Tev miał ciekawą dewizę: "Nie ma to jak mała rozróba na poprawienie nastroju na dzień dzisiejszy" czy "Wyładuj się, będzie ci lepiej". Zawsze po rozwaleniu czegoś, dostawał napad dobrego humoru i teraz, kiedy kroiła się walka, nadeszła nowa werwa. Nie obchodziła go teraz Kejsi, nie liczyła się śmierć Astarotha. Teraz liczyło się tylko zniszczenie i destrukcja.
Cios Waldorffa trafił celu, lecz Drow podniósł się. Najwyraźniej miał tarczę ochronną, która ulegała właśnie destrukcji. Jego czarna błyskawica trafiła Mrocznego Elfa w pierś.
Ork tymczasem zawołał Reksia i sam został pochłonięty przez psa, lecz Barbak szybko sobie z nim poradził.
Nagle zjawił się Kaznel, wielki pseudobożek, zaczynając coś bredzić o nie wtykaniu ostrza gdzieśtam... Tev nie za bardzo go zrozumiał, jedynie przyglądał się z komicznym wyrazem pyska.
-Co on bredzi?-spojrzał na Waldorffa, a ten pokazał mu podniesiony kciuk, na co Tev wyszczerzył się, po czym spojrzał na Demona.
-Pokrako, kompletnie ci na dekiel piz...ło!-czknął nagle w środku słowa.
Równie nagle pojawił się Azmaer w sprawie wielkiego bydlaka, co to się właśnie zjawił, krzycząc coś, że chaos będzie walczył z chaosem, a śmiertelni ze śmiertelnymi.
-Łohohoho! Myślałby kto, że ty taki wielki nieśmiertelny jesteś. Jesteś tylko kupą chmurek!-tenże właśnie Demon otoczył się Kirreną i Rithem...
-Świat schodzi na psy... Bez obrazy, Reksio-nagle Kanzel spuścił na niego jedno ze swoich ostrzy, a drugie na Waldorffa, gdy Azmaer kazał mu się poddać, wycofać i takie inne pierdoły.
-Wolne żarty-prychnął Tev, nastawiając się na sparowanie uderzenia, lecz pseudobożek uklęknął.
-Przydatna ta chmurka. Czy coś cię przypadkiem w łeb nie pierdzielnęło? Źle się czujesz? Choroby psychiczne też się leczy!-wrzeszczał do Kanzela, wystawiając mu język.
-Barbaku... jak to ja się nazywałem?-wyszczerzył się Tev, chcąc tym razem posłać lodowe, anihilacyjne groty w kierunku Ray'giego, lecz zauważył coś dziwnego... Reksio przestał go lubić. Zjeżył się i wyszczerzył.
-Ej no... Reksio... Chyba nie gniewasz się za to moje luźne stwierdzonko-wyszczerzył się, chichocząc. Reksio jednak nie żartował.
-Barbak, weź swojego pieska, zanim mu się krzywda stanie!-krzyknął do Orka, ale ten był zajęty.
Stanął tak, że zaparł się prawą nogą, zaś jego lewa noga była nogą wykroczną. Wyciągnął ręce do Reksia.
-No chodź, psina!-wyszczerzył się, lecz nagle pojawił się Sirfaldir.
-Ja się tym zajmę-stanął spokojnie, gdyż miał wystarczająco wiele sił, by pochwycić go i oszołomić.
Tev wzruszył ramionami, po rzym do głowy przyszła mu szalona myśl, na którą sam zachichotał. Jego mhroczny paluch!
Miał zamiar podejść do Ray'giego i... dotknąć go!
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |