Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-12-2008, 15:28   #291
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Jak wspaniałym miejscem dla hobbita była Dolina tych, co znali tą rasę, nie trzeba było przekonywać. Ciągłe śpiewy, uczty i zabawy, których nie skąpili swoim gościom mieszkańcy Rivendell obejmowały niemal wszystko, co drogie dla każdego niziołka. Zanim Teliamok zdążył się obejrzeć, niebo zaczęło ciemnieć, a nad horyzontem pokazały się pierwsze gwiazdy. Młody Brandycuk uświadomił sobie, że zaledwie wczoraj widział te same gwiazdy, kiedy wjeżdżali do Doliny stromą ścieżką. Dzień upłynął tak szybko! Był jak letni deszcz, który zmywa z ciała upał i przyjemnie orzeźwia, ale trwa zaledwie chwilę. Teraz, mimo że czas pędził do przodu, zdało się hobbitowi, że widział te gwiazdy od zawsze i że ich widok, i przywiązanie do niego, tkwi w nim tak samo głęboko a może nawet głębiej niż przywiązanie do jedzenia, tańca czy śpiewu. Hobbit czuł, że już nigdy nie zapomni tego rozgwieżdżonego nieba i że od teraz zawsze będzie patrzył w gwiazdy wspominając Ostatni Przyjazny Dom, jak mówili o nim elfowie.

„Czas płynie tu chyba inaczej niż w reszcie świata. Gdy się zastanowić, raptem jeden dzień minął, a głowę bym dał, że mieszkam tu na stałe. Jakimiś czarami mi tu pachnie jak nic. Ale swoją drogą, kto by pomyślał, że wystarczy głowę podnieść, a takie cuda można zobaczyć...” - myślał Telio spacerując pomiędzy drzewami. Oprócz jedzenia i picia młody hobbit miał okazję zaznać i innych przyjemności. Zasłyszane w dzień pieśni i legendy, które ledwo mieściły mu się w głowie, zaczynały na jego oczach ożywać. Gwiazdy na niebie łączył się ze sobą i tworzyły sylwetki wielkich bohaterów, królów, smoków i potworów. Sceny walk, polowań i triumfów zmieniały się jak w kalejdoskopie. Teliamok przystanął, podziwiając ten przedziwny taniec z otwartymi ustami. Może to tylko jego wyobraźnia, wypełniona usłyszanymi niedawno opowieściami podsuwała mu te obrazy, a może był to szczególny czar tego miejsca. Któż to może wiedzieć? Telio jednak nie przejmował się takimi pytaniami i patrzył w niebo w milczeniu. Wtem dotyk czyjejś dłoni na ramieniu wyrwał go z zamyślenia. Hobbit obejrzał się zaskoczony i zobaczył nad sobą uśmiechniętą twarz elfa. Nie miał pojęcia, kiedy przyszedł i jak długo go obserwował. Natychmiast opuścił wzrok, zmieszany, że ktoś widział go w chwili tak osobistej jak ta. Elf jednak nie zdawał się z niego śmiać.

-Rzadki to widok -niziołek - łasuch i tancerz, młodzik w dodatku, kontemplujący gwiazdy. Rzadki jednak nie znaczy - niewłaściwy - powiedział podnosząc podbródek Telia. - Nie martw się mały przyjacielu, jeśli chcesz, nie powiem nikomu, ale wiedz, że niewielu dane jest czytać z gwiazd jak z księgi, a i ci w większości muszą uczyć się tego latami.

Te słowa sprawiły, że Brandybuck cały się rozpromienił i w jednej chwili odzyskał pewność siebie. Do tej pory nie myślał, że może czymś zaskoczyć jednego z Pierworodnych. Jednak dobry obyczaj nie pozwalały zostawić takiego komplementu bez odpowiedzi.

-Jaka tam w tym moja zasługa, każdy może w niebo spojrzeć, ja nawet jednej gwiazdeczki nie potrafię nazwać, a co mówić o czytaniu, jak to powiedzieliście - powiedział z wrodzoną skromnością. - Ale nigdy bym nie pomyślał, że tyle tam na niebie można zobaczyć. Musiały to wasze opowieści sprawić, bo wcześniej, zanim o tych wszystkich bohaterach nie słyszałem, przez głowę by mi nie przeszło ich szukać w gwiazdach. Powiedzcie prawdę panie elfie, to dzięki waszym zaczarowanym harfom?

Elf był najwyraźniej rozbawiony tym pytaniem niziołka.

-Nie wiem, co chcesz powiedzieć mówiąc „zaczarowane”, ale w każdą napinaną przez rzemieślnika strunę harfy i w każde słowo śpiewane przez barda wkładamy cząstkę duszy. Teraz jednak pora na ucztę. Będę miał tam zapewne okazję przyjżeć sie waszym hobbickim „czarom” nad półmiskiem i kielichem - powiedział śmiejąc się w głos. - Chodźmy, bo reszta nie będzie na nas czekać.

Na miejscu faktycznie już większość miejsc była zajęta, ale przy centralnym stole, obok Ola, na Teliamoka czekało wolne krzesło. Jego siedzisko wyściełało kilka grubych poduszek, dzięki którym hobbit mógł swobodnie pochylić się nad stołem i, nie czekając na innych nałożyć sobie sporą porcję gotowanych jarzyn na dobry początek. Wtem, kiedy już miał zabrać się do jedzenia, dostrzegł Galdora siedzącego obok Aegiliona i rozmawiającego ściszonym głosem. Pomyślałby, że to zapewne sam Elrond, ale towarzysz nie zajmował miejsca gospodarza. Tym czasem między hobbitami a dziwnie zamyślonym Sokolnikiem, zasiadł Szrama, jak zwykle częstując wszystkich swoimi ciętymi uwagami, ale teraz w jego ustach pojawiły się również bardziej przyjazne słowa, których do tej pory skąpił swoim kompanom.

-I wy panie Szramo wyglądacie lepiej niż rano. Czyżby i wam się trochę tej książecości udzieliło? - odciął się z udawaną złośliwością Telio, a kiedy towarzysz wzniósł pierwszy toast, niziołek z ochotą wzniósł kielich i wziął się do oczekujących niecierpliwie parujących półmisków.

Kiedy poczuł, że nasycił już pierwszy głód (bo i na ile mogły wystarczyć owe dwa desery i podwieczorek, na które ledwo znalazł czas po obiedzie?), przy stole, gdzie siedziała drużyna odezwał się Galdor. Kiedy zaczął mówić o wyjeździe, niziołek, sam sobie się dziwiąc, zatęsknił nagle za gościńcem. Nie wiedzieć czemu, wspomnienie niewygód i niepogody nie napawało go już strachem. Czuł, że przygoda, którą tak bardzo chciał spotkać wyjeżdżając z domu, znowu go przyzywa. Słów Galdora Telio wysłuchał z uwagą, a wspomnienie o rzeczach zabranych spod Wichrowego Czuba przez Szramę sprawiło, że spojrzał na towarzysza z lekkim niepokojem, jakby obawiał się, że tak wyjątkowa u niego uprzejmość pryśnie jak bańka mydlana.
 
Makuleke jest offline  
Stary 19-12-2008, 18:31   #292
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Wszyscy zauważyli oddalenie się Galdora z Narfin, jednak powrót już umknął ich uwadze i zwrócili na niego uwagę dopiero, gdy się odezwał, stojąc za krzesłem, które poprzednio zajmował.

- Narfin się zgodziła - twarz elfa była rozjaśniona uśmiechem. - i będzie chciała namówić jeszcze jednego Strażnika do pomocy. Mam nadzieję, że nie będzie to zbytnie osłabienie oddziału, który pozostał do obrony Imladris. - popatrzył przy tych słowach na Thule.

Szybko spoważniał, a uśmiech zniknął z jego oblicza i troszkę głośniej dodał.

- Chciałbym prosić Szramę i Haerthe, abyście jej towarzyszyli. Wolałbym nie wysyłać nikogo samotnie w tych niespokojnych czasach. Chce wyruszyć jutro jeszcze przed świtem, więc bądźcie gotowi, o ile się zgadzacie. - spojrzał po obecnych i opustoszałych talerzach. - Czy moglibyśmy teraz obejrzeć ekwipunek Meadila? - popatrzył pytająco po zebranych.
 
Smoqu jest offline  
Stary 21-12-2008, 18:10   #293
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Długo zabawił Balthim w wspaniałej kuźni do której zaprowadził go dostojny Erumermo. Księżyc był wysoko gdy skończył pracować i zadowolony udał się na spoczynek.

Nad czym pracował tak ciężko krasnolud? Nad pancerzami dla dwóch wesołków, których poznał. Mistrz Erumermo, mniej tajemniczy niż Galdor, odpowiedział staremu krasnoludowi o przygodach jakie spotkały niziołków w czasie podróży do Rivendell. Obaj uznali, że droga powrotna do Bree może być równie niebezpieczna i szczęście hobbitów może tym razem nie wystarczyć w starciu z ostrzami orków czy zwykłych bandytów, dlatego postanowili przerobić dwie zbroje wykonane przed wiekami dla młodych elfów. W pracę tę włożył Balthim całe swoje serce i umiejętności. „Któż wie czy będę mieć jeszcze okazję trzymać w rękach młot kowalski” pomyślał gorzko, lecz kolejne uderzenie młota sprawiło, że przestał myśleć o dniu jutrzejszym – liczyło się tylko tu i teraz.

Efekt przerósł oczekiwania krasnoluda i elfów którzy mu pomagali. Zbroje były lekkie i wytrzymałe, nie straciły też wiele z swojego piękna. „Mam nadzieję, że hobbity docenią pracę”. Prezenty zamierzał dać po śniadaniu.

Zmęczony, aczkolwiek zadowolony z siebie podziękował elfom za pomoc i poszedł do swej komnaty udać się na zasłużony spoczynek.

Następnego dnia wstał dosyć późno i na salę w której odbywała się pożegnalna uczta przybył prawie jako ostatni. Zajął wolne miejsce po lewej stronie stołu, niedaleko Olegarda, który zabrał się już za jedzenie. Balthim szybko dołączył do niziołka, jednak był dziwnie milczący. Jego serce było już bowiem na trakcie, tam gdzie mógł spotkać swych pobratymców i dowiedzieć się co ich spotkało.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 21-12-2008 o 18:16. Powód: przejrzystość tekstu
woltron jest offline  
Stary 21-12-2008, 18:17   #294
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
To był impuls. Pójść do niej i raz jeszcze móc posłuchać spokojnego tonu jej głosu. Było w nim coś takiego co uspokajało prostą, acz zaniepokojoną duszę rohirrima. A może po prostu tak bardzo chciał w tym miejscu pełnym niedopowiedzeń i sekretów poczuć jakąś otwartość i szczerość, że tak mu się tylko wydawało… Teraz jednak patrząc na jasne lica Idiel wysłuchującej wyznania miłosnego innego elfa, poczuł jak jakiś z pozoru niewidzialny całun opadł mu z oczu. Bo cóż tak naprawdę Rivendel obchodził jakiś tam rohirrim z dalekiego południa i jego wątpliwości, oraz występki. Mimo, że czuł iż są one widoczne niczym u dziecka dla każdego z mieszkańców tego miejsca, to nikogo one nie interesowały więc nie było sensu się tym przejmować. Niemniej pozostał pewien posmak zawodu gdy patrzył jak Idiel odwzajemnia czułe spojrzenie kochanka…

Dotknięcie czyjejś dłoni na ramieniu było zaskoczeniem. Odwrócił się, by zobaczyć strażniczkę. Nie przepadał za nią. Było w niej coś takiego przesadnie wyniosłego, co nasłuchał się w Tharbadzie cechuje większość Dunedainów z północy. Uważali się za lepszych od swych poślednich braci z południa Eriadoru i bardziej mieli się ku elfom w całym swoim rozgoryczeniu po utraconej spuściźnie. Tak jakby elfy miały im przypominać minione dni chwały. Narfin miał właśnie za taką. Oschłą i pustą dziewczynę, której imponowało tylko to, czego nie mogła zrozumieć. Do tej pory. W zimnym spojrzeniu jej oczu było tym razem coś miłego, czego nie spodziewał się tam zobaczyć. Może jednak się mylił? Bo w końcu i jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenie więc czego się spodziewał w dodatku po kimś kto stracił kogoś bliskiego?

Bez słowa poszli do altany gdzie większość drużyny zebrała się już na wieczerzę.
- Dziękuję Narfin – rzekł niepewnie do niej i gdy już miała się oddalić dodał – i przykro mi z powodu brata.
Skinęła tylko głową, ale nic nie odpowiedziała. Nie było też co. Odprowadził ją jeszcze wzrokiem gdy obdarzywszy hobbitów ładnym uśmiechem, usiadła na swoim miejscu przy stole.

Rozejrzał się po zebranych pierwszy raz chyba naprawdę z zainteresowaniem. Byli już tyle dni we wspólnej podróży, a wiedział o nich tak mało. Teliamok Brandybuck i Olegard Pasopust byli już w doskonałych nastrojach, a elfy musiały dość często napełniać szybko opróżniane przez roześmiane hobbity antałki z młodym winem. Nie pomyślał o tym wcześniej, ale obaj mieli znaczący wkład w dobro tej przypadkowej drużyny. Ich niczym niezmordowana wesołość była źródłem dla każdego kto tylko chciał się dobrze bawić. Olegard co prawda więcej mówił niż co innego robił, ale z drugiej strony przy jego gadulstwie nie sposób było myśleć o niczym przykrym, a czasem wręcz nie sposób było się nie roześmiać z licznych historii jakie w wolnych chwilach przytaczał o zdawałoby się nieskończenie wielkiej rodzinie. Teliamok z kolei był mimo małego wzrostu i dość nikczemnej postury osobą, na której Haerthe wiedział, że można polegać, choćby i z najtrudniejszym wyzwaniem. Hobbit udowodnił już, że w obliczu zagrożenia nie traci głowy i los drużyny nie jest mu w najmniejszym stopniu obojętny. Czy zaszliby tutaj bez nich? Być może, ale na pewno wiele wydarzeń mogłoby potoczyć się znacznie gorzej bez ich dobrego usposobienia. Kto wie, czy nie doszłoby do rozlewu krwi między nim, a Szramą gdyby przez całą drogę było tak ponuro. No właśnie. Szramą. Ten człowiek mimo swoich czynów budził w rohirrimie dużą niechęć. Nic o nim nie dało się powiedzieć, a gdyby o nim nie myśleć, to pewnie i by się go nie zauważało. Zawsze na uboczu i zawsze w tej swojej szarej, podniszczonej wilczej skórze. Jednak Haerthe zawdzięczał mu życie. I był to dług, który najmniej chciałby mieć właśnie wobec tego ponurego i tajemniczego człowieka. Czas pokaże jednak jeszcze nie rozdał wszystkich swoich kart i zapewne w tej kwestii rohirrim będzie miał jeszcze wiele do przemyślenia. Siedzący obok szramy Manfennas wydawał się najlepszym towarzyszem doli i niedoli. Po tym jak dosiadał konia, Haerthe miał wrażenie, że sokolnik albo pochodzi z, albo przynajmniej dużo czasu spędził w Rohanie. Pewne sztuczki były stosowane tylko przez tamtejszych jeźdźców i nawet elfy nie zwykły zwracać uwagi na pewne aspekty relacji z koniem, które każdy rohirrim uważał wręcz za aksjomaty. Pomijając jednak ten fakt Manfennas był osobą wydającą się nie mieć tylu obaw i wątpliwości co on i w efekcie był bardzo otwarty i dla każdego serdeczny. Haerthe nadal odczuwał wyrzut sumienia, że pozostawili go z Galdorem na pastwę górali. Tak nie powinno było być.

Właśnie do nich też podszedł wpierw nim usiadł na swoim miejscu.
- Przepraszam jeśli wam przerywam, ale zza stołu ciężko byłoby mi krzyczeć. Rzecz w tym tylko, że chciałem cię przeprosić Manfennasie za to, żeśmy z Galdorem wtedy po ciebie nie wrócili. Naprawdę – spojrzał w oczy sokolnika – To nie było właściwe… Niemniej bardzo mnie ciekawi jak sobie wtedy poradziłeś, żeśmy się przy moście spotkali i to w tak dziwnych okolicznościach – sięgnął po niczyj jeszcze kielich na stole i napełniwszy go czekał na odpowiedź sokolnika.

Później sam usiadł wygodnie przy stole. Nie czuł głodu, ale od bardzo dawna już nie miał przyjemności zwyczajnie jeść dla samej przyjemności więc i teraz sobie folgował, a mając po prawej stronie Olegarda, a po lewej Balthima, musiał spieszyć się by wybierać co lepsze kąski pieczeni gdyż obaj mieli apetyt godny podziwu. Balthim jednak wydawał się rozdrażniony całą tą ucztą i trochę nieobecny. Jakby sercem już wędrował na zachód w poszukiwaniu ocalałych krasnoludów. Swoją drogą, było to godne podziwu z jakim poważaniem nacja ta traktowała swoich przywódców. Czy stary krasnolud rzeczywiście pragnął przekonać się, że to nie koniec królestwa pod Górą, czy też po prostu sędziwy wiek i żal po utraconych bliskich sprawiły, że kurczowo trzymał się bezsensownej nadziei wybierając na samotną wyprawę, która w jego stanie nie miała szans powodzenia.

- Nie pijesz nic Balthimie. Czy krasnoludy nie mają w zwyczaju pijać wina?
- Ja osobiście wolę piwa korzenne, ale robione na modłę krasnoludzką przez co trudno powiedzieć czy to piwo czy jakiś mocniejszy trunek. Chętnie jednak spróbuję piwa pszenicznego skoro powiadasz, że nie ma nic lepszego. Szkoda, że w tym wspaniałym domostwie nie ma beczułki lub dwóch innych trunków niż elfie wina... nie chcę przez to powiedzieć, że są złe, bo wyszedłbym na niewdzięcznika, nie potrafiącego docenić dobrego trunku jednak tęsknię za smakiem domowego alkoholu.

- A właśnie. Miałem ci już wcześniej powiedzieć. Nie wiem, czy ci mówiono, ale spotkaliśmy na naszej drodze dwóch krasnoludów. Jeden nazywał się Valamar, a drugi... zabij mnie, ale nie pamiętam. Jechali jak się zdaje właśnie na zachód i mówili coś o jakiejś swojej misji, czy zadaniu. Co prawda w Eriadorze trochę ich żyje, ale pomyślałem, że może cię to zainteresować.
- Na zachód powiadasz? - odpowiedział zaskoczony krasnolud - Nigdy nie słyszałem o żadnym Valamarze ani o jego misji. Mój lud nie jest liczny, ale żyjemy w oddalonych skupiskach, trudno więc bym znał wszystkich. To jednak wielce ciekawe o czym mówisz. Powiedz mi gdzie ich spotkałeś? Niedaleko Rivendell czy gdzieś dalej?

- Niedaleko. Znasz Grzmiącą Rzekę? Hoarwell? Niewiele jest mostów na niej i jeden z nich był na trakcie z Bree do Rivendel. Tam ich spotkaliśmy. Jeden z nich wiem ze zginął, a los drugiego pozostał mi nieznany. Wieźli zdaje się coś cennego. Nie wiem co to było ale wyglądało jak czarny pyl, trochę może jak niedopalony popiół. Cokolwiek to było spowodowało w każdym razie wielki hałas i zniszczenie na moście. Jakby... sam nie wiem jakby co...
- Dziękuję, ale zapewne są już wiele mil od miejsca gdzie ich spotkaliście, a ja obiecałem, że będę wam towarzyszyć do Bree. Przyznam się, że gdyby kto inny opowiedział mi tę historię to bym mu nie uwierzył, bo moi pobratymcy rzadko zapuszczają się w tamte rejony, ja sam, a swego czasu podróżowałem więcej niż niejeden przedstawiciel mej rasy zaledwie dwukrotnie przekroczyłem tą rzekę tę rzekę choć ładunek który wieźli, czarny pył o którym wspomniałeś, tłumaczyłby dlaczego wybrali szlak tak oddalony od większych skupisk ludzi. Wiedz bowiem, że czarny pył to nasza tajna broń i niewielu spośród mojego ludu go widziało. Nie wiem w jakim celu i dokąd z nim jechali, lecz tym bardziej muszę udać się na zachód do mych pobratymców.
Kransolud zamyślił się, jakby zastanawiając się nad tym co usłyszał po czym zwrócił się do Rohrrima - Nie ma co się jednak martwić na zapas czy roztrząsać bardziej problemu.

- Cieszę się, że ta wiadomość nie była zła i mam nadzieje że znajdziesz odpowiedzi na dręczące cię pytania. Tymczasem może jednak przełamiesz opór i napijesz się? - Nie czekając na odpowiedz chwycił jeden z nadal pełnych dzbanów i nalał krasnoludowi do pełna
- Cóż... nie mam chyba wyboru! A więc twoje zdrowie mości Haerthe! - odpowiedział krasnolud chwytając kielich i wychylając wino trzema łykami.
Rohirrim nie pozostał bierny.


Skierowane do niego przez Galdora pytanie było dość dużym zaskoczeniem dlatego też z początku odstawił tylko od ust puchar i patrząc na jego wnętrze rozważał sens tego posunięcia. Elf ze swoim zwyczajem zerkał to na niego to na Szramę oczekując nieubłaganie odpowiedzi. Alkohol już szumiał rohirrimowi trochę w głowie gdy rzekł krótko:
- Jeśli Narfin i Szrama nie wyrażają sprzeciwu to i ja nie będę oponował.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 29-12-2008, 00:22   #295
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


[MEDIA]http://muzanali.googlepages.com/WadcaPiercieni_DruynaPiercienia-08-F.mp3[/MEDIA]

Jak opisać najpiękniejszą noc Waszego życia? Jak znaleźć proste słowa by przybliżyć tą radość jaką odnaleźliście podczas tamtej wieczerzy, przy stole zasłanym jadłem i napojem, a przede wszystkim w swym własnym gronie? A wszystko podszyte niepokojem, niespokojnymi spojrzeniami co raz rzucanymi towarzyszom, których może nigdy już nie dane Wam będzie ujrzeć. Drużyna. Czy już zasłużyliście na to miano? Cóż przyniesie, to zdało by się zbyt prędkie rozstanie? Tak wiele pytań, tak wiele wątpliwości i tylko jedna, o wiele za krótka noc by wszystkie je rozwiać. Gwiazdy i śpiew...

Pod czujnym sokolim wzrokiem przesuwał się świat gdzieś w dole. Otulone nocą równiny i lasy, srebrzące się w księżycowej poświecie rzeki znikały w tyle. Wiatr świszczał oblewając wysmukłe ciało pędzącego przez nocne niebo ptaka. Sokół szukał czegoś w w nocnym krajobrazie, czujnie wypatrywał, aż w końcu ostro poszybował ku ziemi...



Galop! Łomotały kopyta, krew szumiała w skroniach, a wiatr szaleńczo śpiewał swą pieśń. Galop! Popędzać konie! Szybciej i szybciej przez noc. Na północ! Pędzili przez noc odziani w czerń jeźdźcy o skrytych pod kapturami obliczach, Ilu ich było? Któż to może wiedzieć, któż zliczy zmory przemykające przez noc? Wielki, kary rumak na czele niósł jeźdźca potężnej postury, skrytego pod ciemną stalą pancerza. Spod wysokiego hełmu wydostały się długie pukle włosów, powiewając porwane wietrznym pędem. Okute w stał dłonie zacisnęły się na buzdyganie, raz po raz wskazując kierunek. Blado błękitne oczy wpatrywały się w dal, przed siebie w nieznany cel. Straszliwe, nikczemne oczy... Na północ! Galop!

Gdzieś dalej niesie sokoli wzrok, wysmukły ptak zatacza szeroki krąg. Znika gdzieś dzicz, nie wiedzieć kiedy otwiera się przed ptasim wędrowcem dolina, Ostatni Przyjazny Dom, witając gwiazdami i pieśnią...



Gdzieś u samych szczytów wyniosłych gór nieśmiało objawia się różowiejący świt. Kiedyż to skończyła się ta czarowna noc? Co przyniosły rozmowy prowadzone przy wyśmienitym jadle i napitkach? Coś poruszyło się przy stole. Powoli, nad poziom pobojowiska po uczcie wychynęła kędzierzawa czupryna. Rozdzierające ziewnięcie wypłoszyło kilka drobnych ptaków z pobliskiego żywopłotu. Ktoś zamlaskał, sięgnął ku przezornie pozostawionego na stole dzbanowi z wodą i rzekł:

- No i dokąd jedziemy?
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 29-12-2008 o 22:10.
Avaron jest offline  
Stary 31-12-2008, 18:26   #296
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Tylko zapomniał, czy chciał zatrzymać te rzeczy dla siebie?

Niewesołe myśli dodały tylko zmartwień Galdorowi, który kończył czytanie odnalezionego listu Elronda do Kirdana. Wszystko było jasne, ale niestety niezbyt pomocne w jego sytuacji. Noldor poczuł, że pozostał sam. Ciężkie brzemię odpowiedzialności za zapewnienie bezpieczeństwa doliny spadło na jego barki.

Podniósł wzrok na Aegiliona.

- Nic nowego. Ten list zawiera jedynie ostrzeżenie dla Kirdana. Wezmę go ze sobą i dostarczę, jak się da najszybciej, do przystani. - westchnął ciężko, po czym wstał energicznie. - Czy wszystko przygotowane do wyruszenia? Nie zapomnijcie o ziołach na truciznę górali. I dajcie też odpowiedni zapas Narfin. - Uśmiechnął się słysząc słowa zapewnienia. - Dziękuję. Teraz przejdę się trochę.

Blask księżyca, jak zwykle jaśniejszy nad doliną Imladris, ukazywał całą okolicę skąpaną w jego srebrzystych promieniach. Elf powoli spacerował pomiędzy drzewami rosnącymi nad strumieniem. Ciągle zastanawiał się, czy podjęte przez niego działania są słuszne. Czy było dobrym posunięciem rozdzielenie grupy? Czy może lepiej by było, żeby wszyscy ruszyli razem? Czy dobrze obrał kierunek wyprawy? Czy prawidłowo odczytał znaki? Już niedługo będzie mógł sprawdzić, czy postąpił prawidłowo. Wciągnął głębiej w płuca łagodne powietrze. Jego zatroskana twarz wygładziła się, jakby w końcu przekonał sam siebie, że żadna inna decyzja nie była możliwa.

Nie można zrobić nic więcej. Jedyną szansą mogłaby być Galadriela, ale to zbyt daleko. Zresztą sama ma wiele kłopotów.

Zrobiło mu się cieplej na sercu, gdy przypomniał sobie wieczną wiosnę w lasach Lorien, królestwie Keleborna i Galadrieli. Nie wszędzie cień mógł się wedrzeć. Również ta dolina stanowiła na to niezbity dowód. Jeszcze wiele godzin chodził po znanych tylko jemu ścieżkach, aż chłodny podmuch przedświtu poruszył liśćmi na otaczających go drzewach.

Już pora ...

Szybko wrócił do swoich komnat i zaczął przygotowywać do wyprawy ...

... Ciemności pogłębiły się tuż przed świtem, gdy księżyc zaszedł. Przy stajniach płonęły dwie pochodnie oświetlając zebraną przed wejściem grupkę osób. Trzy z nich już dosiadły koni, gotowe do wyruszenia, gdy reszta stała przy nich. Wysoki elf mówił coś łagodnym tonem do jednej z postaci na koniach.

- Narfin, zostawiaj wiadomości w znanych Ci miejscach i zbieraj każdego, kogo spotkasz. Obawiam się, że wszyscy się przydadzą. Spotkamy się za miesiąc wśród Południowych Wzgórz. Myślę, że Manfennas ze swoim przyjacielem ułatwią nam znalezienie was. - odszedł o dwa kroki od jej wierzchowca - Nich światła Elbereth was prowadzą.

Mały oddział ruszył i po chwili zniknął w ciemnościach ...

... Pierwsze promienie słońca zaróżowiły zachodnie stoki doliny i radosne, ptasie trele wzbiły się w niebo. Galdor, w pełni gotowy do podróży, czekał cierpliwie na resztę swoich towarzyszy, którzy dochodzili do siebie po wczorajszej uczcie.

- Do Tharbadu. - odpowiedział na zadane pytanie ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 31-12-2008 o 18:28.
Smoqu jest offline  
Stary 01-01-2009, 20:50   #297
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Po rozmowie z Galdorem, Narfin rozpłynęła się w mroku. Na krótką chwilę odwiedziła obecnie zajmowany pokój gościnny - przebrała się w ulubiony strój do konnej jazdy, narzuciła płaszcz i związała włosy w kucyk, aby już po chwili delikatnie dotknąć ramienia innego Strażnika, Athira...

Długo rozmawiali, spacerując między drzewami w blasku księżyca. Ich ciche głosy doskonale stapiały się z szeptem liści rozmawiających z wiatrem. Byli bardzo poważni, jakby zdawali sobie sprawę z ostateczności podjętych decyzji. Tuż przed zachodem księżyca oboje umilkli, wpatrując się w gwiazdy. Wiedzieli, że gdy wstanie słońce, będą już w drodze i mimo niepokoju z niecierpliwością czekali na świt. Bagaże czekały spakowane, pozostało więc tylko poprosić gwiazdy o błogosławieństwo i ruszać...

Gdy księżyc zniknął za widnokręgiem na ostatnią chwilę nocy pozostawiając nieboskłon gwiazdom, zabrali swoje sakwy i udali się do stajni. Po krótkim pożegnaniu Strażnik odjechał, szybko niknąc w mroku przedświtu, zaś kobieta przytuliła się do szyi konia rozmyślając i czekając na towarzyszy podróży.

Niech Cię gwiazdy prowadzą i strzegą mój przyjacielu... Nas też, bo podróż nie będzie łatwa. Ciekawe, czy Szrama nie będzie opóźniać. Jest tak mało czasu, droga tak daleka, a on nie najlepiej radzi sobie w siodle... Dobrze, że przynajmniej o Haerthe nie muszę się martwić... O ile w ogóle przyjdą...

A jednak przyszli... Oni i grupa przyjaciół. Wśród nich Archalon, od którego dostała spory zapas ziół i jakże cenną odtrutkę, której zabrakło w jej zapasach... Jej serce nie było jeszcze całkowicie wolne od bólu więc przez chwilę w jej oczach odbił się cień, szybko jednak ustąpił wyrazowi zdecydowania. Po chwili wszyscy troje już bez zbędnych słów dosiedli koni. Nie było o czym rozmawiać, nie było też na co czekać. Za chwilę wstanie słońce, które powinno zastać ich poza granicami Rivendell. Jeszcze tylko ostatnie wskazówki Galdora...

i wyruszyli. Ciemność szybko wchłonęła ich sylwetki i odgłos końskich kopyt na ścieżce. Niejednego mrok między drzewami mógłby przerazić lub pozbawić odwagi. Jednak Narfin przepełniało szczęście. Mimo nieprzespanej nocy czułą się rześka i wypoczęta. Nareszcie znów na szlaku. Pełna nadziei na rozwiązanie zagadki śmierci brata przeszła do galopu mając tylko nadzieję, że jej towarzysze wytrzymają narzucone tempo...
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 01-01-2009 o 22:54.
Viviaen jest offline  
Stary 02-01-2009, 19:54   #298
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Biesiada pożegnalna była, musiał przyznać Telio, jedną z najlepszych uczt, na jakiej miał okazję być. Tym jednak, co szło w parze z dobrą zabawą było zmęczenie i ból głowy. Kiedy kilku elfów przyszło budzić ich do wyjazdu poczuł się, jakby do szyi przywiązaną miał ołowianą kulę, która bezwzględnie ciążyła do ziemi i z radością dostrzegł srebrny dzban z wodą. Zimny płyn pomógł mu przynajmniej po części odpędzić senność, a przenikliwy chłód przedświtu zajął się wkrótce resztą. Spostrzegłszy obok siebie wciąż śpiącego Ola, Teliamok potrząsnął nim kilkakrotnie.

– Olo, wstawaj, już czas nam w drogę – mówił do towarzysza spokojnym, łagodnym głosem, jako dobry przyjaciel nie chcąc zadawać mu niepotrzebnego cierpienia. Widząc jednak, że jego starania nie przynoszą efektu, sięgnął ponownie po srebrny dzbanek. Poruszył nim, a kiedy usłyszał, że w środku jest jeszcze woda, delikatnie przechylił go nad głową Olegarda.

– No, zbieraj się Olo, nie ma czasu na spanie kiedy szlak na nas czeka – powiedział ze śmiechem, kiedy towarzysz przestał już parskać i prychać z zimna.Telio poczekał chwilę, aż Olo podniesie się z krzesła i cierpliwie wysłuchał jego sarkań na osobliwą pobudkę, jaką mu zgotował. Następnie obaj skierowali się do stajni, gdzie czekał już Galdor i Narfin, a reszta również stopniowo dołączała.

Telio obejrzał juki swojego kucyka i z prawdziwą radością odkrył, że elfowie napełnili je solidną porcją zapasów. Nagle hobbitowi przyszła do głowy pewna myśl. Pogrzebał chwilę w sakwach i wyjął z nich klika jabłek.

– Proszę, panie Szramo – powiedział wręczając człowiekowi owoce zawinięte w cienką szmatkę. – Mogą wam się przydać, kiedy gdzieś na pustkowiu koń wam zacznie wierzgać. Wolałbym spotkać was jeszcze a nie usłyszeć, że wałach poniósł was gdzieś w dzicz – zakończył z szerokim uśmiechem na twarzy, ledwo powstrzymując głośny śmiech na widok zaskoczonej miny na twarzy Szramy.

Wesoły nastrój szybko jednak przeszedł hobbitowi, kiedy Szrama, Narfin i Haerthe wsiedli już na wierzchowce i mieli skierować się ku wyjściu. Dopiero w tym momencie Telio zdał sobie sprawę, że naprawdę polubił tych ludzi, z którymi przebył tak daleką drogę. Miał nadzieję, że jeszcze ich spotka i wiedział, że tacy jak oni nie dadzą się łatwo czym zaskoczyć, ale nagle wędrówka bez zamyślonego Rohirrima, złośliwego Szramy i pięknej Strażniczki wydała mu się jakaś dziwnie niepełna, jakby miał jechać zupełnie sam. Bardzo chciał powiedzieć im jeszcze coś na pożegnanie, ale nie potrafił znaleźć właściwych słów. Stał więc tylko i patrzył jak tamci odjeżdżają przez bramę. Po dłuższej chwili, kiedy już sylwetki jeźdźców zniknęły w ciemności, otrząsnął się z tego zamyślenia i westchnął.

– Miejmy nadzieję, że jakoś sobie bez nas poradzą – rzekł do Olegarda. – Ten Szrama to bez hobbita nawet konia nie potrafi do siebie przekonać.

Nadszedł teraz czas, żeby i oni wyruszyli swoją drogą. Telio jeszcze raz posprawdzał wszystkie sakwy z jedzeniem, mocniej docisnął pasek trzymający koc, pogłaskał kucyka po chrapach i wspiął się na siodło.

– A tak właściwie, to gdzie jedziemy? – spytał, uświadomiwszy sobie, że nie zna jeszcze celu podróży.

– Do Tharbardu – odrzekł Galdor. Hobbit nie miał pojęcia, gdzie to jest, ale nie dał po sobie tego poznać.

„A z resztą, wszystko jedno gdzie jedziemy, równie dobrze moglibyśmy jechać na Najdalszą Pustynię, czy Lodowce Gigantów, już pan Galdor na pewno wie, po co i gdzie jechać” – uspokajał się.

Wyjeżdżając z Doliny, spojrzał jeszcze raz we wciąż ciemne niebo, żegnając gwiazdy, które tutaj zdawały mu się świecić inaczej niż w reszcie świata i które tak go oczarowały ostatniego wieczora.

„Żegnajcie, może jeszcze kiedyś się tu z wami zobaczę...” – rzekł do nich w duchu.

Na wschodzie, gdzie niebo już przebijały pierwsze, nieśmiałe odcienie szarości, dostrzegł gwiazdę jaśniejszą od innych, Gwiazdę Zaranną, Eärendila, jak zwali ją elfowie. Słyszał wcześniej, jak śpiewali o czynach Eärendila, o tym jak przebył w Zamierzchłych Dniach Wielkie Morze i uratował całe Śródziemie, wypraszając pomoc Valarów. Westchnął tylko, bo wcześniej nie pomyślałby, że ten jasny punkcik na niebie to szklany statek wiozący jeden z silmarili. Widok ten, w połączeniu z tą myślą prawdziwie go olśnił. Uznał to za dobry znak i z wciąż nieco niepewnym uśmiechem ruszył za resztą kompanii.
 

Ostatnio edytowane przez Makuleke : 03-01-2009 o 13:32. Powód: Specjalnie dla Viviaen usuwam kursywę z dialogów ;]
Makuleke jest offline  
Stary 02-01-2009, 23:21   #299
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Piski sokoła zbudziły pogrążonego we śnie mężczyznę jeszcze przed pierwszymi promieniami słońca, które miały zagościć w dolinie. Pulsujące skronie przypomniały mu o wczorajszym leczeniu, a raczej topieniu smutków ze Szramą. W takich chwilach jak ta Sokolnik zdawał sobie sprawę, że człowiek człowiekowi nigdy nie będzie równy i nie można oceniać nikogo po pozorach… lub pochodzeniu.

Podniósł się z łoża i od razu skierował się do małego pomieszczenia, aby się odświeżyć. Gdy skończył zebrał swoje rzeczy, sprawdził, czy aby na pewno wszystko ma przy sobie i z Avargonisem na przedramieniu ruszył w kierunku stajni.
Na miejsce doszedł akurat w momencie, gdy Narfin wraz z częścią towarzyszy wyruszała w podróż. Manfennas uniósł rękę w pożegnalnym geście, którego jeźdźcy już pewnie nie zauważyli.

-Powodzenia- powiedział cicho- Obyś się niebawem spotkali…

Pierzasty przyjaciel odleciał z ręki mężczyzny i usiadł na dach stajni tak, aby nie przeszkadzać Sokolnikowi w przygotowaniach do drogi. Spakował swój ekwipunek i sprawdził, co elfowie przygotowali dla nich na podróż. Przy siodle przymocował także zawiniętą w kawałek materiału zardzewiałą szablę, która uratowała mu życie. Manfennas postanowił zatrzymać ten przedmiot jako pamiątkę.
Podczas pakowania usłyszał pytanie, które także jego nurtowało- „gdzie jedziemy?”.

-Tharbard- pomyślał-Wydaje mi się, że to okolice Arnoru, lecz pewien być nie mogę…

Podczas wędrówek Sokolnik nigdy nie zawitał w tamte strony, dlatego nie wie, czego się tam spodziewać. Miał nadzieję, że ich przewodnik wiedział, co robi i był pewien swych decyzji.
W końcu był gotów do drogi. Na jego ręce ponownie znalazł się Avargonis, drugą chwycił lejce i razem z wierzchowcem podszedł do Galdora.

-Ciężko opuszczać takie miejsce…- rzucił słowa w powietrze- Nie często gości się w takim miejscu…

Przed samym wyruszeniem sokół wzniósł się w powietrze i zaczął krążyć nad ruszającą w drogę kompanią. Manfennas wskoczył na swego konia i powoli ruszył przed siebie, zastanawiając się co przyniosą nadchodzące dni.
 
Zak jest offline  
Stary 03-01-2009, 11:47   #300
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Kto by pomyślał... - mówił sobie półgłosem, wstając od stołu wśród spóźnionej nocy, kiedy światła łagodzą już swój blask, jakby przez wzgląd na tych, których w zabawie znużenie opadło i na tych, którym nadmierna jasność niewygodną się robi i na tych nawet, którym przykro by było na zbyt ostrych konturach rzewne melodie plątać. Kiedy wesołość pod stołem się w kłębek zwija, błogości leniwej ustępując miejsca, a najtrwardsze chwaty toasty wznoszą za dawnych bohaterów i smutne miłości...

- ...że się tak pirworodni w zabawie znajdują. Ha!

Po swojemu zniknął w ciemności, ale lekka sugestia zachwiania nadała krokom swojskości. Zdawać się mogło, że się tylko na moment oddala, moment wszystkim biesiadnikom znany i, z niewiadomych przyczyn, wielce dla nich zabawny. Ileż mniej by śmiechu było i radości, żeby im go zabrać...

Najwyższa to była pora, żeby pójść w ciemności. Póki zwarta, ciemna i przytulna. Zanim się przesieje, zblednie i wystygnie. Dość dobrze znał to przyjemne kołysanie, które zawładnęło całym światem, ale niespotykana łagodność i miękkość pozwalały mieć nadzieję, że trunki tych niezwykłych, tajemniczych, długouchych i najwyraźniej wcale nie przeciwnych zabawie istot następnego dnia przypomną o sobie z równą łagodnością. Bo nawet bez tych wspomnień dzień rysował się dosyć wymagająco.

Szrama powoli szedł tam, gdzie wiodła go łagodna krzywizna terenu i wkrótce znalazł się nad roziskrzoną gwiazdami wodą. Nabrał w dłonie i przemył twarz. Zimna! Nie wiedział, jakie zwyczaje, poza ogólną - przynajmniej pozorną - uprzejmością, panują w dolinie. Rozejrzał się ostrożnie, bo udzieliła mu się niezwykła łagodność, którą przez kilka godzin wlewał w siebie, a zbyt gwałtowne ruchy zagrażały stabilności dwunożnej pozycji. Potem, zadowolony wielce z samotności, rozebrał się i wlazł do lodowatej wody...

Jako że nie posiadła nic ponad to, co nosił na własnym grzebiecie i to czego noszenie ze sobą w tym miejscu nie miało zbyt wiele sensu - więc zostało przy koniu - odświeżony, rozbudzony i właściwie trzeźwy, udał się wprost do stajni, gdzie już czekała na nich Narfin. Nie zdobył się na więcej niż kiwnięcie głową i zaraz zajął się sprawdzaniem swego ekwipunku. Później została już tylko jedna, kłopotliwa kwestia. On był już gotów. Ale koń...
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 03-01-2009 o 11:52.
Betterman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172