Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-12-2008, 12:56   #21
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Gdy był w połowie drogi do smokowca, Caramon załatwił go jednym uderzeniem. Co za technika - pomyślał - miałem dobre przeczucie, że z tym człowiekiem nie chciałbym walczyć. Nie mnie to szedł dalej, a wysłuchawszy Caramona, powiedział.
- Miałem na myśli nocowanie tu w gospodzie, ale nie odmówię twej gościnności. Czy będziemy omgli zakupić u ciebie także prowiant na podróż? Mam wrażenie, że ludzie z Solace nie będą chętni do handlowania z nami. -
Zaraz też ruszył do wyjścia, zamierzał odnaleźć smokowca zanim ten zrobi coś równie głupiego. Gdy wyszedł rozejrzał się, po czym ruszył w kierunku smokowca.
- Nic Ci nie jest? I tak możesz liczyć na szczęście, Caramon to ktoś, z kim nawet ja zastanowiłbym się dwa razy, czy masz choćby szansę na zwycięstwo. Ty miałeś wyjątkowego pecha, bo zaatakował Cie nieprzygotowanego. Jestem Marcao Caligari, nie wiem czy słyszałeś w gospodzie jak się przedstawiałem, jak mam się do Ciebie zwracać? - Odczekał chwilę aby usłyszeć imię - Tego pewnie też nie słyszałeś, ale Caramon zaproponował nam pokoje na górze. Idź do siódemki, przyniosę tam jedzenie i coś do picia, bo mam wrażenie, że lepiej by było abyś nie wracał do gospody. - Zrobił przerwę, popatrzył w dal i dodał - chyba, że rezygnujesz z zadania, które postawił przed nami Raistlin? Jeśli tak to odejdź teraz i nie idź za nami, nie mam większych uprzedzeń do twojej rasy niż do mojej, ale chyba sam wiesz dlaczego nie chciałbym abyś szedł za nami uprzednio porzuciwszy misję. - spojrzał ponownie w dal - to do zobaczenia w pokoju. - i ruszył do gospody po jadło i napitek.

Gdy był w środku, podszedł do stołu.
- Znalazłem naszego nierozważnego towarzysza, kazałem mu iść do pokoju, aby więcej nie sprawiał tu problemu, ale dla jego bezpieczeństwa sam też, tam pójdę, aby to jemu nikt nie sprawiał problemów. - to powiedziawszy, zabrał na dwa talerze mięsa i chleba, a następnie zwrócił się do kendarki, jakie było imię, które wymówiła przedstawiając się? ah tak - Atholu, może zechciała byś by pomóc zabrać dwa kielichy i dzban z winem, sam tego nie uniosę. - wiedząc co nieco o jej rasie i ich wrodzonej ciekawości, liczył, że nie oprze się możliwości poznania Smokowca, miał też wrażenie, że bezpośredniość i prostota kendarów, pozwoli mu się czegoś dowiedzieć, o Smokowcu.
 
deMaus jest offline  
Stary 30-12-2008, 17:41   #22
 
Solis's Avatar
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
- 5,6,7,8... Proponuję by panie zajęły szóstkę, bezpiecznie ulokowaną pomiędzy innymi pokojami. Nie żebym sądził, że potrzebne im opiekuńcze ramię, ale w kwestiach zaufania do miejscowych byłbym ostrożny. Skoro wiemy, zę na miłość nie mamy co w Solace liczyć, to bazujmy na czymś innym. - Dla zademonstrowania o czym myśli przybrał prawdziwie złowieszczy wyraz twarzy, błyskając prawie magicznie oczyma o kolorze wody w zmrożonym górskim strumieniu.

- Pani z nacji Kenderów, wybacz mi bezpośredniość mego zapytania... czy umiesz zadbać o kogoś? To ważne, bo dzieląc z kimś pokój, stajesz się za niego współodpowiedzialna. Za niego i jego rzeczy... Jesteśmy drużyną, nieprawdaż ?- dodał wesoło.

- Ty zaś panie Marcao miej baczenie podwójne na wszystko. Nasz smoczy przyjaciel moze byc żródłem kłopotów i dla nas i dla siebie. Imć Caramon rzekł, że nie są te istoty mile widziane w mieście. Zatem proponuję wystawić wartownika przed drzwiami naszych sąsiadujących ze sobą komnat. Po tym, jak się rozejdziemy na spoczynek, krótkie, godzinne czuwania dobrze zrobią każdemu z nas - czy jest na to zgoda wszystkich? W kwestiach bezpieczeńśtwa, winniśmy ścisle współpracować, polegać na sobie i budować zaufanie, bo długa droga przed nami. Stanę pierwszy na straży.

Gestem przywołał dziewkę z dzbanem wina, zamówił do tego nowy kawał pieczeni, zapłacił ze sporym naddatkiem, by osmielić usługująca i zamruczał pod nosem z ukontentowaniem "Cywilizacja"

- Zapraszam do biesiady. Nigdy nie wolno przegapić okazji by dobrz zjeść, bo nie wiesz przecie kiedy następny suty popas cię czeka - dorzucił sentencjonalnie i odkroił pokaźny kawał udźca, biorąc się doń z wielkim animuszem. - Magia magią, a dobrej kuchni nic nie zastąpi. Jakie mamy plany? Nie dosłyszałem wszystkiego, lekko spóźniony. Kiedy mamy ruszać?

Przyglądał sie drużynie oceniając przydatność kazdego z osobna. Postanowił podejśc bez uprzedzeń do wszystkich i sprawdzać ich w działaniu, nim powierzy im swe, jakże ważne dla niego samego życie. Łuczniczka budziłą zaufanie szybkością i pewnością reakcji. Caligari dzięki trosce o innych i przezorności zdawał się byc dobrym kompanem. Smokowiec wyglądał na słabe ogniwo... ale na pewno miał wiel przymiotów dla których cieszył będąc po właściwej stronie. Inni?
Lepiej nie łamać sobie głowy zagadkami, a korzystać z życia. W doskonałym anstroju oddał się smakowaniu purpurowego trunku podanego w wielkim pucharze i nadstawił ucha opinii innych.
 

Ostatnio edytowane przez Solis : 30-12-2008 o 17:46.
Solis jest offline  
Stary 30-12-2008, 19:13   #23
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
I.. to wszystko? Tak szybko? Oczywiście, lot mięsa o dość spektakularnym zakończeniu w postaci nabicia się na szpony smokowca to na pewno było coś, czego się codziennie nie widuje, acz nie było to tak interesujące zakończenie, jakiego się rudowłosa spodziewała. I.. ojej.. smokowiec został wyrzucony. Pewno byłoby mu smutno, gdyby nie to, że już ktoś do niego poszedł by towarzystwa dotrzymać. Kenderka zaś wysłuchała wszystkiego, co zostało powiedziane i zaraz, ku zdziwieniu pewno niektórych, zaczęła się śmiać. Jej rozbawienie było spowodowane słowami jakoby ktokolwiek mógł być uprzedzony w stosunku do niej czy innego kendera. Odebrała to jako żart mający zapewne na celu przełamać lody wśród drużyny. Gdy już paluszkami otarła łzy, wtedy dostrzegła, że nikt nie odebrał tego tak samo jak ona. Ba! Powaga wisiała w powietrzu, jakby to wszystko miało być.. prawdą? Czyżby?
-Jeszcze nikt nigdy nie był do mnie uprzedzony! - Athola poczuła się w pewien sposób urażona. A raczej.. mieszało się w niej święte oburzenie na przemian z niemałym zaskoczeniem, że ktoś w ogóle mógł głosić takie herezje. Czy to nie było karane w jakiś sposób?
Wstała, a wręcz zeskoczyła ze swego miejsca przy stole i ruszyła w kierunku pierwszego lepszego, albo i gorszego, człeka, aby utwierdzić samą siebie, że to tylko przebrzydłe kłamstwa. Albo zobaczyć jak to jest, kiedy ktoś jest do niej uprzedzony, jednak to się na pewno zdarzyć nie miało. Wszyscy uwielbiają kenderów. I ich opowieści.
W czasie tej swoistej krucjaty posłyszała, że ktoś się doń z czymś zwraca. Nie będąc zdecydowaną, czy iść dalej, czy się wrócić, wykonała nad wyraz dziwną akrobację łączącą w sobie kroczenie dalej, podskok oraz obrócenie się. I utrzymała równowagę, a z racji tego, że już w stronę swych współtowarzyszy była zwrócona, tedy właśnie tam się skierowała, swą walkę przeciwko herezjom pozostawiając na później.
Zawsze była chętna do pomocy, nawet wtedy, kiedy zamiast pomóc, psuła coś jeszcze bardziej. Nieświadomie, oczywiście. Spojrzała najpierw na swoje dłonie – sztuk dwie, a potem na kielichy – także sztuk dwie, aby w końcowej fazie wzrok swój zawiesić na dzbanie wina – sztuk jeden. Po krótkiej i dość prostej kalkulacji była już pewna, że się nie zabierze ze wszystkim, bo o ścianę był jeszcze wsparty jej hoopak – sztuk jeden – który także musiała ze sobą wziąć. Obawiała się, że ktoś może jej go ukraść, jeśli zostanie bez opieki. Ręki jednej jej brakowało, jednak przez myśl jej przeszło dość niebezpieczne rozwiązanie polegające na sprawdzeniu czy stopy są tak samo chwytne jak i dłonie. Wprawdzie zostawała jeszcze kwestia dojścia do odpowiedniego pokoju, ale to była zaledwie drobna luka w całym planie. Jeszcze kilka chwil i zapewne zaczęłaby wprowadzać owy w życie, acz ponownie jaki heretyk się odezwał.
- Pani z nacji Kenderów, wybacz mi bezpośredniość mego zapytania... czy umiesz zadbać o kogoś? To ważne, bo dzieląc z kimś pokój, stajesz się za niego współodpowiedzialna. Za niego i jego rzeczy... Jesteśmy drużyną, nieprawdaż ?
Czy jej się tylko wydawało, czy tutaj wszyscy mieli jakieś dziwne podejście do kenderów? Znaczy.. nie tylko tutaj. Spotkała się z tym dziwactwem już kilka razy w różnych miejscach gdzie bywała. Nawet się zastanawiała, czy to przypadkiem nie jest jakaś choroba. Podniosła główkę i spod grzywki spojrzała na mężczyznę przyjmując minę ucieleśnienia niewinności, czyli taką jaką zawsze miała.
-Oczywiście, że potrafię, dlaczego miałoby być inaczej? Jestem tutaj jedyną osobą, która potrafi odpowiednio troskliwie zaopiekować się cudzymi rzeczami. Nie jestem jakąś złodziejką.
Prychnęła cichutko, bo kradzież jawiła jej się jako coś wyjątkowo obrzydliwego, co nie powinno mieć miejsca na świecie. Poza tym, nie spodobał jej się ten człowiek, który poddawał w wątpliwość jej odpowiedzialność. Przyglądając mu się jeszcze chwilę wsunęła dłonie do kieszeni swych spodenek, by zaraz wysunąć je szybko i zainteresowanie przenieść na widelec przez siebie trzymany. Skąd on się tam wziął? Czując nadal na sobie spojrzenie odłożyła przedmiot na stół i palcem wskazała w bliżej nieokreślonym kierunku, ale jak najdalej od siebie.
-To był on!
Rzuciła pewna swych słów, po czym podniosła klapę swojej torby i dość zamaszystym ruchem zgarnęła do środka dwa kielichy. Następnie w jedną dłoń chwyciła dzban, a w drugą hoopak i ruszyła w stronę schodów niknąc wśród tłumu postaci zalegających w gospodzie. Jedynym, co wskazywało na to, że gdzieś się tam znajduje, był rudy warkocz migający tu i ówdzie, oraz pojedyncze jęki bólu, gdy ktoś obrywał z łokcia, bo stał jej na drodze.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 30-12-2008 o 20:23. Powód: Bo tak.
Tyaestyra jest offline  
Stary 30-12-2008, 23:03   #24
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Caligari już miał wychodzić z jedzeniem, kiedy usłyszał.

- Pani z nacji Kenderów, wybacz mi bezpośredniość mego zapytania... czy umiesz zadbać o kogoś? To ważne, bo dzieląc z kimś pokój, stajesz się za niego współodpowiedzialna. Za niego i jego rzeczy... Jesteśmy drużyną, nieprawdaż ?- powiedział mężczyzna wesoło. - Ty zaś panie Marcao miej baczenie podwójne na wszystko. Nasz smoczy przyjaciel może być źródłem kłopotów i dla nas i dla siebie. Imć Caramon rzekł, że nie są te istoty mile widziane w mieście. Zatem proponuję wystawić wartownika przed drzwiami naszych sąsiadujących ze sobą komnat. Po tym, jak się rozejdziemy na spoczynek, krótkie, godzinne czuwania dobrze zrobią każdemu z nas - czy jest na to zgoda wszystkich? W kwestiach bezpieczeństwa, winniśmy ścisle współpracować, polegać na sobie i budować zaufanie, bo długa droga przed nami. Stanę pierwszy na straży.

No cóż, napytał sobie biedy zadają takie pytanie kendarce, to była pierwsza myśl Marcao, sam miał już do czynienia i wiedział, że powątpiewanie w uczciwość kendarów zwykle kończyło się obsesją tychże aby tą uczciwość udowodnić. Nie skomentował tego jednak, za to odniósł się do wart.
- Nie uważam, aby dziś warty były potrzebne, Ci ludzie bardziej boją się gniewu Raistlina, albo tego, że Caramon nie sprzeda im piwa, jeśli chcieli by nas skrzywdzić, dali by radę mimo naszych wart, jedynie Elfy i może Pani Athola dały by radę wypatrzeć, bądź usłyszeć kogoś w nocy pod drzewami vallen, a nie możemy ich prosić aby czuwali całą noc. Radzę spać spokojnie, puki mamy tą możliwość, a juto rano po śniadaniu opuścimy Solace i znajdziemy prawdziwe powody do trzymania wart. - to powiedziawszy opuścił gospodę niosą talerze z jedzeniem o pokoju numer siedem.
 
deMaus jest offline  
Stary 31-12-2008, 09:37   #25
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
Podniesienie ręki na tego człowieka można by uznać za głupi pomysł, ale jedynie wtedy gdyby Cień pomyślał o tym co robi. Tak jednak nie było. Po prostu stracił nad sobą panowanie. Niespodziewanie ofiarę z opresji wyratowało nagłe pojawienie się golonki. Ledwie zdążył zwrócić oczy w stronę Lywellyn uznając że sytuacja jest na tyle niecodzienna że godna komentarza. Niestety nikt z zebranych nie miał okazji go usłyszeć, gdyż w tej oto chwili pojawiając się nie wiadomo skąd chwyciła go jakaś ręka. Gwałtowny cios w brzuch zupełnie pozbawił go tchu i posłał wysoko w górę. Oszołomiony padł bezwładnie na podłogę. Ta sama ręka ucapiła go za kark i pociągnęła w górę uświadamiając mu że to dopiero początek. Zgięty w pół trzymał się za brzuch pewien że gdyby napastnik zwolnił uchwyt znalazłby się z powrotem na podłodze. Wstrząsały nim torsje, zwymiotowałby gdyby tylko miał czym i gdyby nie stalowy uchwyt na gardle. Bezskutecznie próbował zaczerpnąć powietrza. Przed oczami zobaczył wirujące czarne płatki niewątpliwy znak że zaraz zemdleje. Gdyby tylko udało mu się sięgnąć pazurami.
- ... mój brat powierzył ci zadanie...- dotarły do niego słowa. "A więc Raistlin ma barta! No cóż, nieszczęścia chodzą parami." Wreszcie morderczy uścisk ustąpił.

Leżał skulony na zewnątrz, nie bardzo wiedząc w jaki sposób się tu znalazł. Chłodne powietrze otrzeźwiło go szybko, na tyle szybko by dotarły do niego kolejne słowa.
-...Smokowcy i ludzie z Solace nie znoszą się, gdyż to właśnie Smokowcy, wraz z Czerwonymi Smokami, zniszczyli Solace w czasie Wojny Lancy...-Jakiś czas temu Cień wrzasnąłby "Myślisz że nie wiem co robili inni smokowcy! Ale to nie powód żeby nienawidzić mnie. Mnie tu w ogóle nie było, nie brałem udziału w tej wojnie. Zrozumcie!" Ale oni nigdy nie rozumieli, byli oporni na jego argumenty jak krasnoludy żlebowe. Nic więc dziwnego że po jakimś czasie stracił ochotę by cokolwiek, komukolwiek tłumaczyć, miał za to coraz większą chęć posłać ich wszystkich w Otchłań. Dlatego teraz milczał. Wstał zamierzając znaleźć jakiś ciemny kąt w którym mógłby przeczekać do rana. Spojrzał na swoją utytłaną tłuszczem dłoń. Golonka przepadła gdzieś w zamieszaniu, szkoda bo zacny to był kawałek mięsiwa. Zaczął zlizywać tłuszcz. Wtedy to z gospody wyszedł jeden z członków drużyny której część teraz stanowił.
- Nic Ci nie jest? I tak możesz liczyć na szczęście, Caramon to ktoś, z kim nawet ja zastanowiłbym się dwa razy, czy masz choćby szansę na zwycięstwo. Ty miałeś wyjątkowego pecha, bo zaatakował Cie nieprzygotowanego. Jestem Marcao Caligari, nie wiem czy słyszałeś w gospodzie jak się przedstawiałem, jak mam się do Ciebie zwracać?
Nieco zaskoczony tą troską wciąż trzymając się za pulsujący bólem brzuch pokręcił głową na znak że nic mu nie jest. "Caramon, Marcao Caligari" przyswoił sobie imiona. Zapytany o własne miano musiał się chwilę zastanowić, właściwie to nie miał imienia w takim sensie jak ludzie to rozumieli. Nazwał się sam lecz do tej pory miał niewiele okazji by używać swego imienia.
- Cień.- już dawno nie słyszał brzmienia własnego głosu.
- Tego pewnie też nie słyszałeś, ale Caramon zaproponował nam pokoje na górze. Idź do siódemki, przyniosę tam jedzenie i coś do picia, bo mam wrażenie, że lepiej by było abyś nie wracał do gospody.
W jednej chwili go biją w drugiej proponują gościnę. Czyżby świat kompletnie oszalał? Być może. Nie zamierzał się tym przejmować, zamierzał za to przyjąć zaproszenie.
- Chyba, że rezygnujesz z zadania, które postawił przed nami Raistlin? Jeśli tak to odejdź teraz i nie idź za nami, nie mam większych uprzedzeń do twojej rasy niż do mojej, ale chyba sam wiesz dlaczego nie chciałbym abyś szedł za nami uprzednio porzuciwszy misję... To do zobaczenia w pokoju.
Porzucić misję? Najwyraźniej Marcao źle zinterpretował jego zachowanie, miał zamiar "porzucić'' gospodę, nie misję. Potrzebował jej, potrzebował celu. Ruszył niespiesznie do pokoju.

Drzwi numer siedem, to te. Wszedł do ciemnego pokoju, teraz nie pozostało mu nic innego jak poczekać na towarzysza. Ostrożnie siadł na łóżku, wyraźnie nie miał do tego sprzętu zaufania.
 

Ostatnio edytowane przez Piiiink : 01-01-2009 o 09:57.
Piiiink jest offline  
Stary 31-12-2008, 09:49   #26
 
Solis's Avatar
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
Mała ruda ślicznotka nie rozczarowała go zupełnie. Zdecydowanie bardziej martwił się nie tym, co komu zniknie, a raczej tym czy da się to odzyskać. Widelec wyłaniający się z kieszeni, lekkie zakłopotanie, pokryte pełnym przkonania "To on"... żałował jak nigdy, zę nie ma już magii. Że stosy jego amuletów wyglądają teraz jak ekstrawaganckie, a nawet niegustowne ozdoby, miast być tym czym dawniej - ochroną, bronią i towarzyszami lepszymi niż ktokolwiek inny.

Caligari zanegował sens stawiania wart. Może jest w tym element racji - jeśli Bohater Lancy i złowieszcza sława Raistlina nie wystarczą w tym miejscu, to pewnikiem i nic innego by nie powstrzymało zagrożeń. Jednak przyzwyczajenie drugą naturą, a lenistwo było całkowicie obce Drakkanowi. "Zgnuśnieli w tych luksusach, za bardzo wierzą w innych, a poleganie na sobie to klucz do sukcesów" pomyślał spokojnie, nie wierząc absolutnie w jakiekolwiek sukcesy Marcao.

Kiedy Kenderka znikła zabierając kielichy (nomen omen do plecaka) i wino, zwrócił się do pozostałych towarzyszy.

- Czy ktoś z was zna tą krainę i moze nas popilotować do najbliższego portu? Wydaje mi się, że trzeba dokładnie przemyśleć najbliższe ruchy. Po pierwsze - ekwipunek. Po wtóre - środki. Czy Raistlin aby o czyms nie zapomniał nam powiedzieć? Skoro zbiera nas do wyprawy, pewnikiem winien nas wspomóc w przygotowaniach. Nie swą osobą, a srebrem w każdym razie. Nie wydaje mi się, by dzień zwłoki w wymarszu miał znaczenie dla misji. W zasadzie jeśli już , to tylko pozytywne. Proponuję skupić się od rana na solidnym przygotowaniu do wędrówki, a nie łazić o świcioe z pustymi sakwami. Stateczność i rozwaga przystoi mędrcom, pośpiech to wynik złych fluidów we krwi.
 
Solis jest offline  
Stary 02-01-2009, 22:46   #27
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Zapłaciła za golonkę człowiekowi z wytrzeszczem zdziwienia w oczach, porozmawiała też przez chwilę z Tiką, z którą na chwilę zniknęła w kuchni. Pojawiła się po jakimś czasie i majestatycznym krokiem, gestem godnym stolnika unosząc jadło, podała je kontestatorowi smokowej bytności na świecie.

- Wiesz jak nazywa się ta potrawa? - wskazała na trzymaną kolejną golonkę – to jest Toler Ancja. Przepyszna. Spróbuj człowieku, bo ostania porcja minęła się z celem – cedziła każde słowo – a jeśli ci nie posmakuje, kuchnia przygotuje coś innego – udała zamyślenie – ot, choćby Skóry Przetrze Panie miły... - Ociągając się, ważąc każdy ruch, wstała i podeszła do swojego stołu. Usiadła, podniosła swój kubek i z szerokim uśmiechem wznosząc toast w kierunku obdarowanego golonką, zatopiła usta w pysznym płynie. Przestała się nim interesować w chwili gdy usta miast wina napotkały powietrze. Zajęła się czymś bardziej pożytecznym.

Droga była dość męcząca, w dodatku niepokój o brata wyczerpał ją psychicznie. Nie miała ochoty na pogaduchy, skubiąc niemrawo przyniesione potrawy, uprzednio doprawiwszy je ulubionymi ziółkami, wysłuchała konwersacji pozostałych uczestników wyprawy.
„ Ciężko będzie... od początku starcia i animozje... „ - pomyślała, obserwując ich zachowanie. „ Miała być drużyna, a już tworzą się kółka wzajemnej adoracji. Cóż...” - ona zazwyczaj stała z boku - „ niech i tym razem tak będzie”.

- Przykro mi, ale ja nie posłużę za przewodnika. Wydaje mi się jednak, że Raistlin zadbał o konieczne szczegóły. Co do mnie, to mam wszystko czego mi potrzeba – wskazała na łuk oparty o ścianę – jeśli wyprawa wymaga czegoś więcej, ufam jej pomysłodawcy. A propos pomysłów – wychyliła ostatni łyk wina – dla mnie najlepszym będzie udanie się na spoczynek... w pokoju numer sześć. Do jutra. - Zabrała swoje rzeczy i ruszyła na górę, po drodze obdarzając znaczącym spojrzeniem „pana od golonki”.

Pokój był pusty. Wybrała łóżko po prawej. Usiadła i pozwoliła opanować się zadumie. Wciąż nie dawało jej spokoju pytanie : "Czy zrobił to specjalnie czy rzeczywiście zaginął?"

Tysiące myśli, spostrzeżeń, uwag, dywagacja spierająca się z wahaniem.. Dość! Wstała. Odnalazła dzban i miskę. Zrzuciła z siebie ubranie i roztropnie podpowiadając sobie, że nie wiadomo kiedy znowu będzie miała ku temu okazję, umyła się, rozkoszując się dotykiem zimnych strumieni wody, które pozwoliły na nowo trzeźwiej spojrzeć na świat.
Czesząc długie brązowe włosy monotonnym ruchem znowu pozwoliła przypłynąć wspomnieniom. Ręka na dłuższy czas zawisła w okolicach karku, odbijając się wyraźnie na tle rudawych refleksów uwydatnianych przez światło świecy. W końcu melancholijny uśmiech spełzł z jej twarzy, a maślany wzrok stał się wyrazistszy.
- Odnajdę cię – szepnęła w pustkę, zaplatając warkocz – a wtedy...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 03-01-2009, 22:51   #28
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Poszliście spać, korzystając z gościny Caramona. Natomiast dla jednej osoby miejsca już nie wystarczyło. Któreś z was musiało iść spać na podłodze.

***

Noc była spokojna, a ranek nadszedł słoneczny. Obudziliście się wypoczęci i pełni sił, a kiedy zeszliście na dół, stwierdziliście, że nie ma z wami Dalamara. Cóż... Mogliście ruszać od razu lub zaplanować przebieg wędrówki. Tylko najpierw należało zdobyć mapę... Tylko jak?
Zasiedliście do tego samego stołu, choć karczma była niemal pusta i wiele stołów oferowało równie wygodne miejsca.
Słońce świeciło przez okna, padając na naczynia oraz stół, choć padało jest nieco złym określeniem. Bardziej muskało wasze osoby wraz ze stołem, krzesłami i srebrną zastawą. Słońce błyskało refleksami, czasem bijąc wam w oczy. Caramon dalej spoglądał na Smokowca wściekłym wzrokiem, tak jak Tika, trzymając w dłoni swą śmiercionośną patelnię. Jednakże Smokowiec, który nikomu nie zagrażał był Smokowcem tolerowanym przez potężnego wojownika, który stopował swoją małżonkę.
-Co podać na śniadanie?-zapytał, uśmiechając się.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 04-01-2009, 09:52   #29
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
Marcao tak jak obiecał przyniósł jedzenie do pokoju. Nie był sam, no cóż należało się spodziewać że kenderka nie przepuści okazji żeby się na niego trochę pogapić. Zjadł w milczeniu a potem położył się, dając tym samym do zrozumienia że żadnych nocnych rozmów sobie nie życzy. Ciepły posiłek i miękkie posłanie sprawiły że zasnął niemal natychmiast, nieświadom tego co działo się obok niego.
Obudził się wypoczęty i w znacznie lepszym humorze. Razem z resztą zszedł do gospody z zadowoleniem stwierdzając że jest o wiele luźniej niż wczoraj. Zauważył też że przy stole nie ma ucznia Raistlina. Może jeszcze śpi? Caramon nie wyglądał na zachwyconego jego obecnością, towarzyszka osiłka nie rozstająca się ze swą patelnią wyglądała jeszcze mniej przyjaźnie. Uśmiechnął się do nich krzywo, fakt iż muszą tolerować jego obecność sprawiał mu niekłamaną przyjemność.
-Co podać na śniadanie?- padło uprzejme pytanie.
- Niech mi coś usmaży na tej patelni.- uśmiechnął się do kobiety złośliwie. Właściwie to nie był głodny.
Nadszedł czas by wziąć się za misję.
- Myślałem że twojemu bratu zależy na tej wyprawie, że zostawi nam coś bardziej użytecznego niż wczorajsza historyjka. Ale chyba się co do niego pomyliłem. - nie mógł się powstrzymać choć wiedział że nie powinien tego mówić. Ale taką już miał naturę.
- Przydała by się jakaś mapa.- rzucił obojętnie, zdawało się że nie kierował tych słów do nikogo konkretnie, ale tak naprawdę mówił do Atholi.
 

Ostatnio edytowane przez Piiiink : 04-01-2009 o 09:56.
Piiiink jest offline  
Stary 04-01-2009, 12:05   #30
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Faurin obudził się wczesnym rankiem. Otworzył już oczy jednak nie mógł wstać. Nie mógł badź nie chciał. Nadal nie mógł w to uwierzyć. Może to wszystko było snem czy też jawą. Jego stopy natrafiły na coś ostrego. Wykrzywił twarz w grymasie. Odrzucił bardzo ciepły koc by przyjrzeć się coto było. Zwyczajny kawałek drewna wystający z łóżka. Spojrzał na sąsiednie łóżko. Nie wiedział czy tam ktoś jest gdyż nikt nie mógł dosłyszeć, a głos miał niezawodny. Nawet gdy jakaś osoba tam spała świetnie kontrolowała oddech. Położył się jeszcze na pięć minutek po czym wstał. Sięgnął po dzban z wodą i obmył całą twarz. Tego mu było trzeba. Zimne krople spływały po jego twarzy oczyszczając go z brudu. Podszedł do łóżka i wytarł się kocem.
-To był tylko sen.-pomyślał.-Czas ruszać dalej w drogę.
Ubrał się pospiesznie, przepasał broń i przewiesił łuk na plecy. Był już gotowy do wyjścia gdy nagle się zatrzymał.
-A co jeśli tobyła prawda?
Nie mając co zwlekać szarpnął drzwi i wyszedł. Zszedł powoli po schodach. O tek wczesnej porze i spodziewał się tu nikogo. Mylił się jednak. Za swym kontuarem stała przemiła gospodyni tej oberży-Tika. Obok niej stał jej mąż-Caramon.
-To jeszcze o niczym nie świadczy.-pomyślał.-Najwidoczniej ich zapamiętałem i mi się przyśnili.
Spojrzał potem na jeden ze stołów. Siedział przy nim smokowiec.
-A więc jednak to prawda. No cóż, raz się w końcy żyje i ten raz wystarczy jeżeli żyje się dobrze.
Przywitał się z Caramonem- który bacznie przyglądał się smokowcowi i z Tiką trzmającą swą patelnie gotową do użycia. Podszedł do stołu i usiadł przy obok smokowca. Odłożył na sąsiedni stół broń.
-Witaj!-powiedział.-Zwę się Faurin. Nie mieliśmy okazji się wcześniej poznać. Cóż, lepiej później niż wcale.
Mówiąc to podał dłoń towarzyszowi.
-Jak cię zwą?-zapytał.
Po któtkiej chwili dołączyli do nich wszyscy. Wtedy to Caramon zapytał:
-Co podać na śniadanie?
Pierwszy odpowiedział dość ironicznie smokowiec zwracając się nie do pytającego lecz do jego żony. Faurin słysząc to uśmiechnął się lekko.
Jeżeli chodzi o mnie poprosze o kromke chleba, kielich wina oraz kawałek żółtego sera.-odparł.-Bym zapomniał. można prosić trochę wody w jakimś małym naczyniu dla mojego Scirgo?
To mówiąc wyjął z kieszeni swą mysz. Potem każdy "złożył" zamówienie. Czekając na posiłek zaczeli zadawać pytania odnośnie wędrówki.
-Przydała by się jakaś mapa.- stwierdził smokowiec.
Zgadzał się z nim Faurin w pełni. Postanowił więc przemówić:
-Mapa by się przydała z całą pewnością. Musimy obrać kierunek gdzie podążać najpierw. W naszej twierdzy- mówie tu o twierdzy Zakonu Wirującego Miecza- były mapy. Studiowałem je troche. Nie znam dokładnej drogi ale skoro jesteśmy w Solace to wydaje mi się że najbiżej morza położone od nas miasto jest Crosseg czy też Crossing. Nie wiem gdyż nie pamiętam dobrze nazwy. Nie wiem też czy tomiasto jest portowe. Nie byłem w nim nigdy. Sadzę że jest to mała mieścina i nie będzie w niej wielkich galeonów-przypuszczając że jest to miasto portowe. Trzeba się więc udać jeszcze dalej. Stawiałbym na Manic bądź Palanthas. Jednak odrazu stwierdzam że nie wiem jak się tam dostać. Mapa jest niezbędna.
Zwrócił się teraz do Caramona:
-Nawet jeśli dojdziemy do jakiegoś miasta portowego to kto nam pomoże w tak heroicznym planie? Nikt nam nie wyda żadnego statku! Gdyby Raistlin tu był z nami to by dopomógł ale comy możemy zrobić. Nawet Dalamara nie ma!
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172