Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2008, 12:39   #251
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Rothais ledwo trzymała się w siodle. Euforia i adrenalina spowodowane walką, znalezieniem księgi, wreszcie zwycięstwem i naradą - nie pozwalały jej wcześniej odczuwać zmęczenia. Jechali jednak cały poprzedni dzień, wśród gorąca, a potem burzy piaskowej, a wreszcie gdy mieli odpocząć, zostali napadnięci przez wilkołaki. Żeby tego było mało, sama przecież wyczarowała dzień w środku nocy! Sama namawiała rycerzy do wyruszenia w dalszą drogę! Dlaczego nie przyszło jej do głowy przypomnieć o odpoczynku? Mężczyźni wydawali się niewrażliwi na wszelkie trudy, zmęczenia i niewygody. Rothais początkowo bardzo się starała im dorównać, jednak jej zapał szybko przeszedł w złość, ta z kolei w zniechęcenie, aż wreszcie, gdy się zatrzymali, była już na skraju wyczerpania. Pilnowała się, by nie spaść z siodła, nie zasnąć i trzymać się prosto. Co chwilę jednak przyłapywała się na tym, że traciła na moment świadomość. Pragnienie snu i odpoczynku było tak wielkie, że nie myślała już o niczym innym. Nie wiedziała nawet dlaczego się zatrzymali i co dzieje się dookoła, o czym wszyscy tak zaciekle dyskutują. W innych warunkach zapewne żywo wyraziłaby swoje zdanie, nie ważne na jaki temat. Teraz jednak nawet nic ją nie interesowało. Mimowolnie postanowiła wykorzystać chwilę postoju. Dla niepoznaki siedziała wyprostowana jak struna i dosłownie na kilka sekund zamknęła oczy. Żeby tylko dać im odpocząć, żeby słońce tak bardzo nie raziło...

Ocknęła się w momencie, gdy jej ciało siłą bezwładności leciało w dół. Nim zdążyła się czegoś przytrzymać i złapać równowagę, było już za późno. Z głośnym rumorem spadła z konia i boleśnie potłukła sobie bok, ramię i udo. Ból był piekielny, łzy zapiekły ją w zmęczonych, opuchniętych oczach, lecz Rothais nawet nie miała ochoty się podnosić...
 
Milly jest offline  
Stary 26-10-2008, 21:42   #252
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Torwaldo przyglądał się dziwnym znaczkom i broń Boże czytać ich nie próbował, ale starał się jakby wywnioskować, który z nich zdradza jakąś słabość, niespójność w zawijasach, a może i pomyślny symbol. W końcu jednak dał sobie spokój z tą nierówną walką i grzecznie odczekawszy na swoją kolej podrapał się po obolałym od jazdy tyłku i przemówił tymi słowami:

- Ja to się tam na wielkiej filozofiji nie znam, ale brzmią mi te słowa trzy jak imiona sióstr diabelskich, a w każdym razie podobnie. Ostatnio Bóg zrządził, że sporo miałem do czynienia z tymi całymi demonami i z Bożą pomocą żyję dalej... Wejdę, sprawdzę co tam w środku siedzi i powiem szlachetnym panom, coby im łatwiej było słuszną drogę obrać.

Giermek już obracał się ku wejściom gdy jego uszu doszedł dziwny głos brzmiący jak "Och!" poprzedzony głuchym łupnięciem. To hrabianka pozostawiona bez straży została zaatakowana przez diabelskie moce. Nie godzi się to, by demony plugawe szlachetną panienkę z konia zrzucały, więc Torwaldo broniąc cnót rycerskich rzucił się Rothais na ratunek. Wejścia muszą poczekać.

- Gdzież jest ten stwór bez honoru, co śmie atakować panienkę - Zapytał ze szczerym oburzeniem, pomagając damie wstać. Przelotnie spojrzał też na trzy wejścia. Wiadomym było powszechnie, że baba spadająca bez powodu z konia to zły omen.
 
Angrod jest offline  
Stary 21-11-2008, 13:32   #253
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Droga Beznadziei

Zanurzyli się więc w siedmioro w czarną otchłań. Hrabia Graviny Reinfrid, jego córka Rothais, szlachetny i waleczny pan Hektor z Cesarstwa Rzymskiego, rycerze Edward i Angus z mglistych Wysp i wierny giermek Torwaldo.
Za nimi szlochając i mamrocząc cicho szedł, potykając się co chwila dawny kaznodzieja ludowy Piotr Pustelnik. Onegdaj rozpalający entuzjazm tłumów, teraz gdy ujrzał jak Saraceni wycinają w pień jego krucjatę ludową a niedobitki wloką w pętach do Damaszku, Bagdadu Aleppo stał się już cieniem człowieka jedynie.

Innym Hrabia nie pozwolił iść, raz, z powodu ciasnoty korytarza, dwa mieli przykazane by wieść gdyby wyprawa nie wróciła, do obozu o zaginionych zanieść. Wiernego Hamę trzeba było co prawda sznurami skrepować, ale ranny i osłabiony na wiele by się nie przydał.





Brnęli tedy przez ciemny korytarz, a mgła czy dym unoszący się wszędzie zdawał się tłumić i barwić czerwono ogień niesionych pochodni. Wił się wokół nóg jakby ledwo widocznymi mackami starał się ułapić za nogi wędrowców i powstrzymać ich przed dalszym marszem.
Po ścianach wolno toczyły się stróżki wody raz po raz dźwiękiem rozbijanych o podłoże, spadających kropel mącąc ciszę. Chłód wdzierał się pod tuniki i pancerze ziębiąc ciało.

Rozmawiali cicho, choć każdy głośno rzucone słowo zdawało wsiąkać w omszałe ściany i nikło tłumione w gęstym oparze. Maszerowali więc prawie w milczeniu każdy dumając w głębi duszy co ich na końcu wędrówki czeka i z czym wcześniej przyjdzie im się zmierzyć.

Zdało im się że szli już godzin kilka gdy korytarz rozszerzył się wprowadzając ich do wielkiej wykutej w skale pieczary. Coś zaczęło trzeszczeć pod ich stopami, gdy zniżyli pochodnie ujrzeli że stąpają po ludzkich czerepach, setkach, tysiącach czerepów. Przemieszane z kośćmi żeber, piszczelami tworzyły makabryczne podłoże tej jaskini.
Choć większość z nich brała udział we licznych bitwach, nie tak dawno stąpali dolina śmierci depcząc kości pozostałe po ludziach Piotra Pustelnika to ogrom zgromadzonych tu szkieletów był wprost trudny do pojęcia.
Zdawało się że leżą tu szczątki wszystkich przodków ludzkich, aż do pokolenia Adama, czy Noego.

Zaniemówili struchlali.





Któryś z rycerzy przybliżył światło do ściany i ciemność przecięły ostre snopy jasnego światła. Ściany pieczary zbudowano też z czaszek i kości, ale miedzy nimi tkwiły szlachetne kryształy, bryły złota i srebra, drogocenne kamienie rzucając wokół ostre refleksy.

Zgromadzona tu były istna fortuna, tak wielka, że wszystkim zaparło dech w piersi na myśl o niewyobrażalnym, nagromadzonym tu bogactwie. Można było za to kupić, nie księstwo, nie królestwo, lecz zdało się że świat cały. Niczym były wobec tego skarbca, stosy złota w Konstantynopolu, bogactwa Damaszku, skarby Bagdadu czy Kairu.
Król Jan z dalekiej krainy o którym mówiono, że zasiadał na tronie ze złota i srebra wysadzanym diamentami czułby się jak biedak w tym Sezamie.

Tym razem mowę odjęło im zdumienie.


 

Ostatnio edytowane przez Arango : 21-11-2008 o 13:34.
Arango jest offline  
Stary 03-12-2008, 20:53   #254
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Okazało się, że nie jest tak beznadziejnie, faktycznie było trochę ciasno, ciemno i zimno, ale można było się spodziewać czegoś gorszego. Nikt jednak nie miał nastroju do śpiewania pieśni. Torwaldo z początku próbował coś zanucić po cichu, co wkrótce przeszło w niewyraźne mruczenie, a i to ustąpiło miejsca dźwiękowi szczękających zębów, co w tym korytarzu tworzyło dość ciekawy efekt akustyczny.

Kiedy tak szli i szli Torwaldo powoli tracił nadzieję na to, że dojdą gdziekolwiek. Nie mogą tak po prostu marnować sobie czasu na spacery, kiedy przed wejściem czekają na nich ludzie, nie mówiąc już o Bogu i świętych pańskich. Jednak wędrówka nie okazała się bezcelowa, gdyż dotarli wreszcie do pieczary.

Przy wejściu do niej uwagę giermka przykuły ściany ozdobione jakimiś świecidełkami, a zrobiły to na tyle mocno, by ten potknął się o coś wystającego z ziemi. Widok jaki zobaczył po otworzeniu oczu zmroził wszystkie płyny w jego organizmie. To nie był żółw ani inny gnom, lecz prawdziwa ludzka czaszka. Jedna z wielu, w liczbie przekraczającej po wielokroć możliwości rachunkowe przyszłego rycerza. Poczuł strach wzbierający, gdzieś na skraju świadomości, więc nie dopuścił go do siebie starając się skupić na swoim zadaniu. Podniósł jeden z czerepów do ręki popatrzył na niego i zwrócił się do towarzyszy, a z zimna i adrenaliny mówił dość nieskładnie.

- Eee... To chyba znaleźliśmy jakieś relikwie. Ale wydawało mi się, że ta grota niebezpieczna będzie. Czy ja mogę się rozejrzeć, czy my się tu się będziemy bić, albo nie bić? ...Takie mam pytanie.
 
Angrod jest offline  
Stary 06-12-2008, 10:56   #255
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Angus był zachwycony ścianą tej jaskini, wcale mu to nie wyglądało na beznadzieję. Oczywiście znajdujące się pod nogami kości ... bo tym okazało się usłane podłoże nie wzbudzało nadziei, ale jednak ... tyle bogactw!

Rycerz jak zahipnotyzowany patrzył na te bogactwa, przez chwilę zastanowił się nad losem tych biedaków, co sprawiło, że mieli tutaj zostać na zawsze? Ale nie zamierzał się wycofać. Znajdowali się coraz bliżej swojego celu i nic nie powinno ich powstrzymać przed osiągnięciem jego.

Gdyby miał możliwość schowałby dla siebie trochę klejnotów, ale nie tylko wzrok, pozostałych członków wyprawy powstrzymywał go przed tym czynem. Była jeszcze sprawa tych ciał, w tym momencie wolałby do nich nie dołączyć, a przecież te bogactwa, mogły być jakąś pułapką. Zresztą i tak nie mieliby ich jak wynieść. O nie, relikwie były cenniejsze ... i praktycznie już ich wołały.

-To nie są nasze relikwie a przynajmniej na razie, nie ma się z kim bić.- powiedział na pytanie Torwoldo, po czym zwrócił się do Reinfrida

-Panie musimy iść dalej, jeżeli będzie możliwość, to zabierzemy coś w drodze powrotnej - O tak, to był bardzo dobry plan. Jeżeli będą tędy wracać z relikwiami, to będzie można sobie jeszcze coś z tego bogactwa "podwędzić", nikt nie zauważy i nikomu nie będzie szkoda. Jednak w tym momencie ważniejsze będą relikwie, każdy może wrócić z bogactwem ... nawet wspaniałym, ale to nie przyniesie, aż takiego rozgłosu ... nie mógł się już doczekać końca podróży.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 15-12-2008, 21:23   #256
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Reinfrid de Remacourt

W drodze powrotnej? Czy ten Szkot zwariował? Reinfrid starał się stłamsić narastające uczucie chorej, nieogarnionej pożądliwości. Przed oczami widział fortunę większą niż sułtana Turków, niźli papieża nawet! Już widział sam siebie na czele armii wystawionej za te skarby. Armii, która rozbija w pył każdego wroga, przed którą każdy pierzcha, która zapełnia krainę miarowym krokiem aż po horyzont! Widział siebie w cesarskiej koronie, a u swoich stóp wszelkich Boemundów, Rajmundów, Grzegorzów składających wiernopoddańczy hołd!:

- Oczywiście Angusie, wracając zabierzemy ten skarb na chwałę i potęgę Pańską. - Mówiąc to, kucnął i jął wodzić palcami po złotych samorodkach wielkości kurzego jaja, rubinach, diamentach, ametystach. – Jednakże pamiętaj Szkocie, że trasę możemy zmylić, zgubić, a wtedy nijak nie będziemy mogli szerzyć woli Pana dzięki tym skarbom.

To rzekłszy, sięgnął rozgorączkowanymi dłońmi zgarniając do sakwy co większe klejnoty. Z ledwością panował nad żądzą, która go ogarnęła. Wreszcie podniósł się z klęczek i rzucił do Torwaldo:

- Mój dobry giermku, zbierz również kilak tych kamyków. Przydadzą się drodze powrotnej, a potem ruszajmy dalej. Musimy jeszcze podołać próbie Beznadziei.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline  
Stary 25-12-2008, 09:56   #257
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Część I
Rothais, Reinfrid, Angus, Hektor, Edward i Torwaldo


Reinfrid
starał się wyrwać kamienie zaklinowane pomiędzy ludzkimi szczątkami. Pokrwawił palce, spękana skóra broczyła krwią. Obok Hektor i Edward szarpali szczątki by dobyć klejnotów.
Rubiny, szafiry, szmaragdy wydawały się jednak jak żywe. Wiły, uciekały pomiędzy palcami. Rycerze z coraz większa furia starali się je schwycić.

Torwaldo patrzył na to szeroko otwartymi oczami. Rysy wojowników zdawały się zmieniać, wysuszać. Jakby postarzali się w ciągu kilku pacierzy o kilka lat. Szarpnął za ramie panienkę Rothais oglądającą jaskinie w niemym podziwie.
- Panienko ! Pan Hrabia ! - wskazał ręką na na pana Graviny. Wspólnymi silami, wraz z Angusem, odciągnęli wielmoże na środek jaskini. Ten wrzeszczał, klął, groził mękami piekielnymi i śmiercią w na torturach. Jego twarz wykrzywiła się w w grymasie nienawiści, sięgnął po kord, by pchnąć uwieszona u jego ramienia córkę.
Giermek
zadziałał instynktownie. Chwycił potężna leżącą opodal kość udową i zdzielił nim Reinfrida w łeb. Ten zwiotczał, omdlał im w rekach. Jednocześnie chłopak aż zatoczył się po potężnym policzku jaki wymierzyła mu Rothais.
-
Jak śmiesz - wrzasnęła z furia - podnieść rękę na mego ojca !!!. Dziękuję - dorzuciła po chwili.
- Patrzcie - Angus drżącą dłonią wskazywał na dwóch rycerzy starających się napełnić sakwy. Po ich twarzach toczyły się łzy, gdy nadaremnie usiłowali upchnąć klejnoty w rękawach i mieszkach.
Ale ich ciała... Zdawały się niknąc, stawały się coraz bardziej przezroczyste, znikały. Wkrótce stali się tylko para cieni wśród dymu odblasku złota i klejnotów.

- Na kobyli zadek ciotki Eufrozyny - tubalny głos obwieścił, że pan na Gravinie wraca do przytomności i jest ściekły o czym świadczyło przywoływanie imienia jego dalekiej krewnej przeoryszy klasztoru w Lourento.
- CO SIĘ STAŁO ?
Pierwsza zareagowała córka.
-
Ojcze, owładnęło ta jakieś szaleństwo, tak jak rycerzem Hektorem i Edwardem - wskazała na ledwo widoczne przezroczyste kształty.
Szarpałeś, się, przewróciłeś i uderzyłeś - skłamała gładko.
Reinfrid popatrzył na nią nieufnie, ale nie dopytywał się więcej. Zmrużył oczy (widać wzrok z latami służył mu coraz gorzej i chwile wpatrywał w to czym stali się jego dwaj wojownicy. Splunął, po czym bez słowa podniósł się na nogi.
- Idziemy - zakomenderował krotko.

Ile jeszcze szli, nie wiedzieli. Kolejne korytarze, puste sale. Nie czuli głodu ni pragnienia, ale czuli ze słabną. Dotarli do szerokiej, płaskiej równiny, której końce ginęły w mroku.

Rothais czuła jak Księga, która trzyma pod suknia zdaje się ozywać, pulsować. Na jej oczach sala rozjaśniła się, zaczęły wyrastać dziwne rośliny, pojawiać się wiszące mosty prowadzące do skalnych nisz, zamkniętych płytami w dziwnych językach. Ona jednak je rozumiała, potrafiła przeczytać !!
Inskrypcje głosiły chwale dawno zmarłych magów i czarnoksiężników. Potężnych mężczyzn i kobiet dzierżących władze wieki temu. Widziała jak prowadzą niezliczone zastępy na podbój nowych ziem, wściekłe szturmy na warownie, gdzie wojownicy ginęli z imieniem swych władczyń na ustach, upadki miast, kaźń przegranych. Poczuła w sobie istnienie mocy, o jaka dotychczas się tylko podejrzewała, choć nie wątpiła, ze ją posiada.

Wreszcie będzie mogła udowodnić, do czego naprawdę jest stworzona.
Widziała się jak na czele armii krzyżowców stoi pod murami Jerozolimy, jak jednym skinieniem ręki kruszy jej potężne mury, jak na miejscu świątyni Salomona wieńczą jej skronie koroną.
Ale były tez i inne obrazy. Jak oberwani, cierpiący głód rycerze chrześcijańscy nadaremnie szturmują blanki, jak padają ofiarą głodu i zarazy, konając przeklinają Boga.

Powzięła decyzje. Jednym ruchem wyszarpnęła Księgę, która sama otwarła się na jednej ze stron. Palec bezwiednie podążył za nakreślonymi znakami, a usta same zaczęły wykrzykiwać nieznana inkantacje. Już nie była córka hrabiego Graviny, lecz przyszłą, potężna władczynią świata. Na jej drodze stała tylko jedna przeszkoda - strażnik tego miejsca.
Ujrzała jak jej suknia zamienia się w srebrny pancerz, a przy boku pojawia się niezwykły w kształcie miecz. Wydobyła go by stanąć naprzeciw strasznego przeciwnika.




Widzieli, że coś dzieje się z Rothais.
Widzieli jak na jej twarzy kolejno pojawia się niepewność, potem nadzieja, pewność zwycięstwa i... nie poznawali już młodej szlachcianki.
Jej twarz stała się obliczem dumnej kobiety, kobiety przekonanej o swej sile i władzy. Kobiety okrutnej i wiedzącej, że decyduje o życiu lub śmierci setek tysięcy.

Zamarli, nawet Reinfrid, który otworzył już usta by przywołać córkę do porządku, zamknął je z powrotem bez słowa.
Bo Normanka toczyła walkę z przeciwnikiem, którego nie mogli dostrzec. Choć stała bez ruchu jej oblicze z początku pełne wiary w zwycięstwo, przybierało coraz bledszy kolor. Pojawiło się zwątpienie, potem kolejno strach, a w końcu... zrozumienie i rozpacz

Leżące przed nimi ciało przypominało wyschniętego trupa w szatach żebraczki. Oblicze staruchy, która przed chwilą była młodą, pełna życia dziewczyną.
Patrzyli w milczeniu. Nawet Hrabia, nie wymówił słowa. Zdjął tylko pierścień z palca i położył na piersi trupa.

Ruszyli w czeluść kolejnego korytarza.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 26-12-2008 o 09:24.
Arango jest offline  
Stary 25-12-2008, 23:41   #258
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Działa tu jakaś zła magia, wszyscy dziwnie się zachowują, dzieje się z nimi coś niedobrego. Pan Hektor, pan Edward i Pan Reinfrid oszaleli, zbierają kamienie, kiedy przyszli po relikwie. Oczywiście kamienie, były ładne, pewnie nawet ładniejsze niż te które Torwaldo uzbierał w czasie całej krucjaty, ale nie czas teraz na zajmowanie się kolekcjonerstwem, kiedy święta misja czeka. Pana Hrabiego jakieś jaskiniowe pomroki dopadły bo gdyby nie wieloletnie doświadczenie Torwaldo w postępowaniu z nagłym ogłupieniem, mogło to by się skończyć bardzo źle. Dwaj rycerze nie mieli tyle szczęścia i dosłownie rozpłynęli się w powietrzu. Aż mu się zrobiło głupio, że nie wierzył młodej wójtównie, że jej narzeczony zniknął w ten sposób. Niestety trzeba zostawić tych biedaków dobremu wietrzykowi i ruszać dalej w kiepskich nastrojach.

Hrabianka zawsze dziwnie się zachowywała, dlatego mógł zrozumieć jej ekscesy, ale kiedy tak stanęła w skupieniu. Giermek domyślił się, że tym razem chodzi o coś poważnego. Jej nagła przemiana w leżące przed nimi truchło była przerażająca. To było tak niepojęte, że nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa. Smutno mu się zrobiło, że tym razem skończyło się to inaczej, że nie dostanie po prostu w mordę i wszystko będzie dobrze. A trzeba było ruszać dalej. Hrabia był zamroczony ciężkimi przeżyciami, Pan Angus też coś taki niemrawy. Na Torwaldo znowu ciążyła wielka odpowiedzialność, to była jego wielka próba. Nie może się teraz bać, przecież kiedyś będzie rycerzem, jeśli Bóg tak chce.
 
Angrod jest offline  
Stary 26-12-2008, 00:09   #259
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Po tym wszystkim co Angus zobaczył ... cieszył się, że roztropnie nie zaczął zbierać kamieni. Był na to za sprytny ... przecież, nikt nikomu nie daje nic za darmo, a kości leżące w jaskini o czymś świadczyły. A właśnie przez głupotę, dwóch ich towarzyszy zginęło.

Młody Szkot przeżegnał się szybko. Chociaż pod pewnymi względami mogło to mu się wydać dziwne, w warunkach, w których się znaleźli mogła go ocalić tylko modlitwa. Dlatego co chwila klepał "Pater Noster" i inne modlitwy w swojej głowie.

Był przyzwyczajony do walki mieczem ... starcie twarzą w twarz z wrogiem, nie wielu miało okazję ujść z życiem i opowiadać o walce z Angusem McKay.

Gdy zobaczył śmierć Rothias wzniósł oczy ku niebu: "Boże przecież, my to Ad maoirem Glorium dei" robimy, a że przy okazji chcemy sławę i majątek zdobyć. Gdybyś tego nie chciał, to byś relikwii tak cennymi nie czynił".

Szkot ruszył za innymi członkami wyprawy, tym razem uważniej się rozglądając i chcąc ostrożnym pozostać ... przybył tu po relikwie, nie śmierć.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 26-12-2008, 09:23   #260
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Część II
Reinfrid, Angus, Torwaldo i Sante.

Jeśli wkraczali w ciemność korytarzy i sztolni pełni obaw teraz szli mając za towarzyszy obawę i strach. Jedynie Torwaldo zdawał się być obojętny na to co widzieli, no może jedynie wydawał się nieco strapiony i zamyślony niż zwykle. Kroczył jednak pewnie dzierżąc w ręce pochodnie i ostrzegając pozostałych przed zdradliwymi kamieniami czy pęknięciami gruntu.

Minęli kolejny zakręt i ujrzeli następną salę wykutą w tej błogosławionej, czy też przeklętej górze. Po raz kolejny stanęli oniemieni.



To była Walhalla.

Reinfrid rozpoznawał wszystkich zaginionych dotąd na morzu i poległych w walce krewnych. Stryja Olafa Krzywogębego poległego w służbie bizantyjskich sodomitow, brata jego matki Arnulfa i wreszcie owianego legendą Sittryga Jednorękiego. Starzec (choć wyglądał naprawdę, naprawdę wiekowo) był krzepki i widać było że rządzi biesiadnikami twardą ręką.
- Wreszcie dotarłeś smarkaczu !! - huknął.
- Młodzież teraz nie ma poszanowania dla starszych i każe czekać im na siebie - gderał do siedzącego obok sternika swej łodzi Ulofa Spalonego.
- Dziadku !! Jestem teraz panem Graviny, władcą polowy Sycylii i Hrabią - możnowładca nadął się nieco zbliżając do miejsca gdzie siedział przodek.



Cios w pysk jaki otrzymał świadczył o tym, ze Sittrygowi krzepa w ręce pozostała jak za dawnych lat.
- Zawrzyj gębę jak do starszych mówisz !! Z gnoju mu tyłek wycierałem, a teraz się mądrzy. Powiadam zawrzyj gębę...
- Siadaj , jedz i pij, wkrótce czeka nas walka.

Z bliska widać było że ciała wojów pokryte są drobnymi ranami. Skrzepła krew zastygła na twarzach, włosach, rekach. Pokrywała kolczugi i zbroje.
Nie śmiąc sprzeciwiać się starcowi zajął miejsce na ławie i ugościł. Obok niego siedzieli ci których pamiętał jak wyruszali na morze, by nigdy z niego powrócić, jak i ci których znał tylko z opowieści starców.

Uczta nie trwała długo, gdy znak rogu dał znak do jej zakończenia.
Wszyscy mężowie wstali i poprawiając rynsztunek ruszyli ku mrocznej części ogromnej sali. Sittryg zamknął ramię Hrabiego w żelaznym uścisku i bardziej powlókł niż poprowadził za innymi.
- Mój giermek... -zaczął protestować Reinfrid, ale jego opór został szybko zgaszony.
- To nasza walka, walka Wikingów, nie, bogowie wiedza czyich bękartów.

Cuchnęło zgnilizna i trupim fetorem gdy wkroczyli w ciemną część pieczary oświetlonej trupim światłem księżyca. Wojownicy ustawili się w szyku i rytmicznie zaczęli uderzać trzymanym orężem o tarcze. Jakby w odzewie załopotały tysiące skrzydeł i nieprzeliczona chmara kruków, wron i gawronów obsiadła równinie przed nimi.
- To nasi wrogowie - Sittryg wskazał toporem ptaszyska.
- To ? Przecież to tylko ścierwojady ?
- One i ON...



Coś nie pozwoliło Agnusowi i giermkowi podejść dalej, jakby wielka, niewidoczna łapa schwyciła i nie osadziła w miejscu.
Obok pojawił się cień, czy raczej zarys postaci Hektora. Istota nie była materialna, lecz słyszeli w głowach jego głos.
- On wybrał, to jego droga. Nie bójcie się mnie, ja pokutuję, lecz nie zostałem odtrącony...

Patrzyli jak pan na Gravinie ucztuje, pije i odchodzi wraz z innymi w ciemność.
Po policzku Torwaldo płynęły łzy...
 
Arango jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172