupie pościgi.

"E' vero. Volta non sa, come deve comportare. Ma sempre, sempre ascolta le mie parole. Sempre. No, non e' vero. Non sempre. Di solito." To prawda. Volta nie wie, jak się powinna zachowywać. Ale zawsze, zawsze mnie słucha. Zawsze. Nie, nie prawda. Nie zawsze. Zazwyczaj.

Niebo zmieniało kolor. Zupełnie jakby nie chciało, aby ktokolwiek złowił jego odcień i przeniósł na obraz.

- Panienko Chiaro, wszędzie panienki szukałem... -
ciepły głos Ananda wyrwał ją z zamyślenia, budząc pierwszy uśmiech tego dnia.

***


Wspaniale! "Il treno. Non ne posso essere piu' peggiore." Pociąg. Nie mogło być gorzej. Po "peronie" poniósł się ryk wściekłego zwierzęcia. Volta zjeżona z wystawionymi zębami nie opuszczała boku swojej właścicielki. Chiara z wysoko uniesioną brodą, cała dumna niczym paw.
- No, no no! Żadnej klatki! Nie! - podparła się pod boki.
Jej głos nie znosił sprzeciwu.
- Ale to groźne zwierze, nie mogę pozwolić, aby w składzie...
Jak na komendę kolejne ostrzegawcze warknięcie przecięło powietrze, kiedy tragarze starali się zbliżyć do bestii.
- Ona jedzie ze mnÄ…. Wolna.
- Odpowiadam za ten pociÄ…g, nie mogÄ™...
- Jak siÄ™ nazywasz?
- przerwała bez ceregieli pracownikowi kolei. Nie znosiła wykorzystywać swojej pozycji, ale niekiedy nie pozostawało nic innego.
- Samson Hesternel.
Nadszedł moment rozłożenia pawiego ogona. "A niech tam, niech sobie myślą, że jest rozpuszczoną szlachcianeczką."
- Hesternel? Zapamiętam sobie dobrze. I przekażę mojemu ojcu gubernatorowi Wodehouse'owi, - wyraźniej tego nazwiska już się nie dało - jak się traktuje jego córkę. Panie Hesternel.
- zęby prawie jej zazgrzytały. Sięgnęła do torby. - A nawet sobie zapiszę.
Mężczyzna zbladł.
- Ale ja naprawdÄ™ nie mogÄ™.
"Che rabbia!" Jasny gwint! Chiara już miała tupnąć nóżką obutą w mocne, wytrzymałe buty myśliwskie i krzyknąć z rozpaczą "Anand", ale tylko zagryzła wargę.
- W takim razie nie mamy o czym dyskutować. Proszę mi wskazać wagon towarowy. Pojadę w nim z Voltą i przypilnuję moje sprzętu, skoro nic innego nie da się zrobić.
Zaplotła dłonie na piersi, a Hesternel poruszył bezgłośnie ustami, błagając o zmiłowanie.
- Na co pan czeka? Nie możemy opóźniać odjazdu pociągu. - wzruszyła ramionami.
Volta mlasnęła szczęką.
Mężczyzna westchnął.
- Ale to na pani odpowiedzialność.
Chiara uśmiechnęła się szeroko i trzymając kapelusz jedną ręką szybko dołączyła do pozostałych tanecznym krokiem. Tuż za nią podążała bestia. Można by przysiąc, że też się uśmiecha. Aż do momentu, kiedy uświadomiła sobie, że ma wsiąść do tej puszki na szynach.

Dopiero wtedy się zaczęło. Nalegania Chiary nie pomagały, jej wołanie, zaklinanie, błaganie, rzucane klątwy do trzeciego pokolenia wstecz. Ta zaczęła tupać, ciągnąć potwora za szyję do środka i pchać ją za zadek. Nawet ugryzła Voltę w ogon. Nic nie pomagało.
- Per Carita! No wejdźże do środka! - wrzasnęła płaczliwie, a tamta tylko położyła uszy po sobie.
- Panienko, co siÄ™ dzieje?
- Anand!
- dziewczyna rzuciła mu się na szyję, kiedy ten pojawił się spóźniony na peronie, aby się pożegnać. - Lei non vuole prendere il treno! Ho provato tutto! Ona nie chce wsiąść do pociągu! Już wszystkiego próbowałam!

Anand ze stoickim spokojem podszedł do bestii i mimo jej protestów (o dziwo nie gryzła mocno, a tylko udawała że go chce użreć) wziął ją na ręce i wniósł do środka. Po czym ponownie pojawił się na peronie. Poklepał delikatnie Chiarę po głowie, a ta stała jak dziesięciolatka z ustami w dzióbek i patrzyła na niego tymi swoimi niebieskimi oczami.
- Nie przegrzewaj siÄ™. Dbaj o siebie. Zabezpieczaj obrazki i nie oddalaj siÄ™ zbytnio od grupy.
- Jedź ze mną.
- szepnęła cicho.
Hindus przygarnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy.
- Po co? Sama sobie nie poradzisz?
Kpina w jego głosie spowodowała, że dziewczyna oderwała się od niego wskoczyła do wagonu i wystawiła język.
- E migliore senza te! Ha! Ancora vedrai! Jest lepiej bez ciebie! Ha! Jeszcze zobaczysz!

Pomachała mu na do w2idzenia, kiedy pociąg już ruszał i poszła walczyć z Voltą. Ta niespokojnie latała po wagonie, nie mogła znaleźć sobie miejsca, deptała towarzyszom jej pani po nogach.
- Basta! - powiedziała twardo Chiara. - Leżeć! Gia'! Już!
Volta w końcu położyła się w przejściu między przedziałami. Mimo iż miejsca było w bród, panna Wodehouse usiadła zaraz obok niej, a od razu łeb bestii znalazł się na jej kolanach. Dziewczyna gładziła płową sierść i nuciła cicho kołysankę z dzieciństwa. Nie mogła oderwać oczu od widoków zza okna. Nagle zapragnęła rysować. Z podręcznej torby wyciągnęła szkicownik, kolorowe kredki i oparła się wygodniej o grzbiet drzemiącego potwora.
Najpierw tylko ołówkiem. Z pamięci.
Potem drzewa, piękne, każde inne.
Potem chciała uchwycić kolor, światło, ciepło słońca.

A potem... potem... Potem świat przestał istnieć.
]


Aż dojechali. Volta radośnie wypadła na zewnątrz, potrącając w przejściu tych, którzy niechcący stanęli na jej drodze. Witaj stała ziemio! Chiara rozciągnęła zastane kości i wyszła na zewnątrz, gdzie z szeroko otwartymi oczami spoglądała na statek. Zamieniła się w słup soli. Kapelusz spadł z jej głowy, rozwiewając włosy. W oczach dziewczyny, Słońce przemykało po konstrukcji podniebnej maszyny, jakby ta wypinała dumnie pierś i prezentowała całą swoja wielkość. Stała oczarowana i dopiero opowieść profesora Piccolo odciągnęła jej uwagę. Wtedy całą skupiła na Włochu. Jakby świat kończył się tylko na jego słowach - jasnych i pełnych zaangażowania, pasji.

"Ma, un momento..."Ale, chwileczkę... spojrzała na Voltę, która biegała dokoła i ciągle kogoś zaczepiała, aby się z nią bawił. "Volta nell'aria". Bestia w powietrzu. Zaśmiała się. "Va bene." No dobrze.
Chiara vs. Volta runda druga. "Może po prostu spić ją szampanem? Zawsze go lubiła..."

Należało zacząć systematycznie. Uśmiechnęła się szeroko. Ponownie musiała pilnować języka, żeby nie krzyknąć "Io! IO! Posso?"Ja! Ja! Mogę?
Przyjrzała się szampanowi z bliższej odległości, stając na palcach.
- Jako najmłodsza muszę jakoś zaskarbić sobie państwa przychylność, bo z pewnością jeszcze nie raz się będziecie mieli mnie dość. Chyba, że któraś z pań woli przejąć pałeczkę?

I spojrzała po signiorze Lloyd i Doullitel, choć ręce ją świerzbiły, a rozwiane włosy mimo wszystko ujawniały rozgrzane, podekscytowane ogniki w oczach.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline