Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-12-2008, 15:20   #21
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
2012, 3 maj, Gospoda „Pod Orłem”, okolice wychodka
7:57

Prawdziwego profesjonalistę poznaje się po tym, że nawet w sytuacjach śmiesznych potrafi zachować powagę. A przynajmniej tak to rozumiał Jack, który po latach szkolenia przymierzał się do strzału, mającego zakończyć żywot oficera korzystającego z toalety. Zapachy wydobywające się z otworu w ziemi, do którego spadały wszelkie nieczystości, skutecznie dekoncentrowały Ortegę – te tereny był wciąż podmokłe, co potęgowało każdy zapach pochodzący z ich „głębi”. Ohyda, ohyda, ohyda…

Nagle oficer wstał i podciągnął spodnie. „Obrzydliwe!”, pomyślał dezerter, „Przecież on w ogóle nie podciera dupy!”

Zważywszy na czas, nie mógł jednak kontynuować swych rozmyślań. Wprawnym ruchem odbezpieczył broń i bez chwili wahania pociągnął za spust. Trafił, w korpus, ale strzał zniosło trochę na lewo – trafił chyba w ramię, tak, w ramię… Kurwa! „Pierdolone Rusy, nawet przesrać ich porządnie nie potrafi…”

Jego lewa ręka była więc na stałe wyłączona z akcji. Jack przymierzył się do drugiego strzału w upadające ciało Rosjanina. Obracające się podczas tego krótkiego upadku ciało… Chwila… Moment… Co on… REWOLWER KURWA!

Dezerter w ostatniej chwili uskoczył, bo w sekundę później w drewnianej konstrukcji sławojki pojawiły się dwie potężne dziury po kulach. Cokolwiek miał ten facet, kaliber był niezły…

Po chwili sprawa uzbrojenia została rozwiązana, a z kibla – odrobinę pokracznie w prawdzie – wyskoczył Rusek uzbrojony w Magnum. Prawdziwe, klasyczne Magnum, Smith & Wesson Model 629 Classic, czterdziestka czwórka.

Kolejny strzał, kolejny uskok, tym razem za kibel. Przeciwnik umiał się tym posługiwać, nie było wątpliwości – odrzut był prawie niewidoczny, ręka tylko trochę podskoczyła do góry. Po chwili Jack usłyszał, że oficer też przylgnął do ścianki kibla, z drugiej strony. Mógł strzelić, ale… Spojrzał tylko na dół drewnianej konstrukcji.

Wystarczyło mocno naprzeć ciałem, a drewniana budka wywróciła się i przygniotła jego niedoszłego zabójcę. A potem już tylko wskoczył na nią i – widząc rękę z Magnum poza obszarem „zgniecenia” – najpierw przestrzelił dłoń, a potem wystrzelił dodatkowe trzy kule w miejsce, gdzie zapewne znajdowało się ciało przeciwnika. I faktycznie tam było. Po chwili strużka krwi wypływająca spod drewnianych desek dała Ortedze pewność, że jego wróg pożegnał się już ze światem.

Biorąc cudowne Magnum z resztką amunicji, Jack ruszył za – jak myślał – resztą chłopaków, którzy zmierzali w stronę nasypu…


2012, 3 maj, Gospoda „Pod Orłem”, wnętrze
7:57

Jack w ostatniej chwili uniknął kufla. Przeleciał nad jego pochyloną głową i rozbił się na setki kawałków po zderzeniu ze ścianą.

- No i to jest kurwa przegięcie… - wyszeptał.

A potem rzucił się na Oliviera.


Mocny zamach, pięść, która zmiażdży nos Francuza. Ten odbija uderzenie, pochyla się, uderza z całej siły w miejsce pomiędzy żołądkiem a genitaliami, odsłania kark, łokieć Latynosa korzysta z tego, powalając przeciwnika na ziemię. Ten zaś szybkim pociągnięciem za nogę sprowadza AJ’a do parteru, z pięści w twarz, potem z głowy, raz, drugi, trzeci też doszedłby do skutku, ale nogi pilota zadziałały sprawnie i kopnięty Olivier odleciał do tyłu na przynajmniej półtorej metra.

Oboje wstali. Ale to potrwało tylko chwilkę. Nie na żarty wkurwiony już Alexander popędził w kierunku Aebly’ego, ten zaś odskoczył na bok. Latynos skończył na stole, przy którym siedziała grupka tutejszych…

- Wot, panowie, no tego już było za wiele! – wrzasnął jeden z nich, a potem wstali wszyscy. Z tego stołu i z dwóch okolicznych również.

- NAPIERDALANKA! – wrzasnął z radością Biały, pociągając za sobą Papieża.

AJ stanął na stole, cofnął się na dwa kroki i z małym rozbiegiem skoczył prosto na zadowolonego z siebie Francuza. Prawie skoczył. Dwóch tutejszych chwyciło go za nogi, przez co całą powierzchnią swego ciała uderzył on prosto w drewnianą podłogę. Po chwili usłyszał tylko ten charakterystyczny łoskot towarzyszący zamachnięciami łańcuchem. Biały wkroczył do akcji. A tego dla tutejszych było już za wiele.

Jak jeden mąż wszyscy porwali kufle, michy, drewniane, ciężkie chochle czy nawet wolnostojące krzesła. Tylko karczmarz przyglądał się temu wszystkiemu zza lady, ze spokojnym wyrazem twarzy obserwując rozwój zdarzeń.

I zaczął się młyn. Olivier w ostatniej chwili uchylił się przed krzesłem, którym zza jego pleców próbował go walnąć ubrany jak menel chłop, a potem – wbijając mu swój łokieć w brzuch – nastawił się idealnie na cios zadany jedną z desek zerwanych ze ścian przez AJ’a, lądując tym samym na ziemi, zaraz obok innego tutejszego, po którym właśnie skakał w ciężkich glanach Biały. Latynos, chcąc skopać leżącego Francuza, poczuł nagle chwyt na swej szyi, a po chwili zimno stali na niej. Ktoś chciał poderżnąć mu gardło! Nim jednak zdążył się wyrwać, usłyszał chrzęst, a następnie łomot ciała spadającego na ziemię. Tyskie szybkim ruchem skręcił mu kark. Równie szybkim ruchem z byka wpadł na niego Disparu, rzucając go na ścianę, za co odwdzięczył mu się kopniakiem prosto w jaja. Gdy Aebly pochylał się, myśląc o szansach na wydanie potomstwa, na jego głowie został przez jednego z przeciwników rozbity kufel. Ten sam przeciwnik po mocnym uderzeniu Alexandra skończył na ziemi, niemalże bez nosa.

- Tam, kurwa! – obaj poczuli na swych ramionach mocny uścisk Adama, który na chwilę przestał wywijać łańcuchem i popchnął ich do rogu, gdzie za przewróconym stołem znalazł miejsce Tyskie. Po chwili dołączyli do niego wszyscy dezerterzy. Niestety, klienci karczmy także – po drugiej stronie, napierając na blat, wymachując pięściami i wrzucając do tej „fortecy” co tylko się da.

Teraz już nie pamiętają, kto w końcu rzucił granat ogłuszający za stół i krzyknął, żeby odwrócić się i zatkać uszy. Potem tylko wybiegli z tego lokalu i, z nieodłącznym piszczeniem w uszach, ruszyli w kierunku nasypu. Olivier i AJ szli, rzecz jasna, ustawieni przez Polaka po dwóch stronach ich grupy…

- Ale było zajebiście… - westchnął jeszcze cicho skinhead.

2012, 3 maj, nasyp kolejowy przy granicy Ukraińsko-Białoruskiej
8:29

Billy Ray za namową Rumuna postanowił dać jeńcowi spokój. Spokój, żarcie i papierosy, konkretyzując. Początkowo patrzył się niepewnie na dary od nowych podejrzliwie, z resztą, nic dziwnego. Potem jednak prędko zaczął jeść kawał mięsa jelenia opieczonego porządnie dwa dni temu nad ogniem, zagryzając suchą już bułką i popijając jakimś starym sokiem, do którego dolano odrobinę wódki (żeby się nie zepsuł, jak twierdził Tyskie). Zjadł, zapalił.

Wtem Whiskey zaczął szczekać. Goldstein od razu zauważył powód jego niepokoju. Szereg czarnych kształtów na odległej drodze, gdzieś na granicy widoczności. Tylko jak pies mógłby to zobaczyć…?

Przez lornetkę widać było zdecydowanie lepiej. Dwa transportery opancerzone, ze trzy jeepy z karabinami i może pięć ciężarówek, takich zwykłych, bez szczególnych zabezpieczeń. Czyje? Trudno było określić. Jechały w głąb Rosji, jakby z Kijowa, na pewno z Ukrainy.

- Popatrz… - przekazał lornetkę Traianowi, samemu uruchamiając radiostacje.

Dziwne… To nie była cisza w eterze. Jakby jakieś zakłócenia. Nawet nie zagłuszanie sygnału – po prostu zakłócenia… Ale czemu? Na tak pustych terenach?

- Myślisz, że Rusy? – spytał po chwili Romanowa

- A cholera by ich wiedziała… O, patrz, Billi, nasi idą! – zawołał nagle Rumun, wskazując na nadchodzącego Jacka, a parę minut drogi za nim – resztę grupy.

Gdy po niecałym kwadransie przybyła reszta grupy, wszyscy siedli wokół więźnia i, zastanawiając się nad tym, czyj jest ten szereg pojazdów na horyzoncie, zaczynali rozmawiać o tym, jak i co wydobyć z więźnia…
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 25-12-2008, 23:53   #22
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Mój łeb. Mój pieprzony łeb.
Disparu przeczesał ręką włosy. Powoli dotknął otwartej rany z boku głowy.
Nigdy już nie zdejmę hełmu. Nigdy. Jak mnie ktoś pierdolnie butelką, to się najwyżej lekko porysuje. No chyba, że znów mi go zestrzelą z łba. Kurwa. Pieprzona wojna.
Trzeba to będzie szyć.

Wyciągnął z torby wodę utlenioną, nić chirurgiczną, zakrzywioną igłę i lusterko.
Szybko zdezynfekował ręce, narzędzia i ranę. Opatrywał się chyba z setny raz.
Podszedł do Rumuna.
Jedyny w miarę odpowiedzialny.
- Rumun, weź mi to potrzymaj. Powiedział Aebly podając lusterko. - Tak, żebym widział coś.
- Się robi, Panie Francuz. Odpowiedział wyraźnie rozbawiony Romanov.
Pierwsze dwa ukłucia.
Reszta jakoś poszła.

Odwrócił się i popatrzył na siedzącego AJ.
Też go nieźle urządzili.
Olivier, lekko kulejąc podszedł do niego.
Skinhead zagrodził mu drogę obrzucając zaniepokojonym spojrzeniem.
O pewnie ma ochotę jeszcze powywijać swoim łańcuchem.
Zresztą od kiedy zależy mu tak na utrzymaniu porządku i spokoju?
Płytka narzuciła resztą mózgu nowy program?

- Nie, Biały. Nie ma zamiaru wbić mu noża w nerki.
Uśmiechnął się i obszedł dezertera.
Powoli zbliżył się do pilocika.
- No, panie majorze, jednak coś ta szkółka, Cię wyuczyła. Bijecie się całkiem dobrze, kadecie.
Wyciągnął rękę do AJ.
Latynos uśmiechnął się i serdecznie uścisnął jego dłoń.
- Też dajesz radę, żabko.
Obydwoje wybuchnęli śmiechem.
No pięknie. Jeszcze mnie kuję w boku.

Stanął obok Papieża, obserwującego coś przez lornetkę.
- Nadrabiasz zaległości sprzed bunkrów?
- Nie, nie.. Tam, przy tej drodze jedzie jakiś konwój. Zresztą sam zobacz.
Chyba nie załapał żartu.

Olivier wziął lornetkę i spojrzał na drogę.
Kilka ciężarówek, jeepy i dwa transportery. Nic dobrze wróżącego.
Rzucił okiem na więźnia. Mały człowieczek kulił się pod jednym z drzew.
- Może, ten coś wie?
Pieprzony brak finezji, tak załatwił, że nie ma co się zgrywać.
Olivier złapał jeńca za kołnierz i pociągnął do prześwitu przy, którym siedział zwiadowca.
Przystawił mu lornetkę, do okularów i nakierował na konwój.
- Widzisz pojazdy?
- Ttak.. Tak, widzę.. Odparł przestraszony więzień.
- To teraz, powiedz mi, jak szybko ten konwój miał Cię stąd wydostać?
- Co, co?! Nic nie wiem! Oni nie po mnie! - krzyknął w odpowiedzi jeniec - Ja zwykły urzędnik jestem, nikt inny, a to wojsko jakieś być musi, nasze czy wasze, kto tam ich wie...
Pierdolony ruski urzędnik. Nasze wojsko, do cholery. Nie mam na takie rzeczy nerwów.
Wyrwał mu z ręki lornetkę i odepchnął pod dobrze znane drzewo.

Podszedł z powrotem do Papieża.
- I jak sądzisz, Tyskie? Nasi czy wasi?
Tyskie uśmiechnął się.
- Stąd to powiem Ci szerze, gówno widać.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Mała misja rozpoznawcza na tyłach wroga?
- Jak za moich starych, dobrych czasów? Czemu by, nie, Francuz?
Odparł Polak.
Szybko poderwali się z ziemi i skuleni pobiegli w stronę konwoju.
Dziś powinien być dobry dzień.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 25-12-2008 o 23:56.
Lost jest offline  
Stary 27-12-2008, 06:10   #23
 
Reputacja: 0 Niles Elmwood nie jest za bardzo znanyNiles Elmwood nie jest za bardzo znanyNiles Elmwood nie jest za bardzo znany
Francuz z Polakiem pobiegli w stronę kolumny pojazdów, które obszczekał Whisky.
Billy Ray czuł w kościach, że coś grubego wisi w powietrzu.
"Ruscy, jeniec, konwój, zakłócenia, what the fuck?!" - obrócił się w stronę jeńca.
"Złoto."

- Rayan - zagadnął pod nosem do Traian'a - wiesz co skuteczniej rozwiązuje język niż tortura?
- Chciwość? - podrapał się pod czapką kumpel.
- E... No, ale on i tak nam nie ufa. Na zysk się nie nabierze... - wzruszył ramionami i odpalając papierosa zerkał spod pochylonego czoła na siedzącego cichutko pod drzewem, skutego w kajdanki człowieka.
- To strach rozwiąże mu język... Strach przed torturą i bólem. Ludzka wyobraźnia Rayan czyni cuda, strach ma wielkie oczy...
Goldstein kawałek młodego życia spędził w puszce, później szkolenie najemnika do zadań specjalnych o przesłuchaniach i torturach, na wypadek czy to pojmania wroga, czy też przez wroga, znacznie pogłębiło jego życiową wiedzę.
- Nu ta... - zadumał się Rumun zagryzając górną wargę. Zmrużył oko, spojrzał na więźnia, splunął na ziemię i pokiwał w milczeniu głową.

Billy Ray podszedł spokojnym, lecz zdecydowanym krokiem do drzewa, w cieniu którego jeniec spokojnie obserwował każdy ruch zbliżającego się dezertera. Legionista miał w tym momencie wszystko głęboko w dupie. W głowę zachodził jakim kretynem trzeba być, żeby odstawiać szopki przed tym kolesiem na oczach całej karczmy, podając się za wywiad NATO? Mało tego, żeby wdać się w mordobicie z miejscowymi, kiedy już wystarczyło odwrócić się na pięcie i z uśmiechem "daswidania" pożegnać wioskę. Nie znosił palić za sobą mostów. Był spalony w stanach od lat, od niedawna ściga go Legia, która zastąpiła mu drugi dom... Mógł zrozumieć, że Pielęgniarka ma czapkę z daszkiem, tak jak Łysy ma płytkę, ale po Meksyku się tego nie spodziewał. W końcu to Pilot, a takich Desantowiec zwykł darzyć jakimś tam szacunkiem. Jedynie Jack zaimponował mu trzeźwością umysłu zajmujac się oficerem. Billy Ray'emu było już wszystko jedno. Gdyby chociaż był tu Stary, w tego ręce mógłby dalej składać swój los, jak to czynił przez ostatnie wydarzenia. A teraz liczyło się tylko złoto, gruba forsa na operację dla Peggy Sue... Wszędzie dokoła otoczony bandą dowcipnisów i pajaców. Po raz pierwszy od dawna był śmiertelnie i poważnie, cholernie rozgoryczony i zły.

- Wstań!- rzucił krótko Goldstein, co więzień posłusznie uczynił.

Legionista z kieszeni wyciągnął linkę i solidnie przywiązał zdziwionego mężczyznę do pnia rozłożystego dębu.

- Ja mówiłem już... - zaczął niepewnie, ale grzecznie i przekonywająco wiązany facet - urzędnik jestem, nic nie wiem, słowo.
- Jasne. - uśmiechnął się z zagryzionym filtrem Billy zapinając mu szczelnie usta paskiem wojskowym.
- Nie wiem co to za wojsko. Nic nie wiem. - bełkotał kneblowany.
- O złocie też nie wiesz nic? - zagadnął Billy Ray rozpinając kurtkę. - Ale wiesz co? Nie ważne... I tak powiesz... - ciągnął z uśmiechem rozbierając się do białego podkoszulka. - Lubisz muzykę? - zapytał wyciągając mp3 playera.
- E... Y hym!- kiwnął potakująco przesłuchiwany kompletnie zbity z tropu.
- Ja też. - uśmiechnął się Legionista pstrykając w przyciski urządzenia. - Posłuchaj sobie. Fajna muza! - powiedział bezceremonialnie wtykając w uszy jeńca słuchawki, a player wsuwając mu do kieszeni.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xMrm7ZQ0aMA[/MEDIA]

Przesłuchiwany zbladł na pierwsze dźwięki linii melodycznej. Goldstein wiedząc, że tamten zakumał aluzję zaczął wesoło pląsać wczuwając się w ciemno w rytm muzyczki, którą jak dotąd słyszał tylko więzień.
Po chwili wyciągnął z cholewy wojskowego buta komandoski nóż i bawiąc się nim w słońcu, tanecznym krokiem zbliżył się do przerażonego człowieka, którego oczy powiększały się do granic wytrzymałości. Billy Ray czubkiem noża ostrożnie wydłubał mu słuchawkę z lewego ucha szepcząc beztrosko.

- Wiesz, zawsze chciałem to zrobić. - z szelmowskim uśmiechem złapał go za lewe ucho i potargał nim chwilę bawiąc się emocjami tego, któremu w tym momencie wystąpiła w kroczu duża, powiększająca się po spodniach mokra plama.

Na ten widok Goldstein, z poważną miną wetknął sobie luźną słuchawkę, wczuwając się w piosenkę, a nożem kreśląc esy-floresy przed nosem rozdygotanego, usiłującego krzyczeć spod skórzanej opaski, ciężko dyszącego mężczyzny. Urżnie mu ucho jak nic, jeśli tamten będzie na tyle głupi by ściemniać, albo sprzedawać mu jakieś głodne kawałki.

- Przekonaj mnie, żebym tego nie zrobił. - powiedział lodowatym głosem zdecydowany na wszystko Amerykanin i nożem ściągnął pasek z ust jeńca.
 

Ostatnio edytowane przez Niles Elmwood : 27-12-2008 o 06:32.
Niles Elmwood jest offline  
Stary 28-12-2008, 14:19   #24
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Podniósł rewolwer z ziemi i dokładnie obejrzał. Przetarł rękawem bluzy, zabrudzenia od ziemi i odczytał numery seryjne. – O kurwa – wyszeptał do siebie – oryginał, ale skąd ten rosyjski pies gończy mógł go mieć?


- ""Wiem o czym myślisz śmieciu: "Strzelił sześć razy czy tylko pięć?" Szczerze mówiąc, w tej całej zabawie straciłem rachubę. Ale zakładając że to Magnum.44, najpotężniejsza broń krótka na świecie, może elegancko odstrzelić ci głowę... musisz sobie zadać pytanie: "Czy mam dziś szczęście?" Masz śmieciu?"" - zarecytował na głos ulubiony tekst z filmu... ruski nie miał dziś szczęścia...






- Zachciało Ci się zgrywać „Brudnego Harry`ego”? Za cienki w uszach jesteś kolego, to gnat dla twardzieli, a nie idiotów o słabych nadgarstkach
- szydził zrzucając z trupa resztki sracza.

Kule dosięgły klatki piersiowej bardzo blisko serca, Rangers pochwalił się w duchu za celność. Przewrócił trupa i zaczął przeszukiwać jego kieszenie w poszukiwaniu dokumentów, broni, amunicji czy czegokolwiek, co mogło mu się przydać.

Znalazł trochę amunicji, przepisowy pistolet radziecki – „tetetkę” – od razu wyrzucił go w krzaki, widział już jak parszywie może załatwić mechanizm spustowy rękę niewprawnego strzelca, a on nie miał najmniejszej ochoty używać tego szajsu.

Przejrzał dokumenty i legitymację mężczyzny…Pyryt Władysław, stopień oficerski, z moskiewskiej jednostki specjalnej, oprócz tego miał przy sobie jeszcze polecenie wyjazdu służbowego do Wilna. „Jakim cudem ptaszku znalazłeś się tak daleko od Wilna? Białoruś to nie Litwa… chyba nie tylko my mamy chętkę na to złoto…”


*****

Wymknął się z wioski niezauważony przez nikogo. W sumie dla niego nie było to nic trudnego… całą karierę szkolono go jak stawać się niewidzialnym, jak operować głęboko za liniami wroga i nie dać się złapać, czy zabić. Tyle, że to co teraz działo się na froncie było totalnym szajsem i pomieszaniem. Nie było klasycznej linii frontu, jak się było nieostrożnym, to dupę mogli Ci odstrzelić zarówno Rosjanie, jak i oddział Sił Specjalnych, który został wysłany w głąb wrogiego terytorium. Oni byli Dezerterami, a to oznaczało, że obie strony traktowały ich jak wrogów, nie było przyjaciół, umów, konwencji czy aliansów, każdy mógł ich wystrzelać jak pierdolone kaczki bez mrugnięcia okiem.

No cóż wiedzieli na co się decydowali, choć Jack nie przypuszczał, że ich plan się spierdoli na samym początku. „Rzeczywiście, cholera nie poszło nam jak kurwie w deszcz”. – miał na myśli śmierć Starego i odcięcie od ich kontaktu.

Teraz ta sprawa z tym ruskim więźniem, „ZŁOTO” – te słowo kołatało mu się w czaszce jak synonim zbawienia, a przynajmniej wyciągnięcia z tego gówna w którym siedzieli. Nie mogą tego też spieprzyć.

*****


Wychynął ostrożnie z lasu zmierzając w kierunku nasypu, którym tutaj trafili. Miał nadzieję, że chłopaki niczego nie spieprzyli i znaleźli się w komplecie w umówionym miejscu. Po chwili zauważył ich i podniósł rękę w górę, dając znać że to on, bo ten cholerny Białas zapewne ucieszyłby się mogąc go rozwalić „przez pomyłkę”.

Nie zastał wszystkich w komplecie. Był tylko AJ, Goldstein, Rumun i Białas, brakowało Tyskiego i Oliviera, oprócz tego wszyscy pozostali byli posiniaczeni. Ich jeniec siedział w środku ze spuszczoną głową...

- Co to kurwa piknik? - zapytał cicho. – Co wam się stało, AJ dlaczego masz rozwalony łeb? Co tam się stało w knajpie? Ruscy?

- I gdzie Papież i Olivier? Jeszcze nie wrócili?

Rumun wskazał mu na lornetkę i konwój. Przyjrzał się z bliska kolumnie samochodów…Kto to jest i co wiezie?

- Goldstein sprawdzałeś nasłuch? – zapytał desantowca… był specem znał się na swojej robocie, na pewno to zrobił.

- Tak, nic nie słychać konkretnego, same zakłócenia… nie wiem kto to.

- Ale gdzie Tyskie i Francuz?

- Poszli tam, głuchy jesteś brudasie? –odwarknął skinhead.

- W stronę konwoju? I nic nie zrobiliście? Tyskie sam na to nie wpadł, nie jest głupi. Jak wrócą to Papieżowi trza będzie skopać dupę bo przestał myśleć cholera, ale tego pierdolonego żabojada to ktoś musi zastrzelić, co im kurwa strzelił do łbów? I od kiedy medyk bierze się za zwiady? Szlag by ich trafił…kurwa mać no!!!

Wzrok meksykanina spoczął na jeńcu… Właśnie zajmował się nim Goldstein, przywiązał delikwenta do drzewa podał mu emeptrókę, szykując przy tym wymownie nóż bojowy.

Chciał powiedzieć, więźniowi coś zanim Desantowiec odetnie mu ucho, wtedy byłoby to już niemożliwe. Przeszkodził na chwilę Legioniście w jego rozrywce, mówiąc do więźnia.

- Stary jesteś w gównie, większym niż Ci się zdaje. Z tego co widzę Ruscy mają na Ciebie chrapkę i skończysz z kulą w potylicy, jak już nie będziesz im potrzebny, oni tak mają w zwyczaju. Albo śpiewasz jak na spowiedzi księdzu i idziesz z nami, czyli stajesz się częścią ekipy, albo doraźnie Cię załatwimy by nie taszczyć twojego dupska przez te cholerne lasy i stepy? Wybieraj szybko, masz czas aż tamci nie wrócą. Potem zajmie się Tobą Goldstein... ale nie wiem czy tego chcesz?


Wstał i zapalił papierosa… co za pojebany dzień, a miało być tak zajebiście.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 30-12-2008 o 18:37.
merill jest offline  
Stary 30-12-2008, 11:02   #25
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Bitka przypominała dawne czasy w dzielnicy, tam czasami też się to kończyło. Zresztą parę razy i w wojsku zdarzyło mu się napieprzać, nic wielkiego ... bardziej jak pojedynki. Często przymykano na to oko. Oficerowie czasami musieli sobie wyjaśnić pewne sprawy, byle nieodpowiednia osoba się nie dowiedziała i było dobrze.

A on potrafił sobie poradzić w walce ... cholera był niezły, taka dzielnica daje wychowania, a potem szkoła dołożyła jeszcze do tego. 4 lata w cholernej szkole Sił Powietrznych zapieprzał jak szalony ...

Na szczęście w walce nie straciła zbyt wiele .... był poobijany, trochę obolały, ale nie najgorzej. Wszystko minie. Szybko sprawił sobie zimne opatrunki, żeby nie mieć zbyt dużej opuchlizny.

Gdy podszedł do niego Francuz był gotowy w razie czego się bronić, ale Oliver przyszedł się pojednać. Alex zaśmiał się krótko, w sumie czemu nie? Nie stało się nic wielkiego. Poza tym Disparu okazał się całkiem niezły w walce, nie wiadomo co jeszcze ich czeka w tej walce.

Gdy tamci zniknęli na zwiadzie, obserwował poczynania Billy Raya z więźniem. "Ta obetnij mu ucho na pewno to coś da"

-Billy! Zostaw go w ten sposób nie wyciągniesz od niego wszystkiego, wykrzyczy ci jakieś mało potrzebne informacje. Zostaw go mi, wiem co nieco o metodach przesłuchania -

Oczywiście uczyli ich o wszystkich ... przy zastrzeżeniu, że niektóre "nie mogą" zostać wykorzystane ze względów prawnych ... ale tutaj tym się nie musiał przejmować.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 18-01-2009, 16:32   #26
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
2012, 3 maj, nasyp kolejowy przy granicy Ukraińsko-Białoruskiej
9:12


Twarz więźnia była blada jak… No właśnie, jak co? Bo nawet najbardziej biała ściana nie dorównywała mu w tym trupim kolorze. Jego oczy, powoli wychodzące z orbit, wodziły to za nożem Billy’ego, to spoglądały na twarz Jacka, by po chwili wgapiać się w AJ... Nóż był coraz bliżej ucha, popiół z papierosa powoli opadał na jego głowę, rozprostowującego palce pilota. Wszystko było coraz bliżej, coraz szybciej, coraz bardziej…

- Ty, ja cię lubię. Ale oni nie bardzo. Ja ci powiem jedno – ty lepiej gadaj… - wyszeptał do ucha jeńca nagle Rumun, który niewiadomo skąd nagle pojawił się za jego plecami.

Po chwili Whiskey z nienawiścią wyszczerzył kły i zawarczał.

I tego było już za wiele. Mężczyzna wybuchnął płaczem, krzykiem, jękiem. Goldstein na chwilę jeszcze go zakneblował. Zebrani dezerterzy spojrzeli po sobie. No, to czas na opowieść.

Szybki ruch uwolnił usta urzędnika.

- Ja będę już mówił! Ja będę mówił! Będę! – wykrzyczał.

- No, to gadaj. – warknął Jack

- Transport… Tak, jest transport, z Ukraińskim złotem, jedzie! Do Moskwy, z Kijowa, ruszył wczoraj, ale nie dojedzie prędko – ta cała biurokracja, wszędzie transport będzie ważony, plombowany na nowo, kierowcy na noc zatrzymują się w określonych bazach… Jadą na Krym, tam w Jałcie dołączają do konwoju jeszcze dwie ciężarówki, łącznie osiem wjedzie do Moskwy… Nie róbcie mi niczego! Zostawcie! Błagam… - wydyszał urzędnik

- Nu, to kiedy mają zajechać do Moskwy te wasze samochodziki? – spytał po chwili milczenia Rumun

- Dwanaście dni… Piętnastego maja. Ale to nie takie samochodziki… To ogromne, pancerne wozy, nawet broń przeciwpancerna nie powinna zrobić im wielkiej szkody… Opony wypełniane, wewnątrz zapas tlenu na wypadek użycia broni chemicznej i w każdej ośmiu chłopa, a poza tym jadą z nimi cztery wozy pancerne, jak czołgi, jak ogromne czołgi! Tylko na kółkach… Te ciężarówki to twierdze, jak średniowieczne zamki, nie do zdobycia bez całej armii… Sam je projektowałem…

- I dlatego ten ruski śmieć cię porwał!? – wrzasnął Biały, wyraźnie chcąc przyłączyć się do przesłuchania.


- Tak… To znaczy nie! To znaczy… Chodzi o to, że on myślał, że ja mu rozrysuje schematy całego pojazdu, a on z jakimiś swoimi ludźmi trafi na jakiś słaby punkt… Ale przecież ja byłem jednym, jednym z setki, co to projektowali! Ja mogę wam podać trasę, ja mogę opowiedzieć o wozie, ale schemat to ja znam rur wydechowych! Ja naprawdę nic więcej nie wiem!

- A wiesz, gdzie jest ktoś, o kim wiesz, że on wie o tym, o czym Ty wiesz i wie o innych rzeczach o których Ty wie… - przerwał na chwilę Billy, powoli gubiąc się między słowami, do czego dorzucał się też jego niezbyt dobry język rosyjski – No, kurwa, gdzie są inni!?

- Są, są! Białoruś, miasto Rzeczyca, tam jest jednostka wojskowa, w której urządzono jedno z dwóch punktów nadzorujących - drugi jest w Moskwie… Tam możecie się dowiedzieć wszystkiego, tylko jakoś musicie się dosta…

- Jakoś się dostaniemy. – mruknął AJ, kneblując jeńca i, po przerzuceniu sobie jego wątłego ciała przez ramię, na drugie zarzucił plecak. Nie ma co zwlekać, trzeba iść na Rzeczycę, wcześniej łapiąc tylko Papieża i Oliviera.

12 dni. Osiem transporterów ze złotem. Tony, tony złota…

***

2012, 3 maj, las przy granicy Ukraińsko-Białoruskiej
9:21

Przedzieranie się przez las, nawet ten niezbyt gęsty, nigdy nie należało do rzeczy przyjemnych, szczególnie gdy robiło się to w biegu. W towarzystwie Papieża było to jednak przeżycie zdecydowanie ciekawsze i dużo, dużo łatwiejsze. Olivier kiedyś czytał o podobnych zwiadowcach – ale to były wspomnienia odkrywców i podróżników i opisy wędrówek po dżunglach wokół Amazonki. A Polak, podobnie jak tamtejsi Latynosi i Indianie, w biegu, z fachem w ręku, ciął kolejne gałązki i krzaki, które stały im na drodze, posługując się przy tym czymś, co w Ameryce Południowej nazwano by maczetą. Z tym, że tam wszystko, co ma ostrze i jest zrobione ze stali nazywa się maczetą…

- Zaraz wyjdziemy na drogę. – odezwał się nagle zwiadowca. Skąd on to wiedział, Francuz nie miał pojęcia. Nie raz przedzierał się przez podobne okolice, znał się już trochę na przetrwaniu w lasach i puszczach, ale skąd można wiedzieć, gdzie kończy się las, jeżeli nie robi się rzadszy, nie słychać samochodów i nie widać asfaltu!?

A jednak, po paru chwilach stanęli na granicy lasu, a raczej na granicy przerwy w nim – poza może metrowym poboczem i wylanej lata temu asfaltem drogi, widać było nadal tylko las.

- Przejechali… - stwierdził Aebly

- Nie. Dopiero jadą. – znów z pełnym satysfakcji uśmiechem stwierdził Tyskie.

I miał racje. W parę sekund później dżipy i ciężarówki przejechały obok nich, wyjątkowo powoli – widać niepewni byli starej, opuszczonej drogi. Nie miały żadnych oznaczeń. To znaczy, teraz nie miały – kiedyś z pewnością należały do którejś z militarnych organizacji, wszelkiego rodzaju emblematy zostały bowiem zamazane sprejem o innym kolorze, niż reszta karoserii czy materiału na naczepie ciężarówek.

Kolejne słowa wypowiadane stanowczo za głośno przez pasażerów pojazdu powodowały, iż strach wśród dezerterów narastał. Wiedzieli o złocie. Byli stąd. A to mogło oznaczać tylko jedno… Gdy po chwili zaczęli mówić o jakimś oficerze, Olivier i Adam doskonale wiedzieli już o tym, że Jack kropnął albo ich szefa, albo kamrata. A to oznaczało jedno… Trzeba stąd jak najszybciej spierdalać.

I to też zrobili.
***

2012, 3 maj, las, w drodze do Rzeczycy
9:42

W promieniach wciąż porannego słońca grupa dezerterów ruszyła z nasypu, by po paru minutach marszu zetknąć się z pozostałą dwójką. Po krótkiej rozmowie wyruszyli na północ. Tam, według słów bacznie pilnowanego przez nich jeńca, czekał na nich pierwszy klucz do ogromnego skarbca pełnego złota…


Koniec odcinka drugiego.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 21-01-2009, 19:11   #27
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Bad Company
S01E03
„What the fuck!?”

2012, 3 maj, las, w drodze do Rzeczycy
19:25


Dwanaście dni. Dopiero w tej chwili dezerterzy, do tej pory nieznający słowa „pośpiech”, zaczynali rozumieć wagę czasu. Oczywiście, ich jeniec później uściślał, że to „czas minimalny”, jeżeli gdziekolwiek wystąpią działania wojenne trasa będzie zmieniana albo transport będzie zawracał do konkretnej bazy. Jeżeli ktoś dokona próby przejęcia wozów, zakończonej niepowodzeniem, będzie podobnie – powrót, przegląd zawartości, ocena uszkodzeń przez biegłych, plombowanie itd., itp... Rusom się nie śpieszy, Rus poczeka – taka ich mentalność, ot co.

Mimo to wszyscy zaczęli coraz częściej rozmawiać o jakimś środku transportu. Nawet nie musieliby go kraść, każdy ma trochę dolców i rubli, kupiliby jakiegoś zdezelowanego vana… Ze Starym było inaczej, z nim to nie było potrzebne – i tak wędrowali jego skrótami, zawsze bezpiecznymi… No, prawie zawsze. Jeden nie był…

Ale teraz – co im grozi przesiąść się w coś bardziej praktycznego? Czasu mało… Szczególnie, że niebawem skończą się urokliwe lasy, a zaczną się stepy i bory, w których nawet Tyskie będzie czuł się niepewnie...

Wędrując dalej, rozmyślali.

***
2012, 3 maj, obwód Kaliningradzki, rosyjska baza rakietowa
20:20

Groźby prezydenta Miedwiediewa i rządu premiera Putina spełniono zadziwiająco szybko. Mówiono „Tarcza antyrakietowa w Polsce? To rakiety w Kaliningradzie!”. Mówiono i słowa te spełniono. Jeszcze zanim instalacje dla antyrakiet GBI zostały oddane do użytku w Polsce, przy jej granicy już powstała baza z rakietami RS-24, rzekomo zdolnymi do pokonania każdej tarczy. Zresztą, w 2012 antyrakiet w Polsce było ledwie 10, a w samym obwodzie Rosjanie przygotowali 50 bolesnych niespodzianek…

Na doskonale zabezpieczonym lądowisku osiadł potężny, uzbrojony helikopter. Wszyscy żołnierze wiedzieli, że będzie to ktoś ważny. Ale nikt nie zapowiadał swojego przybycia…

Spokojny, starszy facet – pomyślałby każdy. Potem zobaczyłby ordery. Potem zorientowałby się, że to generał. A na końcu, że to generał Sorovnikow. Jedna z niewielu osób, których bał się prawie każdy żołnierz. Stary choleryk z grupą żołnierzy, która idzie za każdym jego rozkazem. Ulubieniec Breżniewa, służył już za jego czasu. Człowiek, który w jednej z ankiet na rosyjskim pop-politycznym portalu dostał 97 procent głosów w ankiecie dotyczącej prawdopodobieństwa rozpoczęcia zamachu stanu.

- Generale! Melduje, że… - tutejszy major zasalutował, stając na drodze generała i jego chłopców. Po chwili rozległ się dźwięk towarzyszący otwieraniu bramy, a potem z rykiem silnika na dziedziniec bazy wjechały dwa transportery opancerzone, z których wyskakiwali kolejni komandosi generała.

- Wypierdalać stąd. Przejmujemy tę placówkę. – wrzasnął Sorovnikow

- Ale rozkazy…

- A w dupie mam rozkazy!

- Nie… Ja nie mogę. Mamy obowiązek kontrolowa… - nie dokończył major, gdy seria z karabinu jednego z komandosów zapewniła mu kilkanaście dziur w brzuchu.

Żołnierze oddelegowani do ochrony bazy rakietowej z przerażeniem spoglądali po sobie. Sorovnikow zaś doskonale wiedział, że w tym momencie dopuścił się zbrodni wojennej, za którą dostanie kulkę w łeb. Albo kolejny order. Zależnie od wyniku jego działań. W Rosji wszystko od tego zależy…

- Koniec zabaw. Technik! – po chwili do dowódcy podbiegł jeden z żołnierzy – Uzbroić rakiety. Równo o północy mają wylecieć. Pięć w Polskę, osiem w Niemcy, pięć we Francję. Tak na dobry początek. Niech zobaczą, co jest warta ich tarcza, jak liczą się dla nas ich traktaty…

A potem zniknął w jednym z pomieszczeń, a na dziedzińcu rozpoczęła się pacyfikacja wciąż zszokowanych dawnych „opiekunów” bazy…




***
2012, 3 maj, las, w drodze do Rzeczycy
22:11


Niedługo będą musieli odpocząć. Maszerują szybciej i dłużej, ale w końcu padną. A do Rzeczycy mogą dojść już jutro, w nocy, więc muszą być wypoczęci. Ale nikt nie chciał proponować snu, nikt nie chciał zmniejszać swojej szansy na położenie łap na złocie. Bo, nie zważając na przeciwności, część z dezerterów była już pewna, ze tony sztabek należeć będą tylko i wyłącznie do nich.

- Dobra, tu chyba możemy się zatrzymać. – oznajmił w końcu Billy, a reszta z radością na to przystała. Czekali na tę propozycję.

Gdy po chwili wszyscy zrzucili na ziemię bagaże, a Rumun zabrał się za rozpalanie małego ogniska, Tyskie zawołał:

- Ktoś tu idzie!

Na raz wszyscy chwycili swe bronie i odbezpieczyli. Whiskey pochylił łeb i zawarczał, w swoim mniemaniu groźnie. Chwila trwała, trwała i trwała, po chwili wszyscy już słyszeli kroki zbliżających się tu ludzi… Ludzi!?

- Ja pierdolę, żywe trupy! – wrzasnął nagle Rumun

- ZOMBIE! Kuuuuurwa! – potwierdził Biały

Co?! Jak!? Skąd!? Przecież to nie istnieje! Co-to-tu-robi!?
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 11-02-2009 o 18:13.
Kutak jest offline  
Stary 27-01-2009, 22:23   #28
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
"Co to ma być do kurwy nędzy?" przebiegło przez głowę pilota, pytanie które chyba zadawali sobie wszyscy. Poprawił chwyt na swoim pistolecie, wszystko to było jakieś nierealne. Przecież takie rzeczy nie zdarzają się w prawdziwym życiu. To nie jest jakieś pieprzone Hollywood, to jakiś las na Białorusi!

Chwycił jeńca za ramię i podniósł z klęczek, na które ten padł, gdy usłyszał głosy dwójki dezerterów. Urzędas był przerażony, co oznaczało, że mógł popełnić jakąś głupotę, co wcale nie podobało się Alexowi. Błędy mogły ich kosztować życie. Zresztą pilot nie mógł uwierzyć w to co widział. To były chyba jakieś jaja. Masowe halucynacje? Nażarli się jakiś miejscowych grzybków, albo spalili w ognisku jakiś miejscowy odpowiednik szałwi i dostali widzenia, jak cholerni indiańscy szamani? Co to miało być?!

AJ zbliżył się z jeńcem do reszty grupy i rzucił go na ziemię przy reszcie grupy. Facet nie miał sił protestować. Nogi miał jak z waty, siedział z rozdziawionymi ustami i wpatrywał się w zbliżającą się grupę. Zresztą dawno już udowodnił, że nie miał jaj. Pomagał im i być może zasługiwał na trochę lepsze traktowanie, ale z drugiej strony, w momencie w którym przestałby być potrzebny i zaczął stawać się zagrożeniem i obciążeniem, to ktoś musiałby go sprzątnąć. Były Major USAFu wiedział, że dowódca musi się czasem robić dla swoich ludzi straszne rzeczy, aby ich uratować. Może w tej grupie nie było dowódcy, ale młodszy Ortega, spędził kilka lat na uczelni oficerskiej, zaczął czuć się odpowiedzialny za tą grupę, tak jak kiedyś za swoich podwładnych ... przede wszystkim miał odpowiedzialność wobec swojego brata, wiedział, że zrobi dla niego wszystko.

Teraz pochylił się nad urzędnikiem -Siedź tu i się nie ruszaj, jeżeli nie chcesz skończyć jako pierdolona zagrycha - powiedział płynnie po rosyjsku. Opłacało się uczyć tego języka. Jakby wiedział, że kiedyś może trafić w takie miejsce. Pilot mimo niesprzyjających okoliczności uśmiechnął się i wyprostował.

Wzrokiem odszukał swojego brata -Jack?! Co to ma być remake "Nocy Żywych Trupów?" - nakierował swój pistolet na figury. To nie było możliwe. Nie w normalnym działającym świecie. To nie mogły być zombi. Żywi ludzie ... których dotknęła jakaś klęska. Ofiary jakiś eksperymentów czy obozów? Nie wiedział tego, ale musiał zachować jakieś resztki rozsądku. Dlatego krzyknął po rosyjsku:

-Ręce do góry i nie ruszać się bo będziemy strzelać! Paniemiali? - miał nadzieję, że zrozumieją i posłuchają, ale cóż jeżeli nie to będzie "rzeźba"
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 31-01-2009, 19:44   #29
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Krok, za krokiem. Krok, za krokiem.
W miarę upływu czasu szansa na przeżycie każdego z nas spada do zera.
Krok, za krokiem. Krok, za krokiem.
Disparu przyglądał się, przez ramię spętanemu jeńcowi.
Mężczyzna nerwowo rozglądał się na boki. Ich oczy spotkały się. Przestraszony wzrok opadł na czubki butów.
To jest złe. Cholernie złe. Banda pieprzonych, pozbawionych finezji psycholi.. Skutecznych psycholi.
Idziemy do Rzeczycy. Po to pieprzone złoto. I wtedy już daleko od tego syfu. Bliżej Jacqueline.
Jacqueline.
Jestem odrzuceniem. Jestem gniewem. Jestem ściskiem w żołądku.
Budzisz się rano, czując, że nie jesteś nikomu potrzebny.
Nikt na Ciebie nie czeka. A twoje życie streszcza się w zapisanej kartce i rysunku, spoczywających w kopercie na samym dnie torby.

Disparu zatrzymał się, zrzucił z siebie plecak, uklęknął i zaczął czegoś intensywnie w nim szukać. Reszta obojętnie zajmowała się własnymi sprawami.


- Ja pierdolę, żywe trupy!
Disparu poderwał się na równe nogi.
Broń.
Jednym skokiem był przy drzewie, o które oparta stała jego MP-piątka.
Rozejrzał się po polanie, tonącej w mroku majowego wieczora.
Są wszędzie.
W absolutnej ciszy, powoli stąpając, w stronę dezerterów nadchodziły ciemne kształty.
Szczęk odbezpieczanej broni.
- ZOMBIE! Kuuuuurwa!
Olivier cofnął się kilka kroków.
Otoczyły nas. Nie damy rady. Co tu się, kurwa dzieje?!
Disparu oparł się plecami o Tyskie.
- Tyskie, co to.. Co to, do cholery ma być? Przerażony szept.
Sekunda, goniła sekundę.
- Nie wiem, kurwa.. Nie wiem. Trzymaj się Francuz..
Aebly podniósł karabin do oka. Muszka rozdzielała głowę najbliższego potwora na pół.
- Ręce do góry i nie ruszać się bo będziemy strzelać! Paniemiali?

Palec głaskał spust.
W miarę upływu czasu szansa na przeżycie każdego z nas spada do zera.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 31-01-2009 o 21:14.
Lost jest offline  
Stary 03-02-2009, 23:01   #30
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Mgła podnosiła się wśród rzadkiego poszycia lasu. Wszyscy padali z nóg. Przebyli piechotą niezły dystans,bolały mięśnie, nogi były poobcierane od ciężkich wojskowych butów. Zatrzymali się w sporej odległości od mieściny.

Jutro zapowiadała się niezła ropzpierducha, więc musieli trochę się zregenerować.


Pierwszy zauważył i usłyszał ICH Tyskie.Wyszli z lasu, wyłonili się z pomiędzy drzew niczym zjawy. I tylko głuchy odgłos uderzających o ziemię stup. Sztywni niczym figury woskowe, trupiobladzi.

- Ja pierdolę, żywe trupy! – wrzasnął nagle Rumun

- ZOMBIE! Kuuuuurwa! – potwierdził Biały

Skinhead wyglądał na naprawdę przestraszonego. Jack obserwował jak zbliżają się do nich. Cała ekipa była już w pogotowiu, broń odbezpieczona... czekali na dogodny moment.

-Jack?! Co to ma być remake "Nocy Żywych Trupów?"

- Nie wiem AJ, ale to wygląda kurewsko realistycznie.

Alex zawołał do nich po rosyjsku:

-Ręce do góry i nie ruszać się bo będziemy strzelać! Paniemiali?

Zważywszy, że nie zatrzymali się nawet na chwilę, odpowiedź była chyba prosta.

- Alex dawaj szybko M4.

Młodszy Ortega rzucił karabinek szturmowy wprost w jego ręce.

Rangers szybkimi, wyćwiczonymi ruchami załadował granatnik podlufowy i wycelował w stronę zbliżających się istot. Tylko Ci, którzy stali najbliżej zauważyli charakterystyczne barwne oznaczenia na grancie 40 mm. To oznaczało tylko jedno: fosgen.

- Burn motherfuckers!!! - wycedził przez zęby i położył palec na spuście.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172