Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2008, 21:03   #28
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Obszyte kiczowato czerwoną, lakierowaną skórą siedzenie chryslera działało na Galię kojąco. W miarę jak oddalali się od Portola Drive i okalających jej arterię pomniejszych, niemiłosiernie splątanych żyłek ulic, siedząca na tylnym siedzeniu kobieta pochłonięta myślami o ostatnich wydarzeniach, coraz bardziej oddalała się od tu i teraz. Ona, wybrana do jakiejś koterii rodem z powieści przygodowej z początku XX wieku. Minnie. Nawet pasowało. Ciekawa była, czy dzisiejszej nocy przyjdzie jej poznać Kapitana Nemo. Na horyzoncie, widoczny pomiędzy przednimi siedzeniami, majaczył już Golden Gate.
Lubiła go. Mówili, że za dnia nie wyglądał specjalnie, ale cóż mogłoby ją to obchodzić. Jej porą była noc. Jechali chyba dość długo. Myers leniwie zbierał zakręty. Dużo większą ich ilość, niż ta, która wystarczyłaby by znaleźli się na miejscu. Lata spędzone razem wyczuliły go na humory Galii.

Spotkanie z Nosferatu zrobiło na niej większe wrażenie, niż sama chciałaby się przyznać. Szczególnie dziwiła jednomyślność dwój wielkich osobistości San Francisco. Nie do końca potrafiła zrozumieć dlaczego właśnie ją wytypowali jako reprezentantkę swoich interesów. Fakt, zaprezentować się to ona naprawdę potrafiła, ale jakoś ciężko było uznać ten argument mocnym. Ba, choćby sensownym. Blade dłonie raz za razem to wygładzały wąską, odsłaniającą kolana spódnicę, to znów poprawiały krucze włosy, ułożone nad czołem w idealne fale.
Jeśli chodziło o prezencję, Velvet była paranoiczną wręcz perfekcjonistką. Szyte na miarę ubrania, zawsze w nienagannym stanie, idealna fryzura i doskonały makijaż. Brak któregokolwiek z tych elementów potrafił przyprawić wampirzycę o niebezpieczną dla otoczenia histerię. Tak, zdecydowanie, Galia Kazashki była kobietą stylu.
Już za chwilę poznać miała resztę wybrańców. Tych, w których najgrubsze ryby tego tętniącego neonami miasta pokładały nadzieję.
Przygotowując się na rychłe spotkanie, Velvet próbowała poskładać w głowie urywki dotyczących sprawy informacji. Nim jednak zdążyła uładzić wszystko w przypominającą logiczny obrazek całość, czarny chrysler pt cruiser stanął na rzęsiście oświetlonym parkingu. Karawanopodobne auto Velvet niewątpliwie wyróżniało się spośród pysznych samochodów, którymi przybyli zaproszeni na zebranie goście. Wyróżniało się spomiędzy nich co najmniej tak, jak Velvet wyróżniała się spomiędzy zgromadzonych przy wejściu na Golden Gate wampirów.

Ach, wielkie wejścia.
Wszystkie te minione lata nie zmieniły jej pod tym względem. Uwielbiała robić wrażenie. Cały jej wizerunek, postawa, mimika, a nawet tembr głosu podporządkowane były temu celowi. Galia umiała zawrócić w głowie.
Nawet teraz, kiedy pozostawiwszy przy aucie Myersa zbliżała się do skupionych w grupie wampirów, czuła na sobie ich spojrzenia. Prześlizgiwały się po jej zgrabnych łydkach, pełnych udach, opiętych cienka tkaniną sukienki, wąskie talii, piersiach i ramionach, by osiąść na twarzy kobiety. Przez chwilę znów była młódką zjeżdżającą spod dachu Moulin Rouge na huśtawce. Gnącą się w powietrzu ku zachwytowi publiczności.
Podeszła do czekających już postaci lekkim, pewnym krokiem. Obcasy doskonale wykonanych butów wybijały miarowy rytm. Skinąwszy na powitanie wszystkim głową, zajęła „swoje” miejsce w kręgu.
Zdawkowy wstęp Rei Fujity otworzył im ścieżkę do przedstawienia się. Gdy mówili, uważnie im się przeglądała. Z postawy, gestykulacji i sposobu mówienia zdolna była wyczytać naprawdę wiele. Fakt, że mimo Przebudzenia pozostała blisko ludzkich emocji ułatwiał jej zadanie.

- Galia Kasashki. Dla przyjaciół, a przecież mamy nimi być, Velvet. Ventrue. - uśmiechnęła się olśniewająco, patrząc prosto w oczy wampirowi o przyprószonych siwizną skroniach. Kiedy mówiła, słyszeć dał się wyraźny wschodni akcent, twarde „r” dodawało jej uroku. – Doprawdy, to haniebne zaniedbanie, że żadnego z panów nie gościłam jeszcze w moim Elizjum, The Burlesque. Jego położenie zdaje się w pewien sposób tłumaczyć wybór panów Thobiasa i Hawka.
Uśmiechnęła się raz jeszcze. Wyczekująco. Ciekawa co kryje się na dnie króliczej norki.
 
hija jest offline