Wątek: Deus le volt
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2008, 09:56   #257
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Część I
Rothais, Reinfrid, Angus, Hektor, Edward i Torwaldo


Reinfrid
starał się wyrwać kamienie zaklinowane pomiędzy ludzkimi szczątkami. Pokrwawił palce, spękana skóra broczyła krwią. Obok Hektor i Edward szarpali szczątki by dobyć klejnotów.
Rubiny, szafiry, szmaragdy wydawały się jednak jak żywe. Wiły, uciekały pomiędzy palcami. Rycerze z coraz większa furia starali się je schwycić.

Torwaldo patrzył na to szeroko otwartymi oczami. Rysy wojowników zdawały się zmieniać, wysuszać. Jakby postarzali się w ciągu kilku pacierzy o kilka lat. Szarpnął za ramie panienkę Rothais oglądającą jaskinie w niemym podziwie.
- Panienko ! Pan Hrabia ! - wskazał ręką na na pana Graviny. Wspólnymi silami, wraz z Angusem, odciągnęli wielmoże na środek jaskini. Ten wrzeszczał, klął, groził mękami piekielnymi i śmiercią w na torturach. Jego twarz wykrzywiła się w w grymasie nienawiści, sięgnął po kord, by pchnąć uwieszona u jego ramienia córkę.
Giermek
zadziałał instynktownie. Chwycił potężna leżącą opodal kość udową i zdzielił nim Reinfrida w łeb. Ten zwiotczał, omdlał im w rekach. Jednocześnie chłopak aż zatoczył się po potężnym policzku jaki wymierzyła mu Rothais.
-
Jak śmiesz - wrzasnęła z furia - podnieść rękę na mego ojca !!!. Dziękuję - dorzuciła po chwili.
- Patrzcie - Angus drżącą dłonią wskazywał na dwóch rycerzy starających się napełnić sakwy. Po ich twarzach toczyły się łzy, gdy nadaremnie usiłowali upchnąć klejnoty w rękawach i mieszkach.
Ale ich ciała... Zdawały się niknąc, stawały się coraz bardziej przezroczyste, znikały. Wkrótce stali się tylko para cieni wśród dymu odblasku złota i klejnotów.

- Na kobyli zadek ciotki Eufrozyny - tubalny głos obwieścił, że pan na Gravinie wraca do przytomności i jest ściekły o czym świadczyło przywoływanie imienia jego dalekiej krewnej przeoryszy klasztoru w Lourento.
- CO SIĘ STAŁO ?
Pierwsza zareagowała córka.
-
Ojcze, owładnęło ta jakieś szaleństwo, tak jak rycerzem Hektorem i Edwardem - wskazała na ledwo widoczne przezroczyste kształty.
Szarpałeś, się, przewróciłeś i uderzyłeś - skłamała gładko.
Reinfrid popatrzył na nią nieufnie, ale nie dopytywał się więcej. Zmrużył oczy (widać wzrok z latami służył mu coraz gorzej i chwile wpatrywał w to czym stali się jego dwaj wojownicy. Splunął, po czym bez słowa podniósł się na nogi.
- Idziemy - zakomenderował krotko.

Ile jeszcze szli, nie wiedzieli. Kolejne korytarze, puste sale. Nie czuli głodu ni pragnienia, ale czuli ze słabną. Dotarli do szerokiej, płaskiej równiny, której końce ginęły w mroku.

Rothais czuła jak Księga, która trzyma pod suknia zdaje się ozywać, pulsować. Na jej oczach sala rozjaśniła się, zaczęły wyrastać dziwne rośliny, pojawiać się wiszące mosty prowadzące do skalnych nisz, zamkniętych płytami w dziwnych językach. Ona jednak je rozumiała, potrafiła przeczytać !!
Inskrypcje głosiły chwale dawno zmarłych magów i czarnoksiężników. Potężnych mężczyzn i kobiet dzierżących władze wieki temu. Widziała jak prowadzą niezliczone zastępy na podbój nowych ziem, wściekłe szturmy na warownie, gdzie wojownicy ginęli z imieniem swych władczyń na ustach, upadki miast, kaźń przegranych. Poczuła w sobie istnienie mocy, o jaka dotychczas się tylko podejrzewała, choć nie wątpiła, ze ją posiada.

Wreszcie będzie mogła udowodnić, do czego naprawdę jest stworzona.
Widziała się jak na czele armii krzyżowców stoi pod murami Jerozolimy, jak jednym skinieniem ręki kruszy jej potężne mury, jak na miejscu świątyni Salomona wieńczą jej skronie koroną.
Ale były tez i inne obrazy. Jak oberwani, cierpiący głód rycerze chrześcijańscy nadaremnie szturmują blanki, jak padają ofiarą głodu i zarazy, konając przeklinają Boga.

Powzięła decyzje. Jednym ruchem wyszarpnęła Księgę, która sama otwarła się na jednej ze stron. Palec bezwiednie podążył za nakreślonymi znakami, a usta same zaczęły wykrzykiwać nieznana inkantacje. Już nie była córka hrabiego Graviny, lecz przyszłą, potężna władczynią świata. Na jej drodze stała tylko jedna przeszkoda - strażnik tego miejsca.
Ujrzała jak jej suknia zamienia się w srebrny pancerz, a przy boku pojawia się niezwykły w kształcie miecz. Wydobyła go by stanąć naprzeciw strasznego przeciwnika.




Widzieli, że coś dzieje się z Rothais.
Widzieli jak na jej twarzy kolejno pojawia się niepewność, potem nadzieja, pewność zwycięstwa i... nie poznawali już młodej szlachcianki.
Jej twarz stała się obliczem dumnej kobiety, kobiety przekonanej o swej sile i władzy. Kobiety okrutnej i wiedzącej, że decyduje o życiu lub śmierci setek tysięcy.

Zamarli, nawet Reinfrid, który otworzył już usta by przywołać córkę do porządku, zamknął je z powrotem bez słowa.
Bo Normanka toczyła walkę z przeciwnikiem, którego nie mogli dostrzec. Choć stała bez ruchu jej oblicze z początku pełne wiary w zwycięstwo, przybierało coraz bledszy kolor. Pojawiło się zwątpienie, potem kolejno strach, a w końcu... zrozumienie i rozpacz

Leżące przed nimi ciało przypominało wyschniętego trupa w szatach żebraczki. Oblicze staruchy, która przed chwilą była młodą, pełna życia dziewczyną.
Patrzyli w milczeniu. Nawet Hrabia, nie wymówił słowa. Zdjął tylko pierścień z palca i położył na piersi trupa.

Ruszyli w czeluść kolejnego korytarza.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 26-12-2008 o 09:24.
Arango jest offline