WÄ…tek: [7sea] "Mandragora"
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2008, 22:09   #221
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Dwóch mężczyzn zamarło w pół ruchu. Orfeusz z na wpółotwartymi ustami, Caspian z filiżanką przy wargach.
- Co masz na myśli? - Orf zwrócił się do ciebie, jakby zbladł. - Co ona ma na myśli?
Spojrzał na Margot.
- Znalazłaś go? Naprawdę? - Caspian rozparł się w fotelu. - To gdzie on jest?

Margot zagryzła wargi i nie chciała się odezwać. Posłała ci kilka morderczych spojrzeń nie mogąc się zdecydować na kłamstwo. Zapewne. Tak to wyglądało. Ewidentnie gryzła się ze sobą.

No i wpadka. Czyli nie mieli wiedzieć? Szlag. Generalnie nie powinno mnie to interesować. Miałyśmy rozmawiać z Celesinem i to jedynie się liczyło. Niestety, nie znałam tych ludzi. Może Margot miała swoje powody żeby im nie mówić? Czyli trzeba pociągnąć, jak się okazuje, jednak nie skończoną myśl.
Nie zmieniłam miny.
- Noo? - powiedziałam ze zniecierpliwieniem widząc jak białowłosa kombinuje - To nie jest trudne pytanie. Dwa, trzy lata temu? Kiedy ty go ostatnio widziałaś?- taaak. Właśnie o to mi od początku chodziło. Prawda? Oczywiście że prawda!

Orfeusz zamrugał jakby nie dowierzał. Caspian uśmiechnął się pod nosem.
- Tak? To dlaczego jak ostatnio u mnie nocowałaś, dwa trzy miesiące temu, zachowywałaś się jak wściekły chart i ciągle powtarzałaś, że musisz go znaleźć?
Margot zagryzła wargę i wbiła wzrok w okno. Widocznie nie miała zamiaru wypowiedzieć ani jednego słowa.

Bez słowa z uprzejmym zaciekawieniem, spojrzałam na nią wzrokiem pt: I co, znalazłaś?
Niestety coraz bardziej zaczynałam się denerwować. Kiedy ona ostatnio rozmawiała z Celestinem? Skoro pogodynka kazała nam z nim rozmawiać, to znaczy że MUSIMY to robić. Ona nie rzucała słów na wiatr.
Starałam się stłumić zniecierpliwienie, ale z sekundy na sekundę stawało się to coraz trudniejsze ...

- To taka metafora...
- Ta, jasne. Co się dzieje? - Orf wbił w nią nieubłagany wzrok.
Margot w końcu westchnęła i wyciągnęła zza pazuchy fragment lustra.
- No bo znalazłam. I nawet mam przy sobie. - uśmiechnęła się groźnie. - Można powiedzieć, w formie kompaktowej.

No i wygadała się. I po co to to było? Nie mogła od razu powiedzieć? Teraz to już naprawdę nie wiedziałam jak się zachować ... No nic. Poczekamy zobaczymy.

Orf zamarł, starając się scalić z fotelem. Caspian zamarł z filiżanką przy ustach. Widocznie obaj wyczuli niebezpieczną aurę przedmiotu. Gospodarz westchnął i odstawił porcelanowe naczynie na herbatkę. Widocznie stracił ochotę.
- To był artefakt, prawda? - odgarnął włosy do tyłu.
- Dalej nim jest. - Margot wzruszyła ramionami. - Tylko w trochę nieregularnej formie.
- Nie żartuj! - Orf uderzył pięśćmi w stół, aż łyżeczki zadzwoniły. - Przywlekasz COŚ TAKIEGO tutaj i liczysz na pomoc?! A ona to pewnie też ma jakiś szmelc sidhe! - i wskazał wściekle ręką na ciebie.
- Uspokój się. - Caspian położył rękę na ramieniu Ofreusza i zasugerował mu, aby posadził swoje cztery litery w fotelu.

Zamrugałam dwa razy. - Ja? Nie no raczej wątpię - odpowiedziałam automatycznie - chociaż...
W tej chwili stanęła mi przed oczami bransoletka która ostatnimi czasy zaczęła się jakoś dziwnie zachowywać. Odruchowo spojrzałam na kostkę mimo że biżuterię zasłaniały spodnie. Jakby się nad tym głębiej zastanowić.. to mógł być artefakt. A może tylko mi się wydawało?
-... a może nie? - potrząsnęłam głową - a nie wiem.

Caspian spojrzał na ciebie uważnie.
- Niezależenie czy ma czy nie, stąpasz po kruchym lodzie. Ile on tam siedzi? - mężczyzna spojrzał na wyjęty kawałek lustra.
- Za długo. Muszę się dostać do Vendel.
Caspian westchnął i potarł brodę w zamyśleniu.
- Chyba nie chcesz jej pomóc?! - w głosie Orfa dominowała rozpacz. - Zawsze to samo.
Warknął i wyszedł z chaty trzaskając drzwiami.
- Najgorsze jest to, że on ma rację. - Margot wypiła do końca herbatę. - Zgodzisz się. Powiesz, że to dla Celestina i w ten sposób zamkniesz usta mojemu kuzynkowi. Dodasz sobie na ścianę kolejny obraz i kolejne demony do pilnowania, a on nie będzie mógł zrobić nic więcej, jak przyjąć to do wiadomości. Aż mu współczuję.
- Czy mogłabyś.... - Caspian włożył ci w dłoń kilka ciastek - pójść za nim? Kiedy się wścieka, jest jak dziecko. Boję się, żeby nie ściągnął na siebie czyjeś złości.

Okazja żeby zmyć się z pola widzenia, kiedy to Margot będzie negocjować ze swoim znajomym, była nader kusząca. Bonus w postaci opuszczenia, choćby na chwilę, dziwnie niepokojącego domu był równie atrakcyjny.
Pokiwałam głową na zgodę.
- Nie ma problemu - niańkowanie nigdy nie było moją mocną stroną (a w każdym razie tak mi się wydawało biorąc pod uwagę fakt, iż nigdy tego nie robiłam), ale co tam, spróbować mogłam. Wzięłam od Caspaiana ciastka i ruszyłam za Orfeuszem.
Na zewnątrz było bardzo przyjemnie.

Atmosfera skrępowania odeszła jak ręką odjąć. Słońce sprytnie przemycało swoje promienie pomiędzy koronami drzew, zapewniającymi schronienie przed upałem. Tak, zdecydowanie było przyjemniej niż przez ostatnie kilka dni. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kogoś Celestino-podobnego. Chwilę mi zajęło zanim wreszcie go dostrzegłam. Siedział sobie grzecznie na ławeczce przy starej szopie. Czyli obawy Caspiana się nie potwierdziły i jego ... no ... nie broił. Mało tego nawet się nie odzywał. Nie zmieniało to jednak faktu, że powietrze wokół niego zdawało się wydawać delikatnie odgłosy wyładowań elektrycznych. Prawie iskrzyło. Przez dłuższy czas chmurnie wpatrywał się w ziemię. Zdawałoby się że lada chwila a grunt nie wytrzyma i rozstąpi się pod wpływem tego spojrzenia.
Skręciło mnie w żołądku, a może to jednak nie był dobry pomysł? Przełknęłam ślinę. No nic, raz kozie śmierć. Trzeba było tylko jakoś zacząć rozmowę.
Tak?
Tak!

Problem polegał tylko na tym, że przejmowanie inicjatywy (również) nie należało do moich mocnych stron. W każdym razie jeśli chodziło o konwersacje, stosunki międzyludzkie .. i .. no dobra właściwie wszystko co nie tyczyło się walki i kierowania statkiem. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę blondyna. Zanim jednak zdążyłam do niego dojść ten wstał i jak gdyby nigdy nic zaczął rąbać drwa. Chociaż, właściwie, "jak gdyby nigdy nic" mija się z prawdą. Nie wyglądało to na normalną pracę fizyczną. Orf dosłownie roztrzaskiwał kolejne słupki. Niewątpliwie wyładowywał złość. Ale co było zrobić? Lekko zdenerwowana, obawiając się trochę o życie własne, zwolniłam, ale jednak wciąż szłam do przodu. W końcu zbliżyłam się do mężczyzny na odległość jakichś czterech metrów (unikając ewentualnie najbliższego zasięgu siekiery) i lekko uniosłam jedną dłoń do góry. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał na mnie rozgoryczonym, nieufnym wzrokiem.
- Przybywam w pokoju - powiedziałam automatycznie z lekkim uśmiechem zanim on zdążył cokolwiek z siebie wydusić - i mam ciasteczka - dodałam machając entuzjastycznie wypiekami.
To było jak przekupstwo. Zdecydowanie. Miałam tylko nadzieje ze skuteczne. Ja w każdym razie, dałabym się przekupić. Ciastka maja niezwykłą moc przekonywania!

Orf zmrużył oczy i ponownie uniósł siekierę. Z trzaskiem kolejne drwa zmieniły wielkość. Siekiera wbiła się w pieniek, a mężczyzna oparł się na jej trzonku ramionami. Emanowało z niego rozgoryczenie.
- Smacznego. - powiedział cicho. - Caspian cię wysłał, żebyś mi matkowała? Nie musisz. Tutaj nie ma niczego poza głuszą, nami, demonami i klątwą.

Wyszarpnął siekierę i zamachnął się na kolejny kawał drewna.
- Wiesz jak działa cała ta przeklęta chata? - znów poleciały rózgi. Widząc, że kręcisz przecząco głową, na chwilę przestał wyżywać się na Theusowi winnej brzozie, która pójdzie jako opał pod kuchnię. - Póki klątwa trwa, Caspian nie zestarzeje się nawet o dzień. Jego zdolności magiczne nie mieszczą się w żadnych ramach. Ale nie może z nich bezkarnie korzystać.- jego głos wypełniał się gorącą pasją i wściekłością z każdym słowem - Nie wolno mu opuszczać chaty. Każdy obraz to jego lub czyjś grzeszek, który w końcu zmieni się w złośliwego duszka. To każda przysługa, każdy dług, jaki ludzie u niego zaciągnęli. Kolejne lata bycia ciągle młodym. - Orf przedramieniem otarł pot z czoła i znów chwycił siekierę oburącz. - Obecnie ma z dwieście lat. Nie wygląda, co? - nie oczekiwał odpowiedzi - I za trzydzieści też będzie tak wyglądał. Ba! Za trzysta! Tych "przysług" to do końca świata nie odpokutuje. - Siekiera zeszła z przewidywanego toru, odłupała kawał pieńka-oparcia i wbiła się w ziemię tuż obok stopy Orfeusza. - Żeby to wszystko szlag trafił!! - wrzasnął i kopnął w pieniek.

Dyszał ciężko. Powoli, zrezygnowany opadł na ławkę przy szopie i schował twarz w dłoniach. Po chwili, jakby przypomniał sobie o twoim istnieniu i obrzucił cię spojrzeniem "Jeszcze tu jesteś?" Zdjął rękawiczki, a ciepłe słońce rozjaśniło promieniami skrywane od lat głębokie jasne blizny, które po takim wściekłym wysiłku broczyły lekko krwią. Czyli też był magiem porte. Tylko żeby w jego wieku coś takiego? Mówiło się, że z czasem dłonie magów monteskich stają się bledsze i bardziej poznaczone, ale on miał niewiele więcej lat od Margot!
- Daj te ciastka. - rzucił już cicho, bez emocji.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline