Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2009, 16:14   #34
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Po trudach i znojach, bardziej jednak innych osób znajdujących się w gospodzie niźli Atholi, dotarła ona do odpowiedniego pokoju nazwanego jakże błyskotliwie i zupełnie niespodziewanie – siódemką.

Owszem, w dość delikatny sposób zabroniono jej wypytywać Smokowca o cokolwiek, ale.. właśnie, pozostawało to „ale” , maleńkie niczym drzazga której nie można dostrzec, ale wiadomo że gdzieś tam jest i burzy całą misternie tworzoną konstrukcję. W tej sytuacji drzazgą było to, że Athola nie znała, albo nie chciała nigdy poznać znaczenia słów „nie wolno” i wszystkich jego pochodnych. Z tego też powodu kilka, a raczej kilkanaście razy próbowała dowiedzieć się czegoś od ich dość egzotycznego na swój smoczy sposób współtowarzysza. Na próżno jednak.
Cały czas była niczym wulkan. Mały, rudy, acz równie niebezpieczny co prawdziwe, wulkan. Miast jednak wybuchać lawą, w każdej chwili mogła wyrzucić z siebie potok słów, które masowo się pojawiały w jej umyśle. Już miała zamiar pobiec w poszukiwaniu innej „ofiary”, gdy to zaproponowano jej kolacyję. Zgodziła się, by potem zjeść tyle co nic, albowiem prawie cały czas opowiadała. Mówiła i mówiła i mówiła.. a jeśli później poszła spać, to mówiła przez sen.


***


Pierwszą oznaką pojawienia się kenderki, tej właśnie kenderki, w głównym pomieszczeniu gospody, był jej wysoki, dźwięczny alt przecinający poranne powietrze. Dotarł on do uszu obecnych jeszcze przed tym nim ktokolwiek mógł dostrzec rudą czuprynę, która już kolejną oznaką bytności Atholi była. Uśmiechem szerokim powitała obecnych i podzwaniając dzwoneczkami zdobiącymi jej ubranko, od razu skierowała się ku istotom poznanym nocy ostatniej. Po drodze zapewne drobne przedmioty nie omieszkały perfidnie skorzystać z okazji i wskoczyć do którejś z jej sakw podskakujących w rytm kroków rudowłosej.

Zjawiła się przy stole w odpowiednim momencie, aby usłyszeć o potrzebie posiadania mapy, a potem o dalszych rozmyślaniach co do trasy ich wyprawy. Ale i tak pierwsza część najbardziej ją zaciekawiła. Hoopak wsparła o najbliższą ścianę i usiadła na pierwszym lepszym krześle, by zaraz ze swego ramienia zsunąć pas torby, którą na kolanach złożyła.
-Mapa? Ja mam mapę. Oczywiście, że mam mapę! I to nie jedną. Chcecie zobaczyć? – Zapytała z błyskiem w niebieskich oczkach, po czym nie czekając na odpowiedź kogokolwiek, bo przecież wiedziała, że i tak każdy tylko czeka aby zobaczyć jej dzieło, otworzyła swą torbę odpowiednio zamaszyście. Dłoń, odzianą w jaskrawe rękawiczki bez palców, włożyła do jej odmętów i poszukiwania rozpoczęła, co chwilę usta wydymając lekko. Znalezienie mapy nie było takie łatwe, jak mogłoby się zdawać. Co rusz na blacie stołu lądowały przeróżne przedmioty, a wśród nich nawet trochę sztućców. – Ooo… Zapewne muszą być magiczne, skoro się ot tak pojawiły w mojej torbie! – Skomentowała to odkrycie nie mówiąc do nikogo konkretnie, tylko dzieląc się tą wiedzą z resztą świata. Tajemną wiedzą. Nie brała pod uwagę tego, że mogła je, przypadkiem zupełnie, zgarnąć ze stołu wraz z kielichami.

W pewnym momencie z uśmiechem triumfu wyciągnęła z torby coś, to wyglądało jak kawałek kory i zapewne nim właśnie było. –Hmm. Nie, to nie ta mapa. To plan Kenderówka. Ah ,ileż wspomnień się rodzi! –Zawołała radośnie przyglądając się swojemu skarbowi. Czy to bujna wyobraźnia Atholi, czy może pokręcona natura kenderskich budowniczych, acz ulice ojczystego miasta rudej wydawały się wić w każdą stronę niczym jakie robaki. Bez żadnego ładu i składu. Odkładając przedmiot i kontynuując poszukiwania, nie przestawała mówić. – Byliście kiedyś w Kenderówku? Pewnie nie, nie mogę sobie przypomnieć, abym kiedykolwiek widziała tam kogoś kto nie byłby kenderem. A to ciekawe, bo to trochę tak jakby wszyscy je omijali. A może po prostu nikt nie może trafić? To smutne. Nie wiedzą co tracą, a przede wszystkim nie doświadczą kenderskiej gościnności, która to przecież.. – Nikt się nie dowiedział więcej o owej gościnności, bowiem w tym samym momencie Athola wyjęła kawałek materiału lekko nadszarpany tu i ówdzie, a już szczególnie ówdzie, i przyjrzała mu się uważnie obracając ze dwa razy. Będąc już pewną tego co widzi, rozłożyła znalezisko na blacie stołu. – Proszę bardzo, nasza mapa.

Nie dało się zaprzeczyć, że zaiste, była to mapa i najwyraźniej własnoręcznie narysowana przez kenderkę. Jednak, o ile dla niej wszystko było jasne, o tyle każda inna osoba musiała się nieźle namęczyć, aby skojarzyć gdzie co jest. Acz, gdy ta trudna sztuka się w końcu udała, tedy widać było zaznaczone Solace, wraz z okolicami.
-Ja bym powiedziała, że najlepiej udać się do Crossing, o tutaj. To portowe miasto kupieckie rządzone przez dwie frakcje, kupców właśnie. Statki tam co chwilę odpływają. Ale.. mają olbrzymie szczury w więzieniach. Powinni coś z nimi zrobić, bo inaczej stracą tamtejszych bywalców. Jeśli stamtąd udałoby się nam wypłynąć, to potem na brzegu Solamnii byśmy mieli do wyboru sporo miast i wiosek portowych. Caergoth to najbliższe większe miasto. Stamtąd można byłoby prawdopodobnie popłynąć do Palanthas. Jeszcze tam nie byłam, ale to chyba najdalej wysunięte miejsce, gdzie dałoby się znaleźć statek na Taladas.
 
Tyaestyra jest offline