Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2008, 13:38   #23
Diriad
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Reszta przyjęcia upłynęła dość spokojnie. To znaczy – jak inaczej mogły odbywać się takie bankiety? Wszyscy i tak są formalni, a słowa ważą dokładniej niż lichwiarze swoje złoto. Nie żeby Jamesowi to nie pasowało, tego wieczora czuł się bardzo dobrze, choć… ostrożnie. Tak, to dobre słowo.
Nie zwrócił szczególnej uwagi na nowoprzybyłego gościa. Nie było go najwyraźniej na liście uczestników wyprawy, a wszystko wskazywało na to, że przez większość czasu kiedy rozgrywały się wydarzenia związane z panem Jonesem, Wilburn był w innym pomieszczeniu. Tak więc bez zbędnego zdenerwowania poszedł spać, czekając na wyprawę.

* * *

„No, no” – skomentował rano w myślach słowa sir Roberta„Kompania wojska, starcia z tubylcami? Naprawdę jesteśmy niezwykle ważni tu, w Afryce. Ale jak ta agresja ma się do faktu, że kiedy wysiądziemy, nie będziemy mieli tej ochrony, za to – przynajmniej wśród niektórych ludów – niemiłe wspomnienia o jej niedawnym posiadaniu zostaną?”

Kiedy wsiadali do pociągu był świadkiem sceny pomiędzy Chiarą, a pracownikiem kolei. W żadnym stopniu nie dziwił się urzędnikowi, że niechętny jest wprowadzeniu Volty. Kątem oka zauważył pełną ukrywanej dezaprobaty minę sir Ellisa, którą w duchu poparł całym sercem. Bądź co bądź, o ile w mieście przydałaby się osoba, która w przypadku ostateczności mogła w taki sposób zdobywać informacje, to na nic nie przyda się w głębi Czarnego Lądu – nie tak pełnego cywilizacji oraz, rzecz jasna, korupcji.

* * *

Już po kilku godzinach drogi James odkrył, że Afryka jest nie tylko zjawiskowo piękna, ale też przerażająco monotonna – miał jednak nadzieję, że to tylko błędne wrażenie po odwiedzeniu tylko małego skrawka, wyznaczonego co więcej przez linię ułożonych torów.

Spędzał więc wiele czasu na rozmowach, w których chciał nawiązywać – pozytywne, w miarę możliwości – relacje z członkami ekspedycji. Rozmawiał o wyprawie, o tym, co być może czeka ich już niedługo. Dość niechętnie jednak opowiadał o swoich własnych doświadczeniach z wojny. Utrzymywał, że jest to jeden z tematów, o których człowiek chce w miarę możliwości szybko zapomnieć, należy za to patrzeć z nadzieją w przyszłość.

* * *

W końcu droga dobiegła końca.
Wszyscy cali, zdrowi i bez problemów dotarli do obozu profesora Salvatore’a. Nawet Volta jakoś się przemogła i zaczęła być spokojniejsza przy pannie Chiarze.

Przed ich oczami, zupełnie nagle wyrósł wielki powietrzny statek. W tym momencie James uświadomił sobie, że widział po drodze coś podobnego w powietrzu, gdzieś w oddali… Był dotychczas pewien, że mu się wydawało, ale może to jednak była ta maszyna?

- Wspaniale! – podsumował Wilburn przemówienie sir Roberta nie ukrywając zadowolenia.
- A jeszcze wspanialsza jest pańska machina. – zwrócił się do profesora. – Czy to możliwe, żebym będąc w drodze, z pociągu widział ją w powietrzu? Zdawało mi się, że zauważyłem coś podobnego, jednak z braku pojęcia co to może być, zbanalizowałem, gdyż właśnie przechodziłem do wagonu restauracyjnego.

A potem zaczęły się chrzciny statku – powietrznego, ale statku.

Czy Jamesowi się wydawało, czy żadna z pozostałych pań nie chciała odbierać Chiarze zaszczytu nadania imienia?
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline