Walka skończyła się szybciej niż elf się tego spodziewał. To co naprawdę zaskoczyło to była śmierć elfa – Sampheniona. Tak szybka , prosta i przykra. „Nie zdążyłem nawet z nim porozmawiać…” Pomyślał ponuro żałując , że nie korzystał z chwili. Jego wzrok automatycznie powędrował w kierunku zwierząt jakimi mógłby się ów elf opiekować. Lilawander czół się zobowiązany przejąć nad nimi opiekę. Jego przemyślenia przerwane zostały przez brzdęk upadających kosztowności. Grom ludzkich oczu natychmiast zawęził się w spojrzeniu. Elf zwrócił jednak najbardziej uwagę na pismo, symbol Sigmara… i szybkie rączki sierżanta. Jego gest przyjął z zadowoleniem , świadczyło to dobrze o jego chęciach i zaangażowaniu w sprawę, mniej o lojalności wobec służby co również odpowiadało elfowi.
Na zadane pytanie odpowiedział szybko. - Oczywiście, wyślę sokoła w przypadku zagrożenia.
Chwilę później obrócił się w kierunku „sługi” - Przesuń ciało elfa pod dom, obok zwłok człowieka, potem dołącz do nas.
Z trojga utworzył półokrąg którego otwarta część chroniona była przez ścianę domu, zaś strażnicy pilnowali zwłok i miejsca zbrodni przepędzając wszelkich przechodniów i blokując ulicę.
– Ostrzegacie raz, w razie nie posłuchania celujecie, w razie agresji strzelacie. Nim sprawa przybierze zły obrót użyję magii jeśli będzie potrzebna więc nic się nie martwcie.
Elf chyba bardziej martwił się za ich oboje , nie chciał mieć na sumieniu podwładnego, tak jak chwilę wcześniej musiał mieć sierżant. Jego dziwny napad słabości mógł oznaczać poważną chorobę fizyczną lub psychiczną, to z kolei rzutowało na jego działania. Jedyne zagrożenie stwarzał jednak wyłącznie sobie – iż osłabnie na polu bitwy, umysł miał przenikliwy choć ponoć geniusza od szaleńca nic nie różni.
Sokół tymczasem krążył wkoło szukając niebezpiecznych ludzi… |