Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2009, 11:19   #531
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Strzelał. Strzelał najlepiej jak potrafił. Jednak pudłował. Potowra jawnie sobie z niego drwiła, jawnie dopraszała się aby w końcu ją trafił, w końcu skrócił jej żywot. I to zapaliło gdzieś w zakamarkach umysłu Barbaka czerwoną lampką. Nie licząc kultu Zabójców, mało które stworzenie (bez względu na to czy stworzone ze światła czy z fioletu) raczej stara się unieść własną skórę. Nie stara się dążyć do samozagłady. Nie w tak jawny sposób.
- Może lepiej oddaj łuk temu ślepemu, hm-hm! - zachichotało niebo.
- A wiesz, że możesz mieć racje? Odparł wściekło i zagadkowo zarazem Barbak. Zaprzestał strzelania. Ukląkł na jedno kolano, kładąc Maleństwo przed sobą. Lewą dłonią jednak cięgle trzymał łuk. Prawica natomiast pobiegła instynktownie za plecy orka przyjmując coś na kształt pozycji szermierczej.

Pochylił głowę. Skupił myśli. Gdzieś dookoła niego wszyscy pogrążeni byli w szale bitewnym. Gorące uczucia nienawiści, strachu, lęku. Wszystko to wirowało. Napełniało orcze serce smutkiem. On sam również dał się ponieść temu wirowi.... na całe szczęście na krtótko. Zebrał się w sobie, odzyskał panowanie. Nie było nic gorszego jak wyprowadzony z równowagi Wojownik Światła. Jemu to po prostu nie przystało. Teraz jako poważna persona winien starać się przynajmniej być godzien nadanego mu tytułu. Bez względu na to czy był to tytuł nadany z rozmysłem, czy w skutek przypadku. Tak czy inaczej klęcząc oddał się temu, co akurat było mu potrzebne. Oddał się modlitwie. Cała ta kakofonia rozgrywana dookoła chwilo przestała go interesować.

There is another world in side of me that you may never sea.
There are seckret's in this life that i can't hide.
Somewere in this darkness there is life that I can't find.
Maybe it's too far away. Mayby I'm just blind.

Dearest light.
Hold me when I'm here.
Love me when I'm wrong.
Hold me when I'm scared,
And love me when I'm gone.

I'll never let you down!
Even if I could.
Give up every thing
If only for yout good!

So hold me when I'm here,
And love me when I'm gone.

Podniósł oczy.

Fungrimm razem z Levinem poharatani zrywali się do ponownego ataku. Barbak patrząc na krasnoluda nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż atak tan może przejeść do historii ataków mało konwencjonalnych. Brodacz co prawda nie robił jeszcze niczego podejrzanego, natomiast błysk bijący z jego oczy, a para wydostająca się z rzyci, mogły świadczyć o wszystkim i niczym zarazem. Levin wznosił kolejne okrzyki bojowe i Ork w duszy przyznać musiał, że jego przyjaciel zaczyna się wyrabiać. Jeszcze jakiś tuzin szarż na smoki i będzie wznosił profesjonalne okrzyki bojowe, z właściwą intonacją i dramaturgią. Ale i tak już był niezły.

Tev. Tevonrel, jego przyjaciel padł. Zakończył swój żywot. Ork opuścił na krótką chwilę głowę, a po jego policzku spłynęła łza.
- Odpoczywaj przyjacielu!

Naraz to kątem oka dostrzegł znajomy kształt pędzący ku niemu. Reksio. Czyżby w końcu zdecydował się go posłuchać? Wyszczerzone zęby i jednoznaczne zamiary jakie można było po chwili zauważyć mówiły same za siebie. Nie. Może błędem było sprzymierzanie się z tym Wargiem? Nie! To był zaszczyt mieć takiego kompana po swojej stronie. Teraz jednak musiał postąpić tak jak dyktowało jego sumienie. Nie dać się zabić przede wszystkim.

Na szarże Warga, Barbak nie zareagował wcale. Dalej w przyklęku, dalej z Maleństwem opartym na ziemi, dalej z dłonią w schowaną za plecami, dalej pogrążony w głębokiej modlitwie.


... Nie jestem godzien,
Abyś przyszło do mnie.
Ale powiedz tylko słowo,
A będzie uzdrowiona dusza moja

Reksio skoczył. Barbak pozostał dalej w przyklęku. Gdy szczęki warga już prawię zamykały się nad jego ciałem wyprostował rękę, do tej pory ukrytą za plecami. Zacisnął pięść. Strzała wielkości pillum zmaterializowała się w jego dłoni. A była to strzała stworzona mocą bieli. Barbak trzymając pewnie pocisk w dłoni nie cofnął się pozwolił aby jego przyjaciel podążył na spotkanie nieuniknionego. Aby na spotkanie tego samego podążył on sam. To było sprawiedliwe. Jeden na jednego, jak za starych czasów, gdy walki uczył go Tato.

Jeśli Reksio nabije się na pocisk Ork postara się naprzeć nań jeszcze mocniej. Jeśli nie przewróci się i postara wykorzystać pęd przeciwnika, aby przerzucić go nad sobą. Potem wykorzysta trzymany pocisk, napnie Maleństwo i wystrzeli.

Tak czy inaczej w ostatniej chwili warg usłyszy:
- Wybacz przyjacielu!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline