No nic... trzeba ruszać - zebrałem się w sobie, tak , jakbym miał zamiar wyruszyć na koło podbiegunowe. Chociaż wyprawa przez setki kilometrów lodu byłaby przyjemniejsza od wyjścia z tego przybytku wątpliwego szczęścia, niewątpliwych chorób wenerycznych a z pewnością stu procentowego zapomnienia...
Kilka kroków w stronę wskazanych mi drzwi... jeszcze raz zaciągam się tym słodkim zapachem. Eh. Dlaczego nie jestem jakimś pomywaczem w tanim barze? Przynajmniej było by mnie stać na spokojne posiedzenie tutaj i udawanie, że chcę coś zamówić... Cholera, życie.
Naciskam klamkę. Zastygam w bezruchu.
"Milutko... teraz zrobię krok w jakiś śmierdzący magazyn, wyjdę na ulicę, i jak będę miał szczęście to może wrócę tu wieczorem po kasiorę. O ile będę w stanie chodzić." - spoglądam przez ramię z tęsknotą na dziewczynki.
"No nic. Czyste życie. Parszywie" - wchodzę do środka.
Cokolwiek na mnie tam czeka, poprawiam kurtkę na sobie i bacznie rozglądam się po pomieszczeniu. Co jak co, ale w tym domu nikomu nie można ufać.
Zwłaszcza, jeśli chodzi o przesyłkę do Starego. Cholernego mafioza, szarej eminencji, który siedzi w swoim pseudo-kasynie ,melinie dla wszystkich mend i obżygańców, i udaje, że jest tylko spokojnym biznesmenem. Tak naprawdę ,ten w dupe ładowany kutafon, produkuje w swoich licznych piwniczkach wszelkie chemiczne świństwo tego świata, a potem rozprowadza tą śmierć po ulicach. A ja mam mu dostarczyć paczkę, która da mi wątpliwy zastrzyk gotówki, a jemu zapewne tylko pomoże zabić więcej staczających się duszyczek.. Parszywe , śmierdzące życie.
__________________ "All those moments will be lost... In time... Like tears... In the rain. Time to die." |