Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-12-2008, 10:02   #11
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
-Tak Smokowcze, dobrze myślisz. Twoje życie zależy tylko ode mnie. Jednym słowem mogę cię zabić, nawet bez magii. Ci ludzie boją się mnie...
Na te słowa całym jego ciałem wstrząsnął dreszcz czystego przerażenia. Był w potrzasku skazany na łaskę bądź nie łaskę tego strasznego człowieka. W tej chwili nie marzył o niczym innym tylko o ucieczce, jak najdalej od Raistlina i była to jedyna rzecz której nie mógł zrobić. Arcymag mówił dalej ale jego słowa nie docierały już do Cienia który nerwowo skrobał pazurami blat stołu próbując pozbyć się niezwykle nieprzyjemnego wrażenia. Raistlin był w jego myślach, przeszukiwał je! Wreszcie Arcymag wstał i odwrócił się od nich. Cień nieco odetchnął, tylko po to by podskoczyć na krześle kiedy Raistlin znowu skierował się w jego stronę ze sztyletem w dłoni. Potem Arcymag postraszył gości i zniknął w oślepiającym rozbłysku. Jeśli teraz potrafił takie rzeczy to Cień wolał go sobie nie wyobrażać kiedy magia wróci. Brrrrrr. Zamrugał gwałtownie próbując pozbyć się jaskrawych powidoków które tańczyły mu przed oczami. Ze zdumieniem stwierdził że wraz ze zniknięciem Raistlina zniknął też strach. Wziął kilka głębszych oddechów żeby jeszcze trochę się uspokoić. Wtedy ktoś przemówił:
Witajcie nazywam się Oeras Linhil. Przystajecie na to zadanie? Ja uważam, że powinniśmy podjąć próbę przywrócenia magii. Co wy na to?
Cień puścił te słowa mimo uszu, miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż konwersacja z jakimś elfem, musiał stąd wyjść! Wstał i odwrócił się do tłumu. Groza jaką wzbudzał Raistlin była teraz po jego stronie, jeśli ci ludzie bali się go choć w połowie tak jak on sam to był zupełnie bezpieczny. Podniósł dłoń do pyska i po kolei, dokładnie oblizał każdy ze swoich pazurów. Opuścił ręce i odsunął je od boków pokazując im że nie zamierza sięgać po broń i wcale się na nich nie gniewa. Jego ogon wściekle smagający to w prawo to w lewo mówił coś zupełnie innego. Ruszył przed siebie patrząc mijanym osobom prosto w oczy i zapamiętując ich twarze. Tak na wszelki wypadek gdyby miał kiedyś okazję odpowiednio podziękować im za miłe przyjęcie. Przeszedł już ponad połowę drogi gdy dostrzegł jednego z tych którzy chwilę temu zagrozili mu mieczami, ta gęba nie podobała mu się szczególnie. Jeszcze krok i przeora ją pazurami a potem nie zatrzymując się wyjdzie. Rana nie będzie być może szczególnie spektakularna, ot zwykłe zadrapanie ale musi wystarczyć. Zamachnął się.
 
Piiiink jest offline  
Stary 23-12-2008, 10:54   #12
 
Arcagnon's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumny
Arcagnon słuchał w skupieniu słów arcymaga. Wydawało mu się, że czyta w ich myślach. Inni słuchacze bali się go. I słusznie. Mag słyszał wiele o jego mocy, a wkrótce miał się przekonać na własne oczy, co ten człowiek może zrobić bez magii. Sam czasem czuł krótkie ukłucia strachu, ale po chwili wszystko minęło.
Gdy skończył mówić, wstał, odwrócił się i klasnął w dłonie. Wszystkich na chwilę oślepiło jasne światło, a Raistlin zniknął. Zaraz po tym Arcagnon usłyszał głos. Jego głos... Brzmiał jak nakaz, ale... "Czyżby psionika? On jest psionikiem?! A ten błysk... Ani chyba alchemia".
Ktoś przemówił:
- Witajcie nazywam się Oeras Linhil. Przystajecie na to zadanie? Ja uważam, że powinniśmy podjąć próbę przywrócenia magii. Co wy na to?
Czarodziej nie spodziewał się usłyszeć już niczego, więc był zaskoczony, ale odpowiedział:
- Witam. Arcagnon, mag Czerwonych Szat. Myślę, że samo przyjście tu oznacza zgodę na udział w "wyprawie". Zależy mi na magii. Myślę, że wystarczy wam taki powód. Czekam na propozycje. Od czego zaczynamy?
Smokopodobna istota ruszyła ku wyjściu i napotkawszy wzrok jednego z ludzi zamachnęła się zapowiadając cios. Mag zamknął oczy czekając na dźwięk uderzenia. "Pięknie, kurwa. Pięknie. Spalą go na stosie. Ze względów rasistowskich. Ale... Przecież boją się Raistlina. Eh... I tak go dopadną. Kiedyś..."
 
Arcagnon jest offline  
Stary 23-12-2008, 11:24   #13
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
-Nie słuchałeś mnie uważnie! Czy którykolwiek z was wiedziałby jak otworzyć portal stworzony przez Reorxa bez pomocy kapłana Paladine i mocy samego Paladine, którego nie ma? Czy którykolwiek z was byłby na tyle potężny by tego dokonać?
Słysząc te słowa Faurin zamarł. Chciał cofnąć czas o tą jedną minute aby pytanie nie wypadło z jego ust. Chciał coś zrobić aby nie siedzieć jak kołek w miejscu i wiedząc że ten potężny mag patrzy na niego jak na osobe niegodną by tu siedzieć. Chciał przeprosić, ale co to da. Jego usta wypełniły się lepką mazią którą od razu wypluł na podłoge. Chciał z tąd wyjść
-Jeżeli ja umrę, nikt nie będzie w stanie przywrócić magii, więc jestem jedyną waszą nadzieją.
Odrzucił myśl wyjścia z tego miejsca. Dopiero teraz uświadomił sobie jak ważna jest ta sprawa. Przypomniał sobie swojego małego przyjaciela- myszkę Scirgo, która przez utratę magii straciła również głos.
- Tak nie może być- pomyślał.
Spojrzał jeszcze raz na Raistlina. Stał on przed nimi i zagroził wszystkim obecnym w oberży aby zostawili nas wszystkich w spokoju. Motłoch wtedy zamarł. Cóż za potęga od niego bije. Blask jego mocy oślepia go dogłebnie. Po chwili klasnął w dłonie i zniknął. Faurin usłyszał jeszcze trzy słowa, toczące się jak poranna mgła, jednak na tyle głośne i wyraźne aby odbiły się echem w jego uszach:-Nie zawiedźcie mnie...
Wszyscy siedzieli w ciszy jakby namyślając. Po chwili wstał elf i powiedział:
-Witajcie nazywam się Oeras Linhil. Przystajecie na to zadanie? Ja uważam, że powinniśmy podjąć próbę przywrócenia magii. Co wy na to?

No tak. Przecież my się nie znamy. Skinoł delikatnie głową w kierunku Oerasa. Nagle zauważył dziwne zachowanie smokowca. Wstał i ruszył w kierunku drzwi. Nie wiedział co się stało potem gdyż zamachnoł się i nie dostrzegł co się działo dalej.
Wstała kolejna osoba. Mag Czerwonych Szat.
- Witam. Arcagnon, mag Czerwonych Szat. Myślę, że samo przyjście tu oznacza zgodę na udział w "wyprawie". Zależy mi na magii. Myślę, że wystarczy wam taki powód. Czekam na propozycje. Od czego zaczynamy?
Zgadzał się z Arcagnonem. Magia jest ważna u musi wziąść udział w tej wyprawie. No to teraz przyszła kolej na niego. Wstał nadal nie dosłaniając twarzy.
- Jestem Faurin, członek Kręgu Wirującego Miecza. Zgadzam się dogłębnie z Arcagnonem że musimy wżiąść udział w tej wyprawie. A od czego zacząć? Jest już dobrze po północy więc wypocznijmy troche aby nabrać sił przed daleką wędrówką. W końcu nie codzień wędruje się do Taladas.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 23-12-2008, 23:35   #14
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
A więc wie, jakimś cudem wie, nieważne, nie zdradza tego więc, niema powodu do niepokoju. Zamierzał jeszcze porozmawiać z Raistlinem, ale ten szybko zniknął, a zrobił to w sposób niemal magiczny. Czego jak czego ale Caligari był pewny, że gdyby arcymag potrafił się teleportować, nie potrzebował by odłamka kryształu, a nawet gdyby to powinno mu wystarczyć mocy aby zdobyć go samemu. Nie dostrzegł jak to zrobił, ale odnotował w pamięci, aby zapytać o to kenderki, jeśli ktoś miał zauważyć w tym sztuczkę to właśnie ona. Zobaczył jak smokowiec odchodzi i uznał, że to nie najlepszy pomysł, w tym samym czasie reszta zaczęła się przedstawiać.
- Witam. Arcagnon, mag Czerwonych Szat. Myślę, że samo przyjście tu oznacza zgodę na udział w "wyprawie". Zależy mi na magii. Myślę, że wystarczy wam taki powód. Czekam na propozycje. Od czego zaczynamy?
Zgadzał się z Arcagnonem. Magia jest ważna u musi wziąść udział w tej wyprawie. No to teraz przyszła kolej na niego. Wstał nadal nie dosłaniając twarzy.
- Jestem Faurin, członek Kręgu Wirującego Miecza. Zgadzam się dogłębnie z Arcagnonem że musimy wziąć udział w tej wyprawie. A od czego zacząć? Jest już dobrze po północy więc wypocznijmy trochę aby nabrać sił przed daleką wędrówką. W końcu nie co dzień wędruje się do Taladas.


Caligari wstał, wyprostował się i wypiął pierś, bynajmniej aby nie zrobić wrażenia na towarzyszach, bardziej na gościach karczmy, wolnym ale płynnym ruchem sprawdził, czy miecz lekko wychodzi, cały czas miał smokowca na oku, nie chciał zaczynać tej wyprawy, od rzezi w karczmie, z dwóch powodów, po pierwsze, w walkę włączył by się Caramon Majare, a z tym walczyć nie chciał, a po drugie, chciał poznać lepiej tego smokowca i liczył, że może się on przydać na nieznanym kontynencie.

Obserwując co dzieje się w karczmie, powiedział bardzo głośno.
- Jestem Marcao Caligari, wędrowny bard i pieśniarz. Jak już zauważył Raistlin, Przywrócenie magii, jest dla mnie cenne - powiedział z uśmiechem, nie spuszczając wzroku z Smokowca i coraz bardziej bojąc się, że jednak będzie musiał zainterweniować - Zgadzam się Faurinem, że należy teraz wypocząć, a rano zebrać zapasy i ruszać, jak widać miasteczko jest nieprzyjazne naszej drużynie - ostatnie cztery słowa wymówił jeszcze głośniej i z większa mocą, po czym kontynuował tym samym tonem - Caramonie czy możemy dziś przenocować w gospodzie? Jutro przestaniemy zakłócać spokój Solace. - zapytał karczmarza - Nasz nowy przyjaciel może potrzebować pomocy - powiedział szeptem do Faurina, wskazując gestem głowy oddalającego się smokowca i nie czekając na odpowiedz, ruszył za smokowcem, aby zapytać go o imię i sprowadzić z powrotem do stołu, zamierzał także być blisko, jeśli zaszła by potrzeba walki, nie zamierzał zostawić go samego, nawet jeśli miałby zabić kilku mieszkańców Solace.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 23-12-2008 o 23:37.
deMaus jest offline  
Stary 24-12-2008, 00:08   #15
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Spójrz i wyobraź sobie, że woda z tej szklanki to wybuchający Szary Klejnot-Wziął do ręki szklankę, w której było tylko ćwierć wysokości wody, po czym gwałtownym ruchem uniósł szklankę, a jeszcze szybciej opuścił ją, chowając rękę.
Woda uniosła się w górę i opadła na stół, rozpryskując się.
-Jeśli obserwowałaś uważnie, zauważyłaś, że niektóre uniosły się wyżej, a niektóre niżej. Te maleńkie kropelki na samym dole to nasze odłamki, które nie zostały na nieboskłonie jako gwiazdy. Magia była tam na tyle słaba, że nie utrzymały się i opadły. W przypadku wody działała tu tylko siła pionowa. Na Szary Klejnot działała też podobna siła pozioma. Dlatego na Ansalonie nie ma ani jednego okrucha... Wiedziałbym. Najbliższy jest właśnie na północnym wschodzie Taladas i to jest jedyny jaki istnieje na lądzie. Jeżeli chcecie, możecie nurkować, ale tam macie jeszcze mniejsze szanse niż na Taladas-wzruszył ramionami Raistlin. Athola zaś wyciągnęła rączkę w stronę blatu stołu, po czym opuszkiem palca zgarnęła pierwszą lepszą kropelkę wody i uniosła ją, aby w świetle zalśniła jako i jej oczka. Po tak obrazowym wytłumaczeniu, całość opowieści stała się wyraźnie jaśniejsza, no i, oczywiście, w dalszym ciągu interesująca dla kenderki. Zapewne nie miałaby nic przeciwko, jeśli ktoś zadecydowałby, że owego fragmentu mają szukać głęboko pod wodą. Ha! To byłaby dopiero przygoda! A Athola uwielbiała przygody, tak samo jak wszelkie błyskotki, które jej magicznie wpadały do sakiew.
Pstryknęła palcami strzepując z opuszka ową kropelkę wody, której resztki poleciały w bliżej nieokreślonym kierunku. Pierwszy głód swej ciekawości zaspokoiła.
Jednak…
Właśnie. Jednak w umyśle rudowłosej poczęły się formować kolejne pytania Już, już miała po raz drugi wystrzelić rączkę w górę. Już, już miała wyartykułować słowa swym dźwięcznym głosikiem, lecz Arcymag już do kogo innego się zwrócił, pozostawiając kenderkę samą sobie. Zmarszczyła śmiesznie nosek, niczym dziecko, któremu zabrano zabawkę, i wypuściła głośno powietrze z płuc, które połączone było z pełnym urazy „pffff”. Poprawiła pas od swojej torby, który niemile jej się w ramię zaczął wżynać, a następnie usadowiła się wygodniej, by móc wszystko dobrze słyszeć. Nie trwało to jednak zbyt długo, bowiem zaraz odpłynęła do świata swych własnych myśli, co dla normalnego śmiertelnika mogło być zgubne. W tym to zamyśleniu ujęła w dłoń końcówkę swego warkocza, który początek miał na czubku głowy, i lekko muskać zaczęła nią swe wargi nieznacznie rozchylone.
-Klejnot z krwią i do tego z magią w nim zawartą musi być wyjątkowo interesujący. Pewno nawet wujcio Trapspringer nie miał możliwości zobaczenia takiego. A.. Ale.. czy przypadkiem nie było o tym jakiejś opowieści..
Na głos swe myśli wypowiedziała, co zwykła dość często robić. Zapatrzyła się w jeden punkt w oddali, a na czole, pod grzywką, zmarszczka jedna się zrobiła, która świadczyć mogła o wysiłku, jakiemu poddawany był umysł Atholi.
W końcu jednak iskierki zatańczyły w błękicie oczu, usta w uśmiechu się wykrzywiły, a kenderka była gotowa do snucia opowieści wszystkim chętnym, jak i niechętnym do słuchania. Lecz i tym razem obejść się musieli smakiem, albowiem Arcymag ściągnął na siebie powszechne zainteresowanie.. znikając. Ot tak. Acz zaraz się odezwał elf, który to ostatni się pojawił. A potem jeszcze ktoś i jeszcze ktoś. Wprawdzie kenderce te wszystkie słowa wydawały się dość sztywne, jednak nie miała zamiaru być nikomu dłużna. Podniosła się i stanęła na krześle, aby każdy mógł ją widzieć. Ujęła w dłonie materiał swych bufiastych spodenek sięgających do kolan i skłoniła się jakże wdzięcznie przed obecnymi.
-Athola Flamehair. – Przedstawiła się z szerokim uśmiechem, prostując się przy tym dumnie. – Czyż to nie była interesująca opowieść? Kto by pomyślał, że przychodząc dzisiaj do tej karczmy, dowiemy się czegoś takiego. I do tego podróż na Taladas! Nigdy tam jeszcze nie byłam, a wy? Chociaż.. czy aby na pewno nie byłam? Mam dziwne wrażenie, że..
Aż usiadła z tego wrażenia. Może i kontynuowałaby swe wywody o byciu i nie byciu, jednak jej zainteresowanie przeniosło się na smokowca, który postanowił ich opuścić. Cóż.. szkoda, że okazał się tak mało towarzyski. Nawet nie zdążyła się z nim zapoznać. A może to i dobrze? Najwyraźniej istota wolała się po drodze do wyjścia „pobawić” z kim innym. Kenderka nigdy wcześniej nie widziała nikogo rozszarpanego przez szpony jakiejkolwiek istoty, a co dopiero smokowca, więc nic dziwnego, że tamten widok pochłonął jej uwagę, bardziej niźli rozmowa o wyprawie.
 
Tyaestyra jest offline  
Stary 25-12-2008, 22:14   #16
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Z każdym jego słowem wzrastało jej zainteresowanie, ale i zaborcze uczucie niepokoju zaczęło ogarniać jej serce. Trafił. Dlaczego pomyślała, że to żart? Zmiana w nastawieniu wymalowała się w pełnej krasie na jej twarzy. Ironiczna pseudociekawość oczu zastąpiona została najpierw zaciekawieniem, goszczącym tam na chwilę tylko, dając następnie miejsce trwożnemu zdziwieniu. Cynicznie wydęte wargi rozchyliły się lekko , ustępując pod naporem oddechu, który znacznie przyspieszył rytm falowania jej piersi.
Dlaczego rzeczywiście nie przejęła się zniknięciem brata? Bo to było w jego stylu... To był cały on. Spryt, inteligencja, przenikliwość i to ciągłe, nieustawiczne nakłanianie...

- To ja strzelam, ty czarujesz...

Serce łomotało w niej jak oszalałe. Rywelen zaginiony? Czy ktoś uwziął się na nią? Czy już zawsze miała płacić cenę za... no właśnie, za co? Za to, że żyła?
Tak bardzo jej nienawidziła. Jej zniknięcie było kwintesencją potrzeb, życzeń, najskrytszych pragnień. Teraz w wyniku podstępu czy może jednak złego splotu losów miała ją ratować?

Spojrzała prosto w jego oczy. Czuła, że bada ją, jej myśli, naturę, wszystko... Próbuje zbadać. Kiedy porzuciła niefrasobliwość, gdy zdjęła maskę z twarzy, wszystko potoczyło się tak, jak musiało. Aura bijąca od „tych” osób zawsze starała się mieć do niej przystęp. Całe życie udawała, że tego nie widzi i nie czuje. Tym razem otworzyła się, pozwalając musnąć się woalem czegoś kuszącego. Bezmagiczność maga była karykaturą, ale w tej farsie coś zaczęło ją pociągać. Pierwszy raz od dawna poczuła się tak samotna. Nie była głupia, daleko jej było do naiwności. Rozejrzała się dookoła. Nie znała nikogo, nie mogła ufać żadnej istocie. Czy wariactwem czy bezsilnością było pakowanie się w tę kabałę?

Skoro jednak została sama, cóż za różnica?

Popatrzyła długo i wnikliwie na Raistlina. Nie dane jej było podjęcie arcyinteresującej konwersacji z magiem czarnych szat. W tej samej chwili, w której znikał, wyszeptała już na pożegnanie : „ Jeśli mnie zwodzisz, to ty nie rozgwieździsz nieba w milionach malutkich kawałków, lecz dasz napić się ziemi milionów kropli twej krwi... "

W końcu pełni świadoma, pozbawiona złudzeń i lekko drwiącej otoczki, która pozwalała jej do tej pory zachować dystans, rozejrzała się po otaczającym ją świecie. Z oszałamiającym opóźnieniem dotarły do niej wydarzenia. Ktoś spoglądał na nią, wielokrotnie mierzono ją wzrokiem. Wyostrzone zmysły, choć po fakcie, ostrzegały: ktoś się zainteresował. Elfy, ludzie, smokowiec, najmniej zaangażowana kenderka... A może to tylko złudzenie? Trza się mieć na baczności, nikogo nie można być pewnym...
Słów kilka o sobie... Smokowiec wychodzący, ruch kończyny tak jednoznaczny... Rzut oka na sąsiedztwo. W mgnieniu oka powzięta decyzja.
- Jestem... - podniosła, nie zważając na zdziwienie jej posiadacza, goleń dość dobrze wypieczoną i rzuciła ją w stronę niezrównoważonego towarzysza wyprawy. Wycelowała dokładnie w szukające ofiary szpony. Wiedziała, że nie chybi – .... Lywellyn - pozostało tylko rzucić monetą niezadowolonemu amatorowi golonek i zerknąć, czy sztuka mięsa nabiła się mniej lub bardziej malowniczo na pazurki smokokształtnego – ... i nie lubię dziadostwa...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?

Ostatnio edytowane przez Nimue : 25-12-2008 o 22:22.
Nimue jest offline  
Stary 26-12-2008, 11:50   #17
 
Laos's Avatar
 
Reputacja: 1 Laos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetny
Co on sobie myśli? chce narażać się wszystkim w tej gospodzie? Czy jest naprawdę tak głupi, że wydaje mu się , iż jest nietykalny? - Pytania te zbombardowały głowę elfa.
Już chciał wstać z miejsca aby stanąć naprzeciw smokowca by go powstrzymać jednak zobaczywszy jednego z towarzyszy udającego się w stronę agresywnego członka drużyny.
Starał się zapamiętać imiona wszystkich lecz jego uwagę pochłaniała napięta sytuacja. Nagle koło niego przeleciał kawałek udźca.
Co jest ...
Dość zdziwiony popatrzył w stronę z której przyleciał "pocisk". Następnie spojrzał na cel.
( jeżeli trafiła)
- Ładny rzut - uśmiechnął się i dalej obserwował sytuację
(jeśli nie)
Zaniepokojony uważnie obserwował smokowca gotowy do podjęcia wszelkich działań potrzebnych do powstrzymania stwora.
 
__________________
"Errare humanum est"
Laos jest offline  
Stary 29-12-2008, 14:01   #18
 
Solis's Avatar
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
Drakkan z Virbellsundu był głodny. Zły i głodny. Zły i głodny i rozdrażniony. Zły i...
Ech, szkoda gadać. Kilka setek mil na własnych nieprzyzwyczajonych do tak długich wędrówek kończynach. Z przyjemnością obserwował zmieniający się klimat. Rozkoszne słońce dające nie tylko światło, a o dziwo i ciepło. Ciała niewiast w coraz lżejszcyh sukniach, jakże innych od kożuchów zwyczajowo pozwalających przetrwać w Lodowcowych Górach.
Już wiedział, że kocha północ, że jest stworzony do życia w cieple.

Solace ze swym gwarem zrobiło na nim korzystne wrażenie. Wieczór ciepły niezwykle, oszałamiał i kusił aromatami, barwami, widokiem niezwykłych drzew ze śladami platform mieszkalnych.

Ciążyła mu ta podróż. Kolosalne przestrzenie jakie pokonywał dla kaprysu? Ułudy? Raistlin... przeklęte imię, jakie słychać było nawet w wyciu wichru między graniami tworzącymi kotlinkę, mieszczącą jego rodzinną osadę. Raistlin, który niósł nadzieję.
Nadzieję, jaka była niezbędna. Martwił sie o swoich ludzi, martwił o kłopoty z przeżyciem w skalistych pokrytych tundrą terenach. Bez magii... Właśnie.

Czuł się kaleką. Bez pomocy Sztuki, nie umiał pomagać w polowaniach, nie umiał zapędzać zwierzyny, gorzej tropił... Lenistwo. To popchnęło go paradoksalnie do działania. Gdyby nie było ludzi leniwych, to po dziś dzień tarlibyśmy mąkę w ręcznych żarnach, a nie młynach, jak mawiała starsza osady.

Zapach... nagle i nieoczekiwanie zakręciło mu się w nosie. Bogaci mieszkańcy Solace używali przypraw do pieczenie, nadając nutę rozkosznego szaleństwa potrawom. Karczma bez dwu zdań. Gdzie karczma tam i na pewno zadowolenie.

"Ostatni dom" witał gwarem. Wąskie wejście bez trudu wpuściło szczupłą sylwetkę obwieszona mieszkami, woreczkami, amulecikami... Mimo to nie wyglądającą wcale niepoważnie. Błysk wodnistych oczu, powaga na pooranej bruzdami twarzy, czy moze raczej przerażająca, brzydka kościana figurka Takhisis, z której biło prawdziwe, uchwycone zręcznie zło.

Smokowiec w samym centrum karczmy? Latające pieczenie? Wiszące w powietrzu pytanie?
Rzut oka na stolik przy którym dostrzegł znikającego właśnie Wielkiego Maga Czarnych Szat, otoczonego doborową kompanią niedobranych postaci...
Dostrzegł wszystko, ocenił sytuację, zdołał pokłonić lekko głowę przed znikającym Magiem, widział, zę ten uchwycił jego gest. Obdarzył uśmiechem siedzących przy stole.

- Drakkan Virbellsund, szaman, myśliwy i człowiek wielce znudzony niezmiennie trwającymi zmianami wywołanymi poprzez odmagicznienie naszego życia. - Uśmiech wygładził pobrużdzoną twarz. Szybki unik, by nie stać się celem ni golonki, ni smokowca, dokładniejsze związanie sakiewki, by nie kusić licha zaklętego w tej małej zło...wieszczo sprytnej kenderce. Ukłon damom, magom i ogólnie...
- Witaj kompanijo, to Was właśnie wyśniłem sobie?

Tak oto perspektywa spoczynku i jadła rozwiała wszelką nieufność czy wątpliwości. Brzuch to sędzia surowy. A Drakkan lubił mieć dobre notowania u wszystkich i wszędzie. Oczywiście po to by zrobić z tego jak najlepszy użytek.
 

Ostatnio edytowane przez Solis : 29-12-2008 o 14:40. Powód: lyteroofky
Solis jest offline  
Stary 29-12-2008, 18:26   #19
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Raistlin zniknął, na stole wylądowały wszelkie zamówienia. Tika dosyć energicznie postawiła jedzenie, trzymając w ręku patelnię gotową do zadania ciosu Smokowcowi, a kiedy oddaliła się, Smokowiec wstał.
Potem wszystko nabrało sporego tempa. Cień zaatakował jednego z mieszkańców Solace, który zawahał się na moment przed wyciągnięciem miecza. Był to widoczny wpływ Raistlina.
Jedynymi, którzy zareagowali był Marcao, który ruszył w stronę Smokowca z zamiarem ewentualnego stanięcia po jego stronie oraz Lywellyn z zamiarem zapobiegnięcia śmierci. Wiadomo było, że Marcao nie zdąży dojść do towarzysza.
Dalej wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Mięso rzucone przez Elfkę miało osłonić mieszkańca przed pazurzastą łapą i... nabiło się na pazury Smokowca.
Nagle z tłumu wyrosła wielka ręka, która chwyciła łapę Cienia, zatrzymując ją, po czym wyłonił się Caramon, który z całym impetem oraz masą, gruchnął wolną, prawą ręką w brzuch członka drużyny Raistlina.
Cios był tak silny, że niczego nie spodziewający się Smokowiec, wzniósł się na ponad metr w powietrze, po czym upadł jak szmaciana lalka, kompletnie pozbawiony tchu.
-Pamiętaj, Raistlin mówił, że macie stąd wyjść cało, a nie bez szwanku-warknął, łapiąc Smokowca za kark, po czym postawił go do pozycji stojącej. Stojącej, ale nie wyprostowanej, gdyż tamten dalej trzymał się, zgięty wpół, za obolały brzuch.
-Poza tym, ja jestem poza nakazami Raistlina, więc mogę cię zabić tu i teraz. Nie zrobię tego tylko dlatego, że mój brat powierzył ci zadanie. Raistlina ludzie się boją. Mnie szanują-Smokowiec został chwycony za szyję przez Caramona, który niby nieświadomie uniemożliwił mu zaczerpnięcie tchu, po czym najzwyczajniej w świecie, wyrzucił Smokowca za drzwi. Dosłownie.
-Pokoje są na górze, ale gospoda jest na tyle mała, że mogę sobie pozwolić na udostępnienie czterech pokoi: pięć, sześć, siedem i osiem. Na koszt Raista, naturalnie-wyszczerzył się do was, po czym spojrzał nienawistnie w stronę drzwi.
-Ludzie są do was uprzedzeni ze względu na moją osobę, Smokowca, Kenderkę i oczywiście ze względu na shalafiego. Czarne Szaty nie są mile widziane, nawet w czasie bez magii, a już szczególnie dwaj najsilniejsi przedstawiciele Magów. Magom nigdy nie ufano lub nigdy do końca. Smokowcy i ludzie z Solace nie znoszą się, gdyż to właśnie Smokowcy, wraz z Czerwonymi Smokami, zniszczyli Solace w czasie Wojny Lancy. Kiedyś ta gospoda była, tak jak wszystkie mieszkania, na drzewach vallen. Za Kenderami wogóle nie przepadają. Teraz już rozumiecie, czemu krzywo na was patrzą?-tłumaczył jak nadzwyczaj tępym dzieciom, wraz ze zgryźliwością i przekąsem w głosie.
-Nie wiem jak wy, ale ja wolę udać się na spoczynek-rzekł, idąc na górę, a kiedy zniknął, atmosfera rzeczywiście się polepszyła.
Do was należała decyzja co będziecie robić dalej. Może będziecie siedzieć i gawędzić, może wyjdziecie na dwór, do Smokowca, może zjecie, może jeszcze coś innego, a może najzwyczajniej w świecie położycie się spać.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 30-12-2008, 11:55   #20
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
- Nasz nowy przyjaciel może potrzebować pomocy.-szepnął do niego Marcao. Wiedział o tym, jednak jak gdyby nigdy nic sięgnął po dobrze wypieczoną pieczeń i zaczął przyglądać się reakcji swego towarzysza. Ten przeskoczył przez stół by dobiec jak najprędzej do smokowca. Było pewne że nie zdąrzy. Za to ta sama istota która wywołała na nim tak ogromne wrażenie wyrwała z ręki sąsiada goleń i rzuciła wprost w pazury smokowca. Wiedział że rasa elfów jest niezawodna w strzelaniu z łuku ale w rzutach pożywieniem? Trafiła idealnie gdy właśnie smokowiec podniósł łapę by zaatakować tubylca. Po chwili wszystko działo siętak szybko że ledwie mógł to dojrzeć. Caramon, właściciel oberży złapał napastnika i jednym celnym uderzeniem wysłał go w powietrze by chwilę po tym upadł na podłogę. Zaraz po tym złapał go za kark i wyrzucił z gospody. Opuścił wtedy Faurin wzrok i zabrał się za pieczeń. Ukradkiem spoglądał na Lywellyn. Cieszył się że nie zdjął kaptura gdyż teraz mógł się jej bezkarnie przyglądać. Wtem odezwał się Caramon:
-Pokoje są na górze, ale gospoda jest na tyle mała, że mogę sobie pozwolić na udostępnienie czterech pokoi: pięć, sześć, siedem i osiem. Na koszt Raista, naturalnie.
Jest nas ośmiu a pokoji tylko cztery.-pomyślał.-Obym mógł spać w pokoju z osobą która nie jest zbyt gadatliwa.
Dokończył pieczeń i wstał. Ruszył w kierunku drzwi aby na chwilę zaczerpnąć swierzego powietrza. Myślał że będzie musiał znowu przeciskać się przez tłum aby dojść do drzwi. Był jednak w błędzie. Zauważył że Raistlina ludzie się tu boją i widząc że idzie jeden z tej odmiennej kompani rozsuneli się. Faurin podziękował Magowi za to w duchu. Otworzył drzwi. Powiew świerzego powietrza zadziałał na niego jak gorąca kąpiel. Stanął przed oberżą opierając się plecami o jej ściane. Spojrzał na gwiazdy. Świeciły dość mocno. Wpatrywał się w nie przez pewien czas a potem wrócił spowrotem do środka. Swój wzrok skierował na stół przy którym przed chwilą siedział. Poraz kolejny się ucieszył że nikt nie zwrócił na niego swej uwagi i ruszył w stronę schodów. Wszedł prędko na górę i odnalazł drzwi na których widniała cyfra "8". Otworzył je i wszedł. Ucieszył się znowu żenikogo tu jeszcze nie ma. Były za to dwa łóżka. Skierował się ku jednemu z nich.
-Najlepsze to to nie jest ale nie ma co narzekać. Wole to niż spanie pod gołym niebem-mruknął sam do siebie.
Broń położył na łóżko. Nigdy się nie rozstawał. Tylko kołczan wraz z łukiem przewiesił przez hak. Skórzane rękawice włożył do skrzyneczki podróżnej którą położył pod łózkiem.
Zdjął teraz swój płaszcz. Jego krótkie, czarne włosy nastroszyły się. Odłożył płaszcz a stołek i spojrzał w lustro. Ujrzał młodego mężczyzne z niebieskimi oczami i wąskimi ustami. Przetarł palcem swoją brodę.
-Jak na złość nie wziołem brzytwy. Yhhhh...
Dalej zdjął kolczuge którą ułożył równo obok płaszcza. Buty skórzane ułożył pod łóżkiem.
Położył się na posłaniu. Chciał zasnąć jednak nie mógł. Rozmyślał o tym co go przytrafiło. Najpierw o Raistlinie i jego heroiczynym planie. Potem o jego dziwnej kompani. A na końcu o niej.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172