RPG zawsze było, jest i będzie "hobby garażowym". To jest hobby niszowe, które żyje dzięki mniej lub bardziej wiernym fanom. O tym, że nie da się na tym "zarobić milionów" wiedziano już dawno. Eksplozja mechanik jaka miała miejsce we wczesnych latach '80 skończyła się bardzo szybko - tylko dlatego, że torcik "rynek RPG" został podzielony na tak małe kawałki, że nikt nie potrafił się najeść... Wtedy rewolucją był GURPS i w efekcie z "wojenki o kostkę" wyszli najpotężniejsi. Wypuszczenie OGL na d20 jeszcze mocniej zarysowało rynek na "właścieli systemów" (WotC, WW - najwiękwsze udziały w rynku) oraz "doczepkowiczów", wydających tylko dodatki, przygody, etc pod licencją i auspicjami dużych systemów.
Reszta rynku to systemy mniejsze lub rysujące się na "indie RPG", którym "na rękę" jest obrazek wydawnictwa garażowego (a może nawet undergroundowego), niezwiązanego z wielkim koncernem... W końcu to nic innego jak przemyślana polityka marketingowa, która chwyta zwłaszcza młodych i "zbuntowanych" (czyli "target" - nowych rpgowców, którzy zaczynają swoją przygodę).
W każdym razie - nikt nie mówi teraz też o tym, że na RPG zarabia się krocie; ale też nieusadnionym jest twierdzenie o "jednym pracowniku na stałe, po kilkunastu latach na rynku" (jakieś cyferki może, raporty roczne, cokolwiek dla podparcia tej tezy, bo jakoś ekonomia mi szwankuje). To jest również rynek wydawniczy - więć zrozumiałym jest, że poza autorem, który nie jest pracownikiem stałym konieczne jest utrzymanie całej rzeszy stałych pracowników technicznych i zaplecza.
A to, że ludzie zajmują się tym na półetatu? Zaraz, a co to jest "hobby"? Więc może dla tych ludzi (sam się do nich zaliczam) jest to hobby, a nie praca, którą po roku zżera rutyna? Czy zajmowanie się czymś na półetatu (nawet 1/10 etatu) wyklucza profesjonalizm???
Jeżeli zauważymy, że RPG jest jednak rodzajem sztuki - tworzenia niematerialnej rzeczy jaką jest pomysł systemu, siatka zależności gry, przyszła "frajda" użytkowników - to mówienie o etacie w ogóle jest bez sensu (Ktoś rozliczał Moneta z ilości godzin jakie spędzał malując?).
Co zaś do samego zacytowanego opracowania - ładny kawałek tekstu o niczym. Żadnych cyferek obrazujących, czy podpierających wysnute teorie. Jest wytykanie palcami "wielkiego złego Hasbro" (które pewnie winne jest wszystkiemu łącznie z podagrą wujka) i jest reklama Lxxx (może to o nią chodziło? - przecież to podpora indie...). A, jest jeszcze ciepłe zdanie o WW (a w czyich łapach jest pakiet kontrolny WW?)
Autorowi nie chciało się jednak zupełnie zgłębić tematu i poszukać, wcale nie rodzynków na rynku, wydawnictw, które utrzymują się z rynku RPG i jakoś nie narzekają. Przykładem niemiecki Feder & Schwert.
A sprawa traktowania klienta - cóż w zasadzie to "jaki stół taka zastawa"... W Polsce stół kiepski, więc i zastawa... |