Mój łeb. Mój pieprzony łeb. Disparu przeczesał ręką włosy. Powoli dotknął otwartej rany z boku głowy. Nigdy już nie zdejmę hełmu. Nigdy. Jak mnie ktoś pierdolnie butelką, to się najwyżej lekko porysuje. No chyba, że znów mi go zestrzelą z łba. Kurwa. Pieprzona wojna.
Trzeba to będzie szyć.
Wyciągnął z torby wodę utlenioną, nić chirurgiczną, zakrzywioną igłę i lusterko.
Szybko zdezynfekował ręce, narzędzia i ranę. Opatrywał się chyba z setny raz.
Podszedł do Rumuna. Jedyny w miarę odpowiedzialny. - Rumun, weź mi to potrzymaj. Powiedział Aebly podając lusterko. - Tak, żebym widział coś. - Się robi, Panie Francuz. Odpowiedział wyraźnie rozbawiony Romanov.
Pierwsze dwa ukłucia.
Reszta jakoś poszła.
Odwrócił się i popatrzył na siedzącego AJ. Też go nieźle urządzili. Olivier, lekko kulejąc podszedł do niego. Skinhead zagrodził mu drogę obrzucając zaniepokojonym spojrzeniem. O pewnie ma ochotę jeszcze powywijać swoim łańcuchem.
Zresztą od kiedy zależy mu tak na utrzymaniu porządku i spokoju?
Płytka narzuciła resztą mózgu nowy program? - Nie, Biały. Nie ma zamiaru wbić mu noża w nerki.
Uśmiechnął się i obszedł dezertera.
Powoli zbliżył się do pilocika. - No, panie majorze, jednak coś ta szkółka, Cię wyuczyła. Bijecie się całkiem dobrze, kadecie.
Wyciągnął rękę do AJ. Latynos uśmiechnął się i serdecznie uścisnął jego dłoń. - Też dajesz radę, żabko.
Obydwoje wybuchnęli śmiechem. No pięknie. Jeszcze mnie kuję w boku.
Stanął obok Papieża, obserwującego coś przez lornetkę. - Nadrabiasz zaległości sprzed bunkrów?
- Nie, nie.. Tam, przy tej drodze jedzie jakiś konwój. Zresztą sam zobacz.
Chyba nie załapał żartu. Olivier wziął lornetkę i spojrzał na drogę.
Kilka ciężarówek, jeepy i dwa transportery. Nic dobrze wróżącego.
Rzucił okiem na więźnia. Mały człowieczek kulił się pod jednym z drzew. - Może, ten coś wie? Pieprzony brak finezji, tak załatwił, że nie ma co się zgrywać. Olivier złapał jeńca za kołnierz i pociągnął do prześwitu przy, którym siedział zwiadowca.
Przystawił mu lornetkę, do okularów i nakierował na konwój. - Widzisz pojazdy? - Ttak.. Tak, widzę.. Odparł przestraszony więzień. - To teraz, powiedz mi, jak szybko ten konwój miał Cię stąd wydostać? - Co, co?! Nic nie wiem! Oni nie po mnie! - krzyknął w odpowiedzi jeniec - Ja zwykły urzędnik jestem, nikt inny, a to wojsko jakieś być musi, nasze czy wasze, kto tam ich wie... Pierdolony ruski urzędnik. Nasze wojsko, do cholery. Nie mam na takie rzeczy nerwów.
Wyrwał mu z ręki lornetkę i odepchnął pod dobrze znane drzewo.
Podszedł z powrotem do Papieża. - I jak sądzisz, Tyskie? Nasi czy wasi? Tyskie uśmiechnął się. - Stąd to powiem Ci szerze, gówno widać.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. - Mała misja rozpoznawcza na tyłach wroga?
- Jak za moich starych, dobrych czasów? Czemu by, nie, Francuz? Odparł Polak.
Szybko poderwali się z ziemi i skuleni pobiegli w stronę konwoju. Dziś powinien być dobry dzień.
Ostatnio edytowane przez Lost : 25-12-2008 o 23:56.
|