Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2008, 14:01   #18
Solis
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
Drakkan z Virbellsundu był głodny. Zły i głodny. Zły i głodny i rozdrażniony. Zły i...
Ech, szkoda gadać. Kilka setek mil na własnych nieprzyzwyczajonych do tak długich wędrówek kończynach. Z przyjemnością obserwował zmieniający się klimat. Rozkoszne słońce dające nie tylko światło, a o dziwo i ciepło. Ciała niewiast w coraz lżejszcyh sukniach, jakże innych od kożuchów zwyczajowo pozwalających przetrwać w Lodowcowych Górach.
Już wiedział, że kocha północ, że jest stworzony do życia w cieple.

Solace ze swym gwarem zrobiło na nim korzystne wrażenie. Wieczór ciepły niezwykle, oszałamiał i kusił aromatami, barwami, widokiem niezwykłych drzew ze śladami platform mieszkalnych.

Ciążyła mu ta podróż. Kolosalne przestrzenie jakie pokonywał dla kaprysu? Ułudy? Raistlin... przeklęte imię, jakie słychać było nawet w wyciu wichru między graniami tworzącymi kotlinkę, mieszczącą jego rodzinną osadę. Raistlin, który niósł nadzieję.
Nadzieję, jaka była niezbędna. Martwił sie o swoich ludzi, martwił o kłopoty z przeżyciem w skalistych pokrytych tundrą terenach. Bez magii... Właśnie.

Czuł się kaleką. Bez pomocy Sztuki, nie umiał pomagać w polowaniach, nie umiał zapędzać zwierzyny, gorzej tropił... Lenistwo. To popchnęło go paradoksalnie do działania. Gdyby nie było ludzi leniwych, to po dziś dzień tarlibyśmy mąkę w ręcznych żarnach, a nie młynach, jak mawiała starsza osady.

Zapach... nagle i nieoczekiwanie zakręciło mu się w nosie. Bogaci mieszkańcy Solace używali przypraw do pieczenie, nadając nutę rozkosznego szaleństwa potrawom. Karczma bez dwu zdań. Gdzie karczma tam i na pewno zadowolenie.

"Ostatni dom" witał gwarem. Wąskie wejście bez trudu wpuściło szczupłą sylwetkę obwieszona mieszkami, woreczkami, amulecikami... Mimo to nie wyglądającą wcale niepoważnie. Błysk wodnistych oczu, powaga na pooranej bruzdami twarzy, czy moze raczej przerażająca, brzydka kościana figurka Takhisis, z której biło prawdziwe, uchwycone zręcznie zło.

Smokowiec w samym centrum karczmy? Latające pieczenie? Wiszące w powietrzu pytanie?
Rzut oka na stolik przy którym dostrzegł znikającego właśnie Wielkiego Maga Czarnych Szat, otoczonego doborową kompanią niedobranych postaci...
Dostrzegł wszystko, ocenił sytuację, zdołał pokłonić lekko głowę przed znikającym Magiem, widział, zę ten uchwycił jego gest. Obdarzył uśmiechem siedzących przy stole.

- Drakkan Virbellsund, szaman, myśliwy i człowiek wielce znudzony niezmiennie trwającymi zmianami wywołanymi poprzez odmagicznienie naszego życia. - Uśmiech wygładził pobrużdzoną twarz. Szybki unik, by nie stać się celem ni golonki, ni smokowca, dokładniejsze związanie sakiewki, by nie kusić licha zaklętego w tej małej zło...wieszczo sprytnej kenderce. Ukłon damom, magom i ogólnie...
- Witaj kompanijo, to Was właśnie wyśniłem sobie?

Tak oto perspektywa spoczynku i jadła rozwiała wszelką nieufność czy wątpliwości. Brzuch to sędzia surowy. A Drakkan lubił mieć dobre notowania u wszystkich i wszędzie. Oczywiście po to by zrobić z tego jak najlepszy użytek.
 

Ostatnio edytowane przez Solis : 29-12-2008 o 14:40. Powód: lyteroofky
Solis jest offline