| Biesiada pożegnalna była, musiał przyznać Telio, jedną z najlepszych uczt, na jakiej miał okazję być. Tym jednak, co szło w parze z dobrą zabawą było zmęczenie i ból głowy. Kiedy kilku elfów przyszło budzić ich do wyjazdu poczuł się, jakby do szyi przywiązaną miał ołowianą kulę, która bezwzględnie ciążyła do ziemi i z radością dostrzegł srebrny dzban z wodą. Zimny płyn pomógł mu przynajmniej po części odpędzić senność, a przenikliwy chłód przedświtu zajął się wkrótce resztą. Spostrzegłszy obok siebie wciąż śpiącego Ola, Teliamok potrząsnął nim kilkakrotnie.
– Olo, wstawaj, już czas nam w drogę – mówił do towarzysza spokojnym, łagodnym głosem, jako dobry przyjaciel nie chcąc zadawać mu niepotrzebnego cierpienia. Widząc jednak, że jego starania nie przynoszą efektu, sięgnął ponownie po srebrny dzbanek. Poruszył nim, a kiedy usłyszał, że w środku jest jeszcze woda, delikatnie przechylił go nad głową Olegarda.
– No, zbieraj się Olo, nie ma czasu na spanie kiedy szlak na nas czeka – powiedział ze śmiechem, kiedy towarzysz przestał już parskać i prychać z zimna.Telio poczekał chwilę, aż Olo podniesie się z krzesła i cierpliwie wysłuchał jego sarkań na osobliwą pobudkę, jaką mu zgotował. Następnie obaj skierowali się do stajni, gdzie czekał już Galdor i Narfin, a reszta również stopniowo dołączała.
Telio obejrzał juki swojego kucyka i z prawdziwą radością odkrył, że elfowie napełnili je solidną porcją zapasów. Nagle hobbitowi przyszła do głowy pewna myśl. Pogrzebał chwilę w sakwach i wyjął z nich klika jabłek.
– Proszę, panie Szramo – powiedział wręczając człowiekowi owoce zawinięte w cienką szmatkę. – Mogą wam się przydać, kiedy gdzieś na pustkowiu koń wam zacznie wierzgać. Wolałbym spotkać was jeszcze a nie usłyszeć, że wałach poniósł was gdzieś w dzicz – zakończył z szerokim uśmiechem na twarzy, ledwo powstrzymując głośny śmiech na widok zaskoczonej miny na twarzy Szramy.
Wesoły nastrój szybko jednak przeszedł hobbitowi, kiedy Szrama, Narfin i Haerthe wsiedli już na wierzchowce i mieli skierować się ku wyjściu. Dopiero w tym momencie Telio zdał sobie sprawę, że naprawdę polubił tych ludzi, z którymi przebył tak daleką drogę. Miał nadzieję, że jeszcze ich spotka i wiedział, że tacy jak oni nie dadzą się łatwo czym zaskoczyć, ale nagle wędrówka bez zamyślonego Rohirrima, złośliwego Szramy i pięknej Strażniczki wydała mu się jakaś dziwnie niepełna, jakby miał jechać zupełnie sam. Bardzo chciał powiedzieć im jeszcze coś na pożegnanie, ale nie potrafił znaleźć właściwych słów. Stał więc tylko i patrzył jak tamci odjeżdżają przez bramę. Po dłuższej chwili, kiedy już sylwetki jeźdźców zniknęły w ciemności, otrząsnął się z tego zamyślenia i westchnął.
– Miejmy nadzieję, że jakoś sobie bez nas poradzą – rzekł do Olegarda. – Ten Szrama to bez hobbita nawet konia nie potrafi do siebie przekonać.
Nadszedł teraz czas, żeby i oni wyruszyli swoją drogą. Telio jeszcze raz posprawdzał wszystkie sakwy z jedzeniem, mocniej docisnął pasek trzymający koc, pogłaskał kucyka po chrapach i wspiął się na siodło.
– A tak właściwie, to gdzie jedziemy? – spytał, uświadomiwszy sobie, że nie zna jeszcze celu podróży.
– Do Tharbardu – odrzekł Galdor. Hobbit nie miał pojęcia, gdzie to jest, ale nie dał po sobie tego poznać. „A z resztą, wszystko jedno gdzie jedziemy, równie dobrze moglibyśmy jechać na Najdalszą Pustynię, czy Lodowce Gigantów, już pan Galdor na pewno wie, po co i gdzie jechać” – uspokajał się.
Wyjeżdżając z Doliny, spojrzał jeszcze raz we wciąż ciemne niebo, żegnając gwiazdy, które tutaj zdawały mu się świecić inaczej niż w reszcie świata i które tak go oczarowały ostatniego wieczora. „Żegnajcie, może jeszcze kiedyś się tu z wami zobaczę...” – rzekł do nich w duchu.
Na wschodzie, gdzie niebo już przebijały pierwsze, nieśmiałe odcienie szarości, dostrzegł gwiazdę jaśniejszą od innych, Gwiazdę Zaranną, Eärendila, jak zwali ją elfowie. Słyszał wcześniej, jak śpiewali o czynach Eärendila, o tym jak przebył w Zamierzchłych Dniach Wielkie Morze i uratował całe Śródziemie, wypraszając pomoc Valarów. Westchnął tylko, bo wcześniej nie pomyślałby, że ten jasny punkcik na niebie to szklany statek wiozący jeden z silmarili. Widok ten, w połączeniu z tą myślą prawdziwie go olśnił. Uznał to za dobry znak i z wciąż nieco niepewnym uśmiechem ruszył za resztą kompanii.
Ostatnio edytowane przez Makuleke : 03-01-2009 o 13:32.
Powód: Specjalnie dla Viviaen usuwam kursywę z dialogów ;]
|