Mała ruda ślicznotka nie rozczarowała go zupełnie. Zdecydowanie bardziej martwił się nie tym, co komu zniknie, a raczej tym czy da się to odzyskać. Widelec wyłaniający się z kieszeni, lekkie zakłopotanie, pokryte pełnym przkonania "To on"... żałował jak nigdy, zę nie ma już magii. Że stosy jego amuletów wyglądają teraz jak ekstrawaganckie, a nawet niegustowne ozdoby, miast być tym czym dawniej - ochroną, bronią i towarzyszami lepszymi niż ktokolwiek inny.
Caligari zanegował sens stawiania wart. Może jest w tym element racji - jeśli Bohater Lancy i złowieszcza sława Raistlina nie wystarczą w tym miejscu, to pewnikiem i nic innego by nie powstrzymało zagrożeń. Jednak przyzwyczajenie drugą naturą, a lenistwo było całkowicie obce Drakkanowi. "Zgnuśnieli w tych luksusach, za bardzo wierzą w innych, a poleganie na sobie to klucz do sukcesów" pomyślał spokojnie, nie wierząc absolutnie w jakiekolwiek sukcesy Marcao.
Kiedy Kenderka znikła zabierając kielichy (nomen omen do plecaka) i wino, zwrócił się do pozostałych towarzyszy. - Czy ktoś z was zna tą krainę i moze nas popilotować do najbliższego portu? Wydaje mi się, że trzeba dokładnie przemyśleć najbliższe ruchy. Po pierwsze - ekwipunek. Po wtóre - środki. Czy Raistlin aby o czyms nie zapomniał nam powiedzieć? Skoro zbiera nas do wyprawy, pewnikiem winien nas wspomóc w przygotowaniach. Nie swą osobą, a srebrem w każdym razie. Nie wydaje mi się, by dzień zwłoki w wymarszu miał znaczenie dla misji. W zasadzie jeśli już , to tylko pozytywne. Proponuję skupić się od rana na solidnym przygotowaniu do wędrówki, a nie łazić o świcioe z pustymi sakwami. Stateczność i rozwaga przystoi mędrcom, pośpiech to wynik złych fluidów we krwi. |