Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2009, 19:48   #40
Rewan
 
Reputacja: 1 Rewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodze
Nie wiedział ile czasu zajęło mu dostanie się do budynku, jednak był pewien, że zdecydowanie dłużej, niż mu się to wydaje. Dawka adrenaliny i niepokojąca sytuacja zrobiły swoje, a Mike stracił poczucie czasu. Ważne jednak było to, że w końcu mogli chwilę odsapnąć. Ogrom budynku dawał mocne wrażenie. Mike pomimo przezroczystych ścian nie dostrzegał jego końca. Coś, na co Mike zwrócił uwagę, to wiszące na lodowych ścianach kamery i biegnące kable wzdłuż lodowych ścian. Co najmniej niecodzienny widok.

Ranny towarzysz wbrew pozorom świetnie dawał sobie rade. Co więcej, Mike dopiero po chwili spostrzegł, iż człowiek ten nie ma już ran. One się jak gdyby zrosły?! Pozostały jedynie plamy zaschniętej krwi no i puste miejsce w oczodole. Zaskoczony przez pierwsze chwilę tym faktem, teraz dochodził do wniosku, iż ludzie z którymi się tu znalazł, nie są tutaj przypadkowo. Oni muszą być tacy jak on...

Pozostawił kompana na jakiejś czerwonej kanapie.

-Pójdę się rozejrzeć.

Ruszył wolnym krokiem pomiędzy regałami. W ciszy, spokoju, stawiał kolejne kroki, cicho tupiąc obcasami. Na regałach widział różne rzeczy. Z początku świeże pieczywo, owoce (wziął sobie jedno jabłko i zaczął jeść), potem noże kuchenne. Idąc pomiędzy regałami, ich zawartość szybko się zmieniała. Pomiędzy regałami, spostrzegł nowo przybyłych ludzi (Najwyraźniej oni wszyscy mieli się spotkać, to miejsce chciało tego. Młody Sheff nie wierzył w przypadki), ale niezauważony póki co, szedł dalej. Mijał kolejne regały, a wraz z nimi najróżniejsze przedmioty. Wszystko to zaczynało sprawiać wrażenie, jakby można byłoby tu znaleźć wszystko. W wielu przypadkach było tak, że była tylko jedna sztuka danego przedmiotu, jak gdyby miasto dawało im tylko jedną szanse. Idąc dalej, myśl która zaistniała w jego umyśle, teraz coraz bardziej rosła w siłę.

Może znajdę kokę...

Przechodził między regałami, ale wciąż nie widział tego, czego szukał. Znalazł broń. Pistolety, noże, karabiny maszynowe. Wszystkie rodzaje, czego by tylko dusza zapragnęła. Prawda była taka, że Mike strzelał kilka razy w życiu, na strzelnicy, ale od tego czasu minęły już lata. Nie wiedział, czy jeszcze będzie potrafił celnie strzelać, ale broń w tych okolicznościach, w takim miejscu... Ludzie tutaj posiadali niezwykłe moce, coś, czego nie spotyka się na co dzień w normalnym życiu. On sam ją posiada, ale nie wie co potrafią inni. Jeden uleczył swe rany, ale co potrafią inni? Bardzo niepokojąca myśl... Podniósł jeden z pistoletów i zaczął mu się przyglądać z zainteresowaniem. Desert Eagle. Tak pisało przynajmniej na etykietce przy broni. Nie znał się na typach broni, ale wyglądała prawie tak samo jak ta, którą kiedyś miał w dłoni. Szybko sprawdził pojemność magazynka, a gdy upewnił się, że jest pełny, wepchnął go spowrotem na miejsce i zabezpieczył broń. Potem wsadził za spodnie szybkim ruchem, jak gdyby bał się, że ktoś go zobaczy. Wziął jeszcze jeden magazynek do kieszeni i szybko odszedł z tego miejsca w głąb hipermarketu.

Przechodząc dalej mijał kolejne rzeczy, a tym sprzęt sportowy, ubrania... Wszystko to jednak go nie interesowało. Miał nadzieję na coś, co tak bardzo potrzebuje. Jednak po drodze nie znalazł to, czego pierwotnie szukał. Zamiast tego znalazł telefony komórkowe. O ile to tak jeszcze można nazwać... Dzisiejsze komórki to komputery, a w drugiej kolejności dopiero urządzenia do dzwonienia. To może się mu przydać. Między innymi zyska szybki dostęp do internetu. Szedł przy regale z telefonami komórkowymi i widział najnowsze cudy techniki. Ale on mógł mieć każdy, więc szukał najlepszego. Różne typy komórek przemijały mu przez wzrok, ale dopiero jedna, jedyna przykuła jego uwagę. Była to czarna komórka, z ekranem dotykowym na całej długości. Ale to nie kolor, czy kształt zwrócił jego uwagę, a brak oznaczeń firmy. Nic. Żadnego napisu, żadnego znaku firmowego. Wziął ją do ręki. Wiedział, że to właśnie tą komórkę musi włączyć. Chciał włożyć jakąś kartę, ale po obejrzeniu całego telefonu doszedł do wniosku, że nie ma gdzie. Ścisła budowa komórki nie pozwalała jej otworzyć. Włączył ją i po chwili, bez ukazania się wcześniej żadnego napisu z nazwą firmy na ekranie, pokazało się menu. Miała ona wiele opcji, ale nie czas było się nią bawić. Wsadził ją do kieszeni spodni i ruszył dalej. Tym razem nie musiał długo iść. Już po chwili ujrzał to co chciał.

Kokaina leżała na jednej z półek, rozdzielona na dwie porcje w foliowych opakowaniach. Z podnieceniem ruszył w stronę dwóch torebek, a z racji długich kroków, szybko się przed nimi znalazł. Jedną z torebek wsadził w kieszeń marynarki, a drugą... To była jedna z tych chwil, w której łowca napawa się swoją zdobytą zwierzyną. Powolnym ruchem ręki, chwycił drugie z opakowań i jeszcze chwilę się napawając, rozdarł je, a śnieżnobiały proszek rozsypał się na półce regału. Uformował proszek w ciągłą linie i zbliżył twarz do niego. Jednym płynnym wdechem, wciągnął proszek nosem. Odsunął się kilka chwiejnych kroków w tył i oparł się o regał z tyłu.

Nareszcie...

Już niedługo nadejdzie chwila euforii. Chwila tak piękna, która stanowi odskocznie od zwykłości tego świata, jego ponurości i przygnębienia. O tak... Przybędzie.

Ruszył wolnym krokiem pomiędzy regałami. Okazało się, że za nim tu doszedł zrobił małe kółko, ale teraz zmmierzał już ku innym. Niestety na tę jedyną chwilę musiał poczekać, zanim nim zawładnie, musi jeszcze dojść do reszty, by być w ich pobliżu. Gdy znalazł się już w pobliżu, opierając się o regał, zsunął się na ziemie i usiadł.

Uniósł twarz do góry i widział, jak obrazy wydarzeń przeszłych, a może i przyszłych, bo nie wszystkie znał, przemijają. Miał nadzieję, że nie ujrzy siebie, siedzącego tam w jakiejś chacie. Naćpanego. I miał nadzieję, że nikt nie zorientuje się, iż teraz też jest naćpany. Wtedy przyjdą nie chciane pytania i próby pomocy. On tego nie chciał...

Jestem Dominique. Znajdujemy się w Meridol, dzielnicy narodzin miasta Thagort.
Narodziliśmy się tu wszyscy jako stado Białej Róży. Nie pytajcie mnie o powody, moja wiedza o tym miejscu nie wykracza po za to co wam przed chwilą powiedziałam.
Chciałabym za to poznać wasze imiona.


Docierały do niego słowa, ale wraz z pierwszymi efektami narkotyku, ich sens był zamazany, albo bardziej trafne określenie, mało ważny. Poczuł jedynie wyraźną ochotę odpowiedzenia jej na to proste pytanie. Jak się nazywam.

-Mike Sheff.

Nim nastąpiło coś nowego, ujrzał siebie w odbiciu w jakimś lustrze, przy czym wyglądał co najmniej źle, a zaraz potem na miejscu swojego odbicia ujrzał twarz ojca.

-Zawszę byłeś żałosny...

*

Znowu stał. Narkotyk coraz mocniej działał, a euforia rozprzestrzeniała się. Czuł się lekki niczym piórko. Nic nie było dla niego ważne, bo był szczęśliwy. Ale... Przed nim stał jakiś potwór. Z jego twarzą?

Zastrzelę samego siebie.

Wyjął broń zza pasa. Jeszcze usłyszał krzyk wołający jego imię. Ale jakie to miało znaczenie. Podniósł broń przed siebie i nacisnął spust. Głuchy dźwięk. Broń nie wystrzeliła.

-Cholera, jest zabezpieczona. – powiedział niezbyt przytomnym tonem.

Odbezpieczył kciukiem broń i ponowił próbę. Nacisnął spust w kierunku swojej twarzy.

*

Mike wziął wypasiony telefon komórkowy, pistolet i jedną porcję kokainy na zapas. Teraz strzela w kierunku jednej z głowy hydry, ale z opóźnionym zapłonem i będąc naćpanym.
 

Ostatnio edytowane przez Rewan : 06-01-2009 o 19:51.
Rewan jest offline