Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2008, 23:49   #33
Glyph
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Uczymy się na błędach. Najczęściej własnych, bo któż ich nie popełnia. Bywa też, że jak dziecko dotykające płomienia boleśnie odczuwamy skutki swoich decyzji. Odchodząc być może zbyt pochopnie zlekceważyli Meridol. Mężczyzna nawet się nie odwrócił, całkowicie ufając swej przewodniczce. Przynajmniej przez chwilę.

Tąpnięcie zmusiło ich do cofnięcia się przed osypującą się ziemią. Łapiąc na powrót równowagę mimowolnie spojrzał w głąb powstałego uskoku. Nigdy nie odczuwał lęku wysokości, ale ten widok zmusił go do kilku następnych kroków w tył. Ostrzeżenie? Niewątpliwie, zbyt wiele rzeczy dzieje się nagle, tuż przed ich stopami.

Wiatr wzmagał się, a zimne powietrze mroziło płuca. Mrużąc oczy wpatrywał się w szalejącą burzę. Rozciągała się wszędzie jak okiem sięgnąć, potężny żywioł zmiatał wszystko na swej drodze budząc w sercach trwogę. Nawet traktując zaistniałe wydarzenia jak sen, Reynold nigdy wcześniej nie przeżył takiej grozy jak teraz, wpatrzony w wirujące lodowe odłamki. "Istna furia w najczystszej postaci."

Gdyby był ostrożniejszy, a może mniej przestraszony, zwróciłby zapewne uwagę jak blisko są burzowej granicy. W jednej chwili targany podmuchami wodny dom nie wytrzymał i rozsypał się na tysiące ostrych odłamków. Osłaniając Aleksandrę poczuł jak lodowe ostrza tną jego skórę. Poczuł ból, nagły, ostry i...niespodziewany.
Zaprzeczało to wszystkiemu co mógł wiedzieć o snach. Ból, każde dziecko znało tą prawdę; we śnie się go nie czuje. Wtedy od początku pobytu zaczął cenić swe życie. Ogarnął go niepokój. Poziom adrenaliny skoczył, zapomniał zupełnie o bólu, zmęczeniu, mrozie. Liczyło się tylko przeżycie.

-Uciekajmy!-krzyknął zdrową ręką chwytając dłoń dziewczyny. Wokół nich powietrze zaczynało wirować. Z pewnością porwałoby ich, gdyby się nie opamiętali. Matematyk nie zważał w którą stronę ich prowadzi. Biegł, byle dalej od wiatru. Przypadek, czy przeznaczenie sprawił, że choć klucząc między domami przybliżali się do centrum.

Po pewnym czasie, gdy odbiegli wystarczająco daleko, strach ustąpił zmęczeniu. Reynold zatrzymał się w pół kroku. Dyszał ciężko, pochylony i oparty bokiem o ścianę. Wreszcie znalazł dość sił, by wyprostować się i przejść kilka kroków przy ścianie. Ta czerwieniła się za nim od sączącej się krwi. Przycisnął zdrową rękę do ramienia próbując zatamować krwotok. Brakowało mu jakiejkolwiek szmaty, by opatrzyć rany. Czemu na taką wędrówkę, nawet nieświadomie, wybrał się półnagi? Spojrzał na koszulkę Aleksandry. Myśl, by ją o nią poprosić na krótko zagościła w jego głowie.

Dziewczyna, bardziej w tej chwili rozsądna niż on, ani myślała rozstawać się z odzieżą. Pchnęła najbliższe drzwi i tak oto wtargneli do cudzego mieszkania.
Reynold usiadł przy ścianie. Patrzył jak Aleksandra przez chwilę przeszukiwała pokój w którym się znaleźli. W poszukiwaniu apteczki jak myślał, wreszcie jakby zrezygnowała i sięgnęła do szafy. Wyciągnęła z szafy ładną, gładką koszulę. Wyglądała na drogą, na oko z czystego jedwabiu, choć dłużej nie dało się przyjrzeć utkanemu wzorowi, gdyż w jednej chwili została rozdarta, zamieniając się w szmaty. Nie protestował, gdy jedną z nich okręciła mu wokół barku.

Rana na pierwszy rzut oka wydała się głęboka, lecz czysta. Wodne miasto wydawało się, przynajmniej pozornie, sterylne, a nawet gdyby wrażenie okazało się złudne, do przemycia rany mieli tą samą wodę, z której lodowy sopel dźgnął ramię mężczyzny. Stąd też wyjmowanie pozostałych w ciele lodowych odłamków i dalsze bandażowanie poszło w miarę gładko. Uśmiechnął się do siebie. Prowizoryczne bandaże stały się prawdopodobnie najdroższym ubraniem jakie miał na sobie.

Tymczasem świat biegł nieubłaganie naprzód. Nim zdołali znaleźć w szafach odpowiednie ubrania; Reynold znalazł pośród garniturów markowe jeansy i jakąś grubszą koszulę. Do ich uszu dotarł coraz głośniejszy świst wiatru. Przez zamarznięte ściany nie zdołali wiele zobaczyć, ale odgłosy dały się łatwo zrozumieć. Odpoczynek minął, powinni uciekać dalej.
 
Glyph jest offline