Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2009, 19:54   #298
Makuleke
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Biesiada pożegnalna była, musiał przyznać Telio, jedną z najlepszych uczt, na jakiej miał okazję być. Tym jednak, co szło w parze z dobrą zabawą było zmęczenie i ból głowy. Kiedy kilku elfów przyszło budzić ich do wyjazdu poczuł się, jakby do szyi przywiązaną miał ołowianą kulę, która bezwzględnie ciążyła do ziemi i z radością dostrzegł srebrny dzban z wodą. Zimny płyn pomógł mu przynajmniej po części odpędzić senność, a przenikliwy chłód przedświtu zajął się wkrótce resztą. Spostrzegłszy obok siebie wciąż śpiącego Ola, Teliamok potrząsnął nim kilkakrotnie.

– Olo, wstawaj, już czas nam w drogę – mówił do towarzysza spokojnym, łagodnym głosem, jako dobry przyjaciel nie chcąc zadawać mu niepotrzebnego cierpienia. Widząc jednak, że jego starania nie przynoszą efektu, sięgnął ponownie po srebrny dzbanek. Poruszył nim, a kiedy usłyszał, że w środku jest jeszcze woda, delikatnie przechylił go nad głową Olegarda.

– No, zbieraj się Olo, nie ma czasu na spanie kiedy szlak na nas czeka – powiedział ze śmiechem, kiedy towarzysz przestał już parskać i prychać z zimna.Telio poczekał chwilę, aż Olo podniesie się z krzesła i cierpliwie wysłuchał jego sarkań na osobliwą pobudkę, jaką mu zgotował. Następnie obaj skierowali się do stajni, gdzie czekał już Galdor i Narfin, a reszta również stopniowo dołączała.

Telio obejrzał juki swojego kucyka i z prawdziwą radością odkrył, że elfowie napełnili je solidną porcją zapasów. Nagle hobbitowi przyszła do głowy pewna myśl. Pogrzebał chwilę w sakwach i wyjął z nich klika jabłek.

– Proszę, panie Szramo – powiedział wręczając człowiekowi owoce zawinięte w cienką szmatkę. – Mogą wam się przydać, kiedy gdzieś na pustkowiu koń wam zacznie wierzgać. Wolałbym spotkać was jeszcze a nie usłyszeć, że wałach poniósł was gdzieś w dzicz – zakończył z szerokim uśmiechem na twarzy, ledwo powstrzymując głośny śmiech na widok zaskoczonej miny na twarzy Szramy.

Wesoły nastrój szybko jednak przeszedł hobbitowi, kiedy Szrama, Narfin i Haerthe wsiedli już na wierzchowce i mieli skierować się ku wyjściu. Dopiero w tym momencie Telio zdał sobie sprawę, że naprawdę polubił tych ludzi, z którymi przebył tak daleką drogę. Miał nadzieję, że jeszcze ich spotka i wiedział, że tacy jak oni nie dadzą się łatwo czym zaskoczyć, ale nagle wędrówka bez zamyślonego Rohirrima, złośliwego Szramy i pięknej Strażniczki wydała mu się jakaś dziwnie niepełna, jakby miał jechać zupełnie sam. Bardzo chciał powiedzieć im jeszcze coś na pożegnanie, ale nie potrafił znaleźć właściwych słów. Stał więc tylko i patrzył jak tamci odjeżdżają przez bramę. Po dłuższej chwili, kiedy już sylwetki jeźdźców zniknęły w ciemności, otrząsnął się z tego zamyślenia i westchnął.

– Miejmy nadzieję, że jakoś sobie bez nas poradzą – rzekł do Olegarda. – Ten Szrama to bez hobbita nawet konia nie potrafi do siebie przekonać.

Nadszedł teraz czas, żeby i oni wyruszyli swoją drogą. Telio jeszcze raz posprawdzał wszystkie sakwy z jedzeniem, mocniej docisnął pasek trzymający koc, pogłaskał kucyka po chrapach i wspiął się na siodło.

– A tak właściwie, to gdzie jedziemy? – spytał, uświadomiwszy sobie, że nie zna jeszcze celu podróży.

– Do Tharbardu – odrzekł Galdor. Hobbit nie miał pojęcia, gdzie to jest, ale nie dał po sobie tego poznać.

„A z resztą, wszystko jedno gdzie jedziemy, równie dobrze moglibyśmy jechać na Najdalszą Pustynię, czy Lodowce Gigantów, już pan Galdor na pewno wie, po co i gdzie jechać” – uspokajał się.

Wyjeżdżając z Doliny, spojrzał jeszcze raz we wciąż ciemne niebo, żegnając gwiazdy, które tutaj zdawały mu się świecić inaczej niż w reszcie świata i które tak go oczarowały ostatniego wieczora.

„Żegnajcie, może jeszcze kiedyś się tu z wami zobaczę...” – rzekł do nich w duchu.

Na wschodzie, gdzie niebo już przebijały pierwsze, nieśmiałe odcienie szarości, dostrzegł gwiazdę jaśniejszą od innych, Gwiazdę Zaranną, Eärendila, jak zwali ją elfowie. Słyszał wcześniej, jak śpiewali o czynach Eärendila, o tym jak przebył w Zamierzchłych Dniach Wielkie Morze i uratował całe Śródziemie, wypraszając pomoc Valarów. Westchnął tylko, bo wcześniej nie pomyślałby, że ten jasny punkcik na niebie to szklany statek wiozący jeden z silmarili. Widok ten, w połączeniu z tą myślą prawdziwie go olśnił. Uznał to za dobry znak i z wciąż nieco niepewnym uśmiechem ruszył za resztą kompanii.
 

Ostatnio edytowane przez Makuleke : 03-01-2009 o 13:32. Powód: Specjalnie dla Viviaen usuwam kursywę z dialogów ;]
Makuleke jest offline