Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2008, 09:37   #25
Piiiink
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
Podniesienie ręki na tego człowieka można by uznać za głupi pomysł, ale jedynie wtedy gdyby Cień pomyślał o tym co robi. Tak jednak nie było. Po prostu stracił nad sobą panowanie. Niespodziewanie ofiarę z opresji wyratowało nagłe pojawienie się golonki. Ledwie zdążył zwrócić oczy w stronę Lywellyn uznając że sytuacja jest na tyle niecodzienna że godna komentarza. Niestety nikt z zebranych nie miał okazji go usłyszeć, gdyż w tej oto chwili pojawiając się nie wiadomo skąd chwyciła go jakaś ręka. Gwałtowny cios w brzuch zupełnie pozbawił go tchu i posłał wysoko w górę. Oszołomiony padł bezwładnie na podłogę. Ta sama ręka ucapiła go za kark i pociągnęła w górę uświadamiając mu że to dopiero początek. Zgięty w pół trzymał się za brzuch pewien że gdyby napastnik zwolnił uchwyt znalazłby się z powrotem na podłodze. Wstrząsały nim torsje, zwymiotowałby gdyby tylko miał czym i gdyby nie stalowy uchwyt na gardle. Bezskutecznie próbował zaczerpnąć powietrza. Przed oczami zobaczył wirujące czarne płatki niewątpliwy znak że zaraz zemdleje. Gdyby tylko udało mu się sięgnąć pazurami.
- ... mój brat powierzył ci zadanie...- dotarły do niego słowa. "A więc Raistlin ma barta! No cóż, nieszczęścia chodzą parami." Wreszcie morderczy uścisk ustąpił.

Leżał skulony na zewnątrz, nie bardzo wiedząc w jaki sposób się tu znalazł. Chłodne powietrze otrzeźwiło go szybko, na tyle szybko by dotarły do niego kolejne słowa.
-...Smokowcy i ludzie z Solace nie znoszą się, gdyż to właśnie Smokowcy, wraz z Czerwonymi Smokami, zniszczyli Solace w czasie Wojny Lancy...-Jakiś czas temu Cień wrzasnąłby "Myślisz że nie wiem co robili inni smokowcy! Ale to nie powód żeby nienawidzić mnie. Mnie tu w ogóle nie było, nie brałem udziału w tej wojnie. Zrozumcie!" Ale oni nigdy nie rozumieli, byli oporni na jego argumenty jak krasnoludy żlebowe. Nic więc dziwnego że po jakimś czasie stracił ochotę by cokolwiek, komukolwiek tłumaczyć, miał za to coraz większą chęć posłać ich wszystkich w Otchłań. Dlatego teraz milczał. Wstał zamierzając znaleźć jakiś ciemny kąt w którym mógłby przeczekać do rana. Spojrzał na swoją utytłaną tłuszczem dłoń. Golonka przepadła gdzieś w zamieszaniu, szkoda bo zacny to był kawałek mięsiwa. Zaczął zlizywać tłuszcz. Wtedy to z gospody wyszedł jeden z członków drużyny której część teraz stanowił.
- Nic Ci nie jest? I tak możesz liczyć na szczęście, Caramon to ktoś, z kim nawet ja zastanowiłbym się dwa razy, czy masz choćby szansę na zwycięstwo. Ty miałeś wyjątkowego pecha, bo zaatakował Cie nieprzygotowanego. Jestem Marcao Caligari, nie wiem czy słyszałeś w gospodzie jak się przedstawiałem, jak mam się do Ciebie zwracać?
Nieco zaskoczony tą troską wciąż trzymając się za pulsujący bólem brzuch pokręcił głową na znak że nic mu nie jest. "Caramon, Marcao Caligari" przyswoił sobie imiona. Zapytany o własne miano musiał się chwilę zastanowić, właściwie to nie miał imienia w takim sensie jak ludzie to rozumieli. Nazwał się sam lecz do tej pory miał niewiele okazji by używać swego imienia.
- Cień.- już dawno nie słyszał brzmienia własnego głosu.
- Tego pewnie też nie słyszałeś, ale Caramon zaproponował nam pokoje na górze. Idź do siódemki, przyniosę tam jedzenie i coś do picia, bo mam wrażenie, że lepiej by było abyś nie wracał do gospody.
W jednej chwili go biją w drugiej proponują gościnę. Czyżby świat kompletnie oszalał? Być może. Nie zamierzał się tym przejmować, zamierzał za to przyjąć zaproszenie.
- Chyba, że rezygnujesz z zadania, które postawił przed nami Raistlin? Jeśli tak to odejdź teraz i nie idź za nami, nie mam większych uprzedzeń do twojej rasy niż do mojej, ale chyba sam wiesz dlaczego nie chciałbym abyś szedł za nami uprzednio porzuciwszy misję... To do zobaczenia w pokoju.
Porzucić misję? Najwyraźniej Marcao źle zinterpretował jego zachowanie, miał zamiar "porzucić'' gospodę, nie misję. Potrzebował jej, potrzebował celu. Ruszył niespiesznie do pokoju.

Drzwi numer siedem, to te. Wszedł do ciemnego pokoju, teraz nie pozostało mu nic innego jak poczekać na towarzysza. Ostrożnie siadł na łóżku, wyraźnie nie miał do tego sprzętu zaufania.
 

Ostatnio edytowane przez Piiiink : 01-01-2009 o 09:57.
Piiiink jest offline