Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2008, 13:39   #522
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Plan był prosty. Reksio odciąga uwagę, on obezwładnia Lembasa. Obezwładnia, nie zabija. Co najwyżej wyłamuje nadgarstki, daje w pysk. Może dałby Fungrimm’owi go wychędożyć. Może, nie zastanawiał się nad tym głębiej. Widział, że karzeł miał ochotę na Lembasa. Najpierw jednak miał zamiar obezwładnić elfa.
Reksio zaatakował, odskoczył dając jemu pole do manewru. Poczuł całym swym jestestwem jak wraży pocisk minął go o grubość włosa.
- Dobry jest! było stwierdzeniem jakie padło, gdy Barbak się przemieszczał. Pojawił się za plecami. Kto powiedział, że nie można oszukiwać? To było coś jak boks, nie szachy. Tu trzeba było myśleć, nie polegać na regułach.

Złapał nadgarstek. Zamierzał ścisnąć, gdy nagle coś go porwało.....

.... Gdy jakiś czas później analizował całą tę walkę zastanawiał się gdzie w tej jej części popełnił błąd. Doszedł do wniosku, że nie popełnił go wcale. Jedynym błędem było przystąpienie do potyczki w taki sposób w jaki to uczynił. Jednak wtedy było już za późno.

Nagle zrozumiał że po licznej ilości piruetów, axli, beczek i Palladine wie czego jeszcze znalazł się na plecach. Do listy znienawidzonych przez siebie czynności obok latania, chodzenia po wąskich kładkach nad przepaścią, latania, patrzenia w przepaście dodał jeszcze Roller coaster.

Był z tego powodu wściekły. Ktoś stanął na jego drodze, ktoś przeszkodził mu w rozwiązaniu tej sytuacji. Rozwiązaniu jej, o w sposób w miarę pokojowy. W jego rękach Lembas przynajmniej miał by szansę przeżycia... gdy dorwie się do niego Fungrimm.....

- Teraz jestem zły
http://www.youtube.com/watch?v=gEgXD...eature=related
Przed jego oczyma naraz wyrosła to paszczęka, czy też może paszczęki cerbera.
- No pewnie. Nie mogłaś pozwolić na to aby ktoś dał lekcje twojemu pupilkowi, to wysłałaś tu ten Burka? Krzyknął w powietrze. No chodź! Wydarł się przed siebie. Ale jesteś śliczny! Dodał lubieżnie.

Paszczęka zamknęła się nad jego głową.
- No nie! Taką masz na mnie ochotę? Zaczęło dobiegać z wnętrza paszczy piekliszcza. Poczekaj no, dopiero się poznaliśmy. Ork umilkł na kilka chwil. Trzeba było wrócić do korzeni. Do tego co zawsze było jego największym atutem, czym zawsze winien się kierować. Gdy był przeżuwany I już miał być przełknięty zaczął szemrać:

Światło Pasterzem moim,
Niczego mi nie braknie……


Zaparł się nogami I rękoma w paszczęce I ustawił się w poprzek.
Skupił całą swą wiarę w swej aurze, oraz w swych dłoniach. Te ostatnie zabłysły światłem. Gdy dotykał nimi do piekliszcza słyszał delikatne skwierczenie, jakby przypalanie mięsa na wolnym ogniu.

…. Na niwach zielonych pasie mnie,
Nad wody spokojne prowadzi mnie.


Będąc w paszczęce miał doskonałą możliwość usłyszeć jak demon się krztusi, jak dławi się nim. Nie musiał długo czekać. Został wypluty.
Wylądował na jedno kolano. Przekoziołkował, odskoczył

…. Na niwach zielonych pasie mnie,
Nad wody spokojne prowadzi mnie.


Wytarł flegmę z twarzy, obrócił się do demoniej paszczy.
- Jak chcesz się ze mną umawiać na kolacje, to najpierw umyj zęby. Poza tym z natury jestem łykowaty! Po czym pokazał to co przed kilkoma chwilami pokazywał Lembasowi.

- Here comes da wieTRZność! – było tym co pozostało po piekliszczu. Z czarnego zmieniło się w białe i dało skrzydło w chmury. – You! GET HIM!
Max Farenthide - Can U Feel It - Onet.pl Teledyski
Reksio ruszył na Tev’a. Barbak zagwizdał przywołując Warg’a do siebie. Miał nadzieje że to poskutkuje, jeśli nie Rakasza winien sobie z nim poradzić.

Szybki przegląd sytuacji przedstawiał się następująco. Krasnolud był zajęty Drow’em. Da sobie radę. Ork posłał mu przelotnie i niemo „Załatw Go!” i patrzył dalej. Reksio leci na Teva. Da sobie radę (Tev ). Demony hołdujące sobie gdzieś nieopodal. A niech się nawet chędożą w jeżynach, na razie nie interesowało to orka. Levin. Ten ostatni nie miał chwilowo możliwości obrony. Znowu, nie miał możliwości obrony.

Przyskoczył szybko do druida podnoszą przy pomocy efektownego przewrotu Maleństwo z ziemi. Zanim głowa pomyślała, na cięciwie już błyszczał pocisk z bieli.
Zakrzyknął w niebiosa.
- You’ve got me burning up! Come on!
Uśmiechnął się maniakalnie do druida zasłaniając go swymi plecami.
- Can you feel it? Come on!

Napięte Maleństwo wyczekiwało na cel strzału. Serce w piersi łomotało, umysł nie pracował. Działały instynkta.
- DARK WIND LANCE!!!
– W imię ŚWIATŁA! LOPTAR!

W kierunku z którego dało się słyszeć przeciwnika poszybował pierwszy z pocisków Maleństwa, zaraz za nim kolejny, potem następny i jeszcze jeden. Barbak bez pamięci, tworzył pocisk i strzelał.

Tworzył w ten sposób pewien rodzaj zapory ogniowej, która mogła pomóc Lewinowi. Mogła niestety nie musiała.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline