Zbyslav jadąc zastanawiał się schodząc z wozu czy już tej nocy natrafią na pierwsze niebezpieczeństwo. Tak bardzo miał ochotę wykrzyknąć a nie mówiłem?Zszedł jednak z wozu i ruszył za Mathiev. Odpowiadała mu taka pozycja mógł widzieć drogę jako jeden z pierwszych. To czego nauczył się przemierzając różne obszary naszego świata teraz powinno zaprocentować. Wiedział. że chwila nieuwagi może kosztować jego i towarzyszy życie. Orkowie mogli być wszędzie. Jednak to mu nie przeszkadzało. Przerażała go tylko wizja tworzenia drużyny z ludźmi, którzy wyglądali tylko na zbieraninę przypadkowych chłopców. Nikomu nie ufał. Nawet dowódcy wiedział, że w chwili zagrożenia może liczyć tylko na siebie. Najbardziej zastanawiał go ten, który mówił o sobie Wrzód. Było w nim coś dziwnego, ale nie miał zamiaru się nim przejmować. Idąc tak nagle usłyszał: - Koniec! Panie Mathiev, kończmy już! Potrzebujemy odpoczynku! Rozbijmy obóz na pierwszej lepszej polanie. Przed walką ze śmierdzącymi orkami lepiej dobrze wypocząć, nie uważasz? - wypowiedziane przez Wrzoda
Przystanął obejrzał się do tyłu i krzyknął:
- Panie Wrzodzie jeżeli mamy co chwilę przystawać na odpoczynki może od razu cofnijmy się do Minas Tirith - przerwał a po chwili dodał: - Jeśli mamy wesprzeć te strażnice zróbmy to prędko i jeśli to będzie możliwe odpoczniemy tam. Chyba, że wolicie dojść tam i zastać urzędujących orków.- Skończył i spoglądał na Mathieva by zobaczyć jego reakcję.
__________________ Co Cię nie zabije to Cię wzmocni. |